czwartek, 16 października 2014

Nienarodzone.

Każda moja notka jest wypadkową nagromadzenia natarczywie powtarzających się myśli bądź zdarzeń.

Ostatnimi czasy z uporem maniaka padają w moją stronę, padają na moją głowę, serce, każdy inny mięsień odpowiedzialny za uczucia, a właściwie pada, bo ono jedno pada i starczy by przygnieść, pytanie – „czemu nie masz jeszcze dziecka?”

Od ponad tygodnia pracuje ze mną koleżanka ze szkoły podstawowej. Można powiedzieć, ze osoba z zamierzchłej przeszłości, z którą kontaktu nie utrzymywałam przez lata, na Facebooku przyjęta nie została, więc podczas imprezy z okazji Dnia Edukacji Narodowej zjadała mnie wzrokiem i próbowała odszukać w moim zachowaniu „uaktualnienia statusów” mojego życia przez te wszystkie lata rozłąki, a raczej powinnam powiedzieć rozłąki informacji do plotkowania.  Widziałam ten głodny wzrok i czekałam na pytania prosto z mostu wpychające się z buciorami w moją prywatność. Znam ten typ, znam ten tok, znam już ten zestaw pytań. Najpierw delikatne próby udowodnienia w towarzystwie, że niby mnie zna, że pochwali się moimi zdjęciami z podstawówki ku uciesze reszty grona, że nie pamięta bym jako dziecko lubiła muzykę, a dziś śpiewam i tańczę ile sił w nogach i płucach. Została odstawiona do kąta zwróceniem uwagi na fakt, że jakim bezsensem jest porównywanie 13-letniej dziewczynki z dzisiejszą kobietą, która stoi przed nią i o której nic nie wie.
A potem zrobiła to, co każda osoba wyłaniająca się nagle w moim życiu z przeszłości. To pytanie, bez którego jakby kobiety nie umiały zagaić zwykłej rozmowy. Pytania, z którego zrobiono w Polsce tzw. „small talk”, czego ja nie znoszę, ponieważ w moim życiu jest to „big talk” dla zaufanych osób.

Próbowała zatem wykorzystać moją chwilę odurzenia alkoholowego i jak hienia przyczaiła się na mnie na ławce. Ja wiedziałam, czekałam, moja czujność się nie uśpiła. „Junkie, masz chłopaka? A gdzie dziecko? Bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć przez te lata byś była kojarzona z jakimś facetem na dłużej” Żarłoczna Junkie ugryzła ją odpowiedzią: „Dlaczego ludzie po niewidzeniu się tyle lat, myślą, że mają prawo zadawać najbardziej intymne pytania o czyjąś prywatność? Cenię sobie właśnie droga A., że nikt przez te lata nie wie, co się tak naprawdę dzieje w moim życiu i tak pozostanie. Nie lubię, gdy ktoś nie umie inaczej zacząć rozmowy jak tylko wpraszając się na siłę w czyjąś prywatność”. A. zmieszała się, nie spodziewała się i od razu odpuściła. Przeniosła się do innej ofiary pytając o jej nazwisko, gdy dowiedziała się, że jest mężatką, zapytała o nazwisko panieńskie. Towarzyska hiena szukająca drzew genealogicznych i pustych powiązań z kimkolwiek. Przekonała się, że z „koleżanką” z podstawówki wspólnej nici już nie znajdzie. Wieczór pokazał jej, że w tym gronie nie odnajdzie żadnej nici, jeśli będzie tak naciskać.   

Bo ona i wielu innych nie ma pojęcia jak jest mnie jakby mniej. Słownie, ilościowo, kilogramowo, fizycznie. Nie wie jak się kurczę w środku, gdy ktoś znów mnie pyta czemu nie mam dzieci. 

Zwyczajowo w Polsce oznacza to dozę egoizmu, upośledzenia, feminizmu, a teraz pewnie jeszcze genderu!

Otóż nie, żyję w kraju, w którym po prostu egoizmem dopiero by było wychowywanie samotnie dziecka jako osoba homoseksualna.

Obecnie przekonwertowałam wszystkie swe tęsknoty, niepewności, kompleksy, smutki w paliwo do pracy.

Od września pracuję jak szalona, bez przerwy, pełen bak bez dna. Otwieram umysły, ucząc jednocześnie języka. Rozwijam poglądy, zmuszam do myślenia. Bo, gdy przygotowałam zajęcia o wizerunku kobiet w reklamach, mediach i polityce, uczniowie nie wiedzieli jakie przesłanie niesie ta krótka reklama:



Pojęłam, że dzisiejsi młodzi nie zaczną kontemplować, póki im się nie wskaże drogi jak. Jako priorytet w tegoroczny plan swojej pracy, wprowadziłam zasadę odchodzenia od podręcznikowych lekcji przynajmniej dwa razy w miesiącu. Skutkuje, pobudza, stymuluje, zbliża, zacieśnia, rozwija. A mi i im rosną skrzydła. Latam z uczniami razem po świecie możliwości i poglądów. 



A czasem i mnie pośród nich dopadają różne chwile silnej autorelfeksji, które wracają natarczywym refluksem. 

Że nie trzeba nosić kogoś wcześniej pod sercem, by całym sercem go pokochać. 

Więc podbiegam do Was tak szybko, nie do końca zgrabnie. Podbiegam by Wam powiedzieć, jak uderzył moje serce dziś znów mały O. Uderza mnie codziennie, gdy zauważa mnie gdzieś w tłumie i uśmiecha się do mnie z daleka. Jest wiele dzieci, które mnie kocha bezwarunkowo.

Ale w moim życiu nie pojawiło się tak niewinne dziecko jak Najukochańszy O.

Musicie wiedzieć, że O. jest małym gentelmanem. Jeśli chodzi o wychowanie, ale też usposobienie. Jest delikatny, ale nie zagubiony. Wrażliwy, ale nie płaczliwy. Stałam dziś na dyżurze, większość dzieci bawiła się na dworze, ja pilnowałam parteru. Przez drzwi wszedł nagle mały O. Znów sam, zamyślony siedmiolatek. Rozpromienił się na mój widok. Choć ja sama ukrywałam jak bardzo pojaśniałam. Nigdy nie wiem co mały O. zrobi tym razem, to tylko jeden z jego spontanicznych gestów. 

O. kroczy w moją stronę uśmiechnięty, wyciąga szarmancko ręce z kieszeni, jedną podaje mi pewnym w uścisku jak mały mężczyzna i mówi "cześć".

Wcześniej w ciągu tygodnia uraczył mnie prostym zdaniem "dzień dobry Pani, kiedy będziesz znów na świetlicy? Bo wtedy jest tak fajnie".

O. do dziś nie wie czy ma mówić per Pani czy na ty. A ja nigdy go nie poprawiam, bo tak samo nie wiem czy bardziej żałuję, że nie jest moim uczniem czy synem.

Bo przy mnie dzieci stają się znów dziećmi. Robią dziubki, uśmiechają się, nie gnają do gier, czekają jaką bajkę im opowiem.

Nie wiedzą jak bardzo mi dają siebie w tej nagonce pracy.

Przedwczoraj świętowaliśmy Dzień Edukacji Narodowej. Nie, to nie dzień przymuszania się do ofiarowania kwiatów nauczycielowi, którego się nie lubi. Dla mnie to przede wszystkim szczere podziękowanie za każdy kwiat uśmiechu i laurkę tym samym, bo to nie tylko moje święto. Dzień obfitował w dumę z siebie z wystawionego przedstawienia, duma z tej radości jaka narodziła się w sercach uczniów, którzy poczuli, że odwalili kawał dobrej roboty i spisali się śpiewająco jako aktorzy. To był najlepszy prezent.

Wczoraj z kolei był Dzień Nienarodzonego Dziecka. Nie chcę i nie odbieram żadnej matce, która autentycznie utraciła dziecko tego dnia. Jednak w ten dzień i mnie ogarnia dojmujący skutek, bo i moje dziecko nigdy się nie narodziło…


Więc mnie nie pytaj, nie kwestionuj, po prostu, zrozum.

1 komentarz:

  1. W moim gronie również jest osoba mająca w zwyczaju "włażenia z buciorami w czyjeś życie". Niestety na dłużej, bo pracuje w mojej szkole dłużej niż ja.
    Ma wszystko: męża prokuratora, śliczną córeczkę i samochód prosto z salonu. Prywatne życie innych powinno więc być dla niej zbyteczne prawda? Niestety jest wręcz na odwrót. Karmi się plotami i ploteczkami niczym najbardziej żarłoczna hiena. Czasem mam wrażenie, że jest wręcz od tego uzależniona.
    Niestety to "cięższy" przypadek niż powyższy. Ona nie daje okazji na ciętą ripostę, bo nigdy nie pyta wprost. Informacje zdobywa krążąc wokół, dopytując się przebiegle i zostawiając po sobie ślady w postaci obelżywych i nieprawdziwych informacji. Oj mogłabym ją tu teraz okropnie nazwać...ale nie będę się zniżać do poziomu mojego wroga. Poprzestanę tylko na słowie "wieśniara"- bo to kolejna z jej "zalet" jeśli chodzi o zachowanie.
    Niestety wszystkie sposoby i sposobiki na tego typu osoby są nieskuteczne. One nigdy się nie zmienią, dlatego ostatecznie my musimy zmienić swoje podejście do nich. Być odporniejszą, nie przejmować się plotkami, zawsze szeroko się uśmiechać- z naciskiem na to ostatnie. Hieny nie znoszą cudzego zagadkowego dla nich szczęścia- pod żadną postacią ;-)

    OdpowiedzUsuń