Bo trzeba przestac kurna byc takim bezinteresownym. Bo inni wyrwą z Ciebie co najlepsze, pobawią się tym jak pies swoją gumową zabawką, rozbiją o ścianę jak pustą butelkę piwa w pijacką noc, wezmą co najlepsze i uczynią Cię słabym.
Jak wielu ludzi w dzisiejszych czasach wracając do domu patrzy pod nogi, ale nie w górę śledząc gwiazdy?
Blask gwiazdy kojarzy mi się z czystą prawdą i dogłebnym poznaniem. Skąd te łzy? rażą mnie?
Dlaczego tak mało ludzi chce mnie poznac,
Nie chce poznac,
Boi się poznac?
Zamiast mówic prawdę chowaną w najmniejszych zakamarkach naszych dusz wolimy narzekac na najmniej ważne szczegóły życia codziennego.
Czy istnieje jeszcze prawda absolutna. Mówi się, że prawda Cię wyzwoli. Chyba wszyscy jesteśmy więźniami, bo nikt prawdy nie reklamuje i nie szuka.
Wszyscy jesteśmy już tak nieczuli czy tak zepsuci?
Obecnymi czasami, pedzącym czasem, uciekającymi pieniędzmi, fast foodami, modą, którą ciągle każe za sobą gonic.
Dlaczego ludzie nie wyjdą ze swoich skorup jak ludzie z samochodów w tym teledysku?
Dlaczego dzisiejszy świat jest
tak zajęty wyglądem , że otacza nas narzuconymi normami piękna przez które
zaczynamy sobą gardzić, bo czyż to nie chore by nawet piękne kobiety czuły się
brzydkie?
Nawet piękno dziś traci na
wartości, potem walą się ekonomie, waluty, rynek pracy i wartość studiów, na
które się nas posyła bądź posyłamy siebie.
Dziś cały dzień po pracy
spędziłam na łóżku by uśmierzyć ból mięśni spowodowany żmudną pracą przez długi
weekend przy remontowaniu sypialni moich rodziców, co powinno przysporzyć mi
powodów do dumy ze względu na pracę fizyczną, którą wykonałam, czy satysfakcję
mojej mamy czy też bezinteresowną pomoc jaką zaoferowałam bliskiemu.
Ale siedzę tu i czuję do siebie
wstręt. Czuję się obleśnie. Myślę, że nie taką chcą mnie ludzie widzieć. Nie z
takim nastrojem. Chowam się za laptopem i kolejną notką więc.
Dlaczego nie tylko media, ale
wychowuje się tak wiele dzieci bez wiary we własne siły. Dlaczego więcej się
nas karci niż chwali? Przecież nie każde dziecko potrafi to znieść i wynieść z
tego siłę na dorosłe życie. Nie każda zasada aplikuje się do wszystkich.
Dlaczego czułam takie poczucie
winy by zamówić sobie Fast fooda na którego najzwyczajniej w świecie miałam
ochotę. Dlaczego ważniejsza była myśl,że urośnie mi brzuch? Obejrzałam film, w którym pokazano typowo
amerykański bar przydrożny i zapragnęłam frytek i hamburgera i biłam się 5
godzin z tym pragnieniem aż poległam. Potem przeniosłam się do średniowiecza i
miałam niepohamowaną ochotę na wykwintny ser i przepyszne czerwone wino do
tego. W końcu wylądowałam ze stertą frytek i kurczakburgerem w łóżku. Co za
zdrada i nieudany romans!
Dlaczego czasami czuję się
najgorszą osobą na świecie?
Dlaczego całe życie trzeba przejść
na porządnym wdechu, bo boimy się krytyki innych? By nie pokazać rosnącego
brzucha, wdech by zatrzymać nerwy, wdech by nie wypowiedzieć na głos prawdy.
Dlaczego istnieją okropne
choroby? Czy to kara natury, karma na nas się odbijająca za to jak nie dbamy o
siebie i środowisko? Dlaczego tak cierpimy? Czy człowiek nie czasami częściej
się smuci niż czuje radośnie podczas swojego życia? Dlaczego dzieci przeżywają
swoich rodziców, bądź rodzice swoje dzieci? Dlaczego musimy umierać? Tak się
boję, że wszystko może po prostu zniknąć.
Tyle tych DLACZEGO w mojej głowie
dziś krąży, że połowa która przed chwilą we mnie siedziała gdzieś uciekła.
A może to DLATEGO, pms po prostu.
Gdybym miała językiem angielskim wyrazić
dziś swoje uczucia to byłyby to słowa: morbid, self-loathing, stream of
consciousness.
Czyli o
dzieciach z przypadku słów kilka. Chyba jednym z największych koszmarów każdego
dziecka, ale i nawet dorosłego jest doczekać dnia, w którym usłyszą, bądź
przypadkiem dowiedzą się, że są dzieckiem-wpadką lub, że są adoptowani. Życie
takich osób, zwłaszcza to wewnętrzne, zmienia się diametralnie, bo jak tu
żyć normalnie, gdy się dowiadujemy, że byliśmy niechciani, ktoś nie wyczekiwał
nas z niecierpliwością i radością ze strony obojga rodziców. Jak żyć, gdy co
noc zastanawiamy się czy byliśmy wybrykiem pijackiej nocy, która pewnie trwała
parę minut i bliżej jej było do sprośności niż miłości.
Temat myślę
konieczny do poruszenia, bo zaczyna otaczać nas wydaję się wszędzie. Zewsząd
otaczają nas młode "zabrzuszone" mamy i ich niezadowolone raczej
miny. Nie wiem, może akurat to przez poranne nudności, może przez bolący
kręgosłup lub kłótnię z rodzeństwem, ale może jednak przez to, że nie pomyślała
dwa razy, i jej partner też, zanim poszli do łózka? Po raz kolejny słyszę o
„parze” oddzielonej znaczną różnicą wieku, kiedy to po raz kolejny mężczyźnie
wydawało się chyba, że strzela ślepakami, a prezerwatywa to wystarczające
zabezpieczenie. Dziewczyna była młoda i schlebiało jej, że pragnie ją chłopak o
10 lat starszy, więc jak tu nie zgodzić się na stosunek z przypuszczalnie
doświadczonym kochankiem? A może obydwoje byli nierozsądni, albo ulegli
namiętności. Co człowiek, to pewnie przyczyna. Nie oceniam, martwię się tylko o
te czekające na przyjście na świat istotki. Ale po co wchodzić do łóżka tak
pochopnie i kończyć to ciążą – jedną z rzeczy dla najbardziej doświadczonych
kobiet? Dziś i tak mamy luksus cesarskiego cięcia, leków znieczulających i
ginekologów i położnych, które się nami i dzieckiem zajmą. Zdajemy sobie w
ogóle sprawę jak było kiedyś?
"Kobieta
w ciąży jedną nogą do grobu dąży" - przestrzegało stare gaskońskie
przysłowie. Do połowy XIX wieku ryzyko śmierci przy porodzie było równie duże
jak na polu bitwy pod Grunwaldem i zagrażało tak samo chłopce i królowej. A
czasem położnikowi. Np. sir Richard Croft zastrzelił się, gdy jego pacjentka,
21-letnia księżniczka Charlotta, jedyna córka Jerzego IV Hanowerskiego,
późniejszego króla Wielkiej Brytanii i Irlandii, umarła w 1817 roku po sześciu
dniach porodu. Kilka godzin wcześniej wydała na świat martwego syna.”
Dziś
sam poród już nie przestrzega młodych kobiet przez przedmałżeńskim seksem, bo
medycyna poszła do przodu. Co mnie zdziwiło to informacja usłyszana ostatnio w
radio. Mianowicie, że jesteśmy na 209 miejscu na 222 krajów pod względem
dzietności. Rodzimy coraz mniej dzieci, a na co dzień widzę co to nowsze
„brzuszki”. Dlaczego rodzimy coraz mniej? Z powodu braku odpowiedniej polityki
prorodzinnej. Mówi się, że gdyby edukacja i opieka zdrowotna były tańsze może
dzieci chciałoby się mieć częściej i z miłości?
Przestrogą
zatem może będą liczby. Wylicza się, że na jedno dziecko do jego 19 roku życia
człowiek wydaje średnio 176 tysięcy złoty! Niebagatelna suma, wartość
mieszkania, które mi się marzy! Krew mnie zalewa, gdy młodzi ludzie zaliczają
„wpadki”, jak to się potem na osiedlu potem mówi, i wciągają w to swoich
rodziców, rodzeństwo i zsypują się na mieszkanie. Szczęśliwi ci, których
rodziców stać na utrzymanie jeszcze własnych wnucząt. Mam dwoje młodszych
braci, którym o stały związek trudno, ale o seks nie. Liczę na ich
odpowiedzialność, ale co jeśli?
Czy
dzieci się jeszcze chce? Tak szczerze? Planuje? Chociaż planowanie dla mnie też
ma jakiś pejoratywny wydźwięk, bo nie ma w nim miejsca na czystą miłość, ale
obliczanie, szukanie za i przeciw decyzji, rozplanowywanie mieszkania na
kołyskę. Czasami się zastanawiam czy ja nie byłam wpadką. Czy w dzisiejszym
pędzącym świecie, nieustannym szukaniu pracy lub lepszych zarobków jest czas,
żeby zapragnąć na ten świat wydać dziecko świadomie i z chęcią? Wiem, że gdzieś
tam są pary, które o tym nie dyskutują, tylko po ślubie pewnego dnia żonie
spóźnia się okres, udaje się do lekarza, który obwieszcza jej radosną nowinę,
całą rodzinę ogarnia radość. Te narodziny nie przerodzą się w plotkę, ale
sklepową dobrą wiadomość i chwalenie babci na osiedlu. To dziecko będzie czuło
się kochane i będzie raczej wychowywane w bezstresowych warunkach, bo nie
będzie czuło w powietrzu, że może nikt się go na świecie nie spodziewał, a
rodzice zanim zdążyli się pokochać, woleli powymieniać się płynami. Kochajmy
dzieci równo, nieważne skąd się wzięły, tylko tego pragnę.
Dzień Dziecka zazwyczaj budzi we mnie sprzeczne, mieszane uczucia. Zwykle pewien żal do tej niesprawiedliwości w Polsce, która sprawia, że dziecka w sposób jaki bym chciała się nie doczekam. Ale dziś właśnie nie chcę znowu poświęcic tych słów na użalanie się nad sobą, ale spojrzenie na ten dzień z innej perspektywy.
Kogo by innego jak nie dziecka? Jeden z moich ulubionych cytatów głosi: "posiadanie dzieci przypomina odkrywanie nowych, niezwykłych pokoi w domu, w którym mieszkało się całe życie".
Więc ja dziś chcę oddac cześc dzieciom przez spojrzenie na świat z ich perspektywy, ich oczami, pozazdrościc im fantazji, wyobraźni i dystansu do świata. Zatęsknic do chwil dzieciństwa i uszanowac każde uczucie dziecka. To, że czasami psocą, bo przecież są tylko dziecmi. Za to, że są nieznośne i nie tolerują zawsze decyzji dorosłych, bo w końcu nie zawsze pojmują konsekwencje swoich działań tak jak dorośli widzą to z wyprzedzeniem. Często płaczą, gdy coś im nie wyjdzie, przewrócą się, a my każemy im nie beczec, bo przecież aż tak nie bolało, ale czy nie jesteśmy wtedy nie czuli, bo przecież dziecko ma mniejszą tolerancją na ból i najczęściej wyraża się przez łzy? Szuka wtedy troski, nie karcenia. Pocałujmy to zbite kolano, a nie karzmy im znosic to mężnie i przestac się mazac, bo nie są już dziecmi. W świecie, gdy dzieci z dzieciństwa wychodzą bardzo szybko i w wieku 10 lat potrafią już spróbowac alkoholu i smaku papierosa nie powinnyśmy im tego procesu przyspieszac. Dajmy im może jeszcze trochę poskakac po murkach, popłakac, gdy się lekko uderzą, pośmiac z niekoniecznie śmiesznego dla nas psikusa, poprosic o loda, gdy jeszcze troszkę za zimno. Nie myślmy dziś gorzko, nie o tym, że dzieci ciągle się brudzą, trzeba o nie dbac, za nimi latac i nadążac, gdy nam uciekają i wyzywac, gdy nie słuchają. Dziś nie...
Nie mogłam znaleźc lepszego czasu na czytanie książki przedstawionej z perspektywy dziecka, które jest niesłychanie bystre, ma niesamowitą wyobraźnię i wyszukane poczucie humoru.
"Strasznie głośno, niesamowicie blisko" Jonathan'a Safran'a Foer'a jest niesamowitą przygodą w głąb psychiki dziecka, które próbuję pogodzic się ze śmiercią ojca, który zginął śmiercią bezsensowną i niepojętą dla tak małej istoty w zamachach na World Trade Center. Usiłuje to uczynic poprzez szukanie sensu w życiu za pomocą odnalezienia zamka pasującego do tajemniczego klucza. Mały Oscar Schell przypomina mi jak mało fantazjujemy. Marzymy, ale nie fantazjujemy, nie wyobrażamy sobie alternatywnych rzeczywistości, nie tworzymy nowych pomysłów, nie jesteśmy tak kreatywni. Dziś czerpię z niego inspirację i z tego jak on wymyślając w głowie różne niespotykane wynalazki radzi sobie z bólem życia codziennego pozbawionego ukochanego ojca. Przytoczę Wam dwa fragmenty.
""Fascynujące było to, co wyczytałem w "National Geographic",a mianowicie, że obecnie żyje więcej ludzi, niż zmarło ich w całej historii ludzkości. Innymi słowy, gdyby wszyscy jednocześnie chcieliby zagrac Hamleta, nie mogliby, bo zabrakłoby czaszek!
A gdyby tak powstały drapacze chmur dla zmarłych, które budowałaby się w dół? Mogłyby się znajdowac pod drapaczami chmur dla żywych, które wznoszą się w górę. Czasami myślę sobie, że byłoby niesamowite, gdyby istniał drapacz chmur, który jeździłby w górę i w dół, podczas gdy windy stałyby w miejscu. Tak że gdyby człowiek chciał wjechac na dziewięcdziesiąte piąte piętro, nacisnąłby tylko guzik i to piętro podjechałoby samo do niego. Byłoby to też bardzo praktycznem, bo gdyby na dziewięcdziesiątym piątym piętrze i gdzieś niżej uderzyłby samolot, budynek zwiózłby wszystkich na dół, na ziemię, i ludzie byliby bezpieczni."
Czyż nie fascynująco Oscar kreuje w głowie własną rzeczywistośc i pomysły pomagające mu znaleźc sens w życiu?
Kolejny wynalazek jego autorstwa, który mnie urzekł:
"Tej nocy przed zaśnieciem wymyśliłem specjalny system drenów, które byłyby zainstalowane pod każdą poduszką w Nowym Jorku i łączyłyby się ze zbiornikiem w Central Parku. Kiedy ludzie płakaliby w łóżku, wszystkie łzy spływałyby w jedno miejsce i rano facet of prognozy pogody mógłby informowac, czy poziom łez w zbiorniku podniósł się, czy opadł, i wiedziałoby się, czy cały Nowy Jork jest w dołku, czy nie."
:)
Jeśli ktoś nie ma funduszy na zakup książki, polecam też adaptację filmową. Ja obejrzałam najpierw film, który mnie urzekł, a teraz sięgnęłam po książkę i w ogóle nie psuje mi to frajdy i podziwiania niezwykłej wyobraźni i ekspresji autora. Polecam!