sobota, 4 września 2010

z dnia na dzień.

zaczął się nowy rok szkolny, dla mnie nowy rok.
zwykle wakacje były okresem depresyjnym, wprawiającym mnie w nadmierne, żałosne kontemplowanie nad swoją marną egzystencją bez żadnych sukcesów.
Tymczasem okazało się, że jestem jedyną nauczycielką, która przyszła przygotowana na swoje lekcje, coś powycinałam, pokolorowałam, namalowałam. dzięki czemu nowi uczniowie mnie pokochali, a starzy chcieli tylko przytulac.
Zgłasza się Alicja i pyta: ja mam tylko jedno pytanie, czy mogę panią przytulic? oczywiście, że tak. przytuliła mnie gromadka dwudziestu. serce się rozpłynęło.
ale sympatie mają swój koszt. często przypłacany krzykiem i brakiem głosu. bo u dzieci sympatia nie idzie w parze z ciszą i szacunkiem. nad tym ciągle pracuję. mimo wszystko mam chęci się ulepszac. a to już chyba coś.
dziś pożegnałam przyjaciółkę , która wyleciała na rok do francji, jak na nauczycielkę nauczania początkowego przystało zrobiłam jej kartkę wyrobioną z głębi mojego serca. wcześniej poszłam sobie po piwko i popcorn i obejrzałam coś dobrego. wracając zauważyłam moją sąsiadkę. widzę ją często. nie wiem nawet jak ma na imię. wiem, że jest ciut starsza ode mnie i pracuję w papierniczym. wiem, że jest typową szarą myszką. wiecznie nosi kitkę, nie maluje się, nie ubiera się wyzywająco ani drogo. wiem, że jest nieśmiała i zawsze uśmiechnięta w pracy i że nie ma nikogo. widzę ją jak wraca późno z pracy z głową przechyloną na bok z siatką w ręku. I zawsze zadaje sobie pytanie : czy ona tyle się nad sobą zastanawia? może jest po prostu szczęśliwa i nie potrzebuje oceny i akceptacji  innych? ani uwagi mężczyzn? jej uśmiech wydaje się jakby wystarczył jej za wszystko.
czasami myślę, że chciałabym wieśc takie proste życie. po prostu. z dnia na dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz