sobota, 9 listopada 2013

Recenzyjnie bez spoilerów o "Życie Adeli 1 i 2".



Z racji jako takiego obeznania w kinie, ale przede wszystkim z racji bycia lesbijką, od momentu premiery w  Polsce zasypywano mnie pytaniem: „E. widziałaś już „Życie Adeli? Jeszcze nie?! Jak to?!” Zatem nadrobiłam tę zaległość w swoim czasie. Film, wokół którego głośno, ponieważ ku zaskoczeniu wszystkich otrzymał Złotą Palmę w Cannes, a tegoroczny przewodniczący Jury, Steven Spielberg jest filmem zachwycony. Film kontrowersyjny, dzielący krytyków, zarzucający mu zbyt odważne sceny, zahaczające o pornografię i naruszający granice dobrego smaku kina otrzymującego szanowane nagrody filmowe.

Na film oczywiście szturmem ruszają lesbijki w celu kolejnego porównania autentyczności scen seksu między dwoma kobietami, a nie tak naprawdę w celu zobaczenia kawałka dobrego kina. W pełni rozumiem dlaczego jednym ten film może się podobać, a innym nie. Mnie wiedziałam, że nic nie zniechęci i film się spodoba. Potrafię to często z góry stwierdzić i wiem zawsze na co idę do kina. O gustach się ponoć nie dyskutuje, bo każdy ma prawo posiadać różne. Osobiście uważam, że każdy z nas posiada swoją dozę wrażliwości i odmiennie odbiera różne środki przekazu. By docenić tego rodzaju kino jakim jest „Życie Adeli 1 i 2” trzeba mieć w sobie stosowną dozę wrażliwości na szczegóły. Przeciętnego Kowalskiego ten film na pewno nie porwie. Wielu uznaje go za rozlazły i nudny.


Zatem na pytanie „E. co sądzisz o Życiu Adeli”, odpowiadam, że jestem zachwycona. Przychylni krytycy odnoszą się do tego filmu określając go mianem jednego z najbardziej zmysłowych jakie widzieli, niesłychanie wzruszającą i jedną z najważniejszych historii miłosnych XXI wieku, która prawidłowo wpasowuje się w swoje czasy i jest nadzieją na nowy rodzaj kina. Ja się z tym wszystkim zgadzam. Tytuł angielski to „Blue is the warmest color”. Niebieski to najcieplejszy kolor. Niebieski dla mnie w znaczeniu „smutek” pasuje tu o wiele bardziej. Ten film poruszył we mnie całą estetykę. Każda dziedzina sztuki ma swój język. Malarz ma swoje pociągnięcia pędzla, pisarz język jakim operuje, a film dla mnie ma operatora i ujęcia kamery. To one zachwyciły mnie tu najbardziej. Rzadko kamera trafia w idealne punkty odniesienia danej sceny i emocji bohatera. W jednym kadrze ukazuje nam irytującą brzydotę postaci by za chwilę uczynić z niej kogoś pięknego. Gra aktorska odtwórczyń głównych ról nie przejdzie niezauważona. Płacz. Prawdziwego aktora oceniam po tym jak odgrywa płacz. Aktorki przeszły tu same siebie. Gama uczuć na ich twarzy zastępuje milion słów. Życie Adeli jest idealnym tytułem, bo właśnie to oglądamy. Kogoś może to nudzić, może się dłużyc, ja chciałam poznać każdą chwilę życia Adeli, poznać tajemnicę każdej jej emocji, samą ją poznać. Nieważne jest dla mnie tutaj, że pojawia się w nim miłość homoseksualna. Dla mnie film byłby równie dobry bez niej. Ale jeśli do tego wątku mam się odnieść, to bardzo podoba mi się jego ujęcie. Początkowe zagubienie, totalne zatracenie, miłość i pożądanie bez zahamowań. Bawi mnie niezmiernie określane scen seksu jako pornograficznych. Jeśli pornografią jest okazane ciał aktorek w całej okazałości razem z intymnymi (a przecież ludzkimi!) częściami ciała, to nazwijmy to pornografią, ale kino światowe nie pokazało jeszcze dla mnie tak autentycznego pożądania w scenie seksu między jakąkolwiek płcią. Od pierwszego spojrzenia, po pierwszy pocałunek, po wszystkie orgazmy. Jeśli komukolwiek seks w tym filmie między kobietami wydaje się przesadzony, to nigdy nie pragnął prawdziwie, bez ograniczeń w sposób, który jest silniejszy od niego.
Ja film osobiście polecam. Polecam koneserom kina, polecam obejrzeć go spojrzeniem szczegółowym, polecam skupić się na czymś więcej niż tylko na wątku miłości lesbijskiej. Ten film to studio emocji głównej bohaterki. Która dla mnie jest Everymanem dzisiejszych czasów. Kimś, kto ma wrażenie, że ciągle udaje, szuka swojego miejsca, miłości i spełnienia. Film jest jednostajny, ale i obszerny. Można z niego wiele wyciągnąć. Ja wiele z ekranu zabrałam ze sobą. Życie Adeli to tak naprawdę życie wielu z nas. Niektórzy nie lubią oglądać smutnych prawd. Mnie prawda uwodzi. Ta z pewnością tak zrobiła. 

8 komentarzy:

  1. Nie znam. Nie słyszałam nawet o nim. Jestem filmową analfabetką ;P Zwłaszcza ostatnio.
    Zwiastun - obraz sprawił, że zakiełkowała we mnie ciekawość ... , a muzyka dodała swoje znaczące trzy grosze ... Piękna ^^
    Ujęcia kamery faktycznie ciekawe - też lubię takie filmy, gdzie mniej słów, a więcej grania twarzą.
    Prawda zdecydowanie uwodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro jest nudny i rozlazły, to idę. Zdecydowanie. Jakoś lubię filmy, w których niewiele się dzieje czy też dzieje się powoli. Oby tylko jeszcze go wyświetlali, jak się wreszcie zbiorę: coś wcale nie mam teraz czasu.

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie powinien Wam przypaśc do gustu, jestem bardzo ciekawa Waszego zdania, jakbyście się wybrały to dajcie znac :) Puszczają go w niewielkiej ilości kin i bardziej niekomercyjnych, ale myślę, że jeszcze długo nie zejdzie z ekranów:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widziałam film... muszę przyznać Ci rację: nie jest to film akcji, ani nic z tych rzeczy, ale jest to jeden z najbardziej poruszających filmów, jakie widziałam. Także polecam :)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, chciałabym nieśmiało dowiedzieć się tylko jednego. Czy ten film kończy się heterycko? (Zwycięstwem penisa nad zagubioną, wielce zakochaną w kobiecie, a jednak tylko eksperymentującą "lesbijką") Nie mogę znaleźć odpowiedzi nigdzie, a mam ostateczną szansę na zobaczenie filmu w kinie. A niestety nie mam już ochoty na oglądanie nieobiektywnej wizji świata kobiet. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się nie ja jedna widzę, że kino "branżowe" jest bardzo nierealistyczne i tak naprawdę heteryckie, na szczęscie ten film oddaje wizję świata kobiet ;)

      Usuń
    2. Świetnie! Dzięki za szybką odpowiedź. W takim razie już nie mogę się doczekać.

      Niestety z "naszymi" filmami tak już jest. Pamiętam jak ostatnio odpaliłam "Kids all right" czy coś takiego i oglądam sobie i już się cieszę, że fajnie, starsze lesbijki, z dziećmi, ustatkowane. A tu nagle ta cała Julian Moore wyskakuje i się flądrzy z jakimś tam. Ale to już nie o to chodzi. Cała scena była nakręcona tak, jakby ona nigdy w życiu nie widziała nic cudowniejszego od penisa. Jakby jakieś wielkie prawdy świata jej się objawiły. Albo chociaż jakby wygrała milion w totka... No bez przesady, tak siedziałam sobie zrezygnowana, mówiąc do siebie "serio?".

      Nie rażą mnie mężczyźni, wręcz przeciwnie - lubię ich bardzo. Tylko czasami, po ciężkim dniu w pracy mam ochotę usiąść w fotelu, z moją kobietą i tak po prostu obejrzeć prosty film o dwóch kobietach. Tak jak moje koleżanki oglądają głupie "Nigdy w życiu", czy jakieś "Wielkie nadzieje". Bożę.

      Wybacz zrzędliwość, nie wypada u kogoś w gościnie, ale taki jakiś szary dzień mam. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Nie ma czego wybaczac:)
      The Kids are all right - znam film i rozdrażnił mnie tak samo jak Ty, wiązałam z nim duże nadzieje patrząc na obsadę i autorów, Julianne, Anette Bening, Mia Wasikowski, mówię to będzie dobry film, ale niestety musieli tam dodac penisa, tak jak mówisz. Mógłby to byc zwykły film o kryzysie po latach, a tu masz Ci los. Nasze kino cierpi, dlatego Życie Adeli polecam i mnie urzekło, bo jest czymś więcej, przede wszystkim piękną opowieścią o miłości.
      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń