niedziela, 24 kwietnia 2011

Facebookojajnia przy śniadaniu.


Co mam przez to na myśli? To, że od pewnego czasu święta u nas to nie święta, czy to bożonarodzeniowe czy wielkanocne. Nie jesteśmy rodziną, która jakoś szczególnie obchodzi bądź zbliża się do siebie podczas świąt, choc kiedyś na pewno było lepiej. Każdy wyrósł z roli dziecka, nie malujemy pisanek, nie szukamy prezentów od zająca, nie wstajemy rano w mokry poniedziałek i skradamy się specjalnie wcześniej do czyjegoś pokoju by być pierwszym, który kogoś spryska. Kiedyś nasz dom był cały mokry, uciekaliśmy przed sobą na ulice nawet by uniknąc oblania z butelki. Tęsknie do beztroski w moim domu. Ostatnio ciągłe stresy, łzy, straty, oddalenia. Wiem, że jesteśmy dorośli, a ceną dorastania jest  utrata niewinności i beztroski. Z roku na roku ubywa tematów do rozmów, śmiechu, atmosfera gdzieś się zagubiła pomiędzy bólem a strachem przed tym, co przyniesie nowy dzień. Ale w tym roku przeszliśmy samych siebie. Tego roku święta spędzamy w jeszcze mniejszym gronie. Siostra przyjechała z kacem, następny brat też i drugi. Dla mnie święta to nawet ten cały wir sprzątania i możliwośc pomocy mamie, bo gdy słowa zawodzą to chociaż tym pokażę jej, że jestem blisko i banalnym umyciem podłóg czy łazienki bądź zrobieniem sałatki mówię jej, że ją kocham. Moje rodzeństwo dawno o tym zapomniało. Nie widzą mamy łez, mają je gdzieś. Czasami czuję, że cały ten jej ciężar mnie kiedyś przygniecie. Wstałam dziś rano wcześnie by zabrac mamę do kościoła, bo jeszcze tylko my chodzimy do niego w święta. Wróciłyśmy i szybko zabrałam się za pomoc przy śniadaniu. Usiedliśmy. Brat przeglądał program telewizyjny, by zobaczyc co leci po południu. Tata jak automat corocznie przeskakuje po kanałach. Siostra opowiadała ile wina wczoraj wypiła i o durnych wpisach jej znajomych na facebooku. Kolejny brat nie zdążył nawet skończyc jeść, a przyniósł laptopa do stołu z włączonym facebookiem, by pokazac zdjęcie psa, które go rozbawiło. Przy okazji poinformował nas, że siostra, która spędza święta u teściów na drugim końcu kraju również siedzi na facebooku w porze śniadaniowej. Brat przerwał czytając żart „świąteczny”: 
przechodzi nimfomanka obok kościoła, zauważa super przystojnego młodego księdza. Wbiega za nim do pustego kościoła i woła:
 -bierz mnie natychmiast tu i teraz
 zrywa z siebie bluzkę, stanik, spódnicę, kładzie się na ołtarzu i woła:
 - no bierz mnie na co czekasz???
 przerażony ksiądz stojąc przy ołtarzu krzyczy:
 -Jezu!! co mam robić???
 i słyszy:
 ODEPNIJ MNIE IDIOTO
Wszyscy wybuchają śmiechem przy stole.  Nie powiem, że ja też nie. Co chcę powiedziec, to boli, mnie, że przy śniadaniu dzieliliśmy się facebookiem, zamiast jajkiem bądź powagą i radością ze świąt. Zgubiliśmy gdzieś szacunek pomiędzy uzależnieniem od Internetu a oddaleniem. Facebook łączy ludzi? Facebook – Disconnecting people. A co ja robię? Musiałam aż tu przyjść, żeby o tym napisac i wyrzucic z siebie. Nikt nie pomyślał nawet życzyc sobie smacznego przy śniadaniu… więc mówię: smacznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz