niedziela, 31 października 2010

eat, pray, love.

  

 Uczę się tego każdego dnia. Chociaż zdjęcie to bierze się ze strony demotywatory.pl trudno się z tym nie zgodzic. Zresztą myślę, że strona ta zawdzięcza swoją popularnośc właśnie prawdzie, czasami przekazuje ją brutalnie, czasami zabawnie, a czasami tak jak tu. Po prostu. 

Skończyłam właśnie oglądac film Eat, Pray, Love. Choc oczywiście zrobiony z myślą o wszystkich tych kobietach poszukujących siebie, na rozstaju dróg i wielu może wydawac się banalny. Bo w pewnym sensie jest, nie odkrywa żadnych nowych, wielkich prawd. Pokazuję kobietę, która przez całe życie była z mężczyznami lub z nimi zrywała i teraz, gdy ogląda się w lustrze widzi, że nie ma w sobie pasji ani apetytu nie tylko na jedzenie, ale i życie, dlatego postanawia wyruszyc w podróż życia. Ile już było filmów drogi. Mimo wszystko przyjemnie się go ogląda. Jednak nie o to mi chodzi. Dlaczego go wspominam?
Bo jestem w tym samym miejscu. Bo przez ostatnie lata albo z kimś byłam albo z nim zrywałam. A teraz moim ulubionym wyrażeniem stało się REINVENT YOURSELF. Czyli Odnajdź siebie na nowo. I zamierzam robic dokładnie to samo. Pewnego dnia wyruszę do Włoch. Sama. Odkryję tamtejsze miejsce, język, ludzi, jedzenie. Poznam inspirujące osoby. Nie zakocham się w nikim. Nauczę kochac siebie samą. Będę się napawac słodkością nic-nie-robienia. Będę widziec miejsca, który sprawią, że oczy mi zmokną z zachwytu. Nauczę się kontrolowac swoje myśli, a nie ciągle wracac do przeszłości i patrzec w nią ze smutkiem w sercu. Będę próbowac wszystkich potraw, które zawsze chciałam skosztowac i nie będę się przejmowac wyrzutami sumienia, że tyję. Obecnie właśnie przytyłam ze 3 kg. Czego i tak wielce na mnie nie widac. Patrzę w lustro i nie podobam się sobie. Ale wiem, że będę. Dziś mam ochotę iśc do restauracji i dobrze zjeśc i wypic dobre wino. By jedzenie zaparło mi dech w piersiach. Z dnia na dzień uczę się samotności, myśli, że ruina i ból to pewnego rodzaju  dar. Dawania sobie drugiej szansy. Czasami czuję się jakby całe moje życie mnie ominęło, ale wiem, że jeszcze całe przede mną. Że pewnego dnia będę mogła z nim zrobic wszystko. Ba, nawet się z nim zaprzyjaźnic. Może kiedyś znowu zaufac. Może... pokochac.
So people, eat, pray, love, that's my plan. 


środa, 27 października 2010

podziały.

"You’re grieving, not only for the husband you lost but the life you have envisioned, you’re grieving for the future and all the plans and dreams you had in your head and now that’s all gone. There is a wonderful saying: you have to give up the life you’ve planned to find the life that’s waiting for you.

All our lives we grow up by giving up things, by loss and moving on, big things, little ones, how we handle those loses really defines who we are."

I ja się kompletnie z tym zgadzam, odcinek Braci i Sióstr uderzył prosto w serce, trafił w sedno.
W sercu mam żałobę, opłakuję nie tylko kogo straciłam, ale też życie, które sobie dla Nas wyobraziłam. Opłakuję przyszłośc i wszystkie plany, marzenia, które miałam w głowie, a teraz nie mam nic. Więc tak, muszę zapomniec, zrezygnowac z życia, które sobie zaplanowałam, by odnalezc życie, które na mnie czeka. Dorastamy przez rezygnowanie, przez straty. Uczymy się przez to, że idziemy dalej, zostawiamy z tyłu te wielkie i małe sprawy. I to jak poradzimy sobie z tymi stratami buduje naszą osobowosc, to kim się staniemy,stajemy, kim będziemy.
Nie wiem jakie będzie moje życie, nie planuję go, bo najpierw muszę pogodzic się z utratą wszystkich poprzednich marzeń i planów.
I  tak też wielu z Was mi radziło pod ostatnią notką. Mniej samotności, więcej radości. Staram się każdego dnia.
Chciałabym się odniesc do tej poleconej notki. Szkoda, że Onet znowu polecił taką, w której piszę o tym, że jestem lesbijką, a nie tą gdzie przede wszystkim jestem kobietą ze swoją wrażliwością, paletą różnych myśli i poglądów, nauczycielką, przyjaciółka. No ale chcieli kontrowersji, co rozśmieszyło mnie jeszcze bardziej, bo po prostu moja zwykła historia stała się tematem kontrowersji.
Tym razem jednak stwierdziłam, że nie będę milczec, ale porozmawiam z ludźmi. Nie będę biernie stac. Nigdy więcej.
To, że jestem chora i mam trzymac się z dala od dzieci to już nudne. Ale dowiedziałam się, że fragment, w którym wspominam o mojej ukochanej zmarłej babci czyni z niej lesbijkę i jest źródłem mojej orientacji to już przesada. To, że nie wspominam dziadka i skarżę się na wymagania ojca ( a ilu z nas tego nie robiło?) oznacza, że nienawidzę mężczyzn, jestem niedopieszczoną feministką i szerzę nienawisc wobec tradycyjnego modelu rodziny. Oj tak, szerzę tutaj propagandę moi mili. Szkoda, że nie przeczytali nic więcej.
Tylko znowu się podzieliliśmy. Podzielic Nas może wszystko. Kolor skóry, gust muzyczny, poglądy polityczne, religijne. Dyskryminowac można nawet ze względu na to jaką gazetę się czyta, Zostałam więc nazwana skrajnie lewicową i wybiórczą i że to ja jestem agresorem, kiedy wyrażam swoje zdanie i odważyłam się wyjsc naprzeciw tym, którzy negatywnie wyrażają się na tem mojego życia. Ale dzielic może wszystko. To czy lubimy słodycze czy nie. Liczby nas dzielą. Wiek, cyferki na koncie lub ich brak. Wszystko.
Cieszę się jednak, że tym razem było więcej ludzi, którzy czują podobnie. Nieważne na orientację poczuli się w jakiś sposób poruszeni. Nie wiem czy to prostotą, stylem pisania czy prawdziwością moich słów, ale zostaliście tu na dłużej i wywołaliście szczery uśmiech na twarzy i w sercu i za to Wam dziękuję :) Zobaczyliście, że wcale wiele nas nie dzieli, szukaliście tego, co łączy. Napawające dobrą myślą wiedziec, że spośród miliona internautów są ludzie, którzy mogą Cię zaskoczyc:)
Niektórzy z Was zasugerowali napisanie powieści. Wiecie, że myślę o tym od dawna? Zamierzałam w zeszłym roku, ale najlepsze pomysły przychodzą do mnie tuż przed snem i potem juz nie mam siły i czasu wstac by je spisac. Dlatego powstał ten blog. By móc pisac to, co czuję, myślę, o swoim życiu po prostu. Czasami w pierwszej, czasami w trzeciej osobie. Ale przede wszystkim o prawdziwej osobie, którą nieważne ile osób popiera. Jestem i nigdzie się nie wybieram czy Wam się to podoba czy nie:)

poniedziałek, 25 października 2010

dorosłośc jako początek umierania.

Wszyscy chcemy dorosnąć.
Jesteśmy zdesperowani,
chcemy korzystać ze wszystkich okazji,
chcemy żyć.
Jesteśmy tak zajęci staraniem, by wydostać się z gniazda,
że nie zastanawiamy się nad faktem,że na zewnątrz może być zimno.
Naprawdę, bardzo zimno.
Ponieważ dorastanie czasami oznacza,
że kogoś musimy zostawić w tyle.
I zanim staniemy na własnych nogach...
Okazuje się, że stoimy całkiem sami.

Kolejny odcinek Chirurgów wywołał burzę mózgów.
Zwłaszcza zdanie o tym, że dorastanie oznacza, że kogoś musimy zostawic w tyle.
a potem pytanie czym to dorastanie jest?
Może zabrzmię nieskromnie.
Ale tak po części tłumaczę sobie obecną totalną samotnośc.Nie chodzi o partnerkę, ale i o znajomych.
Zostawiam w tyle ludzi, którzy nie potrafią podjąc w życiu takich decyzji jak ja.
W jakimś sensie cieszę się, że stały się te wszystkie rzeczy, które się stały, bo wypłynęłam po drugiej stronie, podczas gdy reszta tkwi wciąż z tyłu.
Cieszę się, że choc brutalnie, to uwolniłam się.
Cieszę, że potrafiłam odejśc od kogoś, kto by mnie dalej cofał.
Czym jest to dorastanie? czym dojrzałośc?
To nie ta mądrośc z którą się rodzimy, ale ta która wypływa z naszych doświadczeń, naszej umiejętności wyciągania coraz to bardziej konstruktywnych wniosków, ta mądrośc, która wynika z uśmiechów i łez, z całej palety uczuc i tego jak z czasem umiemy sobie z nimi radzic.
Często mówi się: jak ona/on niedojrzały. Bo co? Bo ktoś dużo pije i imprezuje w wieku, w którym już nie wypada? Dojrzałośc oznacza to, że częściej siedzimy w domu i zapominamy o spontaniczności, bo tak się od nas oczekuje?
Oczywiście, że nie. Często się słyszy: chyba się starzeję. Bo nie mamy już ochoty wychodzic tak często z domu i pic tyle alkoholu co na przykład 2 lata temu? To nie dojrzałośc.
Mówi się, że potrzeba dojrzec do pewnych decyzji by móc byc w stałym związku. To na pewno w jakimś stopniu prawda. Ale takiej samej,a nawet i większej dojrzałosci potrzeba by podjąc decyzję o rozwodzie lub rozstaniu. To dopiero wyzywająca dojrzałośc. Nie tylko walczyc, gdy jeszcze jest o co, ale umiejętnie odejśc i zawalczyc o siebie, gdy wiemy, że związek nie ma już przyszłości.
Potem się słyszy, że rozwódka umawiająca się na randki po 40stce jest niedojrzała i w głowie się jej poprzewracało. Skąd ten pogląd?
Dla nikogo nie jest za późno na szczęście. Nigdy też nie jest za późno by dojrzec.
Wiem, że dojrzałośc nie oznacza myślenia o przyszłości, o tym, że weźmie się z kimś kredyt na dom, samochód, założy się rodzinę. Bo choc jestem gotowa na wykonanie tego wszystkiego, gdy zjawi się w końcu ktoś komu zaufam. Dojrzałośc to umiejętnosc utrzymania tego wszystkiego przy życiu, a jeśli się nie da to umiejętnośc rozstania się w ludzki sposób.

Kasia Nosowska jedną ze swoich piosenek nazwała: Dorośłośc jako początek umierania. Czy ja umieram? Ja dopiero przecież muszę zacząc życ.

http://www.youtube.com/watch?v=JlcFYi9xlvI

Zakochana w tej piosence. Ostatnio jakby wiatr przywiewa piosenki, które uderzają prosto w serce.
Choose one, head or your heart.
Choose one, maybe it's the hardest part
Loosing one becomes a better start.

czwartek, 21 października 2010

koniec świata.

Wczoraj w pracy przyjemna katechetka nasza zapytała mnie żartobliwie chcąc zagaic rozmowę: słyszała Pani, że w 2012 świat się skończy? Zaśmiała się, ale dla mnie świat kończy się każdego dnia.
Tak też jej powiedziałam.  Czasami mam wrażenie, że koniec świata już dawno nadszedł, że rozpada się przed naszymi oczami. Dla każdego koniec świata to co innego. Po takich rozmowach chociażby widzę jak różnią się moje 2 miejsca pracy. W jednej szkole rozmawiamy właśnie na wszystkie tematy, rozmawiamy o życiu. Nikt nie traktuję mnie gorzej i nie patrzy z góry, bo jestem młodsza. W drugiej szkole, końcem świata dla moich "koleżanek" jest fakt, że przytyły kilogram lub że poddały się pokusie zjedzenia słodyczy. Złośliwie nazywają mnie "gruba" albo "dzieciak" by wytknąc to, że jestem młoda i chuda. A mi ich po prostu żal.
Ale wracając do tematu. Świat kończy się codziennie. Gdy górnicy tkwią tyle czasu pod ziemią. gdy 96 osób ginie w jednym samolocie. Gdy 18 osób ginie w jednym wypadku samochodowym czy autobusowym. Gdy dom zalewa wam czerwona maź, która wyżera skórę do kości i niesie za sobą ogromne zniszczenia. Gdy wylewa się ropa, której nie można zatrzymac przez miesiące co zabija życie naturalne i zmienia bieg prądów. Gdy jednego dnia upada, przestaje oddychac i umiera 28-letnia matka moich uczniów, pozostawiając ich w totalnym zaskoczeniu i otępieniu. Gdy patrzę jak 7-letnie dziecko żyjące w nędzy walczy z rakiem. Gdy ludzie kłócą się o coś tak prywatnego jak religia i symbole religyjne takie jak krzyż. Gdy za posiadanie własnego zdania grozi Ci ekskomunika. Gdy politycy kłócą się tak bezcelowo i intensywnie, że człowiek wpada do gabinetu i zabija dwójkę z nich. I ja mu się wcale nie dziwię. tu nie chodzi kto z jakiej partii był, bo to mógł zrobic każdy. Bo każdy może miec już dośc tej farsy. Równie dobrze sfrustrowany uczeń lub rodzic może wpaśc do naszego pokoju nauczycielskiego i zrobic komuś krzywdę, bo przecież nie było już i takich przypadków?
Jestem realistką i patrzę na świat takim, jakim jest i mówię Wam: świat kończy się każdego dnia. W jakimś sensie kończy się w naszych sercach. Kiedy skończył się dla Ciebie?

czwartek, 14 października 2010

te dzieci nigdy nie będą hetero. Akcja "Miłośc nie wyklucza".

Magda ma 3 lata. Wychowuje się z dwoma bracmi, bo starsze rodzeństwo już nie lubi się bawic. Lubi z nimi rywalizowac i bic sie z nimi dla zabawy. Lubi wchodzic na drzewa, rzucac kamieniami, bawic się pistoletami, klockami Lego i samochodami. Lubi się scigac z bratem. Pewnego dnia potknie się o krawężnik i rozetnie czoło biegnąc do babci. Będzie leżec cała we krwi u babci na kanapie i będzie pamiętac jak babcia czule się nią zajęła i przykładała pieluszkę tetrową do rany zanim trafiła do szpitala. Będzie dumnie nosic tę bliznę do końca życia i wspominac babcię z tamtego dnia. Nie będzie lubiła nosic sukienek czy spódniczek. Za pieniądze z komunii kupi sobie dżokejkę i walkmana, bo kocha muzykę i filmy. Będzie kochac biegac do babci, uczyc się od niej pieczenia ciast i słuchac jej śmiechu. Gdy pójdzie do szkoły będzie miec więcej koleżanek niż kolegów. Będzie się wściekac jeśli któryś będzie dokuczał dziewczynom. Bedzię bic się z chłopakami, gonic ich po korytarzach i zamykac w toaletach. Będzie myślała, że po prostu nie podoba się chłopakom, a nie że oni nie podobają się jej. Będzie dorastac słysząc jak mama mówi, by nigdy nie uzależniała się od mężczyzn, tylko zdobyła wykształcenie i była kimś, a nie jak ona. Będzie jeździc na obozy sportowe i trenowac siatkówkę. Pewnego dnia zrozumie, że to że woli towarzystwo dziewczyn to coś więcej. W gimnazjum w wieku lat 13 zakocha się pierwszy raz w dziewczynie. Nikomu o tym nie powie, skrycie będzie ją wielbic, cieszyc się najmniejszym jej gestem i płakac, gdy się pokłócą. Tego dnia pojmie, że kocha kobiety. po prostu. Zacznie rozumiec, że wcale nie chce podobac się chłopakom. Będzie marzyc by w końcu pocałowała ją dziewczyna. Będzie chłonąc filmy i marzyc o miłości niepojętej, niekończącej się i nieznającej cierpienia. W wieku lat 17 zakocha się pierwszy raz w dziewczynie z wzajemnością. Przeżyję swój wymarzony pierwszy pocałunek, pierwsze zbliżenie z dziewczyną. Będzie nieśmiała, ale i zakochana po uszy i gotowa na każde poświęcenie. W wieku lat 18 pozna też co to zdrada i cierpienie. Odbierze się jej tę wiarę w miłośc. Jednak zawsze będzie wierzyc, że to miłośc jej życia i wiecznie będzie do niej wracac. W liceum pozna ludzi, którzy pokażą jej, że są ludzie tolerancyjni, którzy jej nie oceniają i zacznie byc bardziej otwarta co do swojej seksualności. W liceum pozna też co to strata najbliższych i złamane serce. Umrze jej ukochana babcia i będzie z tym sama. Będzie myślała o śmierci. Świat się dla niej skończy. Będzie zła na cały świat. Uświadomi sobie, że nienawidzi ojca i że było tak od zawsze. Nie będzie potrafiła mu wybaczyc wielu rzeczy. Wiecznie będzie chciała go zadowalac, bez skutku. Zazna wielu zawodów miłosnych, sama zawiedzie nie raz. Będzie marzyc o psychologii lub byciu krytykiem filmowym, ale nie uwierzy w siebie i to, że ojciec na to pozwoli, dlatego pójdzie na filologię angielską. Skończy studia i zacznie pracę jako nauczyciel. Będzie chciała nauczac, inspirowac i wychowywac. W wieku 24 lat jej największym marzeniem będzie spokój ducha, kochająca kobieta przy boku, którą będzie mogła nazwac żoną i dziecko obok. Będą chwile, że nie będzie wierzyła, że będzie jej to dane, ale nigdy więcej nie poświęci już siebie dla oczekiwań innych. Wszystkie jej przykre doświadczenia uczynią z dziewczyny kobietę. I będzie z siebie dumna. I będzie czekac co będzie, gdy będzie miała lat 30, 40, 50...

Dziś w Dużym Formacie Gazety Wyborczej seria historii pt." Te dzieci nie będą hetero" w ramach Akcji "Miłośc nie wyklucza". Tę historię napisało moje życie.

niedziela, 10 października 2010

dyskretnej troski trzeba mi.

Miewam się dobrze.
W to przynajmniej chcę wierzyc.
 Nie płaczę, nie zaprzątam myśli brudem z przeszłości. Staram się nie miec w sobie już złości. Jest mi tylko ich żal. Dziś minęłyby oficjalnie 2 lata gdybym była z N. ale nie jestem i nie zastanawiam się nad co by było gdyby. Czasem się jeszcze tylko złoszczę, ale to szybko przechodzi. 
Skupiam się na uczuciach pozytywnych i nadziejach na przyszłośc. W ramach inwestowania w siebie sprawiłam sobie ostatnio laptopa. Stwierdziłam, że to najlepszy moment, żeby go nabyc, bo za rok przy zakupie samochodu finanse już na to nie pozwolą. Tak więc jestem z siebie dumna:).
Czasami tylko martwię się rozczarowaniem i niespełnieniem. Gdy jakaś piosenka zagra zbyt dogłębnie, a słowa trafią prosto w serce. Jak obejrzenie jakiegoś filmu wzbudzi tęsknotę do wielkich uczuc. Wczoraj obejrzałam znowu film dokumentalny "Kochankowie", których bohaterami są trzy pary, w których przynajmniej jedno z partnerów jest niepełnosprawne. Nie chodzi o to, że niektórzy mają gorzej albo, że zaskakujące może byc to, że niepełnosprawni kochają tak samo i mogą normalnie uprawiac seks jak ludzie zdrowi. Chodzi o ujęcia w tym filmie, chodzi o uczucia jakimi ci ludzi się darzą. o to jak ci ludzie się nie oceniają, jak się o siebie troszczą, jak walczą o szczęście, jak nie czują się ze sobą gorsi, jak się poświecają, nawet swoje zdrowie, o to po prostu jak siebie kochają.
Czasami się boję, że nigdy nie zaznam takiej miłości. boję się, że będzie mnie wiecznie omijac albo może w ogóle nie istnieje. Oczywiście potrafię zachwycac się pięknem zycia codziennego i tym, co ono oferuję. Codziennie jeździc do pracy wraz ze wschodem słońca i wzruszac się nim za każdym razem tak samo. Ale..no właśnie ale..ale ja potrzebuję kogoś. Kogoś, o kogo będę mogła się troszczyc, kogoś, kogo będę potrzebowac, kto będzie potrzebował mnie, kogoś na kogo czasem się zdenerwuję i kogo zdenerwuję ja. kogoś na kogoś będę mogła patrzec z zachwytem i wierzyc, że będę patrzec w ten sposób w nieskończonośc. kogoś na dobre i na złe. bo dla mnie miłośc to ciągłe myślenie co by się chciało zrobic dla tej drugiej osoby, a nie dla siebie. potrzeba mi dyskretnie się o kogoś troszczyc. oczywiście mogę troszczyc i troszczę się o bliskich. Dzisiaj poczułam potrzebę chociażby upieczenia placka dla mamy i posprzątania za nią po obiedzie. ale to nie to samo. po prostu żadnych pijawek wysysających ze mnie życie. czasami budzę się w nocy i myślę o Tobie i dosłownie moje serce drży i czuję to dziwne uczucie w klatce piersiowej. czy serce może się wyrwac i gdzieś pobiec?
dyskretnej troski trzeba mi.

because of you I'm ashamed of my life because it's empty
you never thought of anyone else, you just saw your pain
because of you, i am afraid.

czwartek, 7 października 2010

just a stranger on the bus.


Jak już wiecie jestem maniakiem serialowym. Oglądam różne, od poważnych dramatów, przez seriale akcji po komedie i musicale. Wczoraj obejrzałam kolejny odcinek Glee. Dla większości może się wydawac durnym serialem o nastolatkach, natomiast jest to komedia/musical, który ma byc właśnie groteską na cały ten high-school-musicalowy chłam jaki teraz produkuje Disney. Prócz wypełnienia śpiewem porusza też tematy poważne. Wczoraj tematem był Bóg. I myślę, że słusznie można zakładac, że wielu z nas potrafiłoby wymienic więcej powodów, przez które Bóg dla nich nie istnieje, niż dla których istnieje. Bo logicznie rzecz biorąc jak wierzyc w kogoś, kogo nikt nigdy nie widział? Gdy modlimy się tak bardzo i tak często i myślimy, że nasze modlitwy nie są wysłuchiwane i jesteśmy zbyt mało znaczący by Bóg nas wysłuchał? a może tak naprawdę nie ma kto słuchac, a my rozmawiamy sami ze sobą? Jeszcze będąc nastolatką modliłam się rano i wieczorem, odmawiałam modlitwy, ale też rozmawiałam z Bogiem, przepraszałam za grzechy i prosiłam o różne sprawy. Pewnego dnia przestałam..może właśnie dlatego, że stwierdziłam, że faktycznie nikt mnie przecież nie słucha. Są chwile kiedy nie wiem czy wierzę w Boga, ale na pewno jestem osobą uduchowioną. Wiem, że trzeba wierzyc w coś więcej, bo przecież nie możemy byc sami na tym świecie ze sobą, bo byśmy zwariowali. 
Ten odcinek serialu przypomniał mi też ponadczasową piosenkę "One of us", która zadaje chyba najbardziej trafiające do nas pytania na temat istnienia Boga.
Jeśli Bóg miałby imię, to jak by ono brzmiało?
Czy potrafilibyśmy spojrzec mu w twarz?
Co jeśli mielibyśmy szansę zadac mu jedno pytanie?
Jakby ono brzmiało?
Co jeśli Bóg byłby jednym z nas?
Byłby bezdomnym na ulicy?
Obcym w autobusie, który jest w drodze do domu?
Jeśli Bóg miałby twarz to czy chciałbyś w nią spojrzec
I uwierzyc w niebo, piekło, świętych i proroków?

Czasami myślę, że Bóg twki w szczegółach, we wschodzie słońca. jesiennych liściach, spontanicznych uśmiechach przechodniów na ulicy, uśmiechach dzieci. Czasami myślę, że prędzej poczuję jego obecnośc poza kościołem niż w nim.

"One of us" w wykonaniu aktórów z serialu Glee:)
http://www.youtube.com/watch?v=86IKt5IixEA

środa, 6 października 2010

kwiaty są przeceniane?

  

Jedna z czytelniczek przesłała mi tego właśnie demota i zapytała co o nim myślę. We mnie obudził wiele emocji, bo kwiaty to naprawdę wiele. Bo to znów brutalnie prawdziwie. Seks znaleźc łatwo, ale kogoś, kto zwyczajnie z zaskoczenia da nam kwiaty, ze świeczką szukac. Ja jestem tą kwiatową kobietą. Gdy podczas tych wakacji spędziłam najkrótsze i najpiękniejsze 2 tygodnie z Nią robiłam dla Niej wszystkie te małe rzeczy. Nie po to by mnie wybrała, by pokazac, że jestem lepsza, by dac do namysłu. Zabolało, gdy mnie właśnie o to osądzono. Ja po prostu przez te wszystkie lata tęskniłam i sobie tego wieczoru, gdy wylewałyśmy przed sobą swoje serce przy winie, uświadomiłam jak ta tęsknota była wielka. Gdy pocałowała mnie, po 4 latach, tego wieczoru, przypomniała smak swoich ust, pocałunków, języka jednocześnie przypomniała o fali uczuc głęboko schowanych. Gdy rano obudziłam się obok Niej, Ona szykowała się do pracy, ja mogłam przygotowac Jej obiad, posprzątac, kupic Jej gumy Airwaves i Pepsi, bo pamiętałam, że te lubi i przywieźc do pracy śniadanie i Tigera..czułam, że w końcu los się do Nas uśmiechnął, nie do ludzi obok Nas, nikogo innego, tylko do Nas, że w końcu jesteśmy na tej samej stronie książki i możemy zacząc pisac jej kontynuację dalej razem. Napisałam nawet do radio Eska by wygrac dla Nas randkę i wygrałam, ale to już po tych 2 tygodniach i musiałam odmówic udziału w audycji;) Wiem od zawsze, że lubi spontaniczne gesty, więc gdy wróciłam do siebie do domu, pierwsze co zrobiłam, to weszłam na Internet i zamówiłam najpiękniejszy bukiet kwiatów jaki był, by kurier zaskoczył Ją mile na drugi dzień w pracy. Bo kwiaty choc tak banalne, to tak naprawdę tak wiele znaczą. Dodałam liścik, treści nie zdradzę, ale Jej reakcji nigdy nie zapomnę:). Szła akurat do swojego biura i zobaczyła zabłąkanego kuriera z kwiatami to poszła mu pomóc się odnaleźc, ku Jej miłemu zaskoczeniu kwiaty były właśnie dla Niej:)
Bo takie drobne "wielkie" gesty w życiu są najpiękniejsze. Teraz szukam ich na ulicy, w otoczeniu, uśmiechac dzieci i nieznajomych na ulicach. Nie pisałam tutaj wcale o tych 2 tygodniach, bo są dla mnie jak wyjęte z czasu. Były idealne, były Nasze, niestety rozdarła je rzeczywistośc. Karta nie była taka czysta jakbyśmy chciały, podzielili nas ludzie..a ja nie chciałam nikomu stac na drodze. Wyszłam, nie byłam nawet zła. Byłam tylko wdzięczna przez łzy losowi, że znów Nam dał siebie choc na tą krótką chwilę. 

Kwiaty...nie umiem pięknie pisac o miłości, nie znam pięknych słow miłosnych, wiedną jak kwiaty, gdy próbuje je zerwac..

Ludzie potrafią zaskakiwac. Wy zaskakujecie mnie codziennie:) Swoją życzliwością, swoimi historiami, szczerością. Dziś bliska mi osoba pomogła mi się podnieśc, bo przyznam się, cały ten tydzień spadałam. Spadam w otchłań własnych fobii, smutku, żalu. Podniosła mnie falą słów. 
Bo tak, na początku samotnośc jest przerażająca. Myślisz sobie, że nic Cię nie bawi, gdy nie masz tego z kim dzielic. Patrzysz w lustro i myślisz: jak ja zajebiście dziś wyglądam, szkoda, że to się zmarnuje i nikt tego nie widzi. Myślisz sobie, że to najlepsze lata Twojego życia, a nie masz ich z kim spędzac. Patrzysz na ludzi w związkach i im zazdrościsz. Myślisz: jestem tak dobrym materiałem na dziewczynę i jestem sama. Nawet te największe zołzy kogoś mają. Włącza się proces samonakręcenia.. W takich chwilach to użalanie się nad sobą powoduje, że myślisz, że wszyscy dookoła są szczęśliwi za wyjątkiem Ciebie. Ale może trzeba myślec, że skoro taka fajna osoba jak ja jest sama, to gdzieś tam istnieje ktoś podobny, czekający na mnie. Po czasie to myślenie odejdzie, będzie powracac, ale nie będzie dominujące. Zaczynasz doceniac ten spokój, który masz w sobie, a który zostaje zabity, gdy ktoś Cię zdradza. Czujesz bezpieczeństwo, bo wiesz, że nikt Cię nie zrani tak potwornie. Zaczynasz cieszyc się z drobnostek. Starszej babci na ulicy, ławce, w autobusie, dzieci bawiących się w kałużach, spotkań ze znajomymi, które wcześniej wydawały się nie byc takie świetne bez tej jedynej u boku. Uświadamiasz sobie jak wiele rzeczy chcesz zrobic, w ile miejsc pojechac, a wcześniej nie mogłaś przez tą jedyną, bo uświadamiasz sobie, że mogłabyś tak czekac i czekac i nigdy się nie doczekac i tak spokojnie mijają dni. Owszem boisz się, że na starośc zostaniesz sama i cały czas masz w sobie iskrę nadziei, że istnieje ta jedyna. Na początku ta samotnośc jest ciężka przez Naszą niską samoocenę. Czasami nie jest tak naprawdę łatwo polubic siebie i wytrzymac ze sobą. Jak więc ma z nami wytrzymac inna osoba? Mogę myślec też która się mną zabawiła, która mnie zdradziła, która odrzuciła, ale wolę byc sobą niż jedną z nich. Wolę byc samotna i przeciętna niż taka. 

Kiedy kobieta jest niesamowita, jest trudna. Kiedy jest łatwa, nie będzie niesamowita. Jeśli jest tego warta, nie poddasz się. Jeśli się poddasz, jesteś niegodny.