wtorek, 5 czerwca 2012

Imię ojca? - Przypadek.

Czyli o dzieciach z przypadku słów kilka. Chyba jednym z największych koszmarów każdego dziecka, ale i nawet dorosłego jest doczekać dnia, w którym usłyszą, bądź przypadkiem dowiedzą się, że są dzieckiem-wpadką lub, że są adoptowani. Życie takich osób, zwłaszcza to wewnętrzne, zmienia się  diametralnie, bo jak tu żyć normalnie, gdy się dowiadujemy, że byliśmy niechciani, ktoś nie wyczekiwał nas z niecierpliwością i radością ze strony obojga rodziców. Jak żyć, gdy co noc zastanawiamy się czy byliśmy wybrykiem pijackiej nocy, która pewnie trwała parę minut i bliżej jej było do sprośności niż miłości. 

Temat myślę konieczny do poruszenia, bo zaczyna otaczać nas wydaję się wszędzie. Zewsząd otaczają nas młode "zabrzuszone" mamy i ich niezadowolone raczej miny. Nie wiem, może akurat to przez poranne nudności, może przez bolący kręgosłup lub kłótnię z rodzeństwem, ale może jednak przez to, że nie pomyślała dwa razy, i jej partner też, zanim poszli do łózka? Po raz kolejny słyszę o „parze” oddzielonej znaczną różnicą wieku, kiedy to po raz kolejny mężczyźnie wydawało się chyba, że strzela ślepakami, a prezerwatywa to wystarczające zabezpieczenie. Dziewczyna była młoda i schlebiało jej, że pragnie ją chłopak o 10 lat starszy, więc jak tu nie zgodzić się na stosunek z przypuszczalnie doświadczonym kochankiem? A może obydwoje byli nierozsądni, albo ulegli namiętności. Co człowiek, to pewnie przyczyna. Nie oceniam, martwię się tylko o te czekające na przyjście na świat istotki. Ale po co wchodzić do łóżka tak pochopnie i kończyć to ciążą – jedną z rzeczy dla najbardziej doświadczonych kobiet? Dziś i tak mamy luksus cesarskiego cięcia, leków znieczulających i ginekologów i położnych, które się nami i dzieckiem zajmą. Zdajemy sobie w ogóle sprawę jak było kiedyś?

"Kobieta w ciąży jedną nogą do grobu dąży" - przestrzegało stare gaskońskie przysłowie. Do połowy XIX wieku ryzyko śmierci przy porodzie było równie duże jak na polu bitwy pod Grunwaldem i zagrażało tak samo chłopce i królowej. A czasem położnikowi. Np. sir Richard Croft zastrzelił się, gdy jego pacjentka, 21-letnia księżniczka Charlotta, jedyna córka Jerzego IV Hanowerskiego, późniejszego króla Wielkiej Brytanii i Irlandii, umarła w 1817 roku po sześciu dniach porodu. Kilka godzin wcześniej wydała na świat martwego syna.”
Dziś sam poród już nie przestrzega młodych kobiet przez przedmałżeńskim seksem, bo medycyna poszła do przodu. Co mnie zdziwiło to informacja usłyszana ostatnio w radio. Mianowicie, że jesteśmy na 209 miejscu na 222 krajów pod względem dzietności. Rodzimy coraz mniej dzieci, a na co dzień widzę co to nowsze „brzuszki”. Dlaczego rodzimy coraz mniej? Z powodu braku odpowiedniej polityki prorodzinnej. Mówi się, że gdyby edukacja i opieka zdrowotna były tańsze może dzieci chciałoby się mieć częściej i z miłości?
Przestrogą zatem może będą liczby. Wylicza się, że na jedno dziecko do jego 19 roku życia człowiek wydaje średnio 176 tysięcy złoty! Niebagatelna suma, wartość mieszkania, które mi się marzy! Krew mnie zalewa, gdy młodzi ludzie zaliczają „wpadki”, jak to się potem na osiedlu potem mówi, i wciągają w to swoich rodziców, rodzeństwo i zsypują się na mieszkanie. Szczęśliwi ci, których rodziców stać na utrzymanie jeszcze własnych wnucząt. Mam dwoje młodszych braci, którym o stały związek trudno, ale o seks nie. Liczę na ich odpowiedzialność, ale co jeśli? 

Czy dzieci się jeszcze chce? Tak szczerze? Planuje? Chociaż planowanie dla mnie też ma jakiś pejoratywny wydźwięk, bo nie ma w nim miejsca na czystą miłość, ale obliczanie, szukanie za i przeciw decyzji, rozplanowywanie mieszkania na kołyskę. Czasami się zastanawiam czy ja nie byłam wpadką. Czy w dzisiejszym pędzącym świecie, nieustannym szukaniu pracy lub lepszych zarobków jest czas, żeby zapragnąć na ten świat wydać dziecko świadomie i z chęcią? Wiem, że gdzieś tam są pary, które o tym nie dyskutują, tylko po ślubie pewnego dnia żonie spóźnia się okres, udaje się do lekarza, który obwieszcza jej radosną nowinę, całą rodzinę ogarnia radość. Te narodziny nie przerodzą się w plotkę, ale sklepową dobrą wiadomość i chwalenie babci na osiedlu. To dziecko będzie czuło się kochane i będzie raczej wychowywane w bezstresowych warunkach, bo nie będzie czuło w powietrzu, że może nikt się go na świecie nie spodziewał, a rodzice zanim zdążyli się pokochać, woleli powymieniać się płynami. Kochajmy dzieci równo, nieważne skąd się wzięły, tylko tego pragnę.  

6 komentarzy:

  1. Hmm, obawiam sie, ze obecne czasy maja ogromny wplyw na decyzje o posiadaniu potomstwa. Tak tez niestety jest, ze dzieci sie w duzej mierze planuje, mysli, jak to wszystko poukladac,zeby starczylo na wszystko i utrzymanie nowo narodzonego. Fakt jest tez taki, ze najlepszy czas na urodzenie dziecka przypada na najlepsze lata zycia kobiety. Decyzja o ciazy wiec oznacza radykalna zmiane stylu zycia, przewartosciowanie go, rezygnacje z wygodnych przyzwyczajen i udogodnien. Dziecko oznacza wejscie kobiety w nowa role-matki, od tego momentu jest juz odpowiedzialna nie tylko za siebie, zycie nabiera innych barw. Nie dziwi wiec fakt, ze w czasach, gdy mamy wszystko, nie jest latwo to w jakims sensie porzucic, zmienic na koszt zupelnie innego, nowego etapu w zyciu. Mysle tez jednak, ze gdy czlowiek na prawde CHCE dziecka, zrobi wszystko by spelnic to marzenie, jakos wszystko pouklada i przeorganizuje. Kluczem wiec jest szczera chec. Gdy wiec pojawia sie tyle watpliwosci, niepewnosci i pytan w trakcie myslenia o posiadaniu potomstwa, trzeba zadac sobie to podstawowe pytanie: Czy ja rzeczywiscie chce miec dziecko?
    Bo kazde z tych maluszkow zasluguje na milosc i oddanie, a nie wyrzucanie mu w chwili gniewu, ze bylo niechciane.
    Dlatego tak wazne jest, by w pelni swiadomie, odpowiedzialnie i ze szczera checia starac sie o potomstwo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama jestem wpadką, ale nigdy nie czułam bym była nie chciana, ot po prostu trochę przyspieszyło to ślub moich rodziców. Ale też przyszłam na świat w innych czasach, inne było wtedy podejście do instytucji małżeństwa. Wiem jedno, dziecka mieć nie chcę. Po pierwsze już by była na to pora, po drugie, z racji mojej nie poprawności politycznej, byłoby z tym ciężko. Jeśli posiadam jakieś zapędy macierzyńskie, to ich nie zauważyłam, a jest w moim pobliżu 8-miesięczny Bąk, którego kocham nad życie, mój siostrzeniec :) Wystarcza mi to :) Myślę, że gdyby hipotetyczni rodzice mieli większą pewność na stabilną pracę, stały dochód i godne życie, bez szaleńczego biegu by dotrwać do 1-go, pojawiłoby się więcej uśmiechniętych Bąków na świecie :) A ludzie, którzy dzieci nie chcą a przez swoją nieodpowiedzialność posiadają, byli, są i będą na tym szalonym świecie. Teraz się zaczęło o tym, po prostu głośno mówić. Nadzieja w tym, by znaleźć jakieś rozwiązanie, by Bąki były szczęśliwe i nie dochodziło do skrajnych sytuacji.
    K.S. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm...mocny tekst.Tak się składa, że gdy z moją żoną byliśmy na początku małżeńskiej drogi chcieliśmy mieć dużą rodzinę. Każda z naszych córek była oczekiwanym darem i wspaniałym spełnieniem naszej miłości. Wtedy nie przeliczałem tego na pieniądze potrzebne do wychowania takiej wesołej gromadki. Ale w życiu nic nie jest dane raz na zawsze...Kupno domu, standard życia wymagały ode mnie pracy po kilkanaście godzin na dobę często poza domem i moja druga połówka postanowiła sobie jakoś ten czas urozmaicić - niestety. Czasy się zmieniły z dziewczynek zrobiły się panny i nadszedł czas gdy kasy jest nieco mniej, ale nikt w domu nie narzeka,no może poza moją żoną, która musiała podjąć pracę po dziesięciu latach w domu. Ale na pewno żadna z córek nie może mieć poczucia, że jest niekochana! Tego bym sobie nie wybaczył!!! I tylko dla nich nie spakowałem walizek i nie wyniosłem się gdy był ciężki czas tylko staram się do dziś wybaczyć, zachowując pozory normalnego związku, choć dla mnie to niezwykle trudne.Takie życie...w imię ojcowskiej odpowiedzialności???

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech Junkie , Ty jak coś napiszesz...
    Kiedyś w radio usłyszałam bardzo właśnie głupie podsumowanie ile nas kosztuje średnio dziecko. Koszt w granicach kilkuset tysięcy! nie próbowałam nawet tego przeliczać, kombinować, wydaje mi się to bezsensem. Czy ten, kto to wymyślił, sam się zastanowił nad kosztem swojego bytowania? Ja jestem z klasycznej wpadki, moi rodzice nie pałali do siebie wielką miłością, co się skończyło rozstaniem. U mnie z kolei Młoda była zaplanowana, ukochana, żałuję, że nie ma rodzeństwa, może kiedyś.. tym bardziej nie pojmuję ani kosztów, ani patologii, ani żadnych innych okropnych rzeczy, które się dzieją na świecie. Tu mam na mysli kocyk i jego śliskość :( pozdrawiam i ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kilka dni temu usłyszałam, że od początku tego roku w pipidówce przyszło na świat piętnaścioro dzieci. Pipidówkę zamieszkuje pięć tysięcy osób, dodam. Istotny dość jest fakt, że wiele z tych osób to ludzie już starsi czy w wieku postrozrodczym. Nie mniej istotny jest fakt, że niedawno padł jeden zakład produkcyjny, zaraz padnie drugi i nie zostanie już nic, jak tylko zaorać i posiać buraki. Wiem, dzieci nie powinno się przeliczać na pieniądze. Nie powinno...
    Swoją drogą, moja koleżanka właśnie jest w ciąży z czwartą córeczką. Dziecię jest wpadką, mając trójkę, nie planowali następnego. Wiem jednak, że będą ją kochać oboje jak trzy starsze dziewczynki.

    OdpowiedzUsuń