poniedziałek, 3 marca 2014

Refleksyjnie po lekturze.

"Obłokobujanie" Patti Smith. 

Od czego zacząć bujanie po obłokach geniuszu tej delikatnej, urokliwej książki? Może zacznę od tego, czego nigdy nie poruszam. Od wyglądu zewnętrznego. „Obłokobujanie” to kruche 88 stron w postaci niewielkiej książeczki, która w momencie wylądowania w dłoni sprawia, że wiesz, że gdzieś na pewno odlecisz. Faktura książki i szorstkość okładki sprawia, że chcesz ją muskać dłońmi jak najlepszego przyjaciela. I ten zapach! Książka pachnie jak ołówek. Nie ten komercyjny, zapaćkany emaliowaną chemią w dzikim kolorze, ale najprostszym, najczystszym ołówkiem bez zbędnych dodatków. Kartki papieru wciągają jak narkotyk, pachną one świeżym drzewem i człowiek nie obraża się na osobę, która to drzewo ścięła, ponieważ kontynuuje ono swój żywot na kartkach tej pięknej książki i w jej naturalności.

Patti Smith jest ikoną rocka, kiedyś chciała zostać malarką. Nie szkodzi, że nią nie została, ponieważ nauczyła się malować słowami niesamowite pejzaże. Tą książką nie chciała napisać bajki, wszystko w niej jest prawdą, sumą jej refleksyjnej duszy czerpiącą radości z rzeczy małych. Życzyła sobie stworzyć książkę, która wyciągnie człowieka z dolin złego samopoczucia i wyniesie na wzgórza radości. Smith zabiera nas w liryczną podróż po swoim dzieciństwie i tęsknocie za spojrzeniem na świat pełnym zachwycających zjawisk. Tutaj chmury przypominają „embrion, zmarłego przyjaciela leżącego na wznak. Albo wielkie ramię, pełne współczucia jak wiosna”, a źdźbła trawy to ludzie snujący się po nocy. 

Poniosło mnie? Was też poniesie, gdy poddacie się tej drobnej, a tak wielkiej lekturze. Unosi na duchu i skłania do obłokobujania. Do każdej strony wracałam dwa razy i uśmiechałam się do każdej strony i zapachu prawdziwości tych rozważań o życiu. Wiem, że będę do tej pozycji wracać za każdym razem, gdy poczuję się, że na chwilę zapomniałam co to znaczy "mieć głowę w chmurach" i uśmiechnę się do myśli autorki i własnych:)

„Umysł dziecka przypomina pocałunek w czoło - jest szczery i bezinteresowny. Wykonuje piruety niczym baletnica na lukrowym, piętrowym torcie, słodkim i trującym.

Dlaczego książkę zestawiam z dłonią dziecka? Bo ta książka otworzyła w mojej głowie burzę asocjacji. Zamknąć uścisk na zestawieniu obrazów z dzieciństwa w formie papieru przypomina to obezwładniające i rozbrajające z trosk uczucie, gdy niemowlę ściska Twój palec. Może moje porównania mogą wydawac się przesadzone, ale myślę zrozumie ten, kto odbiera rzeczywistośc wszystkimi zmysłami, słuchem, węchem, oczami i uszami, i co się dzieję z człowiekiem, gdy ożywi się i przemówi do wszystkich tych zmysłów.

Czas mija razem z niektórymi naszymi wrażeniami. A jednak od czasu do czasu czar łąki i tego wszystkiego, co się na niej działo, powraca. Niekoniecznie w przyrodzie, lecz między liśćmi książki, obrazie Milleta albo w odcieniach malarstwa Corota. Powraca do mnie, kiedy idę długim korytarzem galerii w zdecydowanie holenderskim świetle. Widzę się wtedy rozświetlona na łące i czuję się tak, jak dawniej - odczuwam czystą, niewymowną radość.

A  my dorośli zapominamy jak to jest patrzeć dzieckiem w nas. Gonimy za zwiększoną liczbą w dowodzie, zerami na kontach bankowych, rzeczami materialnymi, pędzimy za nakładanymi na siebie obowiązkami i zapominamy, że oprócz osuwającego się czasami gruntu pod nogami, mamy jeszcze nad sobą niebo, chmury, obłoki, nad którymi sami możemy panować i nadawać im żądane kształty.

„Czego człowiek pragnie. Partnera. Swobodnego, beztroskiego księżyca. Albo może słyszeć, tak jak kiedyś w dzieciństwie. Muzykę - ciekawą, optymistyczną, zwyczajną i nieuchwytną niby krzyk przeszywający letnią noc, wydany w skocznym tańcu. Rozrastające się czworoboki śmiechu i radości. Wszyscy tańczą, po prostu tańczą.

 „Jak nieruchome wydawało się wszystko
 jak bardzo nieruchome
 a mnie leżącej i skaczącej w myślach
ze wzgórza na wzgórze
 przychodziło do głowy tylko jedno
"W ruchu jest szczęście


Ta drobna lektura przypomniała mi ważne prawdy. Przypomniała o usypianym przez nas dziecku w nas. Przypomniała gdzie w zakamarkach mnie chowa się szczęście. Bo nigdzie indziej go nie znajdziemy, jak nie w sobie samych. W naszych „ruchach”, muzyce  naszych dusz, zapisanych księgach naszych egzystencji, łąkach możliwości i obłokach optymistycznych spojrzeń we własne jutro i lustro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz