piątek, 11 listopada 2011

Czy usłyszę kiedyś słowo: mamo ?


Są chwile kiedy obezwładnia mnie wszechogarniający, paniczny strach, że nigdy nie będę matką. W takich momentach oczy samoistnie wypełniają się po brzegi łzami, spływają po policzkach i lądują na pustych kolanach, na których nigdy nie przytulę, nie ukołyszę do snu swojego dziecka. To momenty,  gdy na przykład oglądam jakiś film poruszający temat relacji córka-matka. Kiedy obserwuję trudy wychowania dookoła. W swojej pracy, gdy widzę wdzięczność dzieci wobec rodziców z okazji dnia matki czy ojca. Ich ciągłe opowieści, obserwowanie jak rosną, rozwijają się, zmienia się ich postrzeganie świata, dojrzałość i poglądy. Widzę jak kształtują się ich charaktery i będąc nauczycielem mogę mieć jedynie namiastkę roli rodziciela-wychowawcy. Nie chcę by za parę lat patrzono na mnie jak na tą zdziwaczałą nauczycielkę-starą pannę bezdzietną, która mieszka z kotami i zabija czas piekąc placki. Widzę jak z podekscytowaniem dzieci witają rodziców po lekcjach i opowiadają im wydarzenia z dnia. Jednak ja nie jestem osobą, która chce dziecka póki jest małe, słodkie  i niewinne, bo potem dorasta i przestaje Cię doceniać i postrzegać jako autorytet. Ostatnio na spotkaniu kadry i rodziców z panią psycholog przypomniała mi ona prostą prawidłowość. Otóż jako rodzic trzeba nieustannie uważać na to, co się do dziecka mówi, w jaki sposób odnosimy się do jego ciała, jego osiągnięć. Musimy uważać na to jak sami odnosimy się do swoich partnerów, mężów, żon, ponieważ dziecko jest najbystrzejszym i najbardziej uważnym obserwatorem i największą wiedzę czerpię z tego co widzi w domu. Więc to w jaki sposób odnoszono się do nas i do innych w dzieciństwie kształtuje nasze postrzeganie mężczyzn, kobiet, wzajemnych relacji jak i nas samych.  W końcu nie bez powodu, każdy, kto korzysta z pomocy psychologa, spotkania zaczyna od wracania do dzieciństwa. Więc ja słyszałam też ostatnio, że żyjemy w świecie, w którym matki niewystarczająco kochają swoje dzieci. Niedbałe, złe matki. Ale matka też jest dzieckiem. Ja nie chciałabym doprowadzić do tego, by moje dziecko musiałoby czekać całe życie na to, bym stała się dla niego/niej matką, która zawsze chciał/a żebym była. Tak jak ja… Chciałabym ukształtować zdrowe postrzeganie ludzi i świata u mojego dziecka. Nie doprowadziłabym do tego, że patrzyłoby w lustro i siebie nienawidziło za każdym razem, gdy zawiedzie czyjeś oczekiwania, a przede wszystkim zawiedzie siebie. Nie uchroniłabym go/jej przed pierwszym złamanym sercem, rozczarowaniami, ale byłabym przy nim/niej, gdyby świat im się zawalił. Nie jako kumpel, bo gdy rodzic staje się dla dziecka kumplem, to dziecko staję się półsierotą. Byłabym ostoją, silną belką, której może się schwytać, gdy spada w przepaść smutku, samotności i rozczarowań. Moje dziecko wiedziałoby, że mogłoby ze mną porozmawiać kiedy czułoby taką potrzebę, i mogłoby ze mną posiedzieć w milczeniu, gdyby i tego wymagała jego/jej sytuacja czy humor. Wiem, że matki mi powiedzą, że mogę sobie tak obiecywać, postanawiać jaka będę bądź nie będę jako matka, bo nic mnie nie jest w stanie na to przygotować. Jednak jestem skora podjąć to wyzwanie bycia matką.
W niektóre dni czuję się jakby cały świat sprzymierzył się przeciwko mnie, a wszyscy dookoła wydają się być tacy złośliwi i nieuprzejmi. Czasami aż goreję z nienawiści. W takie dni też bywam złośliwa. Nie chcę nienawidzić, chcę być dobra i zarażać tą dobrocią innych. Usłyszałam ostatnio, że jeśli skupimy się, uspokoimy i rozglądając się dookoła na ludzi zaczniemy na nich patrzeć jakby kiedyś byli naszymi matkami, to serce nam zmięknie. Ta pomarszczona w autobusie kobieta, której twarz rysuje ciężkie życie, była moją matką, która tuliła mnie, gdy byłam smutna. Ta kobieta z bluetooth’em w uchu wyglądająca na wiecznie zajętą była matką, która tak wiele dla mnie poświęciła. I tu jest i tam jest, otacza mnie z każdej strony. Ostatnio martwię się o swoją matkę, widzę jak życie z niej uchodzi, ochota do życia, zdrowie. Codziennie narzeka na zdrowie, przelewa na mnie swoje zmartwienia, ale potem powtarzam sobie, że ona też jest dzieckiem. Więc koniec z oczekiwaniem na to byś była idealną matką. Będę cierpliwa. Będę troskliwa. Będę matką, którą zawsze chciałam, żebyś była.
Wydaje się nam, że prawdziwa miłość to jedyna rzecz, która może zmiażdżyć Ci serce, że jest rzeczą, która pochłonie całe Twoje życie i nada mu blask albo je zniszczy…i nagle…zostajesz matką. Matką prawdziwą, matką dla ucznia, dla przyjaciela. Matką dla własnej matki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz