piątek, 31 grudnia 2010

2010.

W ten rok wkraczałam z kimś, Sylwester był udany, ten będzie pierwszym samotnym od właściwie 6 lat? Jestem w stanie to przeżyc. Przeżyłam ten rok. Stoję tutaj i nie płaczę choc ktoś mnie rani.
Nazwac ten rok kolejką górską byłoby zbyt trywialne. Jego nazwac się nie da. Czy był fatalny? Pełen wzlotów i upadków? Czy to ja mam tak naprawdę co narzekac? To 10 kwietnia zginęło 96 osób w katastrofie lotniczej, tym rodzinom dopiero musi byc ciężko, spędzac pierwszego Sylwestra bez matki, żony, męża, ojca, córki, syna. Tym ludziom, którym woda zabrała domy i do dziś ich nie mają. Są większe tragedie ludzkie niż moje złamane serce, prawda?
Przecież to był udany początek roku, wchodzę w swój folder "Zdjęcia" i przypominam sobie co się działo. Tyle wspólnych spacerów, dzielonych chwil, urodzin, świąt. Nie jeżdzę nad zalew, nie szukam wspomnień. Nie rozpamietuję. Potem przyszedł ten felerny dzień, w którym jeden telefon zrujnował mi serce, psychikę i portfel, prawie wątrobę..Jadąc samochodem zastanawiałam się czy nie przystanąc na przejeździe kolejowym. Przez Ciebie chciałam nie byc, nie życ. Tego nigdy nikomu nie wybaczam. Zmieniła mnie na zawsze, uczyniła silniejszą, bardziej dumną, świadomą swoich mocnych stron. Wakacje spędziłam na zapijaniu, odbijaniu się od dna przy upalnych temperaturach. Moja ukochana siostra wyszła za mąż, a tydzień później dobra znajoma. Nigdy się tak dobrze nie bawiłam. Pewnego lipcowego dnia ktoś pokazał mi jak to jest byc prawdziwie kochanym, jak to jest byc docenianym. Wracam tylko do tych chwil. Reszta jest tylko tłem. Nie wracam do złych momentów tego roku, bo one są niczym. Ludzie, którzy mnie zranili nie zasługują na uwagę. Przed Świętami dla spokoju sumienia chciała przeprosic i uzyskac przebaczenie. Przeprosiny przyjęte, wybaczenie to zbyt wielki wymóg.
W pracy uzyskałam wyższy stopień awansu zawodowego. Nikt tego ze mną nie dzielił, nikt nie pojął ile w to w pracy włożyłam i jak świetnie wypadłam na egzaminie. Dostałam znaczką podwyżkę, jestem z siebie dumna. Pracownicy bardziej szanują, mniej dokuczają. Dzieci są cudne, kradną serce każdego dnia.
Just gonna stand there and watch me burn? Tak sobie myślę o moich piosenkach roku, które mi towarzyszyły, odzwierciedlały najbardziej moje uczucia. Tak właśnie się czułam. Wy stoicie z boku i patrzycie jak się spalam, a zaraz potem tonę we własnych łzach. Brano, brano, zabierano, nie oddawano. Potem żądanie powrotu i żałowanie. Ja mówię NIE. Nie daję siebie nikomu, nie oddam za darmo, za nic, odrobinę uwagi, nie posłucham tęsknot serca. Nauczyłam się w końcu kochac siebie. To jest mój sukces tego roku. Nikt mi tego nie odbierze i tym podsumowuję swój rok. Kochaj siebie, a może pewnego dnia pokocha Cię ktoś inny. Wybierze Ciebie, nie tą, tamtą, nie zdradzi, zatroszczy się właśnie o Ciebie, bo czekała na Ciebie całe życie, ale o tym nie wiedziała, ale teraz już nigdy Cię nie puści..

Jak spędzam Sylwestra? Z przyjaciółkami, które są ze mną od zawsze u mnie w domu. Zrobimy sobie dobre jedzenie, pośpiewamy głośno, potańczymy, będziemy się smiac aż łzy nam popłyną i brzuchy będą bolec. O północy przytulimy się, powiemy jak bardzo się kochamy i podziękujemy sobie nawzajem, że jesteśmy. Po północy może pozwolę się pocałowac noworocznie, bo gdzieś niedaleko jest ktoś, kto tego chcę. Właśnie mnie. Dlaczego w Nowy Rok nie wkraczac z uśmiechem?
Tak więc dziś pijemy za błędy i sukcesy tego roku. Jeśli uważacie go za nieudanego to życzę Wam byście dziś spojrzeli na niego z dystansem, a na ten nadchodzący z nadzieją. Na przekór sobie, światu i wszystkim bawcie się, zapomnijcie o świecie. Na ten Nowy Rok wszystkiego co najlepsze;* ! I dziękuję wszystkim tym, którzy dzięki temu blogowi pojawili się w moim życiu, podtrzymywali na duchu, po prostu byli i są...Wy wiecie kim jesteście:) :*

wtorek, 28 grudnia 2010

kto tam? kto jest w środku?


Jest tam jeszcze ktoś prawdziwy?
Ludzie powinni miec okazję powiedziec co czują. Pocałunek, trzymanie za rękę, spojrzenia, seks nie są w dzisiejszym świecie już żadną formą zobowiązania. Ostatnio czuję się jakbym na czole miała wypisane " czaso-umilacz ". A ja szukam czaso-wstrzymywacza, który da ludziom chwilę się zastanowic nad tym, co wyprawiają. Szukają dowartościowania, rozrywki, uwagi? Wezmę od Ciebie co mi potrzebne, potem wrócę do domu do łóżka, gdzie druga jego połowa jest już zajęta. A ja do swojego, w którym czeka tylko kołdra.
Ludzie powinni miec okazję powiedziec co czują. Wszystkie te filmy, piosenki są powodem cierpień. Szukamy wzorców, usprawiedliwień, porad wszędzie gdzie się da. Na półkach księgarni mnóstwo poradników jak życ. Czy nawet tego już nie umiemy? Dlaczego potrafię tak płakac na filmie czy przy piosence, paru brzmieniach gitary, skrzypiec czy fortepianu? Bo ktoś wyśpiewał, zagrał, wypowiedział to, co ja czuję lub bym chciała by ktoś poczuł. Tak więc dziś po raz kolejny podcinam sobie żyły dźwiękami, słowami, które wypatrują zmiany w życiu, której pragnę.
Dlaczego nie mówimy, co czujemy? W sklepach mamy kartki na każdą okazję, które mają za nas wypowiedziec słowa . Dlaczego obcy mają wkładac nam słowa w usta? Dlaczego ludzie zamiast byc szczerymi wolą wstawic piosenkę na facebooka, która ma trafic do wybranej osoby? Ludzie zamiast powiedziec co ich interesuje, zamieszczą to w rubryce "zainteresowania". Zamiast powiedziec co czują, zamieszczą to w statusie lub zacytują kogoś, by zrobił to za nich. Dodamy zdjęcia z imprezy, by wyzwolic zazdrośc lub zainteresowanie. Wstępujemy do różnych grup, by pokazac nasze poglądy, poczucie humoru. Będąc w związku mamy obowiązek to zaznaczyc, bo druga połówka się obrazi. Mamy siebie oznaczac jak metki przy ubraniach albo bydło. A potem nagle zaboli, gdy status związku zmieni się na "wolna". Nikogo za to nie winię, bo właściwie, gdy nie mamy prawa lub sposobności to lepsza taka forma komunikacji niż żadna. Tak to my, dzieci facebooka. Sama nim jestem. Ale gdzie jest ktoś prawdziwy? Kto oprócz smsa, statusu czy zaczepki na facebooku powali na kolana prawdą? 
Po prostu domagam się prawdy.
chciałabym móc zanurzyć głowę
w strumieniu twojej świadomości
bezpowrotnie
chciałabym przez judasze oczu
twoich łagodnych
spojrzeć
kto tam? kto jest w środku?

śpiewam żal
ciężar słów
które więzi krtań

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Święta z Nikim.


W tym roku święta spędzę z Nikim. Nikt masz bardzo ciekawe imię,wiesz? Nie widziałam Cię od 6 lat. W tym czasie zastępował Cię Ktoś. Święta w zeszłym roku wyglądały zupełnie inaczej. Dzisiaj wynosząc śmieci przypomniał mi się Ktoś, bo Ktoś kupił mi ten kosz, bo ja nigdy nie miałam czasu podjechac do miasta. O tej porze w zeszłym roku z Ktosiem pakowałam prezenty dla rodziny i byłyśmy wtedy naprawdę szczęśliwe. W pierwsze święto Ktoś siedział z nami przy stole i dzielił opłatkiem.  W tym roku miejsce przy stole zajmuję Nikt. Nikt jest bardzo cicha. Na moje słowa odpowiada głuchym echem. Nie przytrzyma wstążki by pomóc zawiązac nią prezenty. Nikt nic mi nie podaruje. Nikt nie pomogła w zakupach świątecznych, nie wzięła na spacer po mieście. Nikt nie pojawi się w tym roku na Święta, bo nie istnieje. Choc Nikt jest okropnie chłodna, nie boję się jej. Nie jest mi potrzebna do rozniecenia minimalnej radości ze Świąt.
Czym lub Kim są dla mnie Święta w tym roku? To ta piosenka sięgająca dna mojej duszy, to ten płomień ze świeczki oświetlający klawiaturę. To ta duma, że wypłynęłam po drugiej stronie rzeki bez pomocy Kogokolwiek. To moje spojrzenie w górę na lampę uliczną i powolnie spadający śnieg, który uspokaja tęsknoty serca i przypomina, że tak jak błogo opada ten śnieg, tak moje życie powoli się uspokaja. Na co dzień ten śnieg mnie nie urzeka, bo utrudnia dojazdy do pracy i sprawia, że średnio raz na tydzień wpadam w poślizg:P Ale, gdy któregoś dnia wyszłam z pracy wykończona i zniechęcona, że trzeba będzie znowu odśnieżac autko, to znalazłam na nim kilka serduszek namalowanych palcami przez uczniów. Skradli mi serce i dodali kopa energii:) Małe gesty, małe szczęścia. Święta to namówienie taty by w tym roku obejrzał ze mną "To Właśnie Miłośc" w telewizji i jego końcowe stwierdzenie: piękny film córeczko. To wspomnienie jego łzy w oku, gdy w zeszłym roku oglądał ze mną Kevina Samego w Domu, to te chwile, które przypominają mi, że mnie kocha choc tak kiepsko się dogadujemy. Zasiądziemy przy stole Wigilijnym, cały dzień będziemy się kłócic i popędzac, mama będzie smutna, wieczorem wspomnimy zmarłych z rodziny i zrobi mi się znów piekielnie smutno. Sekundę, może dwie, będzie może nawet magicznie, po kolacji wszyscy rozejdą się w swoje strony i czar pryśnie. W Drugi dzień będziemy odliczac czas, by móc stwierdzic, że mama nie będzie zła, że otwieramy już whiskey;). Moje myśli już takie są, że wracają do przeszłości, więc na pewno obejrzę się na miniony rok i co pomyślę? Że był okropny, nieudany, pełen łez i rozczarowań? Zdradzona, zostawiona, porzucona, odzyskana, zepchnięta? Tak. Rozniecona, doceniona, zauważona, pocieszona, wsparta, przez kogoś kochana? Też. Rok zaczął się od planów wyprowadzki, zakończył na Niczym z Nikim. Ale jestem tutaj i stoję wysoko:). Mam dwie sprawne ręcę, więc prezenty zapakuję sama. Prezenty zawsze wybierałam sama, więc nie był mi potrzebny do tego Ktoś. Choc Ktoś mnie w tym roku nie przytuli i nie przyjdzie z życzeniami, to niespodziewanie puka do mnie ostatnimi dniami znów Nadzieja i dodaje sił i otuchy.

Wszystkim ludziom, którzy zostawiają tu ciepłe słowa,którzy są ze mną od początku, którzy pomagają mi poznawac siebie i tym, którzy konstruktywnie potrafią skrytykowac i skłonic do myślenia - chcę życzyc Wesołych Świąt z głębi mojego werterowego serducha:) Byście spędzili je w ciepłej, świątecznej atmosferze niezależnie od otaczającej Was rzeczywistości. Bo Święta to nie to, co możemy dotknąc, ale to, co możemy poczuc:)

poniedziałek, 13 grudnia 2010

wtedy nie ma zdrady, gdy wszystko jest zdradą.


"W miłości 'wierność' jest tak długo, jak długo w uczuciu jest ów czuły przypływ i odpływ niepewności, podejrzeń... Jak długo człowiek czuje, ze nie uwięził do końca w ramionach tego wroga, jakim jest kochanek. Istnieje, jak długo są dla siebie niebezpieczeństwem i niepewnością. Wtedy nie ma zdrady, gdy wszystko jest zdradą..."

"Nikt nie zdołał rozstrzygnąć, co bardziej popycha kobietę do niewierności: niemożność odmiany, czy swoboda, jaką by jej zostawiono w tej mierze."

"Jest się właściwie wiernym tylko w miłości nieszczęśliwej, gdyż odbiera ona chęć do rozpoczynania na nowo. "

Tak wiele jak ostatnimi miesiącami zastanawiam się dlaczego ludzie od siebie odchodzą, poddają się, nie walczą tak samo często nurtowało mnie pytanie dlaczego ludzie zdradzają?I gdy myślę o odpowiedzi to przychodzą mi na myśl te cytaty, bo w każdym jest ziarnko prawdy.
Zdradzano mnie tyle razy, że po czasie przestałam myślec, bo stało się to dla mnie już prawie nieodzowną częścia każdego związku. Nieprawda. Nie powinno byc żadną jego częścią, bo wierzę, że można nie zdradzac. A główną przyczyną jest po prostu nasze narcystyczne ego. Każdy z nas je posiada, nawet jeśli głęboko je chowa i mieni się altruistą. Dlatego tak bardzo lubimy komplementy, dlatego serce nam się grzeję, gdy słyszymy prosty komplement, gdy łechtamy miłym słowem nasze "ja". 
Gdy przychodzi dzień, w którym jesteśmy pewni partnera, kiedy wydaje nam się, że znamy już każdy jego chwyt, posunięcie, gdy czujemy, że "posiadamy" i "usiedliliśmy" bestię nasze wyzwanie, którym na początku było uwiedzenie kogoś, zostaje zakończone. W życiu wkrada się przerażające słowo "rytuna". "Pięknie dziś wyglądasz" po czasie przestaje brzmiec uwodząco. Bardziej zadowalają nas komplementy innych, niż ukochanej osoby. I czasami szukami sami, świadomie bądź nie, albo, nie wiedząc skąd, pojawia się ktoś w naszym życiu, kto przypomina o świeżości uczuc. I wtedy jesteśmy straceni. Dla mnie tu zaczyna się już zdrada. Gdy zaczynami szukac, gdy rozglądamy się, próbujemy łowic komplementy od innych. Tu zaczyna się prosta droga do piekła. Znaleźliśmy ten dreszczyk, tą niepewnośc. Zanim się obejrzymy każde zachowanie naszego partnera/partnerki zaczyna nas drażnic. To, że kiedyś wydawało nam się urocze to, że ktoś nerwowo obgryza paznokcie lub non stop poprawia włosy teraz urasta do rangi tiku nerwowego i działa nam równie bardzo na nerwy, aż pewnego dnia przy obiedzie krzyczymy: matko boska, przestań! Twoje włosy wyglądają dobrze, przestań się nimi bawic! I gdy nasze uszy usłyszą własny ton, będą miały ochotę zapaśc się pod ziemię. To pierwszy znak. Pewnego dnia lężąc wtuleni przed telewizorem, poczujemy, że cholernie nas drażni w jaki sposób dotyka nas partner. Nagle wydaje nam się to tak rutynowe, znane i powszednie, że wstaniemy i wyjdziemy pod pretekstem pójścia do łazienki, a tak naprawdę chcecie uniknąc kolejnego wybuchu. 
Czasami to naprawdę nie nasza wina. Czasami myślę tacy już jesteśmy. Każdy człowiek wymaga uwagi. Czasami wydaje nam się, że tej uwagi od drugiej strony już nie dostajemy, dlatego pragniemy zobaczyc czy nie dostaniemy jej  gdzie indziej.
Potem przychodzi kolejne wytłumaczenie: Ograniczasz mnie, nie doceniasz mnie, nie zauważasz - to znajdę kogoś, kto MNIE zauważy. Albo też, jak w moim przypadku ostatnio, pozostawiałam za dużo swobody. Ufałam, chciałam pokazac, że ufam, bo naiwnie wierzyłam, że człowiek nie może byc tak zepsuty, by to wykorzystac, ale raczej docenic. Ale nie, są ludzie, którzy swobodę jaką dostają wykorzystują dla siebie. Nie pytałam kto piszę, nie zaglądałam do telefonu, nie zabraniałam spotkań. A niepytanie, pozostawia mnóstwo miejsca na kłamstwa. Potem już tylko strach przed potwierdzeniem własnych obaw sprawia, że nie pytamy i tkwimy w odchłani pomiędzy prawdą a kłamstwem.
A potem przyszedł powód ostatni. Tak wiele razy mnie raniono, zdradzano i mi nie wychodziło, że mimo tego, że nie byłam w pełni szczęśliwa i mogło mi przyjśc do głowy spróbowac z kimś innym, bo wiedziałam, że może byc ktoś lepszy, to tego nie robiłam. W głębi dlatego, że tak mnie zmęczyło szukanie i nietrafianie w szczęście, że postanowiłam już nigdy nie szukac dalej tylko pracowac jak wół nad tym, co mam. Poległam. Pracowac trzeba we dwójkę, a nie pojedynkę. W bitwie pomiędzy lustrem a sobą zawsze przegrywam. Po zbitym lustrze mam nie tylko pocięte dłonie, ale i całe serce i duszę.
Mimo tego ciągle wierzę, że są ludzie, którzy potrafią wytrwac i zawalczyc, a jeśli nie to rozstac się z pozostawieniem szacunku między sobą. Gdy zdradziła mnie 10 razy, przestałam dalej liczyc. Gdy zdradziła na moich oczach, wybiegłam rycząc. Głupia wróciłam. Gdy następna w złości przez telefon wyznała: byłam na Ciebie zła, zerżnęłam ją, używam takiego słowa, bo tym to było". Odłożyłam słuchawkę z odruchem wymiotnym. Też wybaczyłam, bo mi się należało. Jednak, gdy Ty planowałaś i knułaś za moimi plecami od ponad roku, kłamałaś na każdym polu, nie wybaczę nigdy. Jestem pamiętliwym człowiekiem, ale o wielkim sercu, który potrafi wybaczac. Bo choc gardzę ludźmi, którzy zdradzają to wierzę, że można odbudowac, co złamaliśmy. Warunek jest jeden - że miłośc nadal istnieje. Są ludzie, którzy nie widzą nic poza czubkiem własnego nosa i zawsze będą pragnąc komplementów innych. Ale są też tacy, którzy czują się niezauważani i czasami zamiast porozmawiac z nami, znajdą kogoś innego. Zdrada może byc wybaczona i związek może przetrwac, gdy człowiek zdobędzie się na odwagę na szczerośc i otwarcie przyzna, że zawiódł, ale ciągle kocha. Gdy ktoś zawalczy i udowodni uczucie - przyjmuję. 
Nigdy nie przeprosiłaś oficjalnie, rozpowiadałaś o mnie okropnie bolesne słowa. Nie szanuję tchórzy, egocentryków i tanich komplemenciarzy.

Blizny Twojej miłości przypominają mi o nas i o tym, że prawie miałyśmy wszystko
Pozostawiają mnie w bezdechu. Mogłyśmy miec wszystko, pełzając po dnie, ale wszystko. Miałaś moje serce i duszę i zagrałaś nimi do własnego rytmu.
Inspiracją dla tej notki jest właśnie ta piosenka i teledysk. Są waleczne, pełne symboli, pewnie interpretuje go według własnej historii, ale może każdy z Was znajdzie w niej coś dla siebie. Te szklanki, rozbijana porcelana, paląca się makieta miasta. Wizualnie i artystycznie cieszy oczy, a wokalnie i muzycznie uszy;)

Szczęście w życiu składa się z drobiazgów, z chwil wyrażonych w pocałunku, serdecznym komplemencie. Wierzę, że istnieją ludzie, którzy dają komplementy szczere bez wymogu posiadania nas w całości dla zaspokojenia pragnień własnego niedopełnionego ego. Nie cierpię słowa "posiadac", bo nikogo nie można miec na własnośc.
Są ludzie, którzy dają nadzieję:) 

czwartek, 9 grudnia 2010

tyle miłości we krwi.

dawno, jak na mnie, naprawdę dawno nie płakałam.
teraz właśnie, w tym momencie
tej minucie
to "dawno" się skończyło
nigdy nie będę silna
dziś znieczulenie przestaje działac
i czuję ból po wyrwanym sercu
podciętych skrzydłach
i uciętych nogach
przez co znów chodzę niska

dziś znów jestem bezbronną, samą i smutną dziewczynką.

nic nie grzeję nawet moich myśli.
zapach mandarynek, głos świątecznych piosenek i lampki uliczne nie odwracają uwagi od głosu serca.
a moje miasto jest naprawdę cudnie oświetlone, rozczuliło mnie to głębi, że
po powrocie do domu przyozdobiłam swój pokój świątecznie, zapaliłam świeczki dla lepszego nastroju, miałam wziąc się do pracy kiedy stanęłam przed tym wszystkim,
myśląc: to wszystko powinno byc dla mnie, ale mnie to wcale nie cieszy, bo nie mam tego komu pokazac
moje szczęście zawsze dzieli się między dwoje, a nie tylko dla siebie.
położyłam się na łóżko wsłuchując się w słowa pięknie wyśpiewane
czując, że ważę tonę i już się nie podniosę, nic nie zrobię. Ostatnimi dniami ogarnia mnie niemoc.
Dziś na indywidualnej lekcji z 7-letnim chłopcem chorym na raka uczyłam go części twarzy, w tym włosy, z uśmiechem kradnącym serce powiedział: hehe ja dużo ich nie mam... i co ja miałam powiedziec?Miałam ochotę go tylko przytulic, bo tyle ciepła we mnie wyzwolił. dzisiejszy dzień tylko tym się dla mnie odznaczył.
w Mikołajki chodziłam w czapce świętego Mikołaja na lekcje i wysłuchiwałam o prezentach dzieci
myśląc, moje buty są puste od lat...
bo w końcu ile można oszukiwac serce błahymi podróbkami szczęścia.

Bóg wie, że byłam naiwna, ale myślę, że jest ze mnie dumny
trudno mi jednak oddzielic rozczarowania od serca
gdyby czas byłby pieniędzmi, wydałabym wszystkie na Ciebie
z minut, które przekroczyłyśmy,kupiłabym Ci kwiaty
Przemieniłabym godziny w ogrody, zasadzone tylko dla nas do zerwania
Budowałabym zamki noszące Twoje imię
"Tyle miłości we krwi
Niesiesz każdego dnia
Na jeden moment choć raz
Chciałbyś komuś ją dać
Gasisz swą każdą myśl
Lepiej byś już zapomniał
Potem będzie trudniej żyć
Wszystko na próżno co masz w sobie
Tyle ciepła tyle czułych słów"

life is a gorgeous, broken gift.
six billion pieces waiting to be fixed.
love letters that were never signed,
sent to where we live.

the smartest thing i've ever learned
is that i don't have all the answers,
just a little light to call my own.

Nowa płyta Sleeping At Last płytą tej zimy, skradła, złamała mi serce, kocham śpiewaną poezję. 

poniedziałek, 6 grudnia 2010

szukając wektora miłości.


Mimo, że lipiec, sople z ust zwisają mi
Znów przywitałeś wiadrem z lodem
Zdusiłeś ogień choć się jeszcze trochę tlił
Spalam się każdego dnia przy tobie

W szparkę ust włożę klucz
Niech się cisza stanie
W szafce nóż chętny już
Gotów na rozstanie

Myślałam że przeczekam
Ten arktyczny chłód
Pod ciepłym kocem skulę kości
Pod biegunowym kołem czaję się jak tchórz
Szukając wektora miłości

Słowa tej piosenki brzmią w moim sercu od wczoraj. Wracając w śnieżycy do domu tytuł "Syberia" nadawał się idealnie. Czemu zaczynam tymi słowami? Bo, gdy myślę o tym, jakie kobiety mnie interesują to wiem, że na pewno nie takie. Nigdy więcej spalania się, arktycznego chłodu. Nie będę nigdy więcej "przeczekiwac" i liczyc na to, że ktoś coś, zrobi.
Pociągają mnie kobiety czynu. Nie te leniwe, bierne. Człowiek wiedzący czego chce od życia, nie taki, który codziennie ma na niego nowy plan. Człowiek mający mnóstwo planów ostatecznie kończy na niespełnianiu żadnego z nich. Nie wiem co takiego jest w kobietach ciężko pracujących, ale przykuwają moją uwagę. Staram się pamiętac, by nie mylic tego jednak z odpowiedzialnością.
Kobieta z pasją. Są kobiety, które potrafi nic nie interesowac. Są jednowymiarowe. Lubię kobiety, które dobrze znają się chociażby na jednej dziedzinie. Czy to książce, muzyce, filmie, bankach czy aparatach. Ktoś, kto potrafi się w coś zaanagażowac i byc temu wierny mnie przyciąga. Wytrwałośc i silna wola. Sama chętnie bym się ich nauczyła.
Często słyszę, że "moja kobieta musi byc inteligentna". Ciekawą mnie tu dwa słowa "moja" i "inteligentna". Co znaczy jedno i drugie. Nie lubię słowa "zdobywac", bo sugeruję ono przynależnośc, a nie można nikogo miec na właśnośc. Inteligentna? Większosc z nas chyba nie potrafi określic co ma na myśli. Dla mnie inteligencją jest pasją, jest nią samoświadomośc, zdolnośc obserwacji rzeczywistości i umiejętnośc rozmawiania o tym, co widzimy i czujemy. Kobieta, która potrafi wypowiedziec się na różne tematy. Taka, która przeczyta artykuł, obejrzy coś w wiadomościach i zapyta mnie o zdanie i sama będzie takowe miała. Kobieta, która rozumie, że konstruktywne dyskusje to nie są oznaki nudy, wyższości czy powagi, ale są częscią ciekawości świata.
Kobieta, która potrafi się dobrze bawic. Takie proste, a takie trudne. Są kobiety, które chcą Cię właśnie "miec", gdziekolwiek z nimi nie pójdziesz będą chciały czuc, że mają Cię w garści. Przez to popsują Ci zabawę momentem zazdrości, fochem.
Taka, które rozumie, że miłośc to nie chwilowy kaprys, która wie, że o uczucia trzeba walczyc, bo o miłośc zawsze warto walczyc. W takim razie powinna chyba miec w sobie mimo wszystko coś z romantyzmu. Powinna ją wzruszac natura, bo co innego na świecie istnieje tak prawdziwego? Każdego dnia widzę ile krzywdy się dzieje, ile kłamstw się wypowiada, to wschodzące słońce, gdy jadę do pracy jest tam zawsze i wzrusza mnie do łez.
Nie ufam ludziom, którzy nie płaczą. Albo gorzej, którzy twierdzą, że nigdy nie płaczą. Kobieta z pewną wrażliwością w środku. Tylko taka zrozumie moje częste łzy. Że nie jestem ani przewrażliwiona ani nadwrażliwa. Jestem prawdziwa. Często więc zadaje pytanie, co ludzi wzrusza i kiedy, jeśli, w ogóle płaczą. Nigdy więcej nie chcę w swoim życiu arktycznego chłodu. Jak ognia unikam osób wrednych, dokuczliwych. Nigdy więcej. Zdrowa zazdrośc, a nie taka, która nie potrafi Ci pogratulowac sukcesu, bo jest o niego zazdrosna. Nigdy więcej uniżania moim osiągnięciom. Proste komplementy i szczerośc. Szukam prostoty wielowymiarowej.

Kobieta, która jednego dnia zaszyje się ze mną w domu pod kocem i obejrzymy przy winie najsmutniejszy film świata, by się na nim wypłakac. Taka, przy której nie będę się wstydziła tych łez wylac. Kobieta, która będzie w najważniejszych chwilach mojego życia i będzie dzieliła smutki i radości. Taka co zrozumie, że czasami życie mnie nie cieszy. Że czasami kładę się na podłodze, gapię w sufit i czuję niemoc. I to nie dlatego, że ona nie daje mi szczęścia, ale dlatego, że pragnę go tylko więcej i tęsknię. Taka, która zrozumie, że mam werterowską duszę i choc nieważne ile będę wyglądac na silną i niezależną to jestem tym misiem pluszowym, który został rzucony w kąt. Kobieta, która zabierze mnie do kina, teatru, a na drugi dzień weźmie na lodowisko czy sanki i będziemy płakac ze śmiechu, że obie nie umiemy jeździc. Będzie pamiętac, że czasami te najprostsze gesty i czynności przynoszą więcej szczęścia niż planowanie wakacji za granicą. Kobieta, która wie, że czasami słowa nie są potrzebne, ale są momenty, gdy tylko ich potrzebuję. Kobieta potrafiąca przyznawac się do swoich błędów i zdolna do pracy nad sobą. Duma jest pociągająca póki nie przeradza się w narcyzm, więc schowanie jej czasem do kieszeni pociąga mnie jeszcze bardziej. Kobieta używająca słów "dziękuję, przepraszam, proszę". Proste? RZADKIE! za szczerośc oddam prawą rekę, słuch, powonienie.

Są takie?  

Sople z ust zwisają mi, ludzie w tą zimę są wyjątkowo chłodni. Radzę sobie jak na siebie świetnie, ale dopada mnie to. Zbliża się. Smutek na swój los. Na wszystkie te kobiety, które mówią, że żałują, ale nic z tym nie robią. Na tą, co krąży po moim osiedlu bojąc się odezwac. Na tą, co mówi, że tęskni, na tą co mówi, że, gdy nie może zasnąc wyobraża sobie cynamonowy zapach Świąt ze mną przy boku, bo myśli o mnie dają jej poczucie bezpieczeństwa. Na tą, co ociera się dłonią, patrzy głęboko w oczy, ale upiera się, że do 30stki nie wydorośleje. A ja mam dosyc czekania na kogokolwiek. Niech mnie szukają, walczą, nawet zdobywają. Codziennie powtarzam sobie, że warto, by nie zmieknąc.
czekając na wektor miłości.

http://www.youtube.com/watch?v=g_G--UV1D_4

czwartek, 2 grudnia 2010

co mnie kręci, co mnie podnieca.


Tytuł notki inspirowany jakim filmem?;)
Zostałam poproszona by napisac o tym co fascynuje mnie w charakterze i wyglądzie kobiet w najdrobniejszych szczegółach, a że nastrój na pisanie takich notek mam, zwłaszcza porami nocnymi napiszę ją od razu. Składa się nawet idealnie, bo cały wieczór słucham muzyki, która pobudza do pisania notek a la alfabet erotyczny;)
Przed oczami przewija mi się mnóstwo obrazów, które kiedyś w większym lub mniejszym stopniu mnie podnieciły, zaintrygowały, przykuły uwagę. Trudno je ubrac w słowa, trudno przekazac co fascynuje akurat moje oczy, moje ego, mój rozum, serce, ciało. Ostatnio pisałam o aurze niedostępności, bo właśnie zastanawiam się od pewnego czasu co nas w ludziach pociąga.
Zacznę więc może od tej strony fizycznej. Mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach i ja tego diabła wielbię. Nie mam określonego gustu,typu, mówię z góry. Jednego dnia zachwyci i obejrzę się za brunetką, innego za blondynką. Każda moja kobieta była totalnym przeciwieństwem poprzedniej. Nieważna długośc włosów. Ważne jest bardzo dla mnie by były one zadbane. Choc, gdy są długie jest za co złapac, gdzie zatopic się dłońmi podczas całowania;). Ja swoich długich nie wyobrażam sobie ściąc. To moja wizytówka. Lubię kobiety świadome swojej atrakcyjności, tego jak można zwrócic na siebie uwagę włosami, tym jak je układamy, jak nimi "zarzucamy", jak można za nimi ukryc spojrzenie, jak pociągająco wyglądają, gdy opadają na nagie plecy czy piersi.
Zapach kobiety. To jest rzecz, po której je rozpoznaje i zapamiętuję. Każda miała swój zapach i smak. Nie chodzi tu tylko o perfumy. Ale smak i zapach skóry, języka. Nic tak nie pozostaję w pamięci jak wyryty w nozdrzach zapach kobiety. Gdy czasami idę centrum handlowym i mijam kobiety o uwodzącym zapachu, obracam się chcąc zapytac czym pachnie i czy wie jak za sobą wodzi;).
Części ciała, które mogą przykuc moją uwagę? Patrzę na dłonie, płytkę paznokciową. Nie każda kobieta może poszczycic się zgrabnymi, subtelnymi dłońmi. Jednak nie jest to jakiś wymóg, ale mało kobiet poznałam o tzw. kobiecych dłoniach, raczej topornych. Pośladki? Ależ oczywiście, że za nimi się oglądam. Zwracam uwagę, dlatego sama, gdy kupuję jeansy muszą one leżec idealnie, uwydatniac i wołac: spójrz na mnie,a potem dotknij;). Czy oczy, określone rysy twarzy? Banalnie zabrzmi, ale każda ma w sobie to "coś". U każdej kobiety, to coś mieści się gdzie indziej albo i wszędzie. Kości miednicy i obojczyk. Nadgarstki. Nie wiem co w nich takiego, ale wystające kości potrafią mnie również zafascynowac. Nogi, prawdziwe, zgrabne, silne kobiece nogi, gdy takie zobaczyłam, zrozumiałam, że działają na mnie jak płachta na byka.
To, co nas pociąga to przede wszystkim wzajemne zainteresowanie. Kobieta, która potrafi nie spuszczac z Ciebie oczu. Wchodzisz na imprezę w mieszkaniu koleżanki i wiesz, że patrzy tylko na Ciebie, w co dziś się ubrałaś, gdy się schylisz siegając po alkohol z lodówki, wiesz, że patrzy na Twoje pośladki. Mimo tego, że rozmawia z kimś innym, patrzy Ci prosto w oczy : "wzięłabym Cię tu i teraz". Rozmawia z Tobą większośc wieczoru, a Ty myślisz tylko o tym jak ona całuje, by przywrzec ją do tego blatu w kuchni i nie dac się nigdy zapomniec. Potem odprowadzasz ją do windy wiedząc, że zaraz to się stanie. Przywrze Cię do ściany i Cię pocałuje. Uśmiechniemy się złowieszczo i rozejdziemy w przeciwne strony myśląc o tym, co mogło stac się w tej windzie, gdyby było więcej czasu.
Takie coś nie istnieje? Istnieje, niedawno się przydarzyło.
Kobieta, którą pobudza muzyka. Która potrafi się dobrze ruszac, kobieta świadoma swojej seksualności, przyciągającego spojrzenia. Taka, która usłyszy jedną nutę, słowo i spojrzy na Ciebie i wiesz, że chce Cię tu i teraz. Kobieta otwarta. Nie mówiąca tylko o tym, co by zrobiła w łóżku lub gdzie by seks uprawiała, ale też to robiła. Kobiety potrafią dużo mówic, a mało robic. Ale można je do tego odpowiednio zachęcic;). Kobiece jęki, przyspieszony oddech. Musi dobrze całowac, nie każda umie, co mi się w głowie nie mieści. Nie powiem, że seks nie jest dla mnie ważny, bo jest ogromnie ważny. Uważam się za kobietę cholernie zmysłową, której potrzeby i zachcianki trzeba spełniac regularnie, najlepiej często;)Tak więc kobieta słuchająca, niespiesząca się. Są kobiety, które tak bardzo chcą byś miała orgazm, że nie możesz się odprężyc, bo nie "słuchają" Twojego ciała. To zresztą się pewnie tyczy obu płci;) Swoje ciała trzeba poznac, potrzeba cierpliwości, a gdy już się "pozna" swoje punkty, okazuje się, że nie mamy tylko punktu G na ciele, ale i cały alfabet...

P.S. Notka na temat wyglądu i spraw łóżkowych wyszła tak długa, że częśc o pociągającym charakterze zamieszczę w notce następnej ;)

środa, 1 grudnia 2010

Keep a Child Alive. Światowy dzień Walki z AIDS.



Dziś nie będzie o śniegu, o rozpoczęciu sezonu na wałkowanie piosenki Last Christmas. Raczej o tym, o czym zapominamy na co dzień. Cierpieniu ludzi. Dziś jest światowy dzień AIDS. I to co dotknęło głębi mojego serca to te zdjęcia. Nie zszokowały mnie obrazy gwiazd sportu, filmu i mediów w trumnach. Pierwsze co pomyślałam "jakie to amerykańskie". Jeszcze bardziej żałosne dla mnie był główna motywacja mająca zachęcic ludzi do udziału w akcji zbierania pieniędzy dla dzieci chorych na AIDS. Albowiem powyższe gwiazdy, gdy się przyjrzec trzymają w ręku telefony komórkowe. Powodem jest to, iż celebryci na cele akcji postanowiły zrezygnowac z pojawiania się i pisania na Facebooku i Twitterze. Wrócą tam dopiero wtedy, gdy uzbiera się milion dolarów na wyżej wymieniony cel. Pomyślałam: do czego to dochodzi, żeby człowiek musiał pomóc człowiekowi tylko, dlatego bo ich idol/idolka nie napisze nic na Facebooku czy Twitterze. Wiecie co jest najlepsze? Że to zda egzamin, że ten milion dolarów zostanie uzbierany w mig. Może niekoniecznie dlatego, że te gwiazdy zrezygnowały na jakiś czas z życia medialnego, ale może po prostu są gwiazdami. Myślę, że łatwiejszym sposobem byłoby przekazanie przez nich miliona dolarów ze swoich osobistych kont, które na pewno są nimi przepełnione. Czy oni naprawdę czują się w ten sposób szlachetni? Ja nie mogłabym spac w nocy mając tyle pieniędzy i nie przeznaczyc go w części na jakiś szczytny cel. Wiem, ostro oceniam, ale strasznie oburzyły mnie te zdjęcia.
Oburza mnie czasami dzisiejsze zamerykanizowane społeczeństwo, któremu trzeba przypominac o okropnym losie bliźnich w innach krajach przez takie akcje. Przyciągac ludzi twarzami znanych osób, by zmierzyli się z okrucieństwem na świecie.
Co wy myślicie o tym sposobie zbierania pieniędzy na potrzeby innych? Uważam, że są one skuteczne, ale dla mnie okropnie smutne.
Podam Wam parę liczb.
33,4 mln - tyle osób choruje ma HIV/AIDS.
28 mln - tyle życ pochłonął ten wirus.
22,4 mln - tyle dzieci w krajach Afryki żyję z HIV/AIDS
50 - tyle dzieci dziennie jest gwałconych w Afryce
500 000 - tyle kobiet zostało zgwałconych podczas ludobójstwa w Rwandzie w 1994 roku z czego 67% zostało zakażonych wirusem HIV.
Dlaczego piszę o matkach i dzieciach? Bo to one najczęściej padają ofiarą wbrew sobie.
Poruszyłam też ten temat, ponieważ jeden z Panów oburzonych moją ostatnią notką postanowił obrazic mnie mówiąc, że roznoszę AIDS. Co notkę odkrywam nowe sposoby i określenia jakie ludzie wymyślają by mnie niby obrazic, zranic.
Nie obraził mnie, obraził te biedne dzieci i kobiety. Powował się na jedynie dwa źródła twierdzące, że AIDS/HIV to choroba gejów i lesbijek.
Otóż chcę powiedziec, że po pierwsze AIDS i HIV, to nie choroba tylko wirus, po drugie ani wirusy ani choroby nie mają orientacji seksualnej.
Wiecie czym jest GRID? Z angielskiego to: gay-related immune deficiency – zespół niedoboru odporności gejów. Pierwsza nazwa zaproponowana dla AIDS w 1982, w związku z zauważeniem przez naukowców zwiększonej częstości zachorowań na mięsaka Kaposiego i pneumocystowe zapalenie płuc wśród homoseksualnych mężczyzn w Kalifornii i Nowym Jorku. Jak się później okazało było to spowodowane wadliwymi szczepieniami i testami Amerykańskich naukowców. Wtedy od ludziom z AIDS, zwłaszcza gejom, odmawiano leczenia, lekarze nie wiedząc jak ta choroba jest przenoszona bali się ich dotykac. Dziś wiemy, mam nadzieję przynajmniej, że nie da się zarazic wirusem przez dotyk, całowanie, przytulanie czy używanie tego samego widelca. Później zanotowano zwiększoną częstość zachorowań tych chorób u Haitańczyków, osób chorych na hemofilię, wstrzykujących dożylnie narkotyki, partnerek seksualnych pacjentów chorych na AIDS oraz biorców krwi bez żadnych oczywistych w tamtym czasie czynników ryzyka.
Nazwę AIDS zaproponowali po raz pierwszy w 1982naukowcy, którzy chcieli wprowadzić bardziej dokładne, neutralne określenie.
Więc informacja: HIV i AIDS nie jest chorobą homoseksualistów, wciąż większa liczba chorych to osoby heteroseksualne, ten kto myśli inaczej to utknął w latach 80tych.
Nie jest to też choroba tych małych dzieci, kobiet, osób czarnoskórych czy z Afryki. Jest to choroba ludzi biednych, bez dostępu do leków, bez prawa głosu, możliwości obrony. Pamiętajmy o nich...
P.S. http://buylife.org/
Adres strony z tą akcją dla zainteresowanych.

czwartek, 25 listopada 2010

aura niedostępności.

Wielu z nas na pewno zna ten typ. Nieważna jest tu płec, ale ta AURA. Znaki ostrzegawcze, które biją z daleka czerwonym kolorem: Zakaz wjazdu! Uwaga, wyboje! Przejście grozi śmiercią! Natura człowieka od zawsze pchała go w zakazane, nieodkryte rejony. Są ludzie, którzy wiemy, że od początku nie są dla nas. Albo sobie pogrywają z ludźmi, działają na kilka frontów, kłamią, kreują się na tzw. cwaniaków, ludzi, których nikt i nic nie dotyka i ta poza "mogę miec każda/każdego, kogo zapragnę, bo taka jestem fajna". Przemądrzałośc i pewnośc siebie zawsze przyciąga. Dlaczego? Dlaczego dziecko wiedząc, że nie powinno dotykac gorącego i tak dotknie i się poparzy? Może nigdy z tego nie wyrastamy? Tylko w dorosłym życiu ta zakazy wyglądają inaczej. Jak na przykład, nie zadawaj się z nią, nie zakochaj się, bo się sparzysz. Im bardziej podmiotowo nas ktoś traktuje, tym bardziej chcemy byc przez tą osobę zauważeni i docenieni. A co ten ktoś ma z tym wspólnego? Powinniśmy byc świadomi i pewni swoich zalet,a nie potrzebowac do tego kogoś, kto wartości posiada znikome.
Ja już taka nie jestem. Choc ta aura nadal przyciąga, to wiem jak taką samą rozpylic wokół siebie. Nietrudno zagrac pewnośc siebie. Z jedną różnicą. Mam serce, które jest moim najgłośniejszym organem. Drze się wniebogłosy, gdy włączam "Wycisz". Flirt, flirtem, jednak ja stawiam na prawdę. Nie potrafię sobie wiecznie pogrywac. Całowac i potem udawac, że tego nie zrobiłam. Ja stawiam zawsze na kartę prawdy, dodając do tego pewnośc siebie i świadomośc swoich wartości i atrakcyjności, czynią ze mnie obiekt pożadania. Bo ja nie jestem JAKĄŚ dziewczyną, której MOŻE się odpisuje. Nieskromnie powiem, jestem wygraną na loterii. Gdy się mnie pozna, łatwo można się zakochac. Ale problem w tym, że równie łatwo mnie zranic.
Mam też tzw. syndrom Matki Teresy. Pociągają mnie ludzie "złamani". Pociągają mnie ich blizny. Szukam ich, chcę poznac i, jak tylko to możliwe, wyleczyc. Blizny definiują nas, pomagają zrozumiec różne zachowania, są naszymi korzeniami i mapą duszy. Zanim zapytam co kogoś uszczęśliwia, najpierw zapytam, co wzrusza i boli. Nie pociąga mnie niedostępnosc. Pociąga mnie wyszukanie, kompleksowośc, doświadczenia życiowe, wrażliwośc.
Coraz bliżej święta. Wzrusza mnie reklama Coca Coli. Czekam na pierwszy prawdziwy śnieg, na 6 grudnia, bo wtedy miasto rozbłyśnie milionem lampek i na rynku stanie ogromna choinka. W tym roku jakoś wyjątkowo czekam na Święta. Pierwszy raz od paru lat będą one samotne. Trochę się ich boję, trochę się nimi cieszę. Uczę się dalej samotności każdego dnia. Podskakuję ze strachu na wibracje telefonu, bo tak rzadko się odzywa. "Dziś jest Twój wielki dzień, Kumulacja 5000 zł, ślij sms już teraz pod nr..." ITD. Czekam na nie wiem co. Na nie wiem kogo.
I felt like I've never been kissed. right there. next to the elevator. I've never been treated like that before. maybe it's part of the attraction?

wtorek, 23 listopada 2010

chłopaki na bok.

Jeden z moich czytelników płci męskiej wyraził chęc przeczytania kiedyś notki o mężczyznach, stąd więc inspiracja:). Wydało mi się to ciekawym, bo bez urazy, ale Wam, drodzy Panowie:) poświęcam mało uwagi w swoich rozmyślaniach. Z góry mówię, że nie nienawidzę mężczyzn, nic kompletnie do nich nie mam. Opiszę to co mi do głowy przyjdzie przy zdaniu "mężczyźni mojego życia".
Tak więc tytuł notki "Chłopaki Na Bok" wziął się od jednego z filmów, który pierwszy przyszedł mi na myśl w odniesieniu do mojego życia.
Tak naprawdę nie wiem, co dokładnie pisac, bo nie piszę z perspektywy kobiety heteroseksualnej, więc raczej nie mam jakiegoś wyrobionego zdania ani stereotypu faceta. Nie mówię : oni wszyscy są tacy sami, bo nie wiem, nie znam Was. Nie zagłębiam się. To co mogę opisac to relacje.
Męskie sylwestki w moim życiu to oczywiście mój ojciec i 3 bracia. Jak już wiecie, mama wychowywała mnie zachęcając do niezależności od męskiego pierwiastka w moim życiu, by nie utknąc tak jak ona. Nie zachęcała do nienawiści mężczyzn, kazała po prostu pracowac na siebie. Mój ojciec, jak i bracia, to bardzo silne i władcze osobowości, czasami zapominający o szacunku do kobiet, traktujących je jako dodatek lub pomoc, a nie dopełnienie. Nie znoszę braku szacunku w obu płciach, dlatego czasami wstyd mi, że jesteśmy spokrewnieni. Mama sama się zastanawia czasami: ja takich nie wychowałam.
Dzieciństwo przeminęło na zabawach głównie z chłopakami. Na osiedlu od dziecka swatano mnie z niejakim Krzysiem:) Już wtedy mi to było obojętne. Dla mnie to był sąsiad, który rozciął mi kiedyś głowę blaszanym dzbankiem,a jego mama pielęgniarka mnie zszywała:) Jego babcia karmiła mnie kanapkami z kiełbasą i ketchupem:).
Jakoś życie szkolne upływało mi na trafianiu na tzw. babskie klasy. Chociaż będąc w klasie sportowej w podstawówce i na obozach sportowych miałam często do czynienia z chłopakami. Teraz myśląc, odkąd pamiętam to, to co nas łączyło to większośc walka. Walka w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo lubiłam się bic:P i psychiczna o jakąś dominację. Wiecznie broniłam koleżanki od obelg i dokuczania.
Od zawsze mam wrażenie, że faceci czują ode mnie jakiś brak uwagi. Czują, że nie jestem zainteresowana i mało który ma odwagę na rozmowę, dlatego wolą łapac za tyłek na imprezie z niesamowitą satysfakcją. Okej to trzeba przyznac jest śmieszne:) O co w tym chodzi Panowie? Boją się niezależnie wyglądających kobiet czy to taki tik nerwowy?;)
W liceum w klasie tylko 4 chłopaków w klasie. Życie samo czasami wybierało mi nikłą ilośc mężczyzn w moim życiu;) Oni dziś wszyscy o mnie wiedzą i nie mają z tym problemu. Pytanie: co robiłam/ robię z adoratorami? Kiedyś Pan M. zakochał się we mnie po uszy mało o mnie wiedząc. Mieszkał w innej miejscowości, nie wiedział gdzie mieszkam, nie znał numeru telefonu, znał tylko mojego kuzyna. Po 2 miesiącach dostaje list (prawdziwy, z poczty:), w którym wyznaję jak nie może przestac o mnie myślec, robił wszystko, żeby zdobyc dane kontaktowe i zdobyc się na odwagę by napisac i nie wyjśc na dziwaka. Był naprawdę uroczy, aż szkoda mi go było, powiedziałam, ze mam kogoś...I to robię najczęściej, gdy czuję, że jakiś mężczyzna zaczyna czuc do mnie więcej. Bo facetom dobrze się ze mną gada, jestem świetną kumpelą i mylą to z poważniejszym uczuciem. nie wiedzą, że to dlatego, bo nie jestem nimi zainteresowania fizycznie:) więc Albo mówię z góry, że gram w innej lidze:), gdy ufam i wiem, że zrozumie lub mówię, że kogoś mam. I ci którzy znają moją orientację wiedzą, że mają we mnie świetną kumpelę. Gdy tylko zrozumieją, że podoba się nam ta sama płec i możemy dyskutowac o seksie i swoich gustach i guścikach:P
Jak widzicie trudno mi miec jakikolwiek stosunek czy opinię, nie dlatego, że gardzę płcią męską, ale po prostu jakoś tak wychodzi. Nie też przez to, że któryś mi zrobił jakąś krzywdę, bo z żadnym nie byłam w związku ani jakimkolwiek kontakcie. Jedyne złe doświadczenie, które napełniło mi okropnego stracha to wieczór kiedy wracałam z imprezy. W moją stronę nigdy nikt nie idzie, więc nocą chodzę sama. Wyszło za mną dwóch chłopaków. Nigdy się nie bałam takich, którzy się za mną oglądają i nie omieszkałam zawsze im coś odpowiedziec. Ci idąc za mną krzyknęli, że mam fajny tyłek. Odpowiedziałam, że wiem, dziękuję:P i niepotrzebnie. Dogonili mnie i Koniecznie chcieli mnie odprowadzic do domu, a ja nie chciałam pod żadnym pozorem by wiedzieli, gdzie mieszkam. Więc stwierdziłam, że zatrzymam się, żeby ich jakoś zbyc i to był kolejny mój błąd. A kolejny to powiedzenie, żeby się odczepili, bo totalnie mnie fizycznie nie interesują. Alkohol uderzył im chyba bardziej do głowy, bo zączęły się teksty: jak Cie przeru*** to dopiero zachcę Ci się faceta, więc, gdy tylko jeden z nich zaczął rozpinac spodnie, zaczęłam biec ile sił w nogach. na moją korzysc, że dostałam takiego sprinta i znałam skrót, że ich zgubiłam..Od tamtej pory nie wdaje się w dyskusje, bo jako kobieta homoseksualna nie wiem nigdy Panowie jak się czasami z Wami obejśc by Was albo nie obrazic lub sprowokowac;)
Tak więc u mnie chłopaki, najzwyczajniej w świecie, na bok :)

czwartek, 18 listopada 2010

kiedy zostajemy matkami, umieramy?

"Kiedy zostajemy matkami, umieramy"
Czytając tytuł tego artykułu pomyślałam, jak ona może? Pomyślałam o tych wszystkich matkach, które nie mogą miec dzieci i wszystkich nienarodzonych dzieciach, które umarły.

Autorką tych słów jest Rachel Cusk, brytyjska pisarka, autorka książki "Arlington Park", która opisuje jeden dzień z życia pięciu wykształconych, względnie zamożnych kobiet, których wypełnianie roli matki kosztuje mnóstwo energii. One wszystkie czują, że bycie tylko i wyłącznie matką jest jałowe. Ale żadna z nich nie umie powiedziec tego drugiej, więc rozmawiają o pogodzie, szkole i jedzeniu. 
Po tym opisie przypomniał mi się film "Małe Dzieci" z Kate Winslet. Ona też wydaje się byc outsiderką wśród mam z poczuciem, że całe życie ją ominęło przez macierzyństwo. Zaczyna romans póki nie ociera się o tragedię i uświadamia jak dziecko jest ważne. Film jest genialny.

"To milczenie to jest pakt, który kobiety podpisują. "Nie będziemy mówic o tym, jakie to straszne i szokujące". Bycie matką może byc tylko wspaniałe i cudowne. Nie może byc inne. Wszystkie matki instynktownie czują jakie zasady tu rządzą. Niechęc do własnego dziecka, te wszystkie obrazki z Freuda i Winnicotta - matka zjadająca swoje dziecko, matka, która zabija dziecko, matka, która kocha je narcystycznie, tylko dlatego, że jest jej - to są wszystko potężne tabu, które każda z nas nosi w sobie. Wiadomo, że pod żadnym pozorem się nie dotyka".

Takie poglądy ma Cusk. Nietrudno się domyślic, że jest nienawidzona przez matki. Silna nienawisc często wynika z mówienia prawdy w oczy. A więc? Jest aż tak drastycznie? Nie wierzę, każda sytuacja jest inna. Nie w każdej rodzinie macierzyństwo zabija. W jej tak. Jej matka była kiedyś atrakcyjną kobietą, póki nie została matką i wszystkie frustracje z tym związane matka wyładowywała na niej.

Moja taka nie jest. Moja jest sfrustrowana, ale nie macierzyństwem, ale tłamszącym małżeństwem. Nigdy nie dała nam odczuc, że odebraliśmy jej młodośc, szanse zawodowe, życie. Narzeka, że ją to ominęło mówiąc byśmy nie uzależniały się od mężczyzn, były niezależne, a by moi bracia szanowali swoje wybranki. Każda kobieta jest inna. Nie każda umiera. Nie wierzę w to. Wiem, że moja mama jest dumna ze swojej pracy. Najtrudniejszej pracy świata. Bycie matką. Wychowała szóstkę dzieci, które nigdy nie sprawiały kłopotów, skończyły studia, pracują.
Nie wyobrażam sobie umrzec w macierzyństwie. W tym tygodniu postanowiłam poprawic się w swoim zawodzie. Mianowicie nie wyładowywac swoich osobistych żali na dzieciach. Po wydarzeniach ostatniej soboty czułam się okropnie. Spotkałam na imprezie dwie kobiety, z którymi dzieliłam życie, dni, radości, smutki, tak wiele. Żadna nie potrafiła mi spojrzec w oczy, przywitac siebie jakbym to ja coś złego zrobiła. Ja nie odwracałam wzroku, nie mam nic na sumieniu, nie mam czego się wstydzic czy bac. Czułam się dumna i wielka ze sobą. Bez zbędnych teatrzyków.

Powiedziałam, że nie przyniosę tego do pracy i tak też zrobiłam. Choc dzieci były nieznośne, denerwowały swoim milionem pytań, niezrozumieniem to cierpliwie tłumaczyłam, prosiłam o ciszę. We wtorek na zajęciach w fundacji, gdzie uczę biedne dzieci jeden z chłopców zaczął wymiotowac. Zaprowadziłam go do łazienki, przytrzymałam, przytuliłam, sprawdziłam czy ma gorączkę, zadzwoniłam po mamę czy przyjedzie. Gdy okazało się, że jest w pracy obiecałam odwieźc do niej. Posprzątałam. Na co: Przepraszam, że sprawiłem kłopot, że Pani musi sprzątac i dziękuję. Myślałam, że się rozpłaczę. Pomyślałam o wartości i sile słów "przepraszam" i "dziękuję". Pomyślałam: może tak czuję się wdzięcznośc dziecka względem matki?...

czwartek, 11 listopada 2010

ignorancja.

"Homofobia nie potrzebuje twardych gestów, wystarczy milczenie, ciche przyzwolenie na działanie krzywdzącej normy".
I to się tyczy każdego rodzaju dyskryminacji czy odmienności . Gdy pozwalamy dzieciom wyzywac się od Żydów czy na czarnoskóre dzieci w szkole pozwalamy krzyczec "murzynek bambo". Jakiekolwiek rodzaju fobie  biorą się z ignoracji i niewiedzy. Nie oszukujmy się. Nieważne jak ktokolwiek może nienawidzic geja, gdy jego najlepszy przyjaciel, brat czy siostra okazują się kimś odmiennym, z czasem? godzą się z tym. Bo miłośc zwycięża wszystko. Moja siostra z początku robiła mi z życia piekło. Podjudzała rodziców przeciwko mnie jeszcze bardziej. Brat wiecznie powtarzał, że to tylko mój okres buntu i że się wyleczę. Aż do zeszłego roku, gdy przyznał, że widzi, że to sprawia, że jestem szczęśliwa, to właśnie jest to dla niego najważniejsze i teraz rozumie. Nie do końca potrafi jeszcze słuchac o moich złamanych sercach i problemach z kobietami, bo jak to uroczo powiedział: "wystarczy, że wiem jak heteroseksualne związki są popaprane i się walą, nie chcę się załamywac i słuchac, że homoseksualne związki i kobiety potrafią byc równo porąbane" :). Ale gdy cierpię, to przynajmniej teraz widzi i potrarfi zapytac. Dlaczego? Bo wcześniej nie wiedział, bo wcześniej nie rozumiał. Po tylu latach zrozumiał, że to nie bunt. Już prawie wszyscy zrozumieli.
Ta ignorancja tyczy się wszystkiego. Wczoraj siedziałam na akademii z okazji Święta Niepodległości. Praktycznie żadne dziecko nie słuchało żadnego wiersza, piosenki czy jakiekolwiek faktu związanego z tym świętem. A właściwie dniem tak ważnym. Dzięki temu oni mogą dziś mówic po Polsku, cieszyc się wszystkimi zabawkami, pieniędzmi, naszą-klasą i facebookiem. Nie pojmują, nie rozumieją, ignorują.
Ostatnio napisał do mnie jeden z czytelników mówiąc, że mimo tego, że jest moim przeciwieństwem, bo jest nacjonalistą-patriotą to będzie do mnie zaglądał. Kto powiedział, że ja nie jestem patriotką? Pierwsze co robię w każde święto patriotyczne to wieszam flagę. Kocham swój kraj, jego historię, jego walki. Gdy myślę choc przez chwilę marudzic na nasze warunki myślę o historii naszego narodu. Dlatego nie przepadam za emigracją. Pogoni za pieniądzem. "Wyjadę na jakiś czas zarobic wielką kasę i wrócę szpanowac, kupię samochód, cokolwiek". Ja nie wybrałam tego. Zostałam wychowana by chodzic na każde wybory, nie poddawac się, kochac swój kraj. Za to jestem wdzięczna. Nie wybieram się nigdzie za pieniądzem. Jestem nauczycielką w naszym kraju i nie zarabiam góry pieniędzy, ale dla mnie są to miliony. Bo jestem tutaj, żyję i zarabiam polską pensję i cieszę się, że jestem tutaj i nie idę na łatwiznę. Robię to, co kocham i nie patrzę ile mi to oddaję w gotówce. Pieniądze szczęścia nie dają, ale wszystko bez pieniedzy to ch*** - mówią w jednym z Polskich filmów:) Może i tak, ale wolę Polską walutę:). Cenię nasz kraj i każdego kto poświęca chociaż parę chwil w swoim życiu by pomyślec o tym jak było kiedyś, co doprowadziło nas do dzisiejszego punktu. Uwielbiam oglądac filmy o wojnach światowych. Pianista, Aimee i Jaguar, Chłopiec w Pasiastej Pidżamie, Szeregowiec Ryan, Sophie Scholl, Upadek i mnóstwo innych. Pozwalają mi docenic to, co mamy teraz. Dziś nasze "wojny" wydają się istną komedią, zwłaszcza, gdy patrzę na dzisiejszą politykę:) Ale nie o tym chciałam. Chciałam powiedziec byśmy pamiętali naszym dzieciom przypominac o naszych korzeniach, bo nie ma nic gorszego niż dzieci rzucające w siebie papierkami, podczas gdy mowa o poległych za ojczyznę. Nie znoszę braku szacunku. Ignorancji.

wtorek, 9 listopada 2010

walka.

"The thing about a good marriage is even when a terrible mistake happens, you just can’t imagine a life with anyone else, that’s why you commit to each other, that’s why you make vows to each other, that through the good or the bad, you’ll just keep trying, you’re fighting not only for love, you’re fighting for something bigger than either one of you, you’re fighting for the family you’ve become, you’re fighting for the “us” you’ve become and that really is worth fighting for."

Tymi słowami chcę powiedziec, że szanuję ludzi, którzy walczą. Którzy walczą o lepszą przyszłośc dla siebie i innych. Ludzi, którzy walczą o wolnośc słowa. Ludzi, którzy walczą z przeszłoscią i przeciwnościami losu i dzięki tej walce potrafią spojrzec z nadzieją w przyszłośc. Najbardziej podziwiam ludzi, którzy potrafią zawalczyc o miłośc. Bo łatwo jest kogoś znaleźc, łatwo się zakochac, czuc zauroczenie przez pierwsze 2 lata. O wiele trudniej utrzymac związek żywym. Nie łatwo też związek popsuc, człowiek wpada w rutynę, ludzie przestają ze sobą rozmawiac, bo myślą, że już wszystko zostało powiedziane lub myślą po prostu, że już nikogo nie interesuje to, co mają do powiedzenia. Ludzie budują między sobą mury. Mur z książek między sobą w łózku. Gazet przy obiedzie. Pracy wieczorami. Więc podziwiam nie ludzi, którzy są w pełni szczęśliwi, bo w to nie wierzę. Podziwiam ludzi, którzy właśnie mimo okropnego błędu, sytuacji pozornie bez wyjścia, zdrady, kłótni, oddalenia potrafią wywalczyc sobie tą miłośc na nowo. Nie poddają się póki naprawdę kochają. Po czasie człowiek nie walczy już tylko o miłośc, związek czy strach przed samotnością. Walczy się o rodzinę jaką się stworzyło, więź jaka was połączyła. O to warto walczyc.
O mnie dawno nikt nie walczył. Bo ludzie to tchórze? ja w to nie wierzę. Ludzie po prostu po czasie już nie chcą. Doszukują się tylko złych stron by łatwiej było odpuścic.
Ja walczyłam każdego dnia. Walczyłam ze sobą, wadami, walczyłam by byc kimś, kim ona chciała, żebym była. Bo nie chciałam żeby odchodziła, bo chciałam w końcu uwierzyc w słowa wiecznosc, wiernośc i lojalnośc. Miłośc. Nie mogłam się bardziej pomylic. Gdy usłyszałam słowa, że nie wie już czy mnie kocha zapytałam czy naprawdę potrafi wyobrazic sobie życie beze mnie w nim? Ja nie potrafiłam. Jak można zrobic drugiemu człowiekowi taką krzywdę? Najpierw pytac jakie mam zdanie i podejście do różnych tematów, a potem za moimi plecami robic na przekór. Zmuszac mnie do zmian, a mnie okłamywac każdego dnia. Dziś cieszę się, że te dni minęły. Cieszę się, bo były podróbką szczęścia z fabryki na Tajwanie;). Nie mogę znieśc tego, że ludzie kłamią, nie przyznają się, że już im coś nie odpowiada, że się oddalają. Ale ona przecież wcale nie chciała byc zatrzymana. Ostatnio znowu ktoś mnie oszukał. Nie ufałam do końca, czułam coś złego, ale wiele żalów wylałam, pokazałam siebie, byłam szczera i znowu się przejechałam. Ludzie są niemożliwi.
Mimo to nadal miewam koszmary. śni mi się mój strach. Snię, że spotykam Ciebie i Ją na ulicy i rozpadam się na kawałki ze strachu, bezradności, bólu serca.
Śnię, że spotykam jej mamę na ulicy w mieście i wybucham płaczem. Bo jej rodzina stała się moją rodziną, moja rodzina przyjęła ją do naszej. mama zapytała ostatnio co u niej. I co ja miałam niby odpowiedziec? Wymyślic kolejną historyjkę. Upokerzenie cholerne.
Śnię, że spotykam ją przypadkowo i spojrzenie przepełnia pogarda i ból. przechodzę obojętnie. lub rzucam o ścianę.
Wciąz jestem zła, sny mówią same za siebie.
Nie mam nikogo i nic to podświadomośc się mną bawi.
Chciałabym by dni spokoknie przemijały. By napawac się przyjemnością ciszy i spokoju w swoim życiu. Ale czasami jest naprawdę ciężko. Coś przypomni, wypadnie z szafy jakiś przedmiot, zdanie z piosenki oderwie szwy z serca.
Każdego dnia leczę się z chorób serca i własnej naiwności.
Ale piszę na prośbę kogós i czasami zwykła rozmowa wywołuje uśmiech:)
Sometimes people can surprise you:)
once in a blue moon.
don't they?

niedziela, 31 października 2010

eat, pray, love.

  

 Uczę się tego każdego dnia. Chociaż zdjęcie to bierze się ze strony demotywatory.pl trudno się z tym nie zgodzic. Zresztą myślę, że strona ta zawdzięcza swoją popularnośc właśnie prawdzie, czasami przekazuje ją brutalnie, czasami zabawnie, a czasami tak jak tu. Po prostu. 

Skończyłam właśnie oglądac film Eat, Pray, Love. Choc oczywiście zrobiony z myślą o wszystkich tych kobietach poszukujących siebie, na rozstaju dróg i wielu może wydawac się banalny. Bo w pewnym sensie jest, nie odkrywa żadnych nowych, wielkich prawd. Pokazuję kobietę, która przez całe życie była z mężczyznami lub z nimi zrywała i teraz, gdy ogląda się w lustrze widzi, że nie ma w sobie pasji ani apetytu nie tylko na jedzenie, ale i życie, dlatego postanawia wyruszyc w podróż życia. Ile już było filmów drogi. Mimo wszystko przyjemnie się go ogląda. Jednak nie o to mi chodzi. Dlaczego go wspominam?
Bo jestem w tym samym miejscu. Bo przez ostatnie lata albo z kimś byłam albo z nim zrywałam. A teraz moim ulubionym wyrażeniem stało się REINVENT YOURSELF. Czyli Odnajdź siebie na nowo. I zamierzam robic dokładnie to samo. Pewnego dnia wyruszę do Włoch. Sama. Odkryję tamtejsze miejsce, język, ludzi, jedzenie. Poznam inspirujące osoby. Nie zakocham się w nikim. Nauczę kochac siebie samą. Będę się napawac słodkością nic-nie-robienia. Będę widziec miejsca, który sprawią, że oczy mi zmokną z zachwytu. Nauczę się kontrolowac swoje myśli, a nie ciągle wracac do przeszłości i patrzec w nią ze smutkiem w sercu. Będę próbowac wszystkich potraw, które zawsze chciałam skosztowac i nie będę się przejmowac wyrzutami sumienia, że tyję. Obecnie właśnie przytyłam ze 3 kg. Czego i tak wielce na mnie nie widac. Patrzę w lustro i nie podobam się sobie. Ale wiem, że będę. Dziś mam ochotę iśc do restauracji i dobrze zjeśc i wypic dobre wino. By jedzenie zaparło mi dech w piersiach. Z dnia na dzień uczę się samotności, myśli, że ruina i ból to pewnego rodzaju  dar. Dawania sobie drugiej szansy. Czasami czuję się jakby całe moje życie mnie ominęło, ale wiem, że jeszcze całe przede mną. Że pewnego dnia będę mogła z nim zrobic wszystko. Ba, nawet się z nim zaprzyjaźnic. Może kiedyś znowu zaufac. Może... pokochac.
So people, eat, pray, love, that's my plan. 


środa, 27 października 2010

podziały.

"You’re grieving, not only for the husband you lost but the life you have envisioned, you’re grieving for the future and all the plans and dreams you had in your head and now that’s all gone. There is a wonderful saying: you have to give up the life you’ve planned to find the life that’s waiting for you.

All our lives we grow up by giving up things, by loss and moving on, big things, little ones, how we handle those loses really defines who we are."

I ja się kompletnie z tym zgadzam, odcinek Braci i Sióstr uderzył prosto w serce, trafił w sedno.
W sercu mam żałobę, opłakuję nie tylko kogo straciłam, ale też życie, które sobie dla Nas wyobraziłam. Opłakuję przyszłośc i wszystkie plany, marzenia, które miałam w głowie, a teraz nie mam nic. Więc tak, muszę zapomniec, zrezygnowac z życia, które sobie zaplanowałam, by odnalezc życie, które na mnie czeka. Dorastamy przez rezygnowanie, przez straty. Uczymy się przez to, że idziemy dalej, zostawiamy z tyłu te wielkie i małe sprawy. I to jak poradzimy sobie z tymi stratami buduje naszą osobowosc, to kim się staniemy,stajemy, kim będziemy.
Nie wiem jakie będzie moje życie, nie planuję go, bo najpierw muszę pogodzic się z utratą wszystkich poprzednich marzeń i planów.
I  tak też wielu z Was mi radziło pod ostatnią notką. Mniej samotności, więcej radości. Staram się każdego dnia.
Chciałabym się odniesc do tej poleconej notki. Szkoda, że Onet znowu polecił taką, w której piszę o tym, że jestem lesbijką, a nie tą gdzie przede wszystkim jestem kobietą ze swoją wrażliwością, paletą różnych myśli i poglądów, nauczycielką, przyjaciółka. No ale chcieli kontrowersji, co rozśmieszyło mnie jeszcze bardziej, bo po prostu moja zwykła historia stała się tematem kontrowersji.
Tym razem jednak stwierdziłam, że nie będę milczec, ale porozmawiam z ludźmi. Nie będę biernie stac. Nigdy więcej.
To, że jestem chora i mam trzymac się z dala od dzieci to już nudne. Ale dowiedziałam się, że fragment, w którym wspominam o mojej ukochanej zmarłej babci czyni z niej lesbijkę i jest źródłem mojej orientacji to już przesada. To, że nie wspominam dziadka i skarżę się na wymagania ojca ( a ilu z nas tego nie robiło?) oznacza, że nienawidzę mężczyzn, jestem niedopieszczoną feministką i szerzę nienawisc wobec tradycyjnego modelu rodziny. Oj tak, szerzę tutaj propagandę moi mili. Szkoda, że nie przeczytali nic więcej.
Tylko znowu się podzieliliśmy. Podzielic Nas może wszystko. Kolor skóry, gust muzyczny, poglądy polityczne, religijne. Dyskryminowac można nawet ze względu na to jaką gazetę się czyta, Zostałam więc nazwana skrajnie lewicową i wybiórczą i że to ja jestem agresorem, kiedy wyrażam swoje zdanie i odważyłam się wyjsc naprzeciw tym, którzy negatywnie wyrażają się na tem mojego życia. Ale dzielic może wszystko. To czy lubimy słodycze czy nie. Liczby nas dzielą. Wiek, cyferki na koncie lub ich brak. Wszystko.
Cieszę się jednak, że tym razem było więcej ludzi, którzy czują podobnie. Nieważne na orientację poczuli się w jakiś sposób poruszeni. Nie wiem czy to prostotą, stylem pisania czy prawdziwością moich słów, ale zostaliście tu na dłużej i wywołaliście szczery uśmiech na twarzy i w sercu i za to Wam dziękuję :) Zobaczyliście, że wcale wiele nas nie dzieli, szukaliście tego, co łączy. Napawające dobrą myślą wiedziec, że spośród miliona internautów są ludzie, którzy mogą Cię zaskoczyc:)
Niektórzy z Was zasugerowali napisanie powieści. Wiecie, że myślę o tym od dawna? Zamierzałam w zeszłym roku, ale najlepsze pomysły przychodzą do mnie tuż przed snem i potem juz nie mam siły i czasu wstac by je spisac. Dlatego powstał ten blog. By móc pisac to, co czuję, myślę, o swoim życiu po prostu. Czasami w pierwszej, czasami w trzeciej osobie. Ale przede wszystkim o prawdziwej osobie, którą nieważne ile osób popiera. Jestem i nigdzie się nie wybieram czy Wam się to podoba czy nie:)

poniedziałek, 25 października 2010

dorosłośc jako początek umierania.

Wszyscy chcemy dorosnąć.
Jesteśmy zdesperowani,
chcemy korzystać ze wszystkich okazji,
chcemy żyć.
Jesteśmy tak zajęci staraniem, by wydostać się z gniazda,
że nie zastanawiamy się nad faktem,że na zewnątrz może być zimno.
Naprawdę, bardzo zimno.
Ponieważ dorastanie czasami oznacza,
że kogoś musimy zostawić w tyle.
I zanim staniemy na własnych nogach...
Okazuje się, że stoimy całkiem sami.

Kolejny odcinek Chirurgów wywołał burzę mózgów.
Zwłaszcza zdanie o tym, że dorastanie oznacza, że kogoś musimy zostawic w tyle.
a potem pytanie czym to dorastanie jest?
Może zabrzmię nieskromnie.
Ale tak po części tłumaczę sobie obecną totalną samotnośc.Nie chodzi o partnerkę, ale i o znajomych.
Zostawiam w tyle ludzi, którzy nie potrafią podjąc w życiu takich decyzji jak ja.
W jakimś sensie cieszę się, że stały się te wszystkie rzeczy, które się stały, bo wypłynęłam po drugiej stronie, podczas gdy reszta tkwi wciąż z tyłu.
Cieszę się, że choc brutalnie, to uwolniłam się.
Cieszę, że potrafiłam odejśc od kogoś, kto by mnie dalej cofał.
Czym jest to dorastanie? czym dojrzałośc?
To nie ta mądrośc z którą się rodzimy, ale ta która wypływa z naszych doświadczeń, naszej umiejętności wyciągania coraz to bardziej konstruktywnych wniosków, ta mądrośc, która wynika z uśmiechów i łez, z całej palety uczuc i tego jak z czasem umiemy sobie z nimi radzic.
Często mówi się: jak ona/on niedojrzały. Bo co? Bo ktoś dużo pije i imprezuje w wieku, w którym już nie wypada? Dojrzałośc oznacza to, że częściej siedzimy w domu i zapominamy o spontaniczności, bo tak się od nas oczekuje?
Oczywiście, że nie. Często się słyszy: chyba się starzeję. Bo nie mamy już ochoty wychodzic tak często z domu i pic tyle alkoholu co na przykład 2 lata temu? To nie dojrzałośc.
Mówi się, że potrzeba dojrzec do pewnych decyzji by móc byc w stałym związku. To na pewno w jakimś stopniu prawda. Ale takiej samej,a nawet i większej dojrzałosci potrzeba by podjąc decyzję o rozwodzie lub rozstaniu. To dopiero wyzywająca dojrzałośc. Nie tylko walczyc, gdy jeszcze jest o co, ale umiejętnie odejśc i zawalczyc o siebie, gdy wiemy, że związek nie ma już przyszłości.
Potem się słyszy, że rozwódka umawiająca się na randki po 40stce jest niedojrzała i w głowie się jej poprzewracało. Skąd ten pogląd?
Dla nikogo nie jest za późno na szczęście. Nigdy też nie jest za późno by dojrzec.
Wiem, że dojrzałośc nie oznacza myślenia o przyszłości, o tym, że weźmie się z kimś kredyt na dom, samochód, założy się rodzinę. Bo choc jestem gotowa na wykonanie tego wszystkiego, gdy zjawi się w końcu ktoś komu zaufam. Dojrzałośc to umiejętnosc utrzymania tego wszystkiego przy życiu, a jeśli się nie da to umiejętnośc rozstania się w ludzki sposób.

Kasia Nosowska jedną ze swoich piosenek nazwała: Dorośłośc jako początek umierania. Czy ja umieram? Ja dopiero przecież muszę zacząc życ.

http://www.youtube.com/watch?v=JlcFYi9xlvI

Zakochana w tej piosence. Ostatnio jakby wiatr przywiewa piosenki, które uderzają prosto w serce.
Choose one, head or your heart.
Choose one, maybe it's the hardest part
Loosing one becomes a better start.

czwartek, 21 października 2010

koniec świata.

Wczoraj w pracy przyjemna katechetka nasza zapytała mnie żartobliwie chcąc zagaic rozmowę: słyszała Pani, że w 2012 świat się skończy? Zaśmiała się, ale dla mnie świat kończy się każdego dnia.
Tak też jej powiedziałam.  Czasami mam wrażenie, że koniec świata już dawno nadszedł, że rozpada się przed naszymi oczami. Dla każdego koniec świata to co innego. Po takich rozmowach chociażby widzę jak różnią się moje 2 miejsca pracy. W jednej szkole rozmawiamy właśnie na wszystkie tematy, rozmawiamy o życiu. Nikt nie traktuję mnie gorzej i nie patrzy z góry, bo jestem młodsza. W drugiej szkole, końcem świata dla moich "koleżanek" jest fakt, że przytyły kilogram lub że poddały się pokusie zjedzenia słodyczy. Złośliwie nazywają mnie "gruba" albo "dzieciak" by wytknąc to, że jestem młoda i chuda. A mi ich po prostu żal.
Ale wracając do tematu. Świat kończy się codziennie. Gdy górnicy tkwią tyle czasu pod ziemią. gdy 96 osób ginie w jednym samolocie. Gdy 18 osób ginie w jednym wypadku samochodowym czy autobusowym. Gdy dom zalewa wam czerwona maź, która wyżera skórę do kości i niesie za sobą ogromne zniszczenia. Gdy wylewa się ropa, której nie można zatrzymac przez miesiące co zabija życie naturalne i zmienia bieg prądów. Gdy jednego dnia upada, przestaje oddychac i umiera 28-letnia matka moich uczniów, pozostawiając ich w totalnym zaskoczeniu i otępieniu. Gdy patrzę jak 7-letnie dziecko żyjące w nędzy walczy z rakiem. Gdy ludzie kłócą się o coś tak prywatnego jak religia i symbole religyjne takie jak krzyż. Gdy za posiadanie własnego zdania grozi Ci ekskomunika. Gdy politycy kłócą się tak bezcelowo i intensywnie, że człowiek wpada do gabinetu i zabija dwójkę z nich. I ja mu się wcale nie dziwię. tu nie chodzi kto z jakiej partii był, bo to mógł zrobic każdy. Bo każdy może miec już dośc tej farsy. Równie dobrze sfrustrowany uczeń lub rodzic może wpaśc do naszego pokoju nauczycielskiego i zrobic komuś krzywdę, bo przecież nie było już i takich przypadków?
Jestem realistką i patrzę na świat takim, jakim jest i mówię Wam: świat kończy się każdego dnia. W jakimś sensie kończy się w naszych sercach. Kiedy skończył się dla Ciebie?

czwartek, 14 października 2010

te dzieci nigdy nie będą hetero. Akcja "Miłośc nie wyklucza".

Magda ma 3 lata. Wychowuje się z dwoma bracmi, bo starsze rodzeństwo już nie lubi się bawic. Lubi z nimi rywalizowac i bic sie z nimi dla zabawy. Lubi wchodzic na drzewa, rzucac kamieniami, bawic się pistoletami, klockami Lego i samochodami. Lubi się scigac z bratem. Pewnego dnia potknie się o krawężnik i rozetnie czoło biegnąc do babci. Będzie leżec cała we krwi u babci na kanapie i będzie pamiętac jak babcia czule się nią zajęła i przykładała pieluszkę tetrową do rany zanim trafiła do szpitala. Będzie dumnie nosic tę bliznę do końca życia i wspominac babcię z tamtego dnia. Nie będzie lubiła nosic sukienek czy spódniczek. Za pieniądze z komunii kupi sobie dżokejkę i walkmana, bo kocha muzykę i filmy. Będzie kochac biegac do babci, uczyc się od niej pieczenia ciast i słuchac jej śmiechu. Gdy pójdzie do szkoły będzie miec więcej koleżanek niż kolegów. Będzie się wściekac jeśli któryś będzie dokuczał dziewczynom. Bedzię bic się z chłopakami, gonic ich po korytarzach i zamykac w toaletach. Będzie myślała, że po prostu nie podoba się chłopakom, a nie że oni nie podobają się jej. Będzie dorastac słysząc jak mama mówi, by nigdy nie uzależniała się od mężczyzn, tylko zdobyła wykształcenie i była kimś, a nie jak ona. Będzie jeździc na obozy sportowe i trenowac siatkówkę. Pewnego dnia zrozumie, że to że woli towarzystwo dziewczyn to coś więcej. W gimnazjum w wieku lat 13 zakocha się pierwszy raz w dziewczynie. Nikomu o tym nie powie, skrycie będzie ją wielbic, cieszyc się najmniejszym jej gestem i płakac, gdy się pokłócą. Tego dnia pojmie, że kocha kobiety. po prostu. Zacznie rozumiec, że wcale nie chce podobac się chłopakom. Będzie marzyc by w końcu pocałowała ją dziewczyna. Będzie chłonąc filmy i marzyc o miłości niepojętej, niekończącej się i nieznającej cierpienia. W wieku lat 17 zakocha się pierwszy raz w dziewczynie z wzajemnością. Przeżyję swój wymarzony pierwszy pocałunek, pierwsze zbliżenie z dziewczyną. Będzie nieśmiała, ale i zakochana po uszy i gotowa na każde poświęcenie. W wieku lat 18 pozna też co to zdrada i cierpienie. Odbierze się jej tę wiarę w miłośc. Jednak zawsze będzie wierzyc, że to miłośc jej życia i wiecznie będzie do niej wracac. W liceum pozna ludzi, którzy pokażą jej, że są ludzie tolerancyjni, którzy jej nie oceniają i zacznie byc bardziej otwarta co do swojej seksualności. W liceum pozna też co to strata najbliższych i złamane serce. Umrze jej ukochana babcia i będzie z tym sama. Będzie myślała o śmierci. Świat się dla niej skończy. Będzie zła na cały świat. Uświadomi sobie, że nienawidzi ojca i że było tak od zawsze. Nie będzie potrafiła mu wybaczyc wielu rzeczy. Wiecznie będzie chciała go zadowalac, bez skutku. Zazna wielu zawodów miłosnych, sama zawiedzie nie raz. Będzie marzyc o psychologii lub byciu krytykiem filmowym, ale nie uwierzy w siebie i to, że ojciec na to pozwoli, dlatego pójdzie na filologię angielską. Skończy studia i zacznie pracę jako nauczyciel. Będzie chciała nauczac, inspirowac i wychowywac. W wieku 24 lat jej największym marzeniem będzie spokój ducha, kochająca kobieta przy boku, którą będzie mogła nazwac żoną i dziecko obok. Będą chwile, że nie będzie wierzyła, że będzie jej to dane, ale nigdy więcej nie poświęci już siebie dla oczekiwań innych. Wszystkie jej przykre doświadczenia uczynią z dziewczyny kobietę. I będzie z siebie dumna. I będzie czekac co będzie, gdy będzie miała lat 30, 40, 50...

Dziś w Dużym Formacie Gazety Wyborczej seria historii pt." Te dzieci nie będą hetero" w ramach Akcji "Miłośc nie wyklucza". Tę historię napisało moje życie.

niedziela, 10 października 2010

dyskretnej troski trzeba mi.

Miewam się dobrze.
W to przynajmniej chcę wierzyc.
 Nie płaczę, nie zaprzątam myśli brudem z przeszłości. Staram się nie miec w sobie już złości. Jest mi tylko ich żal. Dziś minęłyby oficjalnie 2 lata gdybym była z N. ale nie jestem i nie zastanawiam się nad co by było gdyby. Czasem się jeszcze tylko złoszczę, ale to szybko przechodzi. 
Skupiam się na uczuciach pozytywnych i nadziejach na przyszłośc. W ramach inwestowania w siebie sprawiłam sobie ostatnio laptopa. Stwierdziłam, że to najlepszy moment, żeby go nabyc, bo za rok przy zakupie samochodu finanse już na to nie pozwolą. Tak więc jestem z siebie dumna:).
Czasami tylko martwię się rozczarowaniem i niespełnieniem. Gdy jakaś piosenka zagra zbyt dogłębnie, a słowa trafią prosto w serce. Jak obejrzenie jakiegoś filmu wzbudzi tęsknotę do wielkich uczuc. Wczoraj obejrzałam znowu film dokumentalny "Kochankowie", których bohaterami są trzy pary, w których przynajmniej jedno z partnerów jest niepełnosprawne. Nie chodzi o to, że niektórzy mają gorzej albo, że zaskakujące może byc to, że niepełnosprawni kochają tak samo i mogą normalnie uprawiac seks jak ludzie zdrowi. Chodzi o ujęcia w tym filmie, chodzi o uczucia jakimi ci ludzi się darzą. o to jak ci ludzie się nie oceniają, jak się o siebie troszczą, jak walczą o szczęście, jak nie czują się ze sobą gorsi, jak się poświecają, nawet swoje zdrowie, o to po prostu jak siebie kochają.
Czasami się boję, że nigdy nie zaznam takiej miłości. boję się, że będzie mnie wiecznie omijac albo może w ogóle nie istnieje. Oczywiście potrafię zachwycac się pięknem zycia codziennego i tym, co ono oferuję. Codziennie jeździc do pracy wraz ze wschodem słońca i wzruszac się nim za każdym razem tak samo. Ale..no właśnie ale..ale ja potrzebuję kogoś. Kogoś, o kogo będę mogła się troszczyc, kogoś, kogo będę potrzebowac, kto będzie potrzebował mnie, kogoś na kogo czasem się zdenerwuję i kogo zdenerwuję ja. kogoś na kogoś będę mogła patrzec z zachwytem i wierzyc, że będę patrzec w ten sposób w nieskończonośc. kogoś na dobre i na złe. bo dla mnie miłośc to ciągłe myślenie co by się chciało zrobic dla tej drugiej osoby, a nie dla siebie. potrzeba mi dyskretnie się o kogoś troszczyc. oczywiście mogę troszczyc i troszczę się o bliskich. Dzisiaj poczułam potrzebę chociażby upieczenia placka dla mamy i posprzątania za nią po obiedzie. ale to nie to samo. po prostu żadnych pijawek wysysających ze mnie życie. czasami budzę się w nocy i myślę o Tobie i dosłownie moje serce drży i czuję to dziwne uczucie w klatce piersiowej. czy serce może się wyrwac i gdzieś pobiec?
dyskretnej troski trzeba mi.

because of you I'm ashamed of my life because it's empty
you never thought of anyone else, you just saw your pain
because of you, i am afraid.

czwartek, 7 października 2010

just a stranger on the bus.


Jak już wiecie jestem maniakiem serialowym. Oglądam różne, od poważnych dramatów, przez seriale akcji po komedie i musicale. Wczoraj obejrzałam kolejny odcinek Glee. Dla większości może się wydawac durnym serialem o nastolatkach, natomiast jest to komedia/musical, który ma byc właśnie groteską na cały ten high-school-musicalowy chłam jaki teraz produkuje Disney. Prócz wypełnienia śpiewem porusza też tematy poważne. Wczoraj tematem był Bóg. I myślę, że słusznie można zakładac, że wielu z nas potrafiłoby wymienic więcej powodów, przez które Bóg dla nich nie istnieje, niż dla których istnieje. Bo logicznie rzecz biorąc jak wierzyc w kogoś, kogo nikt nigdy nie widział? Gdy modlimy się tak bardzo i tak często i myślimy, że nasze modlitwy nie są wysłuchiwane i jesteśmy zbyt mało znaczący by Bóg nas wysłuchał? a może tak naprawdę nie ma kto słuchac, a my rozmawiamy sami ze sobą? Jeszcze będąc nastolatką modliłam się rano i wieczorem, odmawiałam modlitwy, ale też rozmawiałam z Bogiem, przepraszałam za grzechy i prosiłam o różne sprawy. Pewnego dnia przestałam..może właśnie dlatego, że stwierdziłam, że faktycznie nikt mnie przecież nie słucha. Są chwile kiedy nie wiem czy wierzę w Boga, ale na pewno jestem osobą uduchowioną. Wiem, że trzeba wierzyc w coś więcej, bo przecież nie możemy byc sami na tym świecie ze sobą, bo byśmy zwariowali. 
Ten odcinek serialu przypomniał mi też ponadczasową piosenkę "One of us", która zadaje chyba najbardziej trafiające do nas pytania na temat istnienia Boga.
Jeśli Bóg miałby imię, to jak by ono brzmiało?
Czy potrafilibyśmy spojrzec mu w twarz?
Co jeśli mielibyśmy szansę zadac mu jedno pytanie?
Jakby ono brzmiało?
Co jeśli Bóg byłby jednym z nas?
Byłby bezdomnym na ulicy?
Obcym w autobusie, który jest w drodze do domu?
Jeśli Bóg miałby twarz to czy chciałbyś w nią spojrzec
I uwierzyc w niebo, piekło, świętych i proroków?

Czasami myślę, że Bóg twki w szczegółach, we wschodzie słońca. jesiennych liściach, spontanicznych uśmiechach przechodniów na ulicy, uśmiechach dzieci. Czasami myślę, że prędzej poczuję jego obecnośc poza kościołem niż w nim.

"One of us" w wykonaniu aktórów z serialu Glee:)
http://www.youtube.com/watch?v=86IKt5IixEA

środa, 6 października 2010

kwiaty są przeceniane?

  

Jedna z czytelniczek przesłała mi tego właśnie demota i zapytała co o nim myślę. We mnie obudził wiele emocji, bo kwiaty to naprawdę wiele. Bo to znów brutalnie prawdziwie. Seks znaleźc łatwo, ale kogoś, kto zwyczajnie z zaskoczenia da nam kwiaty, ze świeczką szukac. Ja jestem tą kwiatową kobietą. Gdy podczas tych wakacji spędziłam najkrótsze i najpiękniejsze 2 tygodnie z Nią robiłam dla Niej wszystkie te małe rzeczy. Nie po to by mnie wybrała, by pokazac, że jestem lepsza, by dac do namysłu. Zabolało, gdy mnie właśnie o to osądzono. Ja po prostu przez te wszystkie lata tęskniłam i sobie tego wieczoru, gdy wylewałyśmy przed sobą swoje serce przy winie, uświadomiłam jak ta tęsknota była wielka. Gdy pocałowała mnie, po 4 latach, tego wieczoru, przypomniała smak swoich ust, pocałunków, języka jednocześnie przypomniała o fali uczuc głęboko schowanych. Gdy rano obudziłam się obok Niej, Ona szykowała się do pracy, ja mogłam przygotowac Jej obiad, posprzątac, kupic Jej gumy Airwaves i Pepsi, bo pamiętałam, że te lubi i przywieźc do pracy śniadanie i Tigera..czułam, że w końcu los się do Nas uśmiechnął, nie do ludzi obok Nas, nikogo innego, tylko do Nas, że w końcu jesteśmy na tej samej stronie książki i możemy zacząc pisac jej kontynuację dalej razem. Napisałam nawet do radio Eska by wygrac dla Nas randkę i wygrałam, ale to już po tych 2 tygodniach i musiałam odmówic udziału w audycji;) Wiem od zawsze, że lubi spontaniczne gesty, więc gdy wróciłam do siebie do domu, pierwsze co zrobiłam, to weszłam na Internet i zamówiłam najpiękniejszy bukiet kwiatów jaki był, by kurier zaskoczył Ją mile na drugi dzień w pracy. Bo kwiaty choc tak banalne, to tak naprawdę tak wiele znaczą. Dodałam liścik, treści nie zdradzę, ale Jej reakcji nigdy nie zapomnę:). Szła akurat do swojego biura i zobaczyła zabłąkanego kuriera z kwiatami to poszła mu pomóc się odnaleźc, ku Jej miłemu zaskoczeniu kwiaty były właśnie dla Niej:)
Bo takie drobne "wielkie" gesty w życiu są najpiękniejsze. Teraz szukam ich na ulicy, w otoczeniu, uśmiechac dzieci i nieznajomych na ulicach. Nie pisałam tutaj wcale o tych 2 tygodniach, bo są dla mnie jak wyjęte z czasu. Były idealne, były Nasze, niestety rozdarła je rzeczywistośc. Karta nie była taka czysta jakbyśmy chciały, podzielili nas ludzie..a ja nie chciałam nikomu stac na drodze. Wyszłam, nie byłam nawet zła. Byłam tylko wdzięczna przez łzy losowi, że znów Nam dał siebie choc na tą krótką chwilę. 

Kwiaty...nie umiem pięknie pisac o miłości, nie znam pięknych słow miłosnych, wiedną jak kwiaty, gdy próbuje je zerwac..

Ludzie potrafią zaskakiwac. Wy zaskakujecie mnie codziennie:) Swoją życzliwością, swoimi historiami, szczerością. Dziś bliska mi osoba pomogła mi się podnieśc, bo przyznam się, cały ten tydzień spadałam. Spadam w otchłań własnych fobii, smutku, żalu. Podniosła mnie falą słów. 
Bo tak, na początku samotnośc jest przerażająca. Myślisz sobie, że nic Cię nie bawi, gdy nie masz tego z kim dzielic. Patrzysz w lustro i myślisz: jak ja zajebiście dziś wyglądam, szkoda, że to się zmarnuje i nikt tego nie widzi. Myślisz sobie, że to najlepsze lata Twojego życia, a nie masz ich z kim spędzac. Patrzysz na ludzi w związkach i im zazdrościsz. Myślisz: jestem tak dobrym materiałem na dziewczynę i jestem sama. Nawet te największe zołzy kogoś mają. Włącza się proces samonakręcenia.. W takich chwilach to użalanie się nad sobą powoduje, że myślisz, że wszyscy dookoła są szczęśliwi za wyjątkiem Ciebie. Ale może trzeba myślec, że skoro taka fajna osoba jak ja jest sama, to gdzieś tam istnieje ktoś podobny, czekający na mnie. Po czasie to myślenie odejdzie, będzie powracac, ale nie będzie dominujące. Zaczynasz doceniac ten spokój, który masz w sobie, a który zostaje zabity, gdy ktoś Cię zdradza. Czujesz bezpieczeństwo, bo wiesz, że nikt Cię nie zrani tak potwornie. Zaczynasz cieszyc się z drobnostek. Starszej babci na ulicy, ławce, w autobusie, dzieci bawiących się w kałużach, spotkań ze znajomymi, które wcześniej wydawały się nie byc takie świetne bez tej jedynej u boku. Uświadamiasz sobie jak wiele rzeczy chcesz zrobic, w ile miejsc pojechac, a wcześniej nie mogłaś przez tą jedyną, bo uświadamiasz sobie, że mogłabyś tak czekac i czekac i nigdy się nie doczekac i tak spokojnie mijają dni. Owszem boisz się, że na starośc zostaniesz sama i cały czas masz w sobie iskrę nadziei, że istnieje ta jedyna. Na początku ta samotnośc jest ciężka przez Naszą niską samoocenę. Czasami nie jest tak naprawdę łatwo polubic siebie i wytrzymac ze sobą. Jak więc ma z nami wytrzymac inna osoba? Mogę myślec też która się mną zabawiła, która mnie zdradziła, która odrzuciła, ale wolę byc sobą niż jedną z nich. Wolę byc samotna i przeciętna niż taka. 

Kiedy kobieta jest niesamowita, jest trudna. Kiedy jest łatwa, nie będzie niesamowita. Jeśli jest tego warta, nie poddasz się. Jeśli się poddasz, jesteś niegodny.

środa, 29 września 2010

kobieta to krowa.

kolejny dzień mija bez nikogo, nigdzie, nic.
Przekonałam się kolejny raz o pewnej prawidłowości co do kobiet.
Mówią, że facet to świnia, powinno się może mówic w takim razie, że kobieta to krowa.
Otóż nie oszukujmy się. Kobiety potrafią byc bardziej chłodne, obojętne i zmieniające partnerów jak rękawiczki częściej niż mężczyźni.
Niby każda pragnie jednego - byc zauważaną, kochaną, docenioną i chce się czuc, że warto na nią czekac.
Ale, gdy tylko dostaną to wszystko, całą tą troskę, uwagę, kochanie, docenienie, najprościej w świecie - się nudzą. I szukają gdzie indziej.
Potem cieszą się swoją wolnością i nową niezależnoscią rzucając nam ją w twarz.
Kobiety żerują, wysysają i idą dalej.
Ja niby teraz żyję, chodzę, oddycham, ale czuję, że mnie w sobie nie ma.
O czym przekonałam się dziś jadąc samochodem. Pogoda za oknem nie napawa optymistycznie. Jadę samochodem w deszczu ciągle myślę "a co jakbym teraz wpadła w poślizg..." przecież wypadki w końcu zdarzają się nagle, zza drzewa, zza zakrętu.
Zamiast tego dostałam dziś mandat za przekroczenie prędkości. Od rana miałam przeczucie, że coś się stanie, że będą gdzieś stac, ale dziś włączył mi się "automat" i jadąc z jednej szkoły do drugiej chciałam tylko pędzic i nie myślec. I choc miałam zamiar wyhamowac, to zapomniałam po prostu i piękna pani policjant pomachała mi lizakiem. Pierwsze zatrzymanie i : chce pani zobaczyc ile miała pani na liczniku? gdzie się pani tak śpieszy? przekroczyłam o 35km/h. Co równa się 300złotym i 6 punktom karnym. Dałam jej po prostu dokumenty bez negocjonowania, wsiadłam spowrotem do samochodu i się rozryczałam. Zaczęłam szlochac i się trząśc i bic pięściami w kierownicę jak jakaś porąbana. Dawno mi tak nerwy nie puściły. Nie chodziło w ogóle o pieniądze, punkty czy cokolwiek. Tylko fakt, że tyle w sobie zbieram od dawna, uciekam, że w końcu to wyszło na wierzch. Te całe wmawianie sobie, że dam sobie radę i czuję się świetnie. Nawet jeśli przez chwilę tak się czułam, to ten mandat mi to odebrał. Policjantka albo mnie polubiła albo widziała jak wyje i dała tylko 100zł. Mówienie, że każdy kiedyś w końcu dostaje mandat nie jest pocieszające. 
Mandat jest odzwierciedleniem mojego obecnego życia. Pędzę przez nie, nie patrzę na znaki ostrzegawcze, spieszę się wszędzie, nie daję odetchnąc sobie. I nagle uderzam w drzewo, wraca świadomośc i się załamuję.
Załamuję, gdy widzę szczęście.
Czasami nienawidzę ludzi.

niedziela, 26 września 2010

damaged beyond repair.


jest 12 w południe, a ja mam tylko ochotę na whiskey z lodem.
Jedna szklanka za drugą. jak typowy męski bohater amerykańskiego filmu siedzący przy barze pociągający jednego drinka za drugim.
Są dni kiedy nie mam czasu myślec i czuję się dobrze i są wieczory takie jak wczoraj i dzień jak dziś kiedy nie potrafię. Co znaczy, że kiedy jest dobrze to tylko sobie to wmawiam.
Nie mam nikogo. Nie mam nic. w moim życiu nie ma przyjaźni, miłości. nie ma przyjaciela, wsparcia, bratniej duszy. nie ma czasu. pracuję non stop, bywam tak zmęczona, że moje ciało nawet jak ma czas się zdrzemnąc to tego nie robi. nie pijam kawy i nie jadam słodyczy, bo bym zdechła i serce mi chyba wysiadło. Moje życie polega na wyjściu do pracy, powrocie, szybkim uszykowaniu się na korepetycje i powrocie do domu po kilku kolejnych godzinach. potem kąpiel, sen. A gdy śnię, to śnię o wypadającym zębie i tryskającej krwi lub o tym, że dostaję serię z karabinu maszynowego w brzuch, budzę się w strachu czując nudności w miejscu, gdzie przed chwilą wpakowano we mnie kule.
Chciałabym byc prosta. Chciałabym móc cieszyc się z rzeczy, z których cieszą się inni. Chciałabym nie miec tyle emocji w sobie. Nie analizowac tyle. Jestem typem zwariowanej osoby, która współczuje seryjnym mordercom, którzy są skazywani na śmierc i wiecznie szuka powodów.
Jestem nijaka, obojętna, bywam też zła.
Na Ciebie, że nie kochałaś tak jak pragnęłam
na Ciebie, że mnie okłamywałaś, zdradzałaś
Na Ciebie, że odebrałaś mi niewinnośc i naiwnośc
Na Ciebie, że wyjechałaś
Na Ciebie, że zrezygnowałaś, nie walczyłaś
Na Ciebie, że zamieszkałaś z inną zamiast mi powiedziec, że myślisz o mnie.
Nie, i nie tęsknię do nikogo. Tęsknię za normalnością. 
Jestem odcięta od wszystkich. Najbardziej nie mogę odciąc się od siebie, Od swojej głowy. Czuję się jak nastolatka, która całą swoją gorycz i złośc wkłada w śpiewanie piosenek pełnych gorzkich słów do lustra przez łzy. Łapię się za głowę, ciągnę za włosy mając nadzieję, że rozedrę ją na pół.
Kopcie mnie w głowę, może ozdrowieje.

"Każda tkanka w ludzkim ciele regeneruje się średnio raz na siedem lat. Jak wężę, w pewien sposób, zrzucamy swoją skórę. Biologicznie, jesteśmy całkiem nowymi ludźmi. Możemy wyglądac tak samo i zapewne tak jest. Zmiana nie jest widoczna. Przynajmniej nie u większości. Ale wszyscy jesteśmy zmienieni. Całkowicie...na zawsze"
Moich ran nie widac, ale jestem ranna.

wtorek, 21 września 2010

rozładowana bateria.

Dziś w pracy rozładował mi się telefon. Nigdy nie dopuszczam do tego, żeby telefon mi się wyłączył. takie moje uzależnienie od technologii, ale i od tego, że napisze osoba, na którą czekam...
Dziś uświadomiłam sobie, że nikt nie napiszę, więc nie mam się co spieszyc z jego naładowaniem i włączeniem, bo i żadna wiadomośc nie będzie na mnie czekac. Był wyłączony 4 godziny. I miałam rację.
Mogłoby by mnie w ogóle nie byc, a nikt by nawet nie zauważył.
Nie wiem czy to zmęczenie psychiczne czy czysto fizyczne, ale dzisiaj moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. padłam na biurko, kazałam dzieciakom robic zadanie i rozbeczałam się zakrywając włosami. bo ja nie potrafię udawac. nie umiem oddzielic pracy od uczuc, tego co głęboko. Nie potrafię uśmiechac się przez łzy. Na korepetycjach kręciło mi się w głowie i literki mi się zlewały. Nie mam apetytu.
Ktoś powiedział mi, że powinnam urodzic się w innej epoce. W średniowieczu, epoce romantyzmu najlepiej. Jestem i będę wiecznym Werterem wystającym na krawędzi okna jakby to był klif, na którym zaraz dołączy do mnie ukochana, porwie w swe ramiona i pocałuje. Spacerowałabym po wrzosowiskach, brudziła dół spódnic błotem, haftowałabym sobie, czytywała książki i piła popołudniowe herbatki. Byłabym taką Elizabeth Bennet ze swoją dumą i uprzedzeniem. Nie byłoby facebooka, telefonów, internetu, nie widziałabym jak komuś lepiej beze mnie. Żyłabym sobie swoją sielanką raz po raz rozmyślając o mojej lepszej połowie, że gdzieś tam jest i na mnie czeka.
Albo strzeliłabym sobie w głowę z cierpień, bo nie widziałabym sensu.
Bo jak przetłumaczyc rozumowi tęsknoty serca?
Jak milczec? Powiedziałam wszystko, co mogłam. Powiedziałam całą prawdę i ona o tym wie, a i tak nic z tym nie robi.
Dlaczego ludzie nie walczą? Dlaczego wiecznie dręczę serce? Dlaczego nie umiem ja odpuścic? Dlaczego liczę, że jak się odzywa to wróci, dlaczego patrzę przez okno i każde światła samochodu wydają mi się byc jej samochodem? Dlaczego ja w ogóle jeszcze myślę, co by było gdyby? Nie mam cierpliwości do miłości. Gdy ją widzę to nie potrafię odpuścic, nawet jeśli mam się upokorzyc i stracic do siebie szacunek. Póki kogoś nie znienawidzę. Znów walczyłam, znów przegrałam.
Ale tak jak mi się mówi. Muszę przestac forsowac serce, muszę przestac szukac. Gdy ktoś się pojawi w moim życiu następny to niech ten ktoś o mnie zawalczy, a nie ja znów otworzę się pierwsza. Oddam ciało, duszę i zostanę z niczym.
Jestem warta walki.
Zasługuję na dobre traktowanie.
Jestem dobrą osobą, przyjaciółką, żoną, matką, kochanką.
Mogę byc czyimś spełnieniem marzeń.
Nie oddam tego więcej już nikomu, póki ten ktoś nie zawalczy.
Zapełniam czas pracą, zarabianiem pieniędzy, dbaniem o siebie. Szczęście będę czerpac z materialnych spraw. I będę pisac, bo to lubię i jako tako mi wychodzi.
Będę skupiac się na celu - kupno samochodu.
a nie - sprzedaży serca i siebie.
"Jak daleko odejść musiałabym,
byś poczuła czemu ze mną chcesz być.
Tutaj no powiedz jak.
Wiele jeszcze rzeczy dźwiga świat,
które musiałabym przynieść Ci do stóp.
Byś była znów.