niedziela, 20 maja 2012

Rodzaj ludzki - nijaki.

Rodzaj ludzki nigdy nie przestanie mnie zadziwiac. Głównie ze względu na to, że gdy wydaje mi się niesamowity, za chwilę okazuje się nijaki. Rzadko kiedy opisuje konkretne sytuacje z życia wzięte, ale gdy rasa ludzka przejawia się jako najmniej ludzka to trudno przejśc obok tego obojętnie. Sytuacja może nie jakaś ogromnie skandaliczna, ale we mnie włączyła wszystkie czerwone lampki. Czasami żartobliwie mówię, że nienawidzę bogatych ludzi. Często to też mówię, że wierzę, że w żarcie zawiera się 50% prawdy, a 50% faktycznego żartu. Ten dzień potwierdził moją sporadyczną niechęc do ludzi nie znających nigdy biedy. 

Zatem weszłam do kawiarni zamówic dwie kawy na wynos w naszej zacnej mieścinie i stojąc przy ladzie prawie 10 min napotkałam różny szereg ludzi. Jednak, że kawiarnia jest ta raczej uważana za wykwitną, głównie ze względu na "wykwintne" ceny, klientela nie należy zazwyczaj do biednych, ja tu jednak lubię przychodzic głównie ze względu na tą kawę na wynos jedyną w mieście. Pierwszy wszedł mężczyzna mający nie tylko w stroju, ale na twarzy i w postawie ciała zapisane wywyższenie się i pewnośc siebie wynikającą ze zdecydowanej większej ilości zer na koniec niż taka przeciętna ja. Potwierdził to wyjmując przy mnie plik kilku "stów" przy płaceniu za tort, robiąc to oczywiście od kompletnego niechcenia, a jednak ostentacyjnie. Jednak najbardziej moją uwagę przykuła rodzina siedząca za mną. Matka i dwie córki plus syn jednej z nich. Chłopiec ok. 4-letni ubrany od stóp do głów markowo, a ja że fanka zegarków ogromna i wierna ich kolekcjonerka, spojrzałam na jego zegarek, szczęka mi opadła, że miał go przede wszystkim założonego na bluzę, a nie pod nią, a po drugie, że był wart kilkaset złotych. Matka jak i córki zatapiające zachłannie oczy w szereg trufli, o których ja tylko marzę, bo kto normalny kupi parę gramów wartych kilkadziesiąt złotych. No ale kto to oczywiście zrobił? Panie powoli robiły się oburzone czekaniem na zamówienie, gdy nagle do kawiarni wszedł ktoś, kto oburzył je jeszcze bardziej. 

Był to mężczyzna może 30sto kilkuletni. Nie był szczególnie urodziwy, nie pachniał drogimi perfumami, garderoba składała się z koszuli w kratę, za dużych spodni ze sztruksu, skromnej teczki i butów ortopedycznych. Miał widoczną wadę postawy i problemy z chodzeniem, stąd te buty. Stąd też jego trzęsienie się i trochę niebezpieczny widok. Ale zwykły człowiek ot co, który przyszedł popatrzec na menu, bo może napiłby się kawy, rozejrzał się i jednak wyszedł. Dlaczego? Bo zobaczył je. Ich pożerające go oczy, ale co tam oczy! Ich wytykające palce, pozycja nachylona do wspólnego obgadywania, niezbyt cichego pragnę nadmienic. Oburzone były, że "wpuszczono tu bezdomnego!" Jakiego bezdomnego pomyślałam?! Miałam ochotę do nich podejśc, trzasnąc każdą w twarz, albo chociaż w stół i kazac im się opamiętac i wyciągnąc łby ze swoich portfeli i kieszeni i spojrzec na człowieka jak na istotę ludzką, a nie podczłowieka! 

Nie dziwię się temu mężczyźnie, że wyszedł. Bo czy my wszyscy nie czujemy się zdefiniowani przez pieniądze? Gdy ja widzę wykwitną restaurację bądź sklep z odzieżą, na którą mnie mnie pewnie nie stac nie wejdę nie dlatego, że jest tam za drogo, ale dlatego, że boję się dziwnych, oceniających, gardzących spojrzeń i sprzedawczyń okrążających mnie dookoła obawiających się kradzieży i jako wymówki do podejścia do mnie zadają to znienawidzone pytanie świata: "pomóc w czymś pani?"

Dziwię się za to ogromnie takim ludziom, którym pieniądze odebrały chyba resztki nie tylko człowieczeństwa, ale i taktu. Ale czy to tylko przez pieniądze obracamy się za każdą "odmiennością"? Za Hindusem tudzież "ciapatym", Niemcem czy tam "szwabem", Afroamerykaninem potocznie zwanym "asfaltem", kobietą o męskiej posturze i o męskim stylu ubierania, czy też niejaka "lesba", mężczyzną metroseksualnym czy też "ciotą" jak wolicie, obrócimy się bez dwóch zdań. Czy to niewidomym z laską, głuchoniemym mówiącym językiem migowym, inwalidą z amputowaną nogą. I tak cud, że na takie osoby nie wynaleziono jeszcze obraźliwych określeń. 

Ja jednak nigdy nie zapomnę widoku pewnej dziewczyny w pociągu ok. 5 lat temu. Była niemal niewidoma, więc cokolwiek chciała przeczytac musiała to przysuwac pod sam nos, co przykuwało uwagę oczywiście całego przedziału. Ja patrzyłam z zafascynowaniem i uśmiechem w kącikach ust. Dlaczego? Bo była cudowna, nie przejmowała się niczym i nikim dookoła. Z jej twarzy emanowała taka radośc, optymizm i życiowa witalnośc, że miałam ochotę dosiąśc się do niej i zapytac jak ona to robi i skąd to bierze. Co chwilę dostawała smsy i odczytywała je trzymając telefon przy nosie, ale uśmiechając się przy tym tak cudownie, szczerze i radośnie jak dziecko dostające swój pierwszy rower. Potem do ręki wzięła książkę i przesuwając nosem po kartkach uśmiechała się ciągle do siebie, jakby ten nos wssysał jednocześnie każde uczucie przewodzone w tej książce, a ona je chłonęła, interpretowała i odczuwała po swojemu. Mam wrażenie, że jakby nawet czytała jakiś dramat i tak uśmiechałaby się tak dalej. Pewnie większośc myślała, że jest dziwna, bo kto na zdrowym umyśle tyle się uśmiecha sam do siebie w tłumie w pociągu? Ona jest dla mnie ciągłym przypomnieniem by nie przejmowac się ludźmi dookoła, do dziś zazdroszczę jej niejakiej odwagi nie zwracania uwagi na to czy ludzie patrzą i tym bardziej co myślą. Bo ja powinnam podejśc wtedy do stolika tych "bogaczek" i zapytac je, że gdybym ja też miała na czole wypisane lesbijka tak samo by mnie tu nie chciały i czy nie wstydzą się nazywac się niby "człowiekiem"?

5 komentarzy:

  1. Wszędzie, wszędzie zawsze to samo buractwo. Tępię je ile się da, ale nie wyprostuję wszystkich. U nas, rakowców, są absurdalne sytuacje w miejscach typu szpital, przychodnia. Jeśli siedzę , czekam w kolejce do lekarza i słuchając muzyki uśmiecham się do siebie, albo coś wspominam równie uroczego - jestem dziwna, bo powinnam wziąć udział w dyskusji pt kto jest bardziej chory/lub jak ja źle się czuję. I napisać na czole rak, gdyż patrząc na mnie ludzie nie wierzą. Przecież nie wyglądam na chorą! A jeśli chodzi o "bogatych" to żal ich. We własnym smrodzie się uduszą. Łatwo jest rozpoznać człowieka bogatego , z klasą, od buraka-dorobkiewicza, co się zachłystuje drobnymi.
    Buziaki!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Kochana mogę sobie wyobrazic jedynie z licznych opowieści jakie frustrujące są kolejki do lekarzy, ale na pewno masz rację, że nie jest to miejsce na uśmiech czy optymizm,a spróbuj się wepchnąc w kolejkę nie wyglądając na wystarczająco chorą! obraza majestatu. Cieszę się, że Ty się temu wszystkiemu nie dajesz:)

      Usuń
  2. Dobra, po kolei od końca bo temat ciekawy:
    - dziewczyna prawie niewidoma, mogła po prostu nie zauważyć ludzi gapiących się na nią :D ale sytuacja jak najbardziej pozytywna
    - niewidomy = "stępień", głuchoniemy = "głuchelec", inwalida = "kuternoga" ehh... inwencja twórcza ludzi nie zna granic
    - jeśli chodzi o zwracanie uwagi na odmienność, to wynika czasami z faktu, że w Polsce nie jest tak bardzo widoczna. Gdy ktoś wyróżnia się z tłumu swoją oryginalnością to łatwo przykuwa wzrok bo jest po prostu inny (co oczywiście nie oznacza gorszy)
    - co się tyczy ludzi bogatych, to ich 'dobre wychowanie' jest w dużym stopniu zarezerwowane 'na salony'; Przykład poniżej:

    Załóż najlepsze ciuchy, pożycz od kogoś ekstra auto, zajedź nim na imprezę, zamów 1 drinka (bo prowadzisz), tryskaj "pewnością siebie" (znaczy przechwalaj się aż rozboli cię brzuch i rozbawiaj towarzystwo zgryźliwymi uwagami odnośnie tych 'gorszych') = jesteś jedną z nich.
    Na drugi dzień pokaż się w zwykłym podkoszulku i 'bazarowych' jeansach, powiedz, że auto dostałaś od kolegi na jeden wieczór, a za ostatnie pieniądze z wypłaty kupiłaś tego drinka i patrz jak 'salonowa' grzeczność znika z szybkością światła.

    Z resztą nie trzeba mieć zegarka za kilkaset złotych, żeby się zakochać, założyć rodzinę czy posiadać przyjaciół ;)

    Pozdrawiam
    J.

    OdpowiedzUsuń
  3. W mojej branży stykam się z takimi ludźmi baaardzo często, zarówno w postaci gości lokali, albo zleceniodawców czyli tych, którzy dają mi pracę. Nauczyłem się z nimi rozmawiać i sprowadzać ich na ziemię(mając przy tym niezły materiał do przemyśleń socjologicznych) choć zdarzają się też ludzie z klasą, ale niestety coraz rzadziej. Szczególnie nieprzyjemny gatunek to pokolenie wtórne bogaczy. To taka moja własna nazwa na ludzi, którzy do niczego nie doszli własną pracą, a wszystko dostali na tacy od bogatych rodziców. Ci bywają nie do zniesienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tą ostatnią grupkę właśnie myślę wtedy tam spotkałam, nie dorobili się tego swoją pracę, ale dostali już w kołysce i przeszło im to niestety w krew i wychowanie..eh.

      Usuń