środa, 28 listopada 2012

Free your mind.


Czytelniczka wyraziła ostatnio tęsknotę za ‘duchowymi” notkami. Zapytałam ją co znaczy duchowe, bo zaintrygowało mnie to, ponieważ wydawało mi się, że każdą właściwą notką staram się dotrzeć do czyjejś duszy. Choć fakt, jeśli człowiek spojrzy dokładniej to bardziej ostatnio starałam się trafiać do czyjegoś rozumu. Życie bywa pokrętne i zawsze chcąc nie chcąc wybieramy coś ponad coś. Zatem dziś spójrzcie dziś razem ze mną znów w lustro i zastanówmy się nad sobą. 

Dziś Światowy Dzień Pocałunku. Trudno nie wiedzieć, bo informują nas o tym różne strony internetowe jak i znajomi na Facebooku. Właściwie każdy dzień jest światowym dniem czegoś tam. Niekoniecznie sensownego i pomocnego dla kogokolwiek, ale dzielimy się tym na portalach społecznościowych jakby one były najlepszym źródłem informacji. Wiecie co ja pomyślałam o Dniu Pocałunku? Otworzyłam wyobraźnię, ponieważ zainspirowały mnie do tego słowa David’a Lynch’a (oczywiście napotkane na Facebooku:) „Wydaje nam się, że rozumiemy zasady, gdy stajemy się dorosłymi, a tak naprawdę to nasza wyobraźnia zaczyna się kurczyć”. Internet nie zawsze musi być nagromadzeniem niepotrzebnych informacji, ja bardzo lubię napotykać inspirujące cytaty, odnosić je do mojego życia, co dziwniejsze, czasami je w te życie wcielam! Nigdy nie posiadałam ograniczonej wyobraźni, mam problem wręcz przeciwny, ponieważ używam jej w nadmiarze ciągle w głowie pisząc własne scenariusze i kręcąc przeróżne filmy, szczególnie przed snem. Od wczoraj te wyobraźnię staram się otwierać na inne sposoby. „Znajdź w życiu to, co kochasz”, „Bój się i rób to”, „Mów to, co ważne”, „Bądź artystą w tym co robisz”. Może by warto ponaklejać jakieś sentencje dookoła siebie, bo my często uciszamy wyobraźnię i duszę kosztem rozumu i racjonalności. 

Ze znajomych względów lubię szukać inspiracji również w sentencjach tyczących się nauczycieli. Spodobały mi się ostatnio szczególnie dwa: „Najlepsi nauczyciele to ci, którzy pokazują Ci gdzie patrzeć, ale nie mówią Ci co widzieć” oraz „Nauczanie to najpierw posiadanie serc uczniów, a następnie ich umysłów”. Drugie wykonuje zawsze, na pierwsze nie zawsze mam czas. Przy okazji hospitacji z dyrekcją w ramach rozpoczęcia kolejnego etapu awansu zawodowego postanowiłam przypomnieć przede wszystkim sobie, uczniom, szefostwu, że potrafię wskazać drogę do odkrycia wiedzy, a nie podać ją banalnie na tacy. Moja wyobraźnia buzowała od zeszłego tygodnia pełna pomysłów na przeprowadzenie idealnej lekcji. Bo ja lubię, chcę i jestem artystką w tym, co robię. Zaśpiewanie piosenki, powtarzanie słownictwa, wprowadzanie nowej zasady gramatycznej potrafię przekształcić w najpiękniejszą nutę zagraną na fortepianie czy finezyjne machnięcie pędzlem na płótnie.. Radość na twarzach uczniów i ciągle ukrywany uśmiech dyrekcji zakończony gratulacjami po zajęciach potwierdził, że mi się to udało. Otworzyłam wyobraźnię i duszę, a skutkiem była ogromna satysfakcja z samej siebie.

Wracając do Dnia Pocałunku. Dlaczego od razu całować tylko ustami i tylko partnerów czy partnerki? Dlaczego by nie pocałować kogoś słowem, pocieszającą rozmową, wysłuchaniem, przytuleniem troski? Moja mama ostatnimi dniami, dziś szczególnie potrzebowała. Potrzebowała czegoś, kogoś, czegokolwiek by odciągnąć ją od własnych myśli. Otworzyłam wyobraźnię by zobaczyć jak się śmieje. Zajęłam, opowiedziałam zabawną historię, udało mi się. W końcu popłynęły łzy śmiechu.

Wkraczając w dorosłość zamiast poszerzać, często horyzonty zacieśniamy. Poznając szerszą gamę uczuć, rozumiejąc motywy ludzkich działań, zamiast się otworzyć, zamykamy się jeszcze bardziej bojąc się konsekwencji, rozczarowania czy cierpienia. Ilu z nas rezygnuje z marzeń? Z ilu marzeń w życiu zrezygnowała moja mama? Obawiam się, że życie nawet nigdy nie nauczyło Ją marzyc. Mnóstwo z nas rezygnuje z tej trudnej sztuki spełniania marzeń. Ale kto powiedział, że będzie łatwo? Nigdy nie nastawiajmy się na łatwość. Przecież cokolwiek przychodzi nam łatwo traci na wartości zdobycia. Nic nie ogranicza naszego osobistego szczęścia jak nasz własny umysł. To nie za niska płaca, kiepscy znajomi, niekochający mąż czy żona, praca, za którą nie przepadamy czy totalny brak czasu na siebie. To tylko i wyłącznie kąt naszego spojrzenia. Kąty mogą być ruchome, można je naginać. Zawsze jest sposób, zawsze jest czas, tylko musimy nauczyć się delegować, ustawiać priorytety tak by na pierwszym miejscu było, to co wywołuje nasz uśmiech po ciężkim dniu, a nie to co pogłębi nasz marazm. Dla kogoś może to być smaczny posiłek, dla kogoś kieliszek dobrego wina z książką w dłoni, a dla kogoś innego poprawnie wykonanie zadanie w pracy. Nie zapominajmy o małych szczęściach, otaczajmy się inspiracją. Otwórzmy wrota wyobraźni. Kto wie? Może całując dziś wyobraźnią inaczej niż zwykle dzień zakończymy śmiechem do rozpuku?



sobota, 17 listopada 2012

Patriotka Polską przerażona.


Podczas, gdy w USA do Senatu wybrano pierwszą lesbijkę Tammy Baldwin i geja Azjatę do Kongresu u nas w Polsce tysiące ludzi wyruszyło na ulice by wołać o nowoczesny patriotyzm wolny od lewaków i pedałów. Chyba nowoczesność nabrała nowej definicji… Pan Zawisza nazywający siebie rycerzem niepodległości, a innych zaledwie cele brytami, dziecinnie odpierający słuszne argumenty drugich stron czy to Moniki Olejnik, Tomasza Lisa, Nałęcza czy pani Szczuki. Co się dzieję?

W wielu miejscach ostatnio krąży nasz temat - homoseksualizmu. Komentarze pod moją ostatnią poleconą notką oraz Marsz Niepodległości wywołują we mnie jedno uczucie. Autentyczne, cielesne, psychiczne i bolesne PRZERAŻENIE. Bez przesady, dodawania czegokolwiek. Przeraziłam się, boję się o swoją przyszłość. Ba, nawet nie tylko o swoje jutro, ale o swoje teraz. Przeraziła mnie ilość ludzkiej nienawiści w Polsce. Nieważna wiara, poglądy, opinie, orientacje i sympatie polityczne. Wszędzie zalewa nas nienawiść, zawiść, pogarda i totalny brak szacunku dla drugiego człowieka. Kiedy wydaje mi się, że piszę tak od serca, z takim przekonaniem i miłością, że tylko te uczucia wywołam w czytelniku, rozczarowuje się na nowo. Wiem, że wielu z Was kochani przekonuje mnie, że to trolle, które tym się żywią, ale uczestnicy takich marszów jak ten niepodległościowy, ilość obecnej tam młodzieży mnie – znowu – przeraziła. Może to nie trolle – może to Polska właśnie? Czy ma mnie dopaść Straż Niepodległości, która ma się uformować pod przewodnictwem organizatorów Marszu Niepodległości? Uważam się za patriotkę i nie potrzebuje wychodzenia na ulice by o tym krzyczeć tak samo jak nie chodzę na Marsze Równości by krzyczeć ubrana na tęczowo kogo kocham. Może czas to jednak zmienić?

Ale się nie poddam, nie schowam się, nie przestanę pisać o tym co kocham, co mnie boli, za czym tęsknię, o czym marzę. Pewien czytelnik pod ostatnią notką słusznie powiedział, że nie piszę bloga o tym co zjadłam na śniadanie tylko o tym, co prowokuje ludzi do wypowiedzenia się na dany temat, więc powinnam być przygotowana na krytykę. I przecież jestem, bo po dwóch latach blogowania na Onet.pl powinnam stać się już niezniszczalna. Ale tak do końca nigdy nie będzie, bo każdy ma serce, a ja na dodatek pisząc blog eksponuje je trochę bardziej niż wszyscy. Zamilknąć się nie da zwłaszcza, gdy patrzy się na kraj i osoby, które bez problemu w telewizji mogą wygłaszać swoje poglądy i mi też wpychać je bez uprzedzenia i zgody. Ja przynajmniej jedno prawo mam takie same jak Wy, mogę wyrażać swoje opinie bez wpychania ich Wam. Nikogo przecież nie zmuszam do zaglądania tu i dzielenia moich odczuć i poglądów, każdy z nas je jedynie przedstawia. Pan Zawisza ostatnio również zasłynął stwierdzeniem, że „lesbijstwo Marii Konopnickiej to feministyczna propaganda” porównywalna z kłamstwem oświęcimskim. Porównanie niesamowicie przesadzone i bez taktu śmiałabym rzec, bo niczego nie powinno się porównywać do Holocaustu moim skromnym zdaniem. Zatem niech i będzie, że mój 4-letni związek i każdej kobiety z kobietą są propagandą feministyczną. Każdy ma w końcu prawo do wysnuwania własnych tez skrycie czy publicznie. Dlaczego jednak to te absurdalne częściej widzą światła reflektorów ostatnio?

Dziś jadę na koncert zmysłowo ubóstwianej Jessie Ware i tak się składa, że zbiega się to jednocześnie z Dniami Równości i Tolerancji, którego kulminacyjnym punktem jest dzisiejszy Marsz Równości. Chciałabym od razu zaznaczyć tutaj różnicę między paradą równości a marszem, bo kolorowe pióropusze i cycki na wierzchu latać tu nie będą nie tylko ze względu na chłodną aurę za oknem, ale przede wszystkim na cel tego spotkania;) Jak wiecie nigdy nie uczestniczę w tego typu wydarzeniach, bo nie są mi do szczęścia potrzebne i jak wiadomo zrażamy tym publikę nam nieprzychylną jeszcze bardziej, ale może dziś przestanę tylko pisać, ale przejdę się spacerem wśród ludzi pragnących tego samego od Polski i Polaków co ja? Tolerancji i równości dla każdej pokrzywdzonej osoby, której ta równość należy się bez dwóch zdań, by żaden lekko opóźniony nie był nazywany niedorozwojem, osoba chodząca o kulach nie była nazywana kuternogą, gej pedałem, lesbijka lesbą i babochłopem, a niepełnosprawny kaleką. Bo na takie chamstwo i brak kultury nie powinien pozwalać sobie nikt bez względu na orientację, stan zdrowia, sympatie politycznie, poglądy czy wyznanie drodzy Patrioci i Polacy.

środa, 14 listopada 2012

Środingowe ładowanie baterii.



Spaghetti Bolognese dla lubiących gamę przypraw według przepisu Zosi :

http://www.makelifeeasier.pl/gotowanie/moje-spaghetti-bolognese

Środa zwana dalej Środingiem to dzień w mym życiu świety i nietykany. Jest to krótki weekend ustanowiony przez samą siebie w środku tygodnia po dwóch dniach pracowania od rana do wieczora i przed kolejnymi dniami na pełnych obrotach.

W ten dzień nie ustawiam sobie żadnych korepetycji. Dzień ten zazwyczaj spędzam ze swoją drugą połówką i obie ładujemy sobie nawzajem baterie by podnieść się po 3 dniach pracy i zebrać siły na dwa kolejne.
Dziś jednak Ona musi się uczyć, więc umówiłam się na randkę ze samą sobą. Byłam podekscytowana perspektywą popołudnia dla siebie, bo uwierzcie rzadko się przytrafia. Postanowiłam, że zapłacę rachunki na poczcie, zrobię zakupy na ten otóż obiad i pójdę na solarium by poczuć się ze sobą lepiej fizycznie.
Dzieciaki od razu wyczuły lepszy nastrój ciesząc się niezmiernie razem ze mną na lekcjach.
To nic, że obiad kosztował o wiele więcej niż zamierzałam, że choć to wolne popołudnie to dopiero teraz usiadłam. Nieważne, że zrobię jeszcze pranie ręczne, ułożę sprawdzian i przygotuję się na jutrzejsze korepetycje. Nieważne, że ojciec przyniósł kolejny rachunek do opłacenia. Pomyślę nad hospitacją z dyrekcją. Ba, napiszę kolejną notkę, której nie mam czasu napisać od paru dni, może nawet na sen wypiję piwo i obejrzę jakiś film!

Nieważne, że to wszystko utrudnia mi teraz dziura w palcu, ponieważ puszka z pomidorami targnęła się na życie mojego kciuka! Co widać na załączonym obrazku;)

To nic, że tęsknię troszkę za Nią i chcę by wsiadła w auto i przytuliła w ciężkie ostatnio dni, ale rozumiem,  ze czasem obowiązki musimy stawiać pierwsze. Tęsknota dziś nie boli jak ten palec.
To nic, naprawdę dziś nie będę się złościć na swoje życie, siebie czy kogokolwiek.

Bo dziś mam randkę ze samą sobą. Będę seksowna delikatnie pachnąc czosnkiem i cynamonem pozostałym na palcach po gotowaniu.

Dajecie sobie takie dni w prezencie? Jak ładujecie baterie? :)

poniedziałek, 5 listopada 2012

I biorę Ciebie za Żonę...


Nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale uważam, że nikt nie rodzi się z pustą kartą. Żadna tabula rasa. Mamy określone geny, może zdefiniowane z góry przez nasz organizm predyspozycje czy talenty do czegoś. Rodzimy się też z jakimś charakterem, bo nie wierzę, ze wszystko we mnie ukształtowali rodzice, rodzeństwo, rówieśnicy czy otoczenie.

Na przykład, odkąd pamiętam miałam w sobie poczucie misji, ratowania świata i ludzi od zguby i zakłamania. Nikt mi tego nie wpoił, nikt też nie powiedział, że nigdy całego świata nie zbawię ani że nie każdy na ratunek zasługuje. Swój pierwszy dzień w szkole pamiętam dokładnie. Nie znałam nikogo, ale dosiadłam się do dziewczynki, która bezustannie płakała za mamą, żeby ją pocieszyć. Nikt mi w wieku 3 lat nie wyperswadował noszenia sukienek, nie znosiłam ich sama z siebie. Nikt nie nauczył mnie bycia wredną, wyszczekaną i lubiącą się bronić. Urodziłam się z bujną wyobraźnią i głową skorą do marzeń. Tego nikt mnie nie nauczył. Sądzę, że urodziłam się z tym razem z kolorem włosów, oczu czy skóry.

Mam nadzieję, że wiecie też, że orientacji seksualnej się nie wybiera. Przecież nie obudziłam się jako kilkuletnie dziecko i świadomie wybrałam kobiety jako obiekt westchnień. Naturalnie mnie do nich ciągnęło, a nie do chłopców. Nikt mi nic nie zrobił, nie skrzywdził, nie wyperswadował jednej płci i wcisnął drugą. Nie wybrałam dla siebie kariery czy przekleństwa bycia lesbijką jakby to był wybór ścieżki zawodowej. Wierzę, że się taka urodziłam.

W głowie mi się nie mieści, że istnieją ludzie, którzy myślą inaczej, ale muszę się z tym pogodzić, tak jak i homofobicznie nastawione do świata osoby muszą żyć z faktem, że istnieją takie osoby jak ja. Szkoda, że nie może to być przyjazna koegzystencja, ale wszystkiego w życiu mieć nie można.

Zatem przypominam, nie można człowieka winić za coś, czego nie wybrał. Nie można go nienawidzić, go nie znając, nie można nim i jego uczuciami gardzić tylko dlatego, że nam się nie podobają.

Dlatego też nigdy nie zrozumiem, dlaczego o losach ludzi decyduje garstka osób albo nie znająca się na temacie, albo jemu obojętna, albo nienawistna bądź totalnie niedoświadczona. Dlaczego w Polsce o ciele kobiety, jej prawie do adopcji czy sztucznego zapłodnienia decyduje kościół i garstka radykałów zasiadających w Sejmie? Kto uczynił ludzkość tak niechętną indywidualności, odmienności? Czemu boimy się czegoś, czego nie znamy? Podróże w nieznane inspirują, są intrygujące i zachęcające i my zamiast się kształcić, nadrobić zaległości, okiełznać nieznane to my to karcimy, odrzucamy i boimy się tego. Dlaczego zatem o mojej możliwości chociażby złapania ukochanej osoby za dłoń decyduje nienawiść innych? Dlaczego społeczeństwo w nas samych wykształciło taki strach, że moja dziewczyna boi się złapać mnie za rękę, chroni nas tylko ciemność kina na horrorze, ale po chwili i tak się rozglądamy czy ktoś czasami nienawistnie patrzy.

Od dziecka widziałam siebie w sukni ślubnej, na ganku, na bujanym fotelu z córką lub synem na kolanach i ukochaną kobietą, która podchodzi, schyla się i składa pocałunek pełen miłości na moich ustach, który definiuje całe poczucie bezpieczeństwa, która daje mi ona w zaściankowym państwie. Żyjemy w kraju homofobicznego Ku Kux Klanu, gdzie boimy się marzyć, sięgać po coś większego, niż skryty pocałunek w ciemnym kinie.

Żyję w kraju, gdzie tylko mogę podziwiać obrączki ślubne marząc, że wsunę go na palec ukochanej osoby wypowiadając słowa przysięgi złożonej z marzeń tej małej dziewczynki z niewielkiego miasta. I nie, nie wyjadę gdzie indziej by spełnić co mi, jako istocie ludzkiej, zwykle się należy.

Obama TV Ad Targeting Gay Lesbian Community

Zbliżające się wybory prezydenckie w USA i spoty wyborcze Barack’a Obam’y i Mitt’a Romney’a przypominają smutną prawdę, że może nigdy nie dojdziemy do punktu, ja nie dożyję chwili, gdy będę mogła odwiedzić chorą partnerkę w szpitalu, dzielić z nią równych praw. Jestem w stanie z tym żyć, ale czasami ogarnia mnie wszechobecny smutek, że nigdy nie nazwę jej prawnie ŻONĄ.

Fragment programu typu reality show „The Real L Word” i ślubu jednej z par tam występujących poniżej.

Idealnie pasująca piosenka dobrana na początek, w gronie wyłącznie przyjaciół, nie musi być kościoła ani księdza, ale ktoś, kto ten związek popiera. Na otwartym powietrzu, z otwartym sercem. Oto słowa jednej z ich przysięgi:

„Przed Tobą i przed wszystkimi ludźmi, którzy są dla nas najcenniejsi,

Obiecuję Ci to:

Obiecuję Ci rozpoczynać każdy dzień spojrzeniem pełnym wdzięczności i docenienia, które mam w sobie teraz,

Obiecuję uczynić nasze małżeństwo mieszanką ewolucji i przygody tak byśmy obie mogły się rozwijać i poznawać świat w całym jego potencjale,

Obiecuję tulić Cię w stresujących jak i radosnych chwilach nawet jeśli nasze obie ogniste osobowości będą nam kazać inaczej,

Na koniec, obiecuję sprawić nam najlepsze bujane fotele znane ludzkości tak byśmy mogły razem oglądać zachody słońca, gdy będziemy miały po 80 lat i patrzeć wstecz na ten dzień i wspominać go z uśmiechem”

Kocham Cię otwarcie, nie gdy gaśnie światło i nikt nie widzi.

Jeśli spytacie o wymarzone wesele, zobaczycie je tutaj:


Spot wyborczy Obam'y


sobota, 3 listopada 2012

Blogowy hymn mój?

Ostatnia piosenka z nowej płyty Happysad pt. „Nic nie zmieniac” mogłaby się spokojnie nadac na hymn mojego bloga.

Zgodzicie się?:)

Z racji tego, że z dodawaniem linków coś ostatnio nie tak, musicie sobie link skopiowac sami do Youtube, ale warto!

http://www.youtube.com/watch?v=-GSVynTf7XM&feature=related

„i ochrzcili mnie chociaż ponoć głośno protestowałem
teraz gdy głośno protestować chcę chcą okładać mnie pałami
i zabraniają ust całować płci tej samej
a sami dają mi karabin
każą strzelać do ludzi innej wiary

i nic nie zmieniać
tak jak jest jest dobrze
tak jak jest

budują wieże do nieba
ja chcę wierzyć że pełni dobrych chęci
a z nieba uśmiechnięci
czapkami machają kosmiczni turyści
ojcowie na obcych ziemiach
ślą miłość z prędkością światła
a w domach dzieci i matka
w palcach obracają ziarenka różańca

siadaj koło mnie
to dla ciebie jest ławka
posłuchaj jak pięknie o miłości gada
ten który miłości nigdy nie zaznał
siadaj koło mnie
to dla ciebie jest ławka
posłuchaj jak pięknie o miłości gada
ten który miłości nigdy nie zazna”

Happysad bezustannie gdzieś się w moim życiu przewija. Pojawia się nowa płyta, gdy jej potrzebuje. Muzyka ma czasem niesłychaną moc leczenia i odzwierciedlania uczuc.

Cenię ich nie tylko za muzykę czy wokale. Przede wszystkim za kąśliwośc tekstów, bezpośredniośc, wyśpiewanie prawd w intrygujący i inspirujący językowo sposób.

Polecam nową płytę "Ciepło/zimno"

piątek, 2 listopada 2012

Ty tam Śmierc czy jak Ci tam – wkurzasz mnie!

Dziś ponuro, gburo, a może i chwilami makabrycznie.

A bo ta Śmierc to niezła dziwka jest. Szmata. Zdzira. Oddaję jej wielką literę na początku, bo wolę dmuchac na zimne i oddac jej mimo wszystko należyty szacunek, bo jak mi trzaśnie w drzwi i okrutnie zabierze to nie chce by była brutalniejsza niż to potrzebne za to, że użyłam niezbyt pochlebnych słów odnosząc się do Niej.

Zabawne, że wszystkiemu co złe przypada często rodzaj żeński. Był huragan Katrina, teraz mamy Sandy. Sandy to była ta słodka blondyneczka z kręconymi włosami śpiewająca „You’re the one that I want” w musicalu Grease, a nie huragan siejący zniszczenie. Zabili niewinne kojarzenie Sandy!

Wkurzyła mnie, wczoraj, jak zwykle wczoraj. Nie chodzę na cmentarz raz w roku z początkiem listopada, ponieważ wyrzuty sumienia mnie tam pchają. Wyrzuty, że za mało odwiedzam tych, co odeszli albo za mało za nimi tęsknię. Nie idę wcześniej do fryzjera, nie kupiłam nowych kozaczków, lśniącego zajebistością płaszcza by przeparadowac wśród współmieszkańców. W tym roku nie pchałam się na deszcz na mszę w tłum by ściskac się jak na warszawskim bródnowskim cmentarzu wykrzykując wszystkie przekleństwa świata w niebiosa. To powinna byc chwila przestrzeni dla własnych uczuc, tęsknot i relfeksji, a nie dla rozglądania się z nudów, kto się w co ubrał.

Pójście na cmentarz po całym tym bałaganie, w ciemnościach, czujemy się bezpieczniej. Przychodzimy tam wtedy dla bliskich, nie rozpraszają nas tłumy osób, które trzeba ominąc zanim dotrze się do nagrobka. Nic nie zakłóciło moich myśli. Dlatego wróciła znów ta złośc. Myślałam, że dawno minęła.

Ale nie, dalej mnie Śmierc wkurzasz, wiesz?! Wpieniasz, wnerwiasz, wkur****. Mi piszemy swoje życie, zapisujemy kartki naszej księgi najbardziej imponująco jak się da z uporem maniaka, a Ty potem bierzesz te kartki, zgniatasz, przecinasz na pół machnięciem ostrej kosy i brutalnie wyrywasz długopis z dłoni. Ucinasz palce, krew się sączy na biurko, a z nas ucieka życie.

Przeróżne choroby cywilizacyjne, pośpiech, pijani kierowcy, zmęczenie za kierownicą, poddanie się, bezczelny rak trzymają nas w ryzach. Mają tę kosę w pogotowiu. Stojąc nad każdym grobem pomyślałam, że nie ma nic pięknego w umieraniu. Do dziś widzę przeraźliwie chudą nogę wystającą spod kołdry dziadka umierającego na raka kości i Bóg wie jeszcze czego. Babci cham schował się w jelicie grubym, drugiej już wszędzie by zabrac ją w miesiąc. Jeden wypadł z okna w stanie z lekka mówiąc nietrzeźwym, nie wstał już nigdy. Nikt nie powinien znajdowac swojego dziecka powieszonego na klamce, a i taka wiadomośc kiedyś mnie przywitała z rana. Ciocia nie powinna przeżywac trójki swoich dzieci, dwóch przy porodzie, a kolejnego w brutalnym wypadku samochodowym. Mojej ukochanej, inspirującej do dziś nauczycielki nie powinien potrącic pijany kierowca, który nie poszedł za to siedziec. Nie zabiera się dziecku drugiej matki.

Nie na krześle, nie we śnie, nie w spokoju i nie w złości. Ale w bólu, 90% nas umrze w bólu, może nagle, może w agonii, ale nie będzie raczej pięknie. I jestem za to na Ciebie kolejny dzień piekielnie wściekła, nieważne czy masz na imię Sandy czy Katrina czy Śmierc! Nigdy nie zrozumiem, dlaczego Ten tam na górze, czy może na dole zabiera najlepszych ludzi tak brutalnie.

Nie chcę obudzic się z ręką w nocniku, pójdę się zbadac.

A Wy?