czwartek, 3 lipca 2014

Nieproszeni goście Bezimiennej.

Bezimienna mieszka za górami strachu, ukrywanych kompleksów, niespełnionych obietnic, uporczywie trwającej nadziei, i lasami lat zwalczania samej siebie i osób wyniszczających jej góry i lasy bycia najlepszą wersją siebie w obliczu obłudnego świata.

Mieszka na drugim piętrze swojej samotni, drugie drzwi duszy na lewo, kanapa rozkładana na łóżko, również po lewej od serca, która dawno już na dwa nie była rozkładana i nie pamięta co to ciepło zasypiania przy drugiej istocie ludzkiej nieskomponowanej z bawełny, potocznie zwanej kołdrą.
Dawno temu…i nie żyła długo i szczęśliwie. Bezimienna od dziecka rzadko miewała gości. W życiu poznała tylko jedną osobę, która parę razy odprowadziła ją do domu. A przecież zawsze miała długie włosy w pełni gotowości zbrojnej by spuścić je z okna swej samotni i kogoś do siebie podciągnąć. Wszystkim zawsze nie  po drodze, zawsze w biegu, zawsze w przeciwnym kierunku do szczerości, spontanicznych, wielkich gestów, inicjatywy, szczypty romantyzmu z erotyzmem. W dorosłym życiu Bezimienna wyrobiła w sobie przez to patologiczny nawyk wyglądania przez okno w razie, gdyby warczący silnik serca, stukające obcasy o chodnik obojętności, okazały się jej niespodziewanych gościem, który zapuka do drugich po lewej drzwi duszy.

Bezimienna odkąd pamięta miewała wielu nieproszonych gości, o których nie było trudno kiedy to pokój zawsze musiała dzielic z jednym z rodzeństwa. Zbyt mało kątów do skulenia, zbyt mało przestrzeni do prywatności, zbyt mało powietrza do bycia w pełni sobą. Nieproszony strach przed ojcem, siostrą jedną, bratem drugim. Bezimienna obiecała sobie gościc w sobie samą siebie, poznawać siebie, być wierną sobie, odkąd zrozumiała, że starszy nie zawsze ma rację i nie ma na celu Twojego dobra psychicznego, tylko materialne.

Skoro brak w życiu Bezimiennej gości proszonych, szukała ich ona w postaciach fikcyjnych. To wtedy natrafiała na zwierciadła siebie, utwierdzała w przekonaniu, że wszystko z nią w porządku, że życie, rodzina mogą być inne. Ukochała sobie filmy i książki, które obrazowały chociażby skrawki jej samej. Byli jej ulubionymi goścmi. W końcu to Michelle Pfeiffer czy Robin Williams utwierdzili ją w przekonaniu, że w życiu chce nie tylko nauczać, ale edukować, wychowywać i inspirować. Nie ojciec karcący jej ubogi wybór kariery, nie zawsze milcząca matka w chwilach życia ważnych. Dziś Bezimienna jest z siebie dumna, bo wyedukowała nawet własną rodzinę. Przestali jej życzyć męża i wyśmiewać wieczną pasję oglądania i czytania. Dziś w każdy dzień zakończenia roku szkolnego, matka wzdycha na jej widok i mówi jej, że wygląda nieziemsko. Bezimienna widzi wtedy w oczach matki, że jest jej wielkim osiągnięciem i całuje ją wtedy, o przytuleniu nie zapominając. Bo nawet tego Bezimienna nauczyła swoich rodziców - tulenia ich przeszłych błędów i wyciskania dobroci na stare lata.

Bezimienna latami budowała siebie od podstaw, starając się nie być zależną od spojrzeń i ocen innych. Myślała, że już po tylu ranach w samo serce i jego okolice, opancerzyła winowajcę w siłę i szybką regenerację. Gdy w jej życiu zabrakło tej „najważniejszej”, nauczyła siebie zabierać na randki i prezentować sobie rzeczy wzbogacające jej wnętrze. Obiecała sobie nigdy nie być próżną i leniwą. Życie to ciągła praca nad samym sobą. Stagnacji mówi stanowcze NIE. Przyszedł dzień kiedy Bezimienna przestała wypatrywać przez okno tej niespodziewanej, która rzuciłaby ją na kolana wyczekiwania. Nauczyła zapraszać siebie samą do kina i na dobrą kolację, czerpać radość z otaczającej rzeczywistości, nowych smaków serwowanych podniebieniu, uszom, oczom, ciału, wszystkim zmysłom.

Zatem to miał być wieczór jak nie jeden w jej życiu. Kupiła sobie dobre, wytrawne czerwone wino, oliwki, ser pleśniowy. Dzień wcześniej zakupiła nową książkę do kolekcji. Usadowiła się na swojej prywatnej kanapie bezpieczeństwa. Pierwszy kieliszek otwiera naczyńka zmysłów i łaskocze delikatnie poczucie humoru. Drugi kieliszek przemienia Bezimienną w rozkoszną istotę, która przelewa swoją czułość na swój obecny obiekt zainteresowania. Trudno jej wtedy nie chcieć pocałować, przytulic i gdzieś porwać. Ale to nie ten dzień. Dziś Bezimienna jest na randce sama ze sobą.

Tak przynajmniej myślała. Dopóki nie zjawili się przy trzecim kieliszku nieproszeni goście. Wtargnęła bezczelnie pani niska samoocena, zaraz za nią z buciorami zwaliła się wdowa zgorzkniałość, w ślad za nią powędrowała rozwódka braku nadziei na kogoś za oknem. Bezimienna bierze głęboki oddech, napina mięśnie i całymi siłami próbuje zamknąć drzwi, żeby przez szparę nie przecisnął się jeszcze popsuty humor, łzy i kiepski sen. Myślała, że jej się udało. Zatem nagle dopadła ją ta nieposkromiona, ciągle w niej drzemiąca, potrzeba wyjrzenia za okno.

To był ułamek sekundy.

Wiatr zawiał mocniej.

Nawet byście nie zdążyli krzyknąć.

Bezimienna wychyliła się za mocno.

Roztrzaskana na chodniku obojętności, leży, jeszcze oddycha i wydycha z siebie ciche:


„Po prostu chciałam, żebyś tu była…”




2 komentarze:

  1. Tęsknota aż krzyczy w szepcie poranka ...
    Przytulam <3
    Wyciskasz łzy, jak tą dobroć ze swoich rodziców.
    Kocham :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja Najcudowniejsza:*

      Mówiłam już jak uwielbiam dzielic z Tobą wzruszenia?:)

      Kocham nad życie;*

      Usuń