Pozwolicie, że ją ściągnę? Przy
Was mogę, prawda? Nie obrazicie się, nie skarcicie, nie skrytykujecie?
Mogę już zdjąć tę maskę? Tego
wieczoru, tego dnia? Mogę dziś być zgorzkniała troszkę, prawda? Dziś moje święto,
więc pozwolicie mi? Choć na chwilę. Bo chyba zaraz eksploduje, bo tego
wodospadu łez już nie mam gdzie pomieścić. Co się stało? Skąd to przylazło,
przywlekło się jak grypa ze szkoły. Patrzę na notkę urodzinową zeszłego roku i
w sumie przecież nic się nie zmieniło. Powinnam patrzeć równie barwnie na
świat, a dziś coś się stało z moim dniem. Może, gdy pozwolę słowom płynąc, a
palcom być przekaźnikiem splotu spontanicznych myśli to dojdę do tego. Albo
utknę. Jakakolwiek droga i jej koniec, potrzebuję porozmawiać z kimś albo
chociaż ze sobą.
Nie wiem czy kojarzycie, ale
obecnie na ekranach kin wyświetlany jest film „Sekretne życie Waltera Mitty”. Walter
to mężczyzna żyjący w swojej głowie. O większości spraw jedynie marzy, ale
nigdy nie wciela ich w życie. Do każdej sytuacji dopowiada kolejną historię,
upiększa ją, przekształca, ulepsza. To chyba mój odwieczny problem. Ciągle chce
wierzyc, że ludzie potrafią więcej, lepiej, pełniej, głębiej i mocniej. I co? Ciągle,
to się tylko rozczarowuję.
Po północy nie mogłam jeszcze zasnąć.
Chyba nie lubię jednak dnia swoich urodzin. To dzień-wyliczanka. Ile w życiu
przeżyłam, ile straciłam, ile zraniłam i zostałam zraniona. Ile razy mi serce
pękło i czy właściwie się kiedykolwiek zabliźnia. To mimo wszystko, żałosne
liczenie tego kto i w jaki sposób złożył Ci życzenia. Czy Facebook czy telefon.
Bo nie szalejmy, nikt nie przyjedzie. Więc niczym Walter Mitty, zaczęłam uciekać
w wyobraźnię. Po północy uderzyła mnie myśl, że nie mam w życiu nikogo, kto by
nie mógł wytrzymać do rana i chciał mi złożyć życzenia tuż po północy. I wtedy
zabrzęczał telefon. Jak żyletka rozciął świeżą ranę. I jak się kran odkręcił,
to łzy nie przestały lecieć przez jakieś dwie godziny. Nie ma co, cudowna
maseczka upiększająca na cały urodzinowy dzień w pracy.
Nie mogę narzekać. Nie powinnam.
Dostałam masę naprawdę szczerych, napisanych od serca życzeń, którymi wielu
ludzi udowodniło, że zna mój gust, a czasami nawet duszę. Zapomniało parę
ważnych dla mnie osób. W pracy siedziałam od 8 do 20, więc kto miał mnie niby odwiedzić,
nie powinnam mieć pretensji. Siedząc już ostatkami sił po 19tej czekając na
rodziców podczas wywiadówki, usłyszeliśmy pukanie do drzwi. „Pani E. jest
proszona”, oczy podkrążone, makijaż zostawiłam na którymś biurku, o które się
opierałam ze zmęczenia. Myślę sobie „o nie, mój mózg już nie pracuje i nie
obroni się sensownie przed żadną pretensją o ocenę”. Ale to stała moja ukochana
uczennica. M. wyszła już ze szkoły, w której pracuję i jest w liceum, a pamiętała
przyjść do mnie z życzeniami i czekoladą. Była najmilszą niespodzianką tego
dnia oprócz 20stki śpiewających do granic pojemności płuc i chowających się z
prezentem moich wychowanków.
Ale chciałam chociaż zjeść ciepły
posiłek po powrocie i wypić swoje zdrowie. A siedzę z Wami, ze sobą tutaj i
stukam w klawiaturę. Dzień, jak co dzień. Wiem, że nadrobię w weekend z paroma
osobami, ale jestem tylko nadwrażliwym człowiekiem i potrzebuję zbliżenia. W
taki dzień potrzebuję ludzi. A dzień zaczęłam i kończę łzami.
Cały dzień spędziła ze mną tylko
jedna osoba. Niesamowita jest moc jednej osoby w naszym życiu. Osoby, która
krążyła gdzieś dookoła i nagle życie, przypadek, odpowiedni czas sprawił, że ta
osoba staje się Twoim serdecznym przyjacielem, którego dziwisz się, że nie
kochałeś już wcześniej.
A. Ty wiesz, że mówię o Tobie, prawda?:) Dałaś
mi dziś swój czas, cały dzień byłaś przy mnie, wiedziałaś kiedy mi przykro,
przez kogo, dlaczego i ciągle miałaś dla mnie bukiet słów zamiast kwiatów, a to
znaczy dla mnie więcej niż jakikolwiek inny gest czy prezent. Nie dostałam dziś
ani jednego, nawet nie całe rodzeństwo złożyło mi życzenia. Ale nie szkodzi, Ty
mi dziś pomogłaś bardzo. Kazałaś mi się cieszyc najbardziej z tego,” że mam
siebie, jestem dobrym, fajnym człowiekiem, który nie ma sobie nic do zarzucenia
i nie powinien oceniać innych, bo wierzysz, że karma do nas wróci.
Powiedziałaś, że mało jest takich osób jak my, które są tak intensywne i mogą z
siebie dać tak dużo, uświadomiłaś mi, że
ciągle jesteśmy zmęczone , bo bardzo dużo energii oddajemy innym, a wiele osób
nie daje nic w zamian i musimy się niestety do tego przyzwyczaić i nabrać
dystansu”, a teraz UWAGA! Zacytuję Ciebie w całości, bo ten fragment naszej
rozmowy podobał mi się najbardziej J
„łatwiej się
cieszyć z tego, że nic się nie oczekiwało, a jest
niż płakać,
bo się oczekiwało, a nie ma”
Wiesz, że po
tych słowach rozpłakałam się w samochodzie w drodze z jednej lekcji na drugą.
Katharsis, pomogłaś mi się oczyścić. Przyjechałam do domu, a tam nie czekało
nic i nikt i też byłaś, by mnie pocieszyć i o tym posłuchać. Śmiałaś się, że
napiszę notkę o naszej miłości i właśnie to robię, bo ludzie są dla mnie ważni
i trzeba ich doceniać tu i teraz, a nie jak zaczną się od siebie oddalać.
Zatem, gdybym miała sobie życzyć czegoś
na ten dzień, to tylko i wyłącznie więcej takich osób jak Ty w moim życiu.
I miłości. Bo mam chyba wszystko, czego
chcę, pragnę czy potrzebuję. A tej miłości ciągle brak. Dłoni w mojej dłoni,
serca w moim sercu, obecności, gdy nikt nie jest obecny.
Dziś do auta wsiadł znów ze mną Dawid
Podsiadło. Dlatego ten fragment wzbudza w ten dzień najwięcej emocji:
„And I know that
You saw me
There in the crowd I stood alone
Alone, alone, alone...”
You saw me
There in the crowd I stood alone
Alone, alone, alone...”
Życzę sobie osób, które zauważają mnie w tłumie
stojącą samotnie, mnie prawdziwą, bez masek. I takich, którzy mają odwagę taką
osobę przytulic i nie puścić po dwóch sekundach.
Zatem dziś…banalnie…ale…niech mnie ktoś cholera
przytuli.
A więc jest coś, co zdołało ubarwić Twoją na pozór szarą rzeczywistość:-).
OdpowiedzUsuńWiesz, przeczytałem Twój post wczoraj późnym wieczorem, ale tak mnie zasmucił, że nie byłem w stanie odpisać. Teraz przed wyjazdem do pracy otworzyłem go znów, bo jakoś nie daje mi spokoju. Moja droga, nawet nie bardzo wiem jakich słów tutaj użyć byś poczuła się lepiej, ale na pewno wiem o czym piszesz. Życzę Ci zatem jednego - miłości, która odmieni Twoje postrzeganie samej siebie...
OdpowiedzUsuńCzasami dzielony smutek daję więcej niż nie jedno słowo pocieszenie. Zatem dziękuję Ci za niego:) i za ten bukiet słów, znaczy więcej niż nie jeden gest:)
UsuńCałuję bardzo mocno! Sto lat, sto lat!!!!! Śpiewam co sił!
OdpowiedzUsuńSłyszę ! i dziękuję co sił!:)
UsuńBywa też tak, że jest ktoś lub nawet więcej osób, które o Tobie myślą, a Ty o tym nie masz pojęcia. Tak było wczoraj ze mną i Tobą, Ty mnie nie znasz, ja zaglądam tu tylko od czasu do czasu i akurat wczoraj myślałam o Tobie wcale nie czytając tego posta :) Koleżanka opowiadała mi ostatnio piękną historię o małym chłopcu, którego poznała i bardzo pokochała, kiedy odbywała obowiązkowe praktyki w domu dziecka lata temu. I ona dalej myśli o tym chłopcu, życzy mu jak najlepiej i ma go w sercu. Dlatego nie płacz już, proszę :) Wszystkiego dobrego! B.
OdpowiedzUsuń