sobota, 8 stycznia 2011

miał na imię Lenovo...

Właśnie ugotowałam sobie pyszny obiad. Nie musiałam się zastanawiac czy ktoś lubi dużo bazylii czy groszku. Nie musiałam pytac nikogo i dostosywac swojego podniebienia do gustów kogoś innego. Mój obiad smakuje tak jak lubię. Mam idealnego partnera to zjedzenia tego obiadu. Siedzi na przeciwko mnie i błyszczy swą elegancją i wyrafinowaniem. Ma świetny gust muzyczny, co jedna piosenka, którą puści, to lepsza. Nie mówi podczas jedzenia, bo wie, że wspólny posiłek to równie intymna chwila jak pocałunek. Wymieniamy się spojrzeniami, uśmiechamy do siebie. Nieświadomie, ale wybrałam wyborne wino do tego dania. Ten partner jest mi ostatnio jak najlepszy przyjaciel. Jest ze mną bezustannie. Pociesza dobrym słowem w piosence, wybiera filmy, które sięgają głębi mej duszy i kończą się na łzie na koszuli, który przed chwilą spłynęła po policzku. Gdy potrzebuje, rozśmieszy.
Mój partner do dzisiejszego obiadu i każego dnia. Ma na imię Lenovo. Jest komputerem. Jakkolwiek żałośnie to brzmi.
Choc nie palę, to piosenka na dziś to Cigarettes:
http://www.youtube.com/watch?v=7kySyLh0Gtg
Siedzę sama w mieszkaniu mojej siostry. Ja mam zajęcia, a ona u teściów i mam je do swojej dyspozycji. Uciekłam od rodziny, rodziców, całego zamieszania jakie teraz tam panuje. Od historii porównywalnej z tą z filmów kryminalnych. Tak myślę, że jeśli faktycznie przyjdzie mi pożegnac się z marzeniami o samochodzie i podróżach i zamiast tego brat kredyt i kupowac mieszkanie, to jakoś sobie poradzę. Muszę. Ale nie mam sił się zmierzac z wszystkimi ciężkimi decyzjami jakie mnie czekają. Nie dziś, nie jutro, nie wczoraj. Bałam się, że rozpadnę się tutaj samotnie na kawałki i nie pozbieram i nie będę miała nikogo, kto by mnie posklejał, wsadził w pociąg i odesłał do domu. Tymczasem obudziłam się dzisiaj z chęcia walki z przeciwnościami.
Chciałabym jakiejś niespodziewanej, wielkiej, dobrej odmiany w moim życiu. Zgłosiłam się do konkursu na Blog Roku 2010 i potem pomyślałam, po co? Wielu z Was mi mówi, że będę im winna jednego laptopa, gdy wygram oby dwa, za to, że tak w siebie nie wierzę. No ale tak jest, nie wierzę:) Nie zastanawiam się, gdy pytacie czy się nie boję, gdy zostanę faktycznie zauważona i stanę się osobą publiczną i całe moje życie może runąc. Ja nie boję się tego, bo nie wierzę. A jak runie to mnie nie zaskoczy, bo nic w moim życiu ostatnio się nie buduje. Chciałam podziękowac wszystkim, którzy piszą ciepłe słowa i docierają do mojego serca, po tym, gdy ja dotarłam do niektórych z Was. To jest akurat piękna siła internetu:) W szczególności dziękuję Kawie_z_chili, że wyraziła chęc oddania na mnie głosu i jej ciepła słowa na jej blogu:) Wiem, że wielu z Was martwi się o mnie i jak się czuję. Ci, którzy wiedzą o co chodzi. Otóż nie, nie jest ze mną dobrze. Ale dziś? Stoję silnie na nogach. Tak jest po 15, a ja piję kieliszek wina. Ostatnimi dniami znów mam niezdrową chęc ciągłego sięgania po alkohol i czynic z butelki piwa, kieliszków wina czy whiskey z lodem zbyt dobrych przyjaciół by nie miec koszmarów i upijac myśli złe. Na dodatek łaczę to z niezdrową ilościa jedzenia. Ale cieszę się samotnością i chwilami dla siebie. Od ostatnich dni nadrabiam wszystkie filmy jakie chcę obejrzec. Nie muszę się zastanawiac czy komuś się spodobają, nie muszą szukac takich, żeby spodobały się komuś innemu. Oglądam co chcę i śmieję i się płaczę bez wstydu. Dziś na chwil parę wstąpiła we mnie energia. Niekoniecznie pozytywna, ale energia, żeby pracowac. W pracy dostaję 5 godzin więcej co daje prawie 2 etaty. Wszystko ze mną w porządku, boli tylko kiedy oddycham.
Boli tylko, kiedy żyję...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz