niedziela, 11 kwietnia 2010

słów brak jednak jak tu milczec?

Słów brak, jednak wyrazic się jakoś to chce. Ja leżałam rano w łóżku i się uczyłam na zajęcia, kiedy zadrżał głos mojej mamy w telefonie kiedy kazała mi włączyc telewizję, nie mówiąc o co chodzi. Widziałam tylko napis : katastrofa samolotu w Smoleńsku, 96 osób nie żyje. Nie wierzyłam dopóki nie usłyszałam, że leciała nim para prezydencka. Tak, płakałam, bo jestem osobą wrażliwą i tak wyrażam swój smutek. Wiadomo, że wielu z nas na co dzień nie przepadała za tym człowiekiem, może nawet opowiadała o nim żarty. Wielu z nas teraz mówi, że nie liczą się poglądy polityczne czy wyznanie, fakt nie liczy się i dla mnie. Nie wiem bardziej czy płakałam, bo po prostu ogrom tej ludzkiej tragedii, śmierc nie tyle co głowy państwa, ale rodzica, brata po prostu mnie przytłoczyła, czy dlatego, że nigdy o nikim nie powinno się mówic źle, bo nigdy nie wiadomo kiedy odejdzie i będziemy tego żałowac. Mnie osobiście zrobiło się głupio. Było mi po prostu wstyd za siebie. Tak wiem, kto mógłby się spodziewac, że stanie się taka tragedia. Ale zmarły po śmierci urasta do rangi świętego. Nie mówi się o nim źle i ja też nie potrafię i przecież nie chcę. Ja widzę jak telewizja zalewa nas ciepłymi obrazami pary prezydenckiej, tacy ludzcy, kochający ludzie. Umarli przede wszystkim ludzie, zostawili dzieci, współmałżonków. Wiedząc jak to jest płakac tak niepowstrzymale, że nie masz sił ustac i nie nadażasz wycierac łez , aż się nimi dławisz, bo masz świadomośc, że ktoś odszedł bezpowrotnie. Wiedząc to, nie mogę wyrazic ani wyobrazic sobie, co może czuc córka państwa Kaczyńskich...
Wydaję się oglądajac telewizję, że świat przystanął w bezdechu. Ludzie nie mogąc się pozbierac, wychodzą na ulice Warszawy by byc razem. Ja wam powiem, wyszłam na zajęcia, ponieważ mi ich nie odwołano. Siedziałam i miałam niby słuchac o procesach fonetycznych podczas, gdy na zewnątrz słychac tylko samoloty lecące na Ławicę, a we mnie powstrzymywanie łez. Człowiek nie mogąc wyjśc przed Pałac Prezydencki chce chociaż byc z bliskimi i odczuwac to wspólnie, a ja zła siedzę i muszę słuchac o zasadach wymowy brytyjskiej.
Następnie schowałam się przed deszczem w Starym Browarze. Przykre było patrzec, że w polskich portfelach nie było żałoby. Ludzie, jak co weekend, poddali się żarowi zakupów. Flagi opuszczone, tak, ale nic więcej. Dziś poszłyśmy na cmentarz Armii Poznań, bo nie wiedząc gdzie się podziac, chciałyśmy po prostu pójśc w jakieś symboliczne miejsce. Ku naszemu zaskoczeniu samochodów i ludzi było dużo na Cytadeli. Ale nie by uczcic czyjąś pamięc. Ale by pojeździc na rolkach czy rowerze lub wypic kawę w kawiarni. Gastronomia nie próżnuje w ładną pogodę, oj nie.
Chciałam wierzyc, że ludzi dotknęło to tak bardzo, że się zmienią w jakiś niewiarygodny sposób. Ale tak jak po śmierci Papieża, dziś jesteśmy razem, dziś przytulamy i rozmawiamy z obcymi o narodowej tragedii, ale za tydzień udamy, że tego człowieka nie znamy. Dziś spory milczą, ale kwestia czasu, gdy zaczniemy oceniac swoją wzajemną żałobę. Ktoś zrobił czegoś za mało, ukleknął za sztucznie albo nie zapalił znicza. Wiem, że nie jestem lepsza, bo sama wyżej oceniam już niektórych ludzi. Ale taka niestety też ludzka natura. Chcę wierzyc w dobro ludzi. Że jesteśmy w stanie byc lepszymi. Ale dziś płaczemy nad kruchoscią ludzkiego życia, nad tragedią kilkudziesięciu rodzin, ale jutro? Wszyscy musimy iśc do pracy i wrócic do życia. Minuta ciszy przed lekcjami i gromada dzieci, które nie rozumieją albo nawet ich to nie obeszło...
świat dziś stoi, a ja wraz z nim wstrzymuję oddech i kłaniam się w pokorze wyczekując biegu wydarzeń mając nadzieję, że mnie nie rozczaruje...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz