"Obłokobujanie" Patti Smith.
Od czego zacząć bujanie po obłokach geniuszu tej
delikatnej, urokliwej książki? Może zacznę od tego, czego nigdy nie poruszam.
Od wyglądu zewnętrznego. „Obłokobujanie” to kruche 88 stron w postaci
niewielkiej książeczki, która w momencie wylądowania w dłoni sprawia, że wiesz,
że gdzieś na pewno odlecisz. Faktura książki i szorstkość okładki sprawia, że
chcesz ją muskać dłońmi jak najlepszego przyjaciela. I ten zapach! Książka
pachnie jak ołówek. Nie ten komercyjny, zapaćkany emaliowaną chemią w dzikim
kolorze, ale najprostszym, najczystszym ołówkiem bez zbędnych dodatków. Kartki
papieru wciągają jak narkotyk, pachną one świeżym drzewem i człowiek nie obraża
się na osobę, która to drzewo ścięła, ponieważ kontynuuje ono swój żywot na
kartkach tej pięknej książki i w jej naturalności.
Patti Smith jest ikoną rocka, kiedyś chciała
zostać malarką. Nie szkodzi, że nią nie została, ponieważ nauczyła się malować
słowami niesamowite pejzaże. Tą książką nie chciała napisać bajki, wszystko w
niej jest prawdą, sumą jej refleksyjnej duszy czerpiącą radości z rzeczy
małych. Życzyła sobie stworzyć książkę, która wyciągnie człowieka z dolin złego
samopoczucia i wyniesie na wzgórza radości. Smith zabiera nas w liryczną podróż
po swoim dzieciństwie i tęsknocie za spojrzeniem na świat pełnym zachwycających
zjawisk. Tutaj chmury przypominają „embrion, zmarłego przyjaciela leżącego na
wznak. Albo wielkie ramię, pełne współczucia jak wiosna”, a źdźbła trawy to
ludzie snujący się po nocy.
Poniosło mnie? Was też poniesie, gdy poddacie
się tej drobnej, a tak wielkiej lekturze. Unosi na duchu i skłania do
obłokobujania. Do każdej strony wracałam dwa razy i uśmiechałam się do każdej
strony i zapachu prawdziwości tych rozważań o życiu. Wiem, że będę do tej
pozycji wracać za każdym razem, gdy poczuję się, że na chwilę zapomniałam co to
znaczy "mieć głowę w chmurach" i uśmiechnę się do myśli autorki i
własnych:)
„Umysł dziecka przypomina pocałunek w czoło -
jest szczery i bezinteresowny. Wykonuje piruety niczym baletnica na lukrowym,
piętrowym torcie, słodkim i trującym.”
Dlaczego książkę zestawiam z dłonią dziecka? Bo ta książka otworzyła w mojej głowie burzę
asocjacji. Zamknąć uścisk na zestawieniu obrazów z dzieciństwa w formie papieru
przypomina to obezwładniające i rozbrajające z trosk uczucie, gdy niemowlę
ściska Twój palec. Może moje porównania mogą wydawac się przesadzone, ale myślę zrozumie ten, kto odbiera rzeczywistośc wszystkimi zmysłami, słuchem, węchem, oczami i uszami, i co się dzieję z człowiekiem, gdy ożywi się i przemówi do wszystkich tych zmysłów.
„Czas mija razem z niektórymi
naszymi wrażeniami. A jednak od czasu do czasu czar łąki i tego wszystkiego, co
się na niej działo, powraca. Niekoniecznie w przyrodzie, lecz między liśćmi
książki, obrazie Milleta albo w odcieniach malarstwa Corota. Powraca do mnie,
kiedy idę długim korytarzem galerii w zdecydowanie holenderskim świetle. Widzę
się wtedy rozświetlona na łące i czuję się tak, jak dawniej - odczuwam czystą,
niewymowną radość.”
A
my dorośli zapominamy jak to jest patrzeć dzieckiem w nas. Gonimy za
zwiększoną liczbą w dowodzie, zerami na kontach bankowych, rzeczami
materialnymi, pędzimy za nakładanymi na siebie obowiązkami i zapominamy, że
oprócz osuwającego się czasami gruntu pod nogami, mamy jeszcze nad sobą niebo,
chmury, obłoki, nad którymi sami możemy panować i nadawać im żądane kształty.
„Czego człowiek pragnie. Partnera. Swobodnego,
beztroskiego księżyca. Albo może słyszeć, tak jak kiedyś w dzieciństwie. Muzykę
- ciekawą, optymistyczną, zwyczajną i nieuchwytną niby krzyk przeszywający
letnią noc, wydany w skocznym tańcu. Rozrastające się czworoboki śmiechu i
radości. Wszyscy tańczą, po prostu tańczą.”
„Jak
nieruchome wydawało się wszystko
jak bardzo
nieruchome
a mnie
leżącej i skaczącej w myślach
ze wzgórza na wzgórze
przychodziło do głowy tylko jedno
"W ruchu jest szczęście”
Ta drobna lektura przypomniała mi
ważne prawdy. Przypomniała o usypianym przez nas dziecku w nas. Przypomniała
gdzie w zakamarkach mnie chowa się szczęście. Bo nigdzie indziej go nie
znajdziemy, jak nie w sobie samych. W naszych „ruchach”, muzyce naszych dusz, zapisanych księgach naszych
egzystencji, łąkach możliwości i obłokach optymistycznych spojrzeń we własne
jutro i lustro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz