czwartek, 28 lutego 2013

Lekcja tolerancji dla rodziców.


Odpowiedź do akcji rozpoczętej właśnie przez KPH

Pamiętacie ten dzień? Kiedy uświadomiliście sobie, że nie spełnicie oczekiwań rodziców, bo kochacie tą samą płeć? Każdemu homoseksualiście zadaje się szereg tych samych pytań:

„Kiedy sobie uświadomiłaś, że jesteś lesbijką?”

„Czy Twoi rodzice, rodzina wie?”

„Czy byłaś kiedyś z mężczyzną?”

Moja historia jest całkiem prosta i nie raz już ją opowiadałam. Gdy sięgnę pamięcią wstecz patrząc okiem osoby dorosłej, która dziś potrafi zinterpretować i zidentyfikować szereg uczuć z przeszłości, to wchodząc do zerówki już wiedziałam kogo lubię i kto podoba mi się bardziej. I do dziś pozostaję temu, że tak powiem „wierna”. Nie czułam potrzeby „sprawdzania” czy czasami nie wolę mężczyzn, bo nigdy nie czułam się źle z tym, co czuję. Nie należałam do grupy młodzieży, która nie przesypiała nocy i miała myśli samobójcze, bo czuła się nienormalnie ze swoimi pragnieniami. Choć wychowałam się w rodzinie arcy anty-homoseksualnej, to nie zmieniło to moich upodobań i nie popchnęło ani razu w ramiona mężczyzny. Myślę, że to dziś bardzo pomogło moim rodzicom zrozumieć, że to nie bunt, bo ile lat można się buntować?;) Nie mydliłam oczu nigdy, nie sprowadzałam chłopaków do domu, żeby się „wybielić”, bo jeśli choć przez chwilę pokazałabym, że czuję się źle z tym kim jestem, to rodzice też dalej by wierzyli w to, że to, co czuję jest chore. Lata szkoły średniej były trudne, rodzeństwo mi nie ułatwiało trując życie i wykorzystując moją orientację jako as w rękawie do szantażu. Oczywiście nie wszyscy, bo ta siostra, która wiedziała o mnie i akceptowała, chciała pomóc, ale wiedziała, że procesu akceptacji rodziców nie da się przyspieszyć, więc nie mam jej niczego za złe. Miałam wiele żalu i ciągle gdzieś się będzie tlił do rodzeństwa, które nie było nic lepsze od polityków zasiadających w rządzie, kiedy powinno mnie kochać bezwarunkowo.

Wszyscy pragniemy gdzieś przynależeć, być akceptowanymi. Cała ta aktywna część społeczeństwa homoseksualnego, która się ujawniła, a rodzina ich odrzuciła może mówić, że nie potrzebuje ich do szczęścia. Może chodzić na wszystkie manifestacje i walczyć o swoje prawa, ale zawsze będzie brakowało im tego najważniejszego - bezwarunkowej miłości i akceptacji rodziców. To nasza pierwotna potrzeba, nie da się od niej uciec. Możemy albo wkładać całe serce i wysiłek w przekonanie do siebie społeczeństwa bądź rodziców. Ja jako priorytet ustawiłam sobie to drugie. Zmieniać świat lokalnie. Otwierać ludzi lokalnie. Okres ukrywanych spotkań z ukochaną osobą był wykańczający nerwowo, aż w końcu dorosłam do momentu, w którym ukrywać się przestałam, a wtedy i rodzina zmęczyła się ciągłym karceniem i krytycznym spojrzeniem. Oficjalne zdanie „jestem lesbijką” nigdy nie wyszło z moich ust przed rodzicami. Żadne z nas nie ma tak otwartych kontaktów by kiedykolwiek w domu rozmawiać o swoim życiu miłosnym. Po prostu pewnego dnia zaczynamy zapraszać do domu tę samą osobę coraz częściej aż każdy się do niej przyzwyczaja.  To się tyczy i mnie i moich braci czy sióstr. Myślę, że przyszedł dzień, w którym wszyscy pojęli, że skoro moje rodzeństwo nie musi deklarować „jestem heteroseksualny/a”, to i ja nie muszę obwieszczać im „jestem lesbijką”. Źródłem informacji o mnie dla mojej mamy jest moja siostra, bo my o tym nigdy nie rozmawiamy. Od siostry wiem, że mama chciałaby, żebym to w końcu oficjalnie powiedziała, bo to takie głupie, że to wisi w powietrzu nie powiedziane. Miłe to usłyszeć, a jednak ciągle ciężkie do przełknięcia, bo trudno wykrzesać z siebie tą rozmowę, gdy tak długi czas to w moim domu krytykowano.

Obecna akcja Kampanii Przeciw Homofobii skupia się na pozornie bardzo prostych trzech zdaniach, o których usłyszeniu tak naprawdę marzy każda lesbijka i każdy gej. Mnie trafiły prosto w serce i mam nadzieję, że trafią jeszcze do wielu innych osób z choć minimalnie otwartym sercem i umysłem czy to w drodze do pracy czy do domu. Takie plakaty powinny zawisnąć wszędzie, w szpitalach, szkołach również. W końcu nigdy nie wiadomo, kto patrzy i akurat się może zastanowi i trochę poczuje się w skórze osoby takiej jak ja? Empatia to silne uczucie, ma ogromną moc, ilu Polaków ją posiada? Ciągle wierzę, że wielu.

Czy moi rodzice kiedyś powiedzą „Moja córka nauczyła mnie jak ważne być sobą”, „Córka nauczyła nas mówić otwarcie”, „moja córka nauczyła mnie odwagi” ?  Nawet jeśli tylko pomyślą, to mi starczy, a jeśli pomyśli jakaś część społeczeństwa, to będzie ogromny sukces.

Może nie powinnam przytaczać tej krótkiej rozmowy z moją mamą, ale podsumowuje temat idealnie i nasze relacje. Moja mama nie jest ślepa, więc zauważyła, że moja dziewczyna się już nie pojawia. Zawsze po informacje szła do siostry i to ją pytała, co się stało. Tym razem mnie zaskoczyła. 

Piłam herbatę po pracy siedząc w kuchni przy stole i nagle zapytała:

„Ta się na Ciebie obraziła?” („obraziła” miało wyrażać rozstanie, bo nie nazywamy rzeczy po imieniu;).

Odparłam, że tak.

Na co moja mama pod nosem: „głupia p***da” J

Parsknęłam śmiechem i oplułam się herbatą. Bo tak „chroni” mnie moja mama.
Jak myślicie, nauczyłam Ją czegoś?

sobota, 23 lutego 2013

Nowa moda na zimę!:)




Tym kawałkiem zarządzam wiosnę! Gdy go słyszę w moim sercu wiosna już zakwitła. Ćwierkają pierwsze ptaki, puszczają pierwsze pąki, rzeczywistość nabiera kolorów. Zima mi nie straszna w żadnym wypadku. Mając takie dźwięki w uszach spacerując wczoraj i dziś zima stała się wielowymiarowa, a śnieg urzeka swoim blaskiem jak wysokiej jakości srebro. Mroźny wiatr tylko wyostrza zmysły, niepewne śnieżne podłoże przypomina o tym by iść pewnie przed siebie, to nie upadnę, oj nie:)
Jak cudownie sobie przypomnieć jak to jest uśmiechać się do samego siebie, uśmiechać się sercem. Moda na tę zimę to ubierać się w uśmiech i pewność siebie! Jakie to zabawne i przyjemne tyle razy w ostatnim tygodniu usłyszeć komplementów, od starych znajomych, znajomych z pracy czy dziś - sąsiadki, która wymijając mnie obróciła się krzycząc "jaka z Ciebie kobieta wyrosła, nie poznałam Cię!" :) Nie macie czasami wrażenia, że każda sąsiadka z Waszej ulicy to jak Wasze druga mama? Dla mnie to była jedna z nich, a wypowiadając to zdanie nie miała pojęcia jak mi umila i tak już dobry poranek:)
Jak budujące widzieć, że ludzie też widzą mnie w inny sposób, widzą ten uśmiech chowany w sercu. Naprawdę, pewność siebie i zadowolenie z samego siebie to najlepsze ubrania jakie można na siebie włożyć wychodząc gdziekolwiek. Po co ja je tak długo w tej szafie trzymałam?:) Nie popadamy tu w narcyzm, oj nie:) Zwyczajny optymizm, wcielanie swoich postanowień w życie. Pamiętacie jak mówiłam, że wrócę do siebie, wrócę do bycia kimś od kogo nikt już więcej nie ucieknie, bo rozum mu tak podpowiada.
Dawno nie byłam tak konsekwentna i to zdecydowanie w moim życiu procentuje.
Pracuję więcej, ruszam się więcej, wychodzę więcej, złoszczę się mniej. Taki prosty przepis!
Czuję, że jestem zmianą, którą chcę widzieć w ludziach i innych to inspiruje, a to największy dar jaki można sobie sprawić.
Wyszłam dziś na zakupy licząc, że wrócę z jakąś dodatkową sztuką seksownej odzieży, ale takowe ubrania chyba się chwilowo na weekend z mojego miasta wyprowadziły, bo nic mi się nie podobało. Nie dzisiejszej mi:) Dlatego postanowiłam zainwestować inaczej w ciało i nadrobiłam kosmetykami. Uczta dla ciała, to też uczta dla duszy:)
Zamarynowałam mięso na przepyszną obiado-kolację tak, że wszystkim w domu już ślinka cieknie, a siostra specjalnie zostaje dłużej by móc skosztować tych dobroci.
Czego więcej mi dziś trzeba? :)

 Łapcie! Polędwiczki w sosie miodowo-musztardowym podane na rukoli :)

środa, 20 lutego 2013

Uszorgazmiczne inspiracje w wannie.



Zanim przeczytacie - koniecznie głośniki włączone proszę miec:)

Dziś środing jak wiecie, zatem dzień bez korepetycji tylko dla mnie, zatem zalałam wannę, zapaliłam świece, nalałam czerwonego wytrawnego wina i przepadłam...Słuchając chilli zet przypomniałam sobie o tej uszorgazmicznej piosence i przepadłam.

 W świat ciała, pożądania i zmysłowości. Każdy powinien znaleźć czas na długą kąpiel, a nie tylko szybki prysznic. Po kąpieli czuję się najlepiej ze sobą. Macie podobnie? O kobiecym ciele w kąpieli mogłabym pisać referaty. Nie bez powodu tak wiele scen w filmach, książkach, reklamach poświęca się scenom pod prysznicem czy w wannie. Nawilżona kobieca skóra, ściekające krople po najseksowniejszych wypukłych miejscach ciała nakreślają najlepsze kształty i budzą wyobraźnię do działania. Czuję się wtedy jak nieodkryty ląd, rzeźba najwyższej klasy, bo woda na naszym ciele podkreśla każdą część ciała. Biodra, plecy, brzuch, piersi…

 Po takiej kąpieli człowiek nie tylko czuję się świeżo fizycznie, ale i psychicznie, oczyszczając wszystkie brudy i zmartwienia poprzedniego dnia. Nigdy z wanny nie wychodzę prędko, nigdy nie leżę w niej biernie, bacznie obserwuję, śledzę, podziwiam i się napawam. Ruchy dłoni rytmicznie dopasowuję do prędkości i rytmiki muzyki w tle. Dlatego wsłuchajcie się uważnie, namiętnie w piosenkę „Slow Dancing in the burning room”. Bo ja wtedy powoli płonę we własnym pożądaniu. Moja dłoń przeciąga się leniwie w wolniejszych partiach piosenki by szarpnąć mocniej przy ostrzejszym brzmieniu gitary. Najważniejsza jest świadomość swoich atutów, ja dobrze wiem, jakie mam i w wannie sobie o nich tylko przypominam, koduję i będę odtwarzać pewnie jeszcze nie raz. Zawsze, gdy biorę kąpiel i kocham się z kimś w uszach słyszę muzykę nawet jeśli nie ma jej w głośnikach. Najlepsze piosenki układają nasze oddechy, jęki, słowa wyszeptane gorącą nocą do ucha partnerki. Nie wstyd mi powiedzieć głośno, że dziś tej muzyki pragnę.

 Wychodzenie z wanny również nie jest szybkie, jest procesem analitycznym i wnikliwym. Oglądam swoje ciało w lustrze. Nigdy nie wycieram się ręcznikiem od razu, bo nic tak nie ubiera ciała jak nagi blask świec i wilgotności...

 Ubrania czasami są tak zbędne, zakrywają kompleksy, których nie powinnyśmy mieć, bo nagość to perfekcjonizm w czystej postaci. Trudno nie prześledzić dłonią swojego ciała przypominając często zapominany fakt: Jesteś piękna, jesteś seksowna, jesteś atrakcyjna, jesteś pociągająca.

Wtedy nawet nie myślę, że szkoda, że nikt tego nie dziwi, zaspokajam samą siebie. Bo wiem, że pewnego dnia ktoś to zobaczy, a jak zobaczy to straci zmysły choć na chwilę i będzie się ze mną kochać przy tej piosence całą noc.

 Więc dziś dedykuję ją wszystkim odczuwającym zmysłami równie intensywnie jak ja;>

wtorek, 19 lutego 2013

Kącik porad po rozstaniu;)


Choć każdy z nas jest na swój sposób wyjątkowy, niepowtarzalny, to każdy człowiek regeneruje się w podobny sposób po traumatycznych przeżyciach. Psychologia wymienia kilka etapów rozstania. Mogą być bardziej ogólnikowe bądź bardziej szczegółowe, ale kto twierdzi, że choć przez chwilę ich nie odczuł, przeczy własnej naturze.

Dla „świeżynek” odczucia po utracie kogoś bliskiego będą o wiele bardziej intensywne i ostre niż dla„weterana” z setką już zabliźnionych ran.

Etap I – Szok wymieszany ze zrzucaniem winy. Uzbrajamy się w mechanizm obronny, który każe nam szukać winy wyłącznie w drugiej stronie. Rozgoryczenie jest tak silne, że wbrew zdrowemu rozsądkowi i poczuciu własnej wartości piszemy do tej osoby w złości. „Jak mogłeś/aś mi to zrobić?!”, „Co takiego zrobiłam źle?!”, „Jest ktoś inny, prawda?”. Milkniemy dopiero, gdy dostajemy w twarz smsami i telefonami bez odpowiedzi.

Ten etap zawiera również element wyparcia. Nie potrafimy przyjąć do wiadomości, że to już koniec, że telefon od tej pory będzie milczał, druga połowa łóżka będzie pusta, nie poczujemy ciepłego oddechu drugiej osoby na swojej skórze. Przyswojenie tego jest tak bolesne, że pocieszamy się, że ten ktoś wróci, zadzwoni jeszcze z przeprosinami. Twoją nadzieję podtrzymują na dodatek znajomi, którzy razem z Tobą przechodzą fazę szoku i nie wierzą, że to już ostateczny koniec. Ale nie zaprzeczajmy faktom, bo to jak niepotrzebne szarpanie ran i jeszcze wda się zakażenie i gangrena gotowa. Karmienie się iluzjami tylko opóźnienie wszystkie następne fazy. Ten etap jest najtrudniejszy, bo czujemy się jak rozjechany czołg. Trudno zwlec się rano z łóżka po nieprzespanej nocy, kiedy to rozmyślaliśmy jak naprawić, to co złamane, ciągle przewijając w głowie pytanie „Dlaczego?” jak zdartą i nudną już płytę.

Etap II – to obwinianie siebie, zwątpienie i spadek poczucia własnej wartości. Pojawia się również wstyd, boisz się, co ludzie pomyślą, bo skoro ktoś mnie znów zostawił to znaczy, że coś ze mną nie tak. Wielu z nas się izoluje. Ten etap najbardziej rozmija się z prawdą, ponieważ wina nigdy nie spada na wyłącznie jedną osobę, co za tym idzie, nie możemy zatem zwątpić w swoje zalety i przez to zaniżać własne poczucie wartości i się izolować od ludzi, którzy kochali nas zawsze takimi, jakimi byliśmy.

Etap III – to powolne powstanie po upadku. Pojmujemy, że musieliśmy sięgnąć dna, żeby się od niego z impetem odbić i nie ma w tym żadnego wstydu. Stajemy się ludźmi czyni. Stroimy się, odświeżamy garderobę, patrzymy w lustro odbudowując zmiażdżone „ja”. Przypominamy sobie swoje zalety i chcemy je znów eksponować. Powoli zaczynamy snuć nowe plany.

Etap IV – Odczuwanie pustki. Po powolnym powstaniu wyciszamy się znów na chwilę. Powracają sentymenty. Z utęsknieniem wspominamy dotyk i ciepło, których nagle nam zaczyna bezustannie brakować. Co dopiero znów uświadomiliśmy sobie ile jesteśmy warci i jacy jesteśmy atrakcyjni, ale spoglądając w lustro, serce zalewa się smutek i pustka, którą pragniemy kimś wypełnić. Żałujemy, że nikt nie widzi, nie docenia i nie dotyka tej silniejszej wersji nas samych. Częsty błąd tutaj polega na tym, że chcemy tą pustkę wypełnić i już kogoś szukamy, a wcale nie jesteśmy na to do końca gotowi.

Etap V – akceptacja, oswajanie rzeczywistości, odbudowa, zrozumienie i współczucie. To czas na rozsądne podsumowania, wysuwanie wniosków na przyszłość. To czas na powrót marzeń i nadziei. Zaczynamy rozumieć, że coś, co kiedyś wydawało nam się najważniejsze w życiu, teraz jest jedynie jego kolejnym epizodem. Dawno zdjęliśmy już szwy, nie pieką, nie swędzą. Czasem spojrzymy na bliznę, muśniemy ją palcem i uśmiechniemy się do samych siebie – przeżyłam.

Wielu z Was troszczy się i pyta jak się czuję i czy daję radę. Przechodzicie te fazy jakby ze mną. Jedni dalej wierzycie, inni każą mi pójść na przód, dbacie o to by nie spadła mi samoocena. Zaskakujecie dobrym słowem, wsparciem i pomysłami na poprawienie nastroju. Zabawne jest jednak to, że gdy mówiłam, że mi źle, to otrzymywałam współczucie, a gdy mówię, że mi lepiej, to dostaję niedowierzanie i zarzuty o udawanie.

Wiecie dlaczego nie zalewam się już rozpaczą? Dlaczego w ogóle nie izoluję, co często miało miejsce? Bo jestem tym weteranem. Ja znam te fazy od najgłębszej podszewki. Przechodziłam, gdy umierał ktoś mi najdroższy, gdy zdradzał przyjaciel i opuszczała ukochana.

Samoświadomość jest teraz moją największą ostoją, bronią, wsparciem i źródłem atrakcyjności. Nic tak nie odpycha jak kobieta silna, a szlochająca w kącie za tą, której już nie ma. Ja na pewno już tą dziewczynką nie jestem. Pewnie, przyjdzie jeszcze faza pustki, tęsknoty za dotykiem, ale to będzie tylko faza. Przejdzie jak każda poprzednia.

Dlaczego te fazy tak szybko przemijają? Oprócz tego, że ja już je znam? Bo tak naprawdę rozstałyśmy się dawno temu. Uświadomienie sobie tego i przyjęcie do wiadomości, to pomocny krok. Rozstanie nigdy nie następuje nagle. Jest to suma wielu czynników. Wszyscy ignorujemy ciszę przed burzą. Straciłyśmy siebie parę miesięcy temu, trudno było do siebie wrócić. Dlatego ta faza szoku i wyparcia minęła dosyć prędko.
Zaskakuję Was, że mam już tyle rozsądnych podsumowań. Pamiętacie, co sobie życzyłam na urodziny? Chciałam być zmianą , jaką chcę widzieć w ludziach i to zmianą widoczną i właśnie to wcielam w życie. To, że życie uczuciowe mi się posypało, nie znaczy, że zawiesiłam zmiany toczące się w sobie i że zaprzestałam szukania w sobie siły i optymizmu, które gdzieś zostawiłam przy drodze w rowie.

Jestem teraz wolna, nie w sensie bycia singlem, ale uwolniłam siebie. Często się mówi, że człowiek po rozstaniu zachowuje się jak spuszczony ze smyczy. Przeciwieństwo izolacji. Ja zostałam spuszczona, ale z łańcuchów obojętności i tłamszenia w sobie cech, które najbardziej lubiłam. Dawno się do siebie tyle nie uśmiechałam, do własnych myśli, do lustra, do tego, kim się znów staję i jak się zmieniam. Muzyka w aucie cieszy jak nigdy, nawet dzieciaki na lekcjach widzą, że mam większą cierpliwość, mniej się złoszczę, nie unoszę się tyle na nich, mam większe zrozumienie.

I to ogromny prezent dla mnie, ogromne zrozumienie, dla siebie, innych, nawet dla Niej.

Cytując film „Służące” : You is smart, You is kind, You is important”. Bo co jeśli ja jestem teraz najlepszą I najsilniejszą wersją siebie I nie mam zamiaru jej oddać, wymienić ani cofnąć. Naprawdę czuję, że jestem, widzicie?

piątek, 15 lutego 2013

Komplementuj, nie obrażaj!


Jak to z nami jest, z ludźmi, że częściej i łatwiej przez gardło przejdzie nam kłamstwo, oszczerstwo, obelga niż komplement? To jak bardzo niezdrowa dieta. Wiemy, że tłuste jedzenie, palenie i picie szkodzi naszemu organizmowi, ale i tak ich zażywamy. Tak samo jest z każdą uszczypliwością jaka mimowolnie, bądź nie, z naszych ust wycieka – wiemy, że rani kogoś i odbije się nam wyrzutem sumienia, co za tym idzie, sami zranimy siebie – ale i tak wolimy komuś DOgryźć niż mu DOgodzić.

Nie jestem święta, bo i mi zdarzają się takie dni. Ale dziś przeciw nim głośno protestuję i znów karcę siebie i Was publicznie. Jak wielu z nas nie potrafi podziękować za komplement. Ba! Nie tyle co podziękować jak go w ogóle przyjąć, my go odbijamy, zmieniamy w obelgę, uszczypliwość, szukamy podstępu i sztucznego podlizywania się. Zaprzeczamy miłym słowom wypowiedzianym w naszym kierunku, bo zapominamy co to bezinteresowność. W świecie, gdy wszystko już chyba wszystko ma swoją cenę, trudno nam uwierzyć, że ktoś po prostu chcę sprawić byśmy poczuli się ze sobą dobrze za nic, za uśmiech, za cudzą radość. Agresja rodzi agresję, ale i miłość rodzi miłość i o tej banalnej prawdzie tak często zapominamy.

To czasami nie nasza wina, nie do końca. Wielu z nas wyrasta w rodzinach, gdzie pochwały były tłamszone w gardle, a zastępowane były wiecznym karceniem. Nie da się zawsze winić rodziców i tego jacy byli surowi, może chcieli nas zmotywować, ale nie znali innego sposobu, może ich tego też nikt nie nauczył, nie pokazał. Mój paniczny strach przed wyjawieniem jakiegokolwiek niepowiedzenia przed rodzicami pochodzący z dzieciństwa ciągle gdzieś siedzi. Żal za brak komplementów, pozytywnego motywowania tli się wciąż, ale potem myślę, że te pretensje powinnam zniwelować, bo może im też nikt nigdy nie powiedział szczerego komplementu?

Fishing for compliments – z angielskiego - łowienie komplementów – sam zwrot w sobie sugeruje, że trzeba to robić z wysiłkiem i na siłę, wbrew czyjejś woli. Ja temu mówię dziś głośne nie! Rozejrzyjcie się dookoła i zapytajcie siebie czy otaczacie się ludźmi, którzy potrafią dać Wam szczery, niewymuszony komplement, który wywoła uśmiech i rozpuści serce. Jeśli kogoś takiego nie macie, bądź ten ktoś to zaniedbuje, to nie stójcie biernie. Bądźmy zmianą, którą chcemy widzieć w ludziach. Dajmy komuś przychylną uwagę. Ja patrzę w lustro i mówię sobie – wyglądasz dziś naprawdę bosko i ktoś to dziś na pewno zauważy jeśli tylko pokażesz, że pewnie się z tym czujesz i sama w to wierzysz. Skąd ten temat? Wczoraj przyjaciele moi kochani zabrali mnie na wernisaż. Czułam, że pasuję tam jak świni siodło tylu tam było wyniosłych ludzi, którzy głowy noszą tylko wysoko, (co za tym idzie, sama sobie zaprzeczałam komplementu, że dobrze wyglądam, czując, że niby tam nie pasuję) ale potem się rozejrzałam i zauważyłam, że na mnie też patrzą, też ktoś patrzy z pożądaniem, zaciekawieniem, komplementem w oczach. Poczułam komplement spojrzeniem, może nie słowem, ale był i nie był to jedyny jaki mi się ostatnio trafił. Smutne, że człowiek po czasie zapomina, że jest atrakcyjny i może się podobać. Może przez to i my zapominamy mówić o tym innym, dawać te komplementy? Zaniża nam się, bądź my sami, zaniżamy poczucie własnej wartości, swoje i innych i nikt nie ma z tego korzyści. Ja chcę dziś wynosić na piedestał, ze sobą włącznie. Więcej miłości, miej kwasu solnego! Gdy coś lub ktoś zapiera dech w piersiach czemu to w tych piersiach zatrzymywać? Człowiek się z czasem udusi i tylko tym odkaszlnie zamiast przekształcić w finezję słów. Piękno naprawdę tkwi w szczegółach, na które przestajemy zwracać uwagę albo zapominamy już o nich wspominać. To smutne uważać, że powiedzenie komplementu to okazanie jakiejś słabości. Uważam to za chorobę cywilizacyjną, kolejną z której będę chciała ludzi wyleczyć.
Pomożecie?:)
Zatem proszę o komplement dziś szczery dla kogoś by w niego uwierzył :)

niedziela, 10 lutego 2013

Ja Cię kocham, a Ty i tak odchodzisz.

Macie rację – nie pisanie nie jest w moim stylu, pomaga wyrzucić ból. Jednak nie chciałam tego robić publicznie wiedząc, kto to czyta i może się tym albo napawać albo nadmiernie współczuć.

Mimo wszystko dalej krótko, informacyjnie. Przestańcie mi mówić, że jeszcze się uda, że wróci, bo specjalnie się upewniłam, że to nie nastąpi, bo nie możecie mnie karmić nadzieją, której nie ma, którą Ona mnie nie karmi. Odpokutowałam również swoje winy, pracowałam jak mogłam i ile mogłam, to nie wystarczyło, przegrałam. Nie mogę już pukać do drzwi, wpadać niespodziewanie do pracy z kawą, przywitać się wylewnie. Jak walczyć o kogoś, kto powiedział Ci, że ma już dość i tylko drażnię?

Choć to niskie i banalne wylewać ból publicznie, to gdzieś trzeba, bo nie można nikogo tym obarczać osobiście, nie umiem płakać do wewnątrz, a gdy tylko zacznę myślec, pisać o tym, to wpadam w hiperwentylacje. Nienawidzę się hiperwentylowac. Dosłownie, nie przesadzam.

I nie mówcie mi, że nie mam się katować, nie brońcie mi słuchania dołujących piosenek. Nie można ot tak przejść do kolejnego dnia. Mam żałobę po 4 latach mojego życia. Żałoba ma swoje etapy i żadnego nie można ominąć, ponieważ wrócą do Ciebie i użrą Cię w dupę, kiedy najmniej się tego spodziewasz i myślisz, że już wszystko z Tobą w porządku.

Chciałam tylko powiedzieć, że nie rozumiałam nigdy, nie rozumiem teraz i nie pojmę nigdy jak można zrezygnować, odrzucić, odstawić miłość na bok. To jedyna stała w naszym życiu. Można być na co dzień realistą, pesymistą, pragmatykiem, ateistą, ale nie oszukujmy się, to jedno nas wszystkich łączy – ktoś z nas kogoś kiedyś kochał bądź kocha, albo jeszcze pokocha. Mogę byc realistką i wiedzieć, że nigdy nie będę zarabiać więcej niż pensja nauczyciela mi na to pozwoli, wiem, że nie będę w życiu nikim innym, że pewnie nie wybuduję sobie pięknego domu, raptem mieszkanie, nie będę jeździć wymarzonym Fordem Mustangiem, nie polecę do Stanów i nie objadę ich wzdłuż i wszerz, z wieloma rzeczami, na które nie mam wpływu się nie pogodzę, ale w tym jednym zawsze jestem i będę optymistką – w miłości. Ktoś może powiedzieć masochistką, niech i tak mnie nazywają.

Ale ta jedyna stała w naszym życiu, nawet jeśli staje się rutynowa, kłótliwa, głośna, męcząca ciągle potrafi przywrócić nam radość wszelkiego bytowania. Całe otoczenie, niska płaca, bezrobocie, ludzka nietolerancja, oziębłość potrafią zniknąć w sekundzie, gdy przytulimy kogoś ukochanego. Nawet jeśli dzieje się źle to te ramiona dają nam bezpieczeństwo nie z przyzwyczajenia, ale bezustannej miłości, lojalności i pięknego rodzaju przywiązania.

Dziś mam imieniny i niezliczenie wiele razy pytano mnie gdzie jesteś. Niezliczenie wiele razy musiałam wymyślać tę samą nieprawdziwą śpiewkę, bo nie chcę by ktoś Cię znienawidził, Ja nie chcę nienawidzić. Jednak jak okłamać czteroletniego bratanka, który nie wiedząc skąd też zauważył tę znaczącą nieobecność i zapytał, gdzie jesteś? Dziecięca szczerość zabija najbardziej. Dziś pękło mi serce jeszcze raz, jeśli to możliwe.

Wiem, że złamane serce nie jest tylko powiedzeniem, ale aktualnym stanem fizycznym, znów to sobie przypominam, to samo odczuwam. Kocham gotować, kocham jeść, raczyc gardło niesamowitym smakiem czerwonego wina. Dziś nawet nie wiem co mi się w tym podobało. Absolutnie straciłam apetyt. Zapominam jeść, organizm dopiero mi przypomina o tej funkcji życia, gdy zaczyna bolec brzuch bądź trzęsą mi się ręce. Niesamowite, że w ciągu dwóch tygodni można zgubić to co przybyło  całą zimę.

Zatem jeszcze raz. Nie rozumiem rezygnowania z miłości. Jest naszą żywicięlką, ciała i duszy, dosłownie i  w przenośni, a my jesteśmy jej nosicielami czekając na ukatywnienie wirusa.Rezygnowac z tego jedynego sensu, to działac wbrew własnej naturze. Bo żadne wyjście, spotkanie, praca, sukces osobisty nie cieszy bez tego dużego M. Nie szanuję tego, nie pojmuję tego, nie wybaczam tego.

Zasrane Walentynki się zbliżają. I tak będę banalną dziewuchą i dziś będę na ten durny dzień marudzić.

Zatem dziś telefonicznie chciałam się jeszcze upewnić, że karze mi odpuścić. Odpowiedź mnie pozytywnie nie zaskoczyła.

Moja składanka na rozstanie na drugim blogu.

"You might find love
It might find you
 It might take every piece of you
 It takes your breath
 It takes your heart
 It can take your world apart
 To let you go
 It takes my soul
I wished you here
 I wished so hard
 I wished your smile in the dark
 You came for me
 You came so true
 You gave me all this hope to lose
 And now to know
 You have to go
 It takes my soul

But I’ll take pain to know this love
 To feel alive
 To feel enlightened
 I would rather take the fall
 Than to never love at all"

środa, 6 lutego 2013

puste echo.


Chciałabym myśli zając czymś innym, by ktoś je na chwilę porwał w inny świat, oddzielony od uczuć.

Jednak serce nigdy nie uwalnia swoich zakładników tak ochoczo i łatwo. Dlatego przez jakiś czas będzie tu pewnie trochę cicho by nie zahaczyć o monotematyczność.

Trudno znów nie odtwarzać roli tej dziewczyny ze złamanym sercem ponad dwa lata temu, ale codziennie uczę się cierpliwości na nowo.

Bo mogłabym pisać jaką dziwką jest znów miłość, a zarazem życia żywicielką. Jak to dzień mija jak co dzień, a potem uderza mnie w twarz przypominając, że wcale nie jest taki jak inne.

Nie będę pisać, że co dzień zostawiam lampkę i świeczkę w oknie by wiedziała, że jestem i czekam. Nie będę pisać, że wyglądam dalej za to durne okno. Że ciągle i długo jeszcze będę uzależniać dnie od kogoś innego.

Nie mogę o tym pisać, ponieważ dalej odbijałoby się to pustym echem bez odpowiedzi i pokazałabym, że w sobie ciągle mam tą dziewczynkę pragnącą miłości, a patrząc w lustro potrzebuję silnej kobiety. Teraz jest mi potrzebna bardziej niż kiedykolwiek.

Do kolejnego niewiadomego odzewu.