piątek, 26 marca 2010

mówią, że śmierc to dopiero początek?

Chciałam pisac o tym, co dzisiaj poczułam. Pierwszy raz w życiu tak intensywnie i fizycznie. Był to strach przed śmiercią. Nagle ni z tego ni z owego skłonił mnie do tego mój 7-letni uczeń mówiąc: wie pani, że kiedyś wszyscy nie będziemy istniec? Pytam: jak to?. - Bo ziemia zginie za 5 miliardów lat. Zaśmiałam się mówiąc, że na szczęście tego nie dożyjemy, jednak te pare niegroźnych słów sprawiło, że zamiast w klasie znalazłam się zupełnie gdzie indziej. Często zdarza mi się myślec o śmierci. Jaka ona będzie, kiedy będzie. Że właściwie może nastąpic w każdej chwili, gdy jadę samochodem, gdy potykam się na schodach. Gdziekolwiek. Jednak dziś na tę myśl przeszły mnie zimne dreszcze i serce zaczęło bic jak szalone. Szalenie się przestraszyłam, że wszystko i wszyscy może tak po prostu zniknąc. Że ja po prostu zniknę i za 5 miliardów lat nikt nie będzie o mnie pamiętał, bo nie będę istniec. Pomyślałam sobie jak będę życ bez N.? Bez tej miłości, Jej obok? Widziałam śmierc nie raz. Rak jest u mnie rodzinny, tak samo wypadki samochodowe. Tego samego roku 2005 odeszły  3 bliskie mi osoby. 28 maja pierwsza babcia. Zeżarł Ją rak jelita grubego. Pamiętam plastry morfiny. Z dnia na dzień jak odlatuje jej prawdziwe ja i przechodzi w letarg. Pamiętam, gdy tydzień przed Jej śmiercią przyszłam ją odwiedzic. Spod poduszki wyjęła banalne 20 zł i mi dała. Mówiłam, że nie chcę, nie potrzeba. Prosiła. Wiedziała ona i wiedziałam ja, że to ostatnie 20zł jakie mi w życiu da. To była jej forma pożegnania ze mną. Cholernie nie chciałam ich wziąc do ręki, bo to byłaby akceptacja tego. Nie akceptowałam tego wtedy, trudno mi nadal dziś. Mówiłam sobie, nie rycz, nie rycz, nie przy niej. Na dworze padało, dziadek zaoferował, że mnie odwiezie. Wolałam iśc, nie przestając płakac. Do dziś ,gdy przypomnę sobie ten dzień mam ochotę paśc na kolana i drzec się wniebogłosy: dlaczego?. Bałam się pojechac i pożegnac się z jej ciałem. Na jej pogrzeb przyszło ok 500 osób. Bo moja babcią wielką kobietą była. Nie minęły dwa miesiące od jej pogrzebu, moja druga ukochana babcia, która mnie wychowywała i mieszkała obok trafiła do szpitala z błahym zapaleniem wyrostka. Niecały miesiąc później zmarła w strasznych męczarniach w ramionach mojej mamy wykrzykując straszne rzeczy, przeklinając, przy czym całe życie nie przeklnęła nigdy. Nienawidzę raka, zmienia ludzi nie do poznania. Zmarła dzień po swoich urodzinach. Gdy przyszliśmy z kwiatami i życzeniami nie miała pojęcia kim jesteśmy i co się dzieję. Gdy w środku nocy zadzwonił telefon i słyszałam jak ojciec wybiega z domu wiedziałam, że to już. O 6 rano obudził mnie ojciec słowami: babcia zmarła, idź ją później pożegnaj. Kazano nam siedziec przy jej ciele 3 godziny. Patrzec jak jej usta opadły i nie wyrażają radości swym zaraźliwych uśmiechem. Patrzec na buty na jej nogach, które kupiła ze mną na pogrzeb poprzedniej babci za moją namową: Babciu kup coś sobie wreszcie, wiecznie sobie szczędzisz. Potem musiałam słuchac jak dziadek ją opłakuje. Widziec jak wkładają Ją do trumny. Ten widok, te słowa prześladują mnie do dziś. Znacie te chwile, gdy brak Wam tchu, oddechu, hiperwentylujecie się,bo wiecie, że ten Ktoś już nigdy z Wami nie będzie? Niecałe 3 miesiące później obudziły mnie słowa: R. nie żyje. Zginął wracając samochodem od dziewczyny. przygnieciony nim. Kazano mi pojechac na miejsce wypadku i zobaczyc kałużę krwi, gdzie leżała jego głowa. Po co? Tego dnia zapytałam się matki : za co Bóg nas karze?
Od tamtego roku wiem, że prędzej skoczę z dachu niż umrę na raka. Niż doprowadzę do stanu, gdzie nie poznam tych, których kocham i będą musieli oni cierpiec katusze patrząc jak odchodzę.

Jednak nie chcę zakończyc tak negatywnie:P Bo: Today was a good day. Tak po prostu, dziś był całkiem dobry dzień. Miałam nawet całkiem dobry tydzień choc zajęty bez przerwy. Jesteśmy z siebie zadowoleni, gdy spełniamy swoje cele. Ja na ten tydzień swoje spełniłam. W poniedziałek moi niezbyt bystrzi uczniowie prawie pojęli co to dopełniacz saksoński. We wtorek kolejna hospitacja z opiekunką stażu. W środę sprawdzian, gdzie najniższą ocena była 3ka, co z moimi uczniami to wielki sukces. Później spacer z moją dziewczyną i wspólny seans filmowy. W czwartki pracuję krótko, więc wpadłam do Niej na szybką...kawę z rana;). Każde popołudnie i wieczory korepetycje. Wycinanie, kolorowanie, wymyślanie, pisanie konspektów. Dziś najdłuższy dzień w pracy, jednak hospitacja, która poszła świetnie, słowa otuchy od opiekunki stażu, zadowolone dzieciaki po każdej lekcji nastroiły mnie pozytywnie, więc po południu umówiłam się z Lubą mą na tenisa, niestety kort zamknięty, więc wybrałyśmy rolki:P. Jestem leniwą osobą sportowo, więc to nie lada wyczyn dla mnie:P Potem spacer i siędzę tu z chwilą dla siebie, czasem na obejrzenie Chirurgów i napisaniem notki zanim pójdę spac, bo jutro kolejne całodzienne szkolenie zamiast wolnego weekendu.

niedziela, 21 marca 2010

Pięc kroków do tyranii.

"Żyjemy w społeczeństwie, gdzie ludziom wolno traktowac innych w obrzydliwy sposób z powodu ich inności"
Zastanawialiście się kiedyś co popycha ludzi do okrucieństwa? Co siedziało w głowie Hitlera czy innego dyktatora czy ludobójcy? Jak można było tak ślepo wierzyc i wykonywac rozkazy, jak można było byc strażnikiem w obozie koncentracyjnym?
Gdyby nas zapytano czy bylibyśmy w stanie wyrządzic komuś krzywdę, zdecydowana większośc z nas odpowiedziałaby, że oczywiście, że nie. Nie moglibyście bardziej się mylic. Otóż film jaki dziś obejrzałam pomógł mi odpowiedziec na powyższe pytania i rzucił na nie nowe światło. I sprawił, że zwątpiłam we własną odpowiedź i przekonanie, że też nikogo bym nie skrzywdziła.
Film "Pięc kroków do tyranii" ilustruje kilka eksperymentów psychologicznych i faktyczne wydarzenia, które udowadniają ich przerażającą słusznośc. Nie wiem czy kojarzycie eksperymenty profesora Zimbardo i Milgrama z lat sześciesiątych, które powtórzone dziś przyniosły ten sam skutek. Pierwszy miał na celu sprawdzenie jak bardzo jesteśmy w stanie wczuc się w przypisane nam role i czynic zło. Drugi z kolei miał wykazac jak jesteśmy skłonni do czynienia zła, gdy jesteśmy pod wpływem silnego autorytetu. Jak słusznie zauważa jedna z pań psycholog w tym filmie:
"Jeśli w naszym umyśle zdecydujesz, że pewna grupa ludzi nie zasługuje na szacunek i godnośc, którym cieszy się reszta ludzi, to nie przyznajesz im, tych samych praw, co innym"
To też ma na celu propaganda podczas każdej wojny. Umniejszanie wartości Żydom, lub też jak drastycznie ukazano w tym filmie plemieniu Tutsi w Rwandzie. Zwykłe radio popierające Hutu namawiało mieszkańców do pozbycia się Tutsi, skutkiem było zamordowanie ok. 800 tysięcy ludzi z plemienia Tutsi i wahających się Hutu. Zwykłe radio.

Pięc kroków do tyranii według autorów tego dokumentu to:
1. "My" i "Oni" czyli łatwośc z jaką ludzią dzielą innych na lepszych i gorszych.
2. "Stosuj się do rozkazów" łatwośc z jaką ulegamy innym.
3. "Dehumanizacja wroga"
4. "Postaw się" lub "Powstrzymaj się" przyjmowanie roli obserwatora lub opozycjonisty. Niestety częściej to pierwsze.
5. "Wymordowac".

Zaszokowało mnie to z jaką łątwością każdy z nas może skrzywdzic drugiego, gdy znajdziemy się w sytuacji, które wymienione są w tym filmie.
Film zaczyna się od eksperymentu sprzed 30 lat traktującego o dyskryminacji.
Przypomniał mi też o wielu okrutnych wydarzeniach z historii, o których na co dzień zapominamy. O ataku bombowym jaki jeden mężczyzna przeprowadził wiosną 1999r. w w londyńskiej dzielnicy zamieszkałej przez Czarnoskórych i Azjatów, a następnie w dzielnicę Soho zamieszkałą i przyjazną homoseksualistom. Jeden człowiek. Izrael, Rwada, Birma. Dziś Irak, Guantanamo. Gdyby tak we mnie ktoś wymierzył celownik za to, że jestem lesbijką? Bo nie oszukujmy się, homofobia jest żywa i ma się świetnie. Mam to szczęście, że na ulicach rzadko spotykałam się z jej przejawami. Faceci zazwyczaj mówią, że chcą się przyłączyc. Kobiety podejdą i pogratulują odwagi i podziwiają otwartośc. Dorośli udają, że nie widzą. Najbardziej okrutne są dzieci. Najwięcej przykrości doświadczyłam od dzieci na ulicach. Były gotowe na nie tylko przemoc słowną, ale i fizyczną. Dlaczego? Psychologia tłumu. Jeden podpuści drugiego i tak zaczyna się łańcuch zniszczenia.
Zapominamy. Gdy słyszymy o kolejnym zamachowcy samobójcy już nas to nie rusza. Przepraszam, coraz rzadziej słyszymy, widzimy małym druczkiem na pasku wiadomości. Ostatnio w wiadomościach widziałam jedną z durniejszych "sensacji". Mianowicie w USA okradziono harcerkę sprzedającą ciasteczka. Ludzie jej współczujący ofiarowali jej łącznie 1000 dolarów. Ludzie giną każdego dnia, są opresjonowani, nie mają wolności słowa, ale harcerka została okradziona z ciastek. Groteska. Chyba, że miało to ukazac jak totalnie zniszczeni jesteśmy, że już nawet harceka z ciasteczkami nie może czuc się bezpiecznie.
Zapominamy, stajemy się obojętni. Dlaczego? Bo staliśmy się obserwatorami. A właściwie, nigdy nie staliśmy się opozycjonistami. I ja sama też do tej grupy należę. W dni takie jak dziś? się tego wstydzę.
Film można obejrzec w całości na youtube z polskimi napisami. Szalenie ciekawy. Polecam:
http://www.youtube.com/watch?v=3d8QmJ9dZ0c

piątek, 19 marca 2010

kochac po raz drugi pierwszy raz.

Jedna z moich byłych zadała mi kiedyś jedno z głupszych pytań świata: którą z kobiet, z którymi byłaś, kochałaś najbardziej? Po pierwsze pytanie sugerowało to, że nie wierzyła, że to ją kocham najbardziej, no i przede wszystkim to ona mnie nie kochała. Ona bez wahania mogła wskazac kogo kochała najbardziej. Ja? Ja powiedziałam, że kocham całkowicie albo wcale, więc nie mogę wybrac. Każdy jest inny, kocham kogoś za różne cechy, ale miłośc to jedno i to samo uczucie i jego "objawy" się nie zmieniają. O jednych możemy byc bardziej zazdrosni, porywczy, namiętni, z innymi jest romantycznie uroczo i bezpiecznie. Szukamy idealnej równowagi w jednej osobie. Myślę, że nikt jej nie osiąga i sztuką jest sobie to najpierw uświadomic, potem pogodzic się i życ z tym. Ja po którymś z kolei nieudanym związku przyjęłam to do wiadomości i przestałam szukac, czego nigdy nie znajdę. Ideału.
Czy wierzycie w tą jedyną/jedynego? Kiedyś wierzyłam. W księżniczkę z bajki. Wychowałam się na filmach, marząc o miłości bezgranicznej. Dziś ubóstwiam filmy ze złym zakończeniem. Więc w kogo wierzę? Wierzę, że jeśli to mój durny umysł nie wytworzy sobie problemu i nie zacznie ściągac z piedestału drugiej połowy, to mogę byc z kimś na zawsze. Oczywiście jeśli druga osoba będzie chciała tego samego.
Moje pierwsze dwa związki. Zakończyły się totalną porażką, złamanym sercem, na przemian miłością i nienawiścią. Od tamtej pory wszystko niszczyłam już ja. Bo wcześniej nie miałam wymagań, potem zaczęłam takowe miec i tu pojawiły się schody dla innych.
Kolejnym moim schorzeniem jest to, że nie istnieję bez miłości. Nie funkcjonuję bez tego "kogoś" w moim życiu. Nie pamiętam już jak to jest nie miec kogoś. Jestem cholernie zależna.
Niedługo miną 2 lata odkąd jestem z N. jest najnormalniejszą dziewczyną z jaką byłam. I mówiąc normalna nie mam nic złego na myśli. Nie zdradza, nie jest pesymistką, nie wymyśla problemów, gdy zaczynam ja je wymyślac ściąga mnie na ziemię. Nie robi mi wstydu wśród znajomych, jest otwarta, nie da się jej nie lubic. Ma inny gust muzyczny, nie przepada za filmami jakie ja oglądam, nie rozumie, dlaczego jestem jaka jestem. Nie myśli o dzieciach, małżeństwie, choc ja bym kiedyś chciała. Gdy się kłócimy, nie wie jak mi pomóc i nigdy nie przyznaje mi racji. Ale to nigdy. Jest moim totalnym przeciwieństwem i największym szczęściem.
Co chciałam powiedziec to, to, że można kochac wiele razy po raz pierwszy. Nigdy nie wiesz, kto tym kimś będzie. Póki to ja nie zmieniłam nastawienia do życia, siebie i związków. Dopóki to ja za którąś stratą i złym wyborem nie pojęłam, że to ja muszę zadziałac i to ja dokonuję tych złych wyborów, nie zaczęłam byc szczęśliwa. Choc czasem jeszcze boję się siebie i swojej natury. Boję się, że mogłabym kiedyś to zniszczyc, ale potem przypominam sobie, że to tylko moja głowa pełna lęków. Moje serce robi się za stare by znowu cierpiec i potem dawac sie poznawac i kochac komus innemu. Juz mnie to nie bawi. Nie wiem czy to ta Jedyna, bo nie wiem czy ktoś taki istnieje. Póki co, wiem, że gdy planujemy przyszłośc, to mając siebie na względzie bez brania pod uwagę, że coś może się skończyc. Bez gdybania.
Jest tu i teraz. I tu i teraz jest szczęśliwie.
taką wodą być
co otuli ciebie całą
ogrzeje ciało zmyje resztki parszywego dnia
uspokoi każdy nerw
zabawnie pomarszczy dłonie
a kiedy zaśniesz wiernie będzie przy twym łóżku stać
i taką wodą być

daddy issues part 1, czyli jak mi ojciec zrył psychę.

"Children begin by loving their parents,as they grow older they judge them,sometimes they forgive them"
Part 1, bo pewnie nie raz mogę jeszcze poruszyc temat mojej rodziny. Chciałam pisac o czymś zupełnie innym, ale kolejny wieczór typu "mieszkam w wariatkowie" zmusił mnie do zmiany tematu;)Tak wiem, inni mają gorzej, bardziej cierpieli, ale swoje trzy grosze dorzucam;)
Odkąd pamiętam jednym z moich największych lęków jest mój własny ojciec. Ojcofobia. Choc z wiekiem na szczęście mądrzeję i wyrastam z tego. Dziś kolejny raz widziałam w jego oczach furię i chęc dania mi po pysku. Bo niestety moi kochani,  nadal mieszkam z rodzicami, bo poświęciłam się nauce, a nie pracy i teraz tkwię i wariuję póki nie odłożę trochę.
Pochodzę z rodziny wielodzietnej. Razem z rodzicami jest nas ośmioro. Mimo to nie narzekam finansowo, bo do biednych nie należeliśmy, tylko teraz o dziwo wszyscy dorośli, a długów tylko więcej. Ale nieważne. Jestem środkowym dzieckiem. Powracające wspomnienie z dzieciństwa to piekielny strach przed ojcem. Moi rodzice podjęli kiedyś decyzję. Mianowicie ojciec zarabia, a mama porzuca pracę i wychowuję. Tak więc moja matka nie pracuję od ponad 30 lat. Dlatego śmieszy mnie, gdy ojciec mówi: nie tak was wychowałem. Kiedy nigdy do tego ręki nie przykładał. Moją matkę podziwiam i jej współczuję. Pamiętam i nadal widzę jak ojciec jej ubliża, umniejsza jej inteligencji tekstami typu: Co Ty K*** wiesz, studiów nawet nie masz, kura domowa jesteś". Dorastałam słuchając i gardząc moim ojcem. Mimo to bojąc się go. Moja mama od dziecka nam, dziewczynom potwarzała: dziewczyny nigdy nie dajcie się zdominowac facetowi, skończcie szkołę, pracujcie. Ogromnie żałuję, że całe jej życie ją ominęło. Mój ojciec raz w życiu wziął ją na wycieczkę za granicę 15 lat temu. Od tamtej pory on jeździ na konferencje, a moja mama nadal "kuruje". Najgorsze, że ona sama nie wierzy, że zasługuje na o wiele więcej. Chcesz jej kupic ładną spódniczkę, ona powie, żeby lepiej dac jej na firany.
Wychowywałam się pod presją "ucz się, bo nie będziesz zarabiac i będziesz nikim". Każdy, kto zna moją rodzinę wie jaki panuję tu materializm. Najczęstsze życzenie? Bogatego zięcia;) Życzy mi, sobie mój ojciec.
Jestem dobrą córką, ba świetną. Mało mają mi do zarzucenia. Nigdy nie paliłam, nie przynosiłam wstydu, nie musieli przeze mnie miec do czynienia z policją czy sądem. Świadectwa zawsze z paskiem, mimo, że przedę mną mieli trójkę dzieci, jako pierwsza dostałam się na studia dzienne na jeden z lepszych uniwersytetów w Polsce. Pamiętam, gdy zdarzało mi się dostac jedynkę, to z szalonym biciem serca chowałąm się w piwnicy póki tata nie przyjdzie z wywiadówki. Tak przez całe nastoletnie życie. Mój ojciec bił matkę i moje starsze rodzeństwo, gdy pojawiła się reszta, czyli ja i młodsi bracia, coś mu się poprzestawiało i zostawił mamę w spokoju. Oczywiście bez przesady, nie była to patologia. Jednak we mnie siedzi do dziś. Na mnie rękę podnosił, nigdy jej na mnie nie zostawił. Jednak pamiętam jak potraktował paskiem moją siostrę tak, że latem musiała chodzic w swetrze przez tydzień. Wybiegła wtedy z domu i długo nie wróciła. Teraz jest najsilniejszą z nas i najbardziej przeciwstawia się rodzicom, nie mieszkając z nami. Czy to jakoś na to wpłynęło? W pewnym stopniu na pewno.
Cierpię na durne schorzenie. Wieczne satysfakcjonowanie moich rodziców, nie siebie. Problem? Całe życie robię o co mnie proszę, ale to wiecznie mało. Myślałam, że po dobrze zdanej maturze i dostaniu się na studia się uwolnię i wyprowadzę. Ale nie. Z nienacka mój brat dostał się na studia na drugi koniec Polski. a więc? nie masz wyboru, musisz dojeżdzac. Tak więc 3 lata wstawałam o 5 rano by móc dotrzec pociągiem na zajęcia wracając niekiedy o 22 do domu. Potrafiłam z tego wyciągnąc stypendium naukowe. Ale i to za mało, bo przecież na trzecim roku zabrakło mi o,1 pkt i je straciłam. Tytuł licencjata uzyskałam z dobrymi wynikami. Mało. Pracuję, opłacam studia magisterskie, nie proszę o ani grosza. Sama daję kiedy potrzebują. Kupuję drogie prezenty. Sprzątam. Nie palę, nie chleję do nieprzytomności, nie przynoszę wstydu. Jedynym rozczarowaniem i wstydem jest to, że jestem lesbijką.  Porozmawiam, wysłucham mamy, gdy potrzebuje. Ale nie waż się mówic, co myślisz. Broń Boże, nie miej racji! Bo Ci j***! jak to mi tatuś dziś czułośc wyraził.
U mnie nigdy nie było słów "kocham Cię", przytulania, wyrozumiałości, rozmawiania o uczuciach. Mimo to w tej znieczulicy posiadłam tyle uczuc. Tego mi chociaż nie odbiorą. Tylko jak ta durna czekam aż ojcu przejdzie przez gardło: jestem z Ciebie dumny, zawsze byłem. Całe życie 5- to za mało . Muszę życ na 6+. Otóż nie, drogi ojcze. Już dawno z tym skończyłam. Wiem po prostu, że moi rodzice zdają sobie sprawę, że nie zmienią swoich dzieci, które sprawiają im najwięcej kłopotów, dlatego lepiej rozładowac napięcie na tych, które są pod ręką. Dlatego też siedzę tu, zamknięta w swoim pokoju, nad nimi, czekam aż opadnie chmura złości i znowu będzie im głupio, że naskoczyli na mnie bezpodstawnie. Bo nigdy nie mówi przepraszam. Po prostu mnie unika.
Bo tak dzieci zaczynają od kochania swoich rodziców, z wiekiem ich osądzają, czasami im wybaczają. Mi do wybaczenia jeszcze daleko. 

wtorek, 16 marca 2010

inspirowany alfabet erotyczny;)


Wiedziona zachętą silnej kobiety zestawiam mój alfabet erotyczny;) Bez przemyślenia, literka i to, co pierwsze przyjdzie mi na myśl. Chyba to najbardziej wyjawi ukryte, a właściwie po prostu moje pragnienia;) Jednak mimo wszystko postaram się nie przejśc w alfabet perwersyjny  czy totalnie nie(erotyczny) i zachowac w nim smak;) postaram się nie powielac:)
Tak więc:

Apetyt.  seksualny oczywiście. Jestem wiecznie głodna. Jeśli to uzależnienie, nie czuję się chora;)
Biodra.  Unoszące się biodra kobiety tuż przed orgazmem działają na mnie jak płachta na byka.
Chemia.  Przeprowadza takie reakcje chemiczne w mojej głowie, że zabija cały rozsądek. Bez niej? Eksperyment zwany związkiem nie może byc w moim przypadku udany.
Dominacja.  Nie oszukujmy się. Świadomie czy nieświadomie walczymy o nią też w łóżku. Choc ja nie walczę, chętnie się jej poddaję, jak i również zamieniam role. 
Erotyczne sny.  Jestem człowiekiem z bardzo bogato śnionym umysłem. Jednej nocy śnię o milionach spraw. Erotyczny sen zawsze się zdarzy. Zawsze z osobą, która gdzieś chowa się w mojej podświadomości.
Fantazje.  Tego ominąc się nie da. Zalewają mnie w najmniej oczekiwanych momentach i torturują. Oj tak, wyobraźnię mam bujną i wiecznie głodną.
punkt. Nie rozumiem o co ten hałas z nim związany. Przecież istnieję i znaleźc go nie trud. Zresztą ja na sobie mam chyba cały alfabet;)
Hmmm  chwila przerwy na zastanowienie ;)
Instynkt.  Rzadko mnie zawodzi, zwłaszcza niestety przy wyczuwaniu zdrady.
Jęki.  Jestem głośna, głosy zza ściany?;)Niech sąsiedzi słyszą, wtedy liczę się tylko ja. Cudny afrodyzjak też, bo uszy mam szalenie czułe.
Kot.  Jeśli mam wybrac zwierzę jakim się staję, to zadziwia mnie jakiej giętkości ciało nabiera pod wpływem podniecenia. Mruczenie? Też dorzucam. Choc pierwsze słowo jak mi przyszło to, to niecenzuralne;)
Lizanie.  jak na kota przystało, lubię;) Jednak bez pełnych, gorących, miękkich ust nie dawałoby nieziemskiego efektu.
Łakomstwo.  No nie może wyjśc z głowy:) Samo brzmienie jest łakome i zachęcające. Brac, brac, brac. Nie przestawac.
Miłośc.  Najważniejsza wartośc w moim życiu. Nie wiem czy potrafiłabym oddzielic seks od miłości, choc nie raz się o to ocierało, zawsze zatrzymuje mnie moja wiara w miłośc.
Namiętnośc.  Lubie, gdy człowiek zapomina siebie, zaskakuje sam siebie, gdy podda się swoim pierwotnym instynktom.
Orgazm.  Bez niego nie powstawałby ten alfabet, bo, gdy zaznałam go, poznałam każdą inną literkę. 
Przekleństwa.  Wydobywają się z moich ust. Oj tak. Początkowo mogą oburzac, potem już tylko pobudzają. 
Ramiona.  Gdy nimi ją obejmuję lub ona mnie czuję, że trzymam w nich cały świat i szczęście. Dają poczucie bezpieczeństwa. Pozorne lub nie. Na mnie działają.
Szept.  Nie tylko krzyk, ale i szept pobudzają końcówki moich nerwów.
Taniec.  zmysłów. ciała. Nie będę tu skromna. Umiem nim uwodzic do perfekcji i chętnie tę umiejętnośc wykorzystuję. Sama przyciąga też mój wzrok.
Uda.  Gdy się na mnie naciskają? Działają podobnie jak biodra. Patrz wyżej;)
Wicie.  się. Bo kto nie lubi kogoś nad sobą, kto rusza się zmysłowo patrząc Ci w oczy prowokując celowo?
Zapach.  Jeden z ważniejszych składników uwodzenia. Przyciąga mnie, jak i innych. Dlatego przykuwam do niego ogromną wagę.


P.S. a propos tańca;) :

http://www.youtube.com/watch?v=SpSewjzPAK0
Można by tu dodawac, zmieniac, burza mózgów. Pragnień. Zostańmy jednak przy pierwszych myślach. 

poniedziałek, 15 marca 2010

The L Word.


Jak niegdyś napisał w jednej z moich ulubionych książek Oscar Wilde:

"The books that the world calls immoral are books that show the world its own shame"

W wolnym tłumaczeniu: "książki , które świat nazywa niemoralnymi, to książki, które pokazują światu jego własny wstyd".


Szukając weny do pracy magisterskiej czytam właśnie trylogię D.H. Lawrence'a. "The Rainbow", "Zakochane Kobiety" i "Kochanek Lady Chaterrley". Jestem na "The Rainbow". Kto się nie orientuję książka ta była zakazana w 1905 roku za zbyt żywe i bezpośrednie opisy scen seksu. Tak samo jak cała reszta jego książek. Jak to wiki ładnie ujmuje;) "krytycy uważają go za mistrza w opisywaniu przeżyć emocjonalnych, od narodzenia uczucia do jego fizycznego spełnienia i kulminacyjnego duchowego zespolenia. Jego powieść Kochanek Lady Chatterley przedstawia jeden z pierwszych w europejskiej literaturze nowożytnej opis doznań kobiety w czasie współżycia z mężczyzną i wspólny orgazm." Do tego biseksualista;) I powiem Wam, mają rację. Mam nadzieję, że polskie tłumaczenie jego książek oddają to napięcie jakie buduje pomiędzy kochankami w języku angielskim. Chciałabym tu właśnie przytoczyc fragment:

"This was what their love had become, a sensuality violent and extreme as death. They had no tenderness of love. It was all the lust and the infinite, maddening intoxication of the senses, a passion of death. [...]

Shame, what was it? It was part of extreme delight. It was that part of delight of  which man is usually afraid. Why afraid? The secret, shameful things are most terribly beautiful"


Słowo na "L"? Lust. Pożadanie. Intoxication of senses. upojenie, zatrucie zmysłów. Ekstremalne jak śmierc. Seks bohaterów tej książki, którzy są bardzo burzliwą parą, staję się właśnie taki. Jednak odnajdują w nim niebywałą satysfakcję. Wstyd staję się dla nich źródłem rozkoszy. Wstyd, którego człowiek się boi przezwyciężyc, ponieważ jak Lawrence to świetnie ujmuję rzeczy tajemnicze i wstydliwe są przerażająco piękne. Co ważniejsze pozwala im to odkryc w sobie nowe ja i pozwala się zmienic na innych płaszczyznach życia. Sexual liberation, it is.

I tak siedzę i myślę ile par boi się przełamac barierę wstydu i pokazac swoją prawdziwą naturę. Fantazje nie muszą pozstawac tylko fantazjami. Jak plany, są po to by je spełniac i ja jestem tego ogromną zwolenniczką;).  Dobrze, że istnieją blogi takie jak "silnej-kobiety", które pokazują mi, że są ludzie o zbliżonym "alfabecie erotycznym" co ja, bez względu na orientację;). 

Bo The L Word to też nazwa serialu ukazującego życie lesbijek w LA. Bo, o zgrozo, z wielu filmów jakich powstało o miłości homoseksualnej ten chyba najrealniej ukazuje seks między kobietami. Nie tylko grzeczniusi, słodziusi i pełen miłości. Ale i pełen kompletnego zatracenia zmysłów.
Simply,
Lust;)

"Nothing can cure the soul but the senses, just as nothing can cure the senses but the soul"

http://www.youtube.com/watch?v=zd3lhAPzQnY


by nie zarzucic sceną z samym seksem, których w tym serialu dużo;) Jedna ze scen, gdy była para, będąc już z kimś innym, wraca do tego, co było. Swego czasu scena ta wydawała mi się bardzo intensywna i przypominająca mój związek, rozstania i  powroty z Asią. Pocałunki powrotne, gdy już nie byłyśmy razem wydawały się bombą wybuchową. Ale siła rażenia opadała szybko, gdy wdzierała się rzeczywistośc.

sobota, 13 marca 2010

Zanim zacznę znów się nad sobą użalac pomyślę o cwierkającej Elizabeth Taylor.

W dzisiejszych Wysokich Obcasach czytamy : "W jej życiu jak w największej hollywoodzkiej produkcji wszystko było gigantyczne: kariera, pieniądze, miłość, rozpacz, upadek i gniew. Pochowała czterech mężów. Przeszła kilka odwyków. Przeżyła śmierć kliniczną, dwie próby samobójcze i ponad 40 poważnych operacji. Od lat porusza się na wózku. I pisze na twitterze". To tylko fragment artykułu poświęconego Elizabeth Taylor w dzisiejszych Wysokich Obcasach. Każdy oczywiście się orientuję kim Taylor jest. Aktorką, skandalistką, Kleopatrą i Kotką na gorącym blaszanym dachu. Słyszysz Taylor, Monroe czy Dean i widzisz aktor. Zapominasz, że to człowiek. I życie Taylor do łatwych nie należało i nie należy. Pomijając to, co nadmieniono wyżej, Taylor podczas kręcenia Kleopatry i romansie z Richardem Butlerem żyła w czasach, gdy słowo kochanek, romans i rozwód piętnowały. Czasy przed rewolucją seksualną. Wyzywanie od dziwki, zdziry itp. Może to, co się zmieniło w dzisiejszych czasach to fakt iż rozwody stały się coraz bardziej powszechne. To, co pozostaje takie same, to fakt iż to kobieta jest tą złą, kochanką, zdzirą, a nie ten zdradzający mąż. Ale nie o tym chciałam. Mianowicie wielu, gdy napada mnie samoużalanie i samodestrukcja używa argumentu "inni mają gorzej". Ten argument nigdy u mnie nie działa. Bo w chwili, gdy spadamy w dół nie obchodzi nas nikt i nic prócz własnego spadania. Jakkolwiek egoistycznie to brzmi. W d*** mam wtedy nieszczęścia innych, bo one nie odpędzą moich własnych. Jednak dziś przeczytałam artykuł o Elizabeth Taylor  i o tym jak spokojnie z wózka inwalidzkiego z psem na kolanach cwierka na Twitterze mając 78 lat, że jeszcze nigdzie się stąd nie wybiera . Więc następnym razem może jak dopadnie mnie samoużalanie, pomyślę o cwięrkającej Elizabeth Taylor. 

piątek, 12 marca 2010

bo przecież, gdy siebie nam brak, to brak nam wszystkiego...

Wyżej zamieszczono słowa "moje zapiski nieuczesane". Stwierdziłam, że ich nie zmienię, bo jakkkolwiek banalnie to brzmi to właśnie takie są moje myśli. Wyłaniają się z nieznanych mi ciemnych zakamarków mojego umysłu, mojego ja, którego nadal nie mogę do końca poznac i okiełznac. Moje ja, z którym nie potrafię się zaprzyjaźnic. Nie zawsze potrafię zaakceptowac. Ja, które zradza myśli dla innych czasem przesadne, bezcelowe. Dla mnie jednak są całym sensem mojego istnienia. Bez moich myśli nie czuję się sobą. Czuję, że zatracam siebie w oczekiwaniach innych. To czego mi brakuję ostatnimi czasy to bycia sobą. Świat poza mną wydaję się byc przypadkiem, a ludzie w nim żyjący ciężarami, które nie chcą wyjśc z mojej głowy. Co się stało z ludźmi? Dlaczego wszędzie doszukujemy się noża, który w każdej chwili ktoś nam może wbic w plecy? "Wsparcie" jest już tylko pojęciem, słowem, które wyszło z użycia. Czemu pomoc przychodzi w postaci złośliwej, wytykającej błędy, zamiast poparcia naszych myśli i zapewnienia, że nie są one złe. Żyjemy w świecie ciągłego strachu i odliczania. Jedno goni drugie. Moje życie składa się z odliczania. Przed snem odliczam czas, który przeznaczę na sen. Czy to wystarczy by się wyspac? Gdy wstaję liczę minuty, by nie spóźnic się do pracy. Gdy jestem w pracy odliczam czas do jej zakończenia. Gdy wracam sprawdzam czy mam czas i prawo do chwili drzemki przed dalszą pracą. Gdy przychodzi wieczór staram się wygospodarowac czas dla siebie. Na siebie. Bo, gdy brak nam siebie to przecież brak nam wszystkiego. Siebie odnajduję w swoich zainteresowaniach i pasjach. Są nimi filmy, muzyka i pisanie. Odliczamy czas, liczymy pieniądze i z obawami patrzymy w przyszłośc. Tak mi się przynajmniej wydawało. Jestem chodzącą obawą, która zagraca swój umysł przeróżnymi zmartwieniami zwłaszcza przed snem, by pozbawic się kolejnych godzin snu. O czym myślę? O wszystkim i to wszystko będę tu spisywac. Kim jestem? To pytanie bez odpowiedzi, nie znam nikogo, kto potrafił by na nie bez wahania odpowiedziec. Potraficie? Ja nie. Mogę zacząc od powiedzenia, jestem nauczycielką, jestem lesbijką, co za tym idzie mistrzynią kamuflażu, pasjonatką i więźniem własnych myśli, wad i obaw. Ale walczę z tym. Walczę ze sobą, by nie obudzic się pewnego dnia i nie miec na kogo spojrzec, o kim pomyślec i nie znajdywac w niczym sensu, bo przez moje użalanie się nad sobą i światem odepchnę wszystkich, których kocham. Bo tak, bywam męcząca. Prawdziwym wyzwaniem i wyczerpaniem jest kochanie mnie. Dlatego ja czasem nie kocham siebie. Więc tak, będą to myśli kolejnej zakompleksionej kobiety, realistki z przebłyskami optymizmu i skrajnymi atakami pesymizmu. Witajcie.