czwartek, 9 czerwca 2011

obalając łóżkowe mury.


Bohaterkami tej notki są Edie Windsor i Thea Spyer, których życie poznałam przez obejrzenie filmu dokumentalnego pt.”Edie and Thea: A Very Long Engagement”. I ich zaręczyny były naprawdę długie, bo trwały 40 lat, po upływie tego okresu postanowiły w końcu polecieć do Toronto i wziąć wymarzony ślub. Nie chcę jednak opisywać ich historii, zainteresowanych odsyłam do tego wzruszającego filmu. Mianowicie z ich długoletniego związku wysłuchiwałam ich recept na długowieczną świeżość i siłę uczucia. Nie były one odkrywcze, jednak tylu ludzi się ich nie trzyma. Radziły nigdy nie przestawać tańczyć, nigdy nie odkładać radości na później i nigdy nie rezygnować z seksu. 
Wciąż kręcimy się i pędzimy w swoim życiu, ale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ilu z nas z czasem przestaje oddawać się wolności i swobodzie tańca? Czyż nie krzepiącym jest mając 77 lat złapać ukochaną osobę za rękę i po prostu zatańczyć? Mnie osobiście nic tak nie uwalnia i nie relaksuje jak taniec. Nawiasem mówiąc, dawno tego nie robiłam. 
„Don’t postpone Joy”. Taki napis widnieje na lodówce Edie i Thea. Nie odkładaj radości na później. One dwie w swoim życiu zwiedziły pół świata. Nigdy nie odkładały uciech na później. Ilu z nas mówi sobie, że odpocznie w weekend. Wyrwie się z rutyny, zrobi coś niespodziewanego, szalonego, tylko dla siebie, dla nas, dla odświeżenia życia. I właśnie w momencie, gdy chwytamy za walizkę, pakujemy się, dzwoni telefon, ktoś puka do drzwi, rodzice wpadają z wizytą, ktoś prosi o pomoc. Z miną zbitego psa i rękoma opuszczonymi do podłogi, z poczuciem rezygnacji chowamy walizkę z powrotem do szafy nie mówiąc nikomu o naszych niespełnionych zamiarach. Mówimy: dobrze mamo, zrobię to, zrobię tamto. Dlaczego nie umiemy mówić innym nie, i sobie nie umiemy powiedzieć głośnego TAK! Co roku mówię sobie, że wybiorę wycieczkę Last Minute All Inclusive, nie patrząc na koszta, po prostu pozwolę sobie żyć i wynagrodzić trudy życia codziennego. Kto wie, może w końcu nie odłożę radości w te wakacje tylko złapię życie za rogi?
Edie i Thea od początku łączyła głęboka namiętność. Jednak Thea stopniowo traciła władzę w nogach, aż w końcu doświadczyła całkowitego paraliżu i dużą część życia Edie się nią opiekowała. Nigdy nie przestały tańczyć i nigdy nie zrezygnowały z seksu. Podkreślają to, że nieważne co trzeba zrobić, ale trzeba się dostosować, docierać, starać, być aktywnym. To samo podkreśla seksuolog, z którym ostatnio czytałam wywiad. Bo lubimy Myślec i chwalić się, że wiemy już wszystko o seksie, a prawda jest taka, że nikt nie wie. Bo o seksie trzeba rozmawiać. Bo jak dr Zbigniew Liber podkreśla, seks jest najważniejszą potrzebą każdego człowieka. Zaraz po jedzeniu i piciu. I nie ma tu miejsca na wstyd czy zaprzeczanie. Jedyne przed czym trzeba się bronic to schematy. Dr przestrzega mężczyzn przede wszystkim przed ich własnym narcyzmem i doświadczonymi kochankami. „To jest najbardziej niebezpieczny typ kobiety w łóżku. Jeśli ona sama w trakcie budowania intymności nie powie, jakie są jej oczekiwania, co lubi, za czym nie przepada, to koniec. Bo jeden fałszywy ruch i można kobietę porządnie do siebie zrazić. Z rozszyfrowaniem potrzeb seksualnych w ogóle nie jest łatwo. Nawet kiedy mowa o naszych własnych. Przede wszystkim najpierw trzeba odkryć, że w ogóle się je ma.” Dlatego podkreślam rolę dialogu. Bo seks to nie tylko fizyczność. Bo nie powinno mówić się o seksie w oderwaniu od uczuć, związku, przywiązania emocjonalnego. Bo orgazm zaczyna się w mózgu, a nie samym ciele jako tako. Budujemy między sobą mury w łóżku. Czy to kostka złożona z milczenia czy gorzkich słów kłótni. Najwyższe mury buduje nasza głowa. Nasze myśli, niemożność skupienia się. Ciągłe życie w stresie i pośpiechu. Odliczanie i patrzenie na wskazówki zegarka czy mamy wystarczająco czasu. Bo szef nas goni, praca czeka, trzeba wcześnie wstać. Dlaczego tak wiele osób nie potrafi tego wyłączyć? Moim zdaniem, gdy już dzielimy tak intymną chwilę, to dzielmy ją w pełni albo wcale. Czasami mam ochotę złapać wszystkich ludzi za ręce, spojrzeć im w oczy i powiedzieć by zwolnili. By oddali się sobie w pełni. Nie myśleli w łóżku o nie  ugotowanym obiedzie, nie wypranych ubraniach, nie zrobionej pracy. By oderwali wzrok od zegarka, pędzącego czasu. By zamknęli oczy i poczuli każdym milimetrem ciała dotyk drugiej osoby. To jest jak elektryczność przepływająca pod i na skórze. Wyjdzie nam to tylko na zdrowie. Poczujemy się szczęśliwsi, bardziej atrakcyjni i pełni mocy do działania i wszystkie wasze zmartwienia, które wznieśliście do łóżka wydadzą się błahe i wykonalne w trybie błyskawicznym. Bo seks jest ważny nie tylko po jedzeniu i po piciu, ale i w trakcie i przed nim. 

środa, 1 czerwca 2011

Burza w życiu Stormy/a.

Dziś z okazji Dnia Dziecka nie wzruszył mnie artykuł o marzeniach dzieci ani o tym kim chcieliby być politycy w przyszłości, gdy byli dziećmi ani też nie przykuwają uwagi nawoływania do przeznaczenia 1% podatku dla jednego z chorych pociech, ale zbulwersował mnie artykuł mówiący o Stormie. Otóż Storm, bądź też Storma, to dziecko kanadyjskich rodziców. Nie jest chore ani nienormalne. To co się z nim robi moim zdaniem odbiega od normy. Ponieważ rodzice Storma/Stormy zadecydowali nie informować dziadków, znajomych ani świata jakiej Storm/Storma jest płci. Pragną dla swojego dziecka wolności wyboru płci. Nie chcą jej/mu niczego narzucać. Uczą, że nieważne co ma między nóżkami, ale liczy się to kim same chce być. Rodzice mają już dwójkę innych dzieci, chłopców, ale im również pozwalają podejmować wybory nieograniczające ich ze względu na płeć, dlatego też ,gdy idą na zakupy i chłopcy chcą kupić sukienkę, rodzice nie oponują. Dumnie chwalą się, że jeden lubi sukienki różowe, drugi fioletowe. Jak się idzie domyślić historia ta budzi kontrowersja pośród kanadyjskich i amerykańskich mediów, psychologów i psychiatrów. Są zwolennicy i przeciwnicy. I choć staram się zachować otwarty umysł i pojąc, że może faktycznie pozostawienie dzieciom wolności wyboru może jakoś korzystnie na nie wpłynąć i że nikogo nie powinno interesować co to dziecko ma między nogami to jednak nie potrafię. Nie potrafię pogodzić się z faktem, że rodzice sprawiają ze cały świat chce zajrzeć ich własnemu dziecku w spodnie czy pod spódniczkę. Nie godzę się z tym, że uczynili ze swojego dziecka obiekt ich eksperymentu. Bardziej chylę się ku argumentom psychiatrów, którzy podkreślają, że to dziecko z biegiem czasu nie będzie wiedziało kim jest, a określona tożsamość dziecka jest kluczowa dla jego zdrowego rozwoju. Najbardziej jednak złości mnie fakt, że to mi odmawia się wychowywania dziecka. To są rodzice heteroseksualni, którzy, choć pewne to nie jest, ale najprawdopodobniej krzywdzą swoje dziecko na oczach milionów, a to ja uważana jestem za nienormalną. Ja nie odebrałabym dziecku jego tożsamości i nie wmuszała eksperymentalnej wolności wyboru. 90% naszego społeczeństwa uważa, że osoby homoseksualne nie powinny adoptować ani wychowywać dzieci. Jako główny argument wymienia się fakt, że dziecko powinno mieć męskie wzorce w domu. A ile samotnych matek wychowuje dzieci bez ojców z pomocą swoich matek, a za męski pierwiastek bierze się wujka, dziadka czy brata. Tu w ogóle nie chodzi o to, chodzi o to co nam się wpaja. Dziś również czytamy, że jesteśmy coraz bliżsi ustawy o związkach partnerskich. Dzięki czemu będę mogła dziedziczyć po partnerce, wspólnie się rozliczać, będę mogła uzyskać informacje w szpitalu kiedy coś się stanie mojej ukochanej i będę mogła decydować o miejscu jej pochówku. I czy to nie są ludzkie, humanitarne prawa dla każdego człowieka? Już ponad połowa Polaków jest za wprowadzeniem związków partnerskich. Co dziwne, największe poparcie jest wśród osób w wieku 40-50 lat, a najmniejsze 18-28. To obiecująca, a zarazem niepokojąca wiadomość. Młody wiek przeciwników wskazuje na to, że młodzi są pod silnym wpływem rówieśników, wychowawców, czyli tego co wpaja nam kościół i szkoła, w której nadal naucza się, że homoseksualizm jest nienormalny. Obiecujące jednak jest to, że człowiek z wiekiem zdobywa doświadczenie, poznaje różne ludzi i kultury i zmienia swoje poglądy. Rozwijamy się.  Tą samą postępowością chwali się PO, gdzie pod tym artykułem widnieje następny, w którym senatorzy homoniechętni PO przegłosowali ustawę zakazującą osobom homoseksualnym prowadzenia rodzinnych domów dziecka. Pan Roman Giertych parę lat temu próbował przepchnąć ustawę nakazującą zwalniania osób homoseksualnych, ustawa powyższa niewiele się różni od tej giertychowskiej. Więc mnie denerwuje, że to mnie uznaje się za niekompetentnego, nienormalnego i niepełnego rodzica, gdy po ziemi stąpają nie tylko patologiczne rodziny, ale i takie heteroseksualne, które ponad dobro dziecka stawiają swoje dziwne pomysły i chęć eksperymentowania.