W całej rozciągłości naszych
zawiłych istnień słyszymy wiele epitetów rzucanych w naszą stronę. Czasami
przyjmują one formę bukietu słów, wtedy jest to komplementem, ale równie często
dostajemy w twarz z kamienia, czyli obrazy, czasem wymierzonej z pełną premedytacją
z namierzonym celownikiem, bądź też delikatnego uszczypnięcia, które ma nas
sprowadzić na ziemię i kazać nie cieszyc się z własnych sukcesów.
Niby dorastamy, dojrzewamy i
opuszczamy mury szkolne, kiedy to przypada najintensywniejszy i najszczerszy okres
rzucania obrazoburczych słów „Ty grubasie!”, „Ty wieśniaro!”, „Ty ciołku!”.
Będąc młodymi marzymy o dorosłości, momencie kiedy przestaną nas pytać o dowód
osobisty. A gdy już dumnie przekraczamy ten próg, to okazuje się, że trafiamy
do po prostu piaskownicy z przerośniętymi dziećmi, które nadal zabierają sobie
swoje zabawki, rzucają błotem, szarpią za ubrania i umniejszają naszej osobie.
Nikt z nas nie zaprzeczy, że zdarza mu się w życiu nadal dostawać z takiego
kamienia słownego prosto w twarz. Jedynie co się zmieniło, to inteligentniejsze
formy przekazu i bardziej sprytnie ich przemycanie między słowami. „Nie obrażam
cię bezpośrednio, ubiorę to w sarkazm i ironię i może będzie bolało mniej, a w
towarzystwie zabrzmi wręcz stosownie”.
Człowiek bez pasji i
zainteresowań jest jak gołe drzewo jesieni. Można się nim chwilę pozachwycać,
ale po czasie nuży swoim brakiem kolorów, żywotności i motywacji. Co jeśli jest
się wiecznie zielonym drzewem pełnym różnokolorowych liści? Ludzka zazdrość
będzie próbowała cię ściąć, to gwarantowane.
Często pyta się mnie skąd
wynajduje taką muzykę, jak natrafiłam na ten film, jakim cudem mam czas czytać
tyle książek. Odpowiedź was nie zaskoczy, nie powali, nie wzruszy – po prostu,
CHCĘ.
Chcę, lubię, uwielbiam szukać i odkrywać.
Oprócz dobrej książki, filmu, muzyki, potrafię też polecić dobry telefon,
komputer, telewizor, drukarkę, samochód czy zegarek. Najzwyczajniej w świecie
lubię się orientować w tym, co sama nabywam. Ostatnio znów usłyszałam wymierzone
we mnie z przekąsem:
„Ty gadżeciaro!”
„E. tyle czytasz, by inni poczuli
się głupsi?”
„Nie masz co robić, tylko tyle
muzyki słuchać?”
„Masz depresję?”
Byłam buńczucznym dzieckiem.
Popchnęłabym, pobiła albo odszczekała. Ale nie jesteśmy już w piaskownicy. Nie
wchodzę do błota cudzych kompleksów i nie będziemy się bić jak w kisielu własnych
problemów. Zbywam milczeniem, wymownym spojrzeniem, upartym robieniem swojego. Mądrość
i inteligencja nadal zagrażają innym i rzadko mają wysoką cenę rynkową.
„Najgorsze
w tym jest to, że udowodniono, że osoby, które czytają książki są milsze i
mądrzejsze niż przeciętny człowiek i być może są to jedyne osoby, w których
warto się zakochać na tym padole łez.
Zgodnie
z badaniami z lat 2006 i 2009 przeprowadzonymi
przez Raymonda Mara, psychologa z York University i Keith Oatley profesora
psychologii poznawczej z Uniwersytetu w Toronto, ci, którzy czytają powieści
mają większą zdolność do empatii i bardziej otwarty umysł na cudze opinie,
przekonania i zainteresowania.”
Informacje
te zasięgnięte są z portalu lubimyczytac.pl. Autor artykułu zwraca uwagę na to,
że człowiek poddający się „lekturze dogłębnej” to gatunek na wymarciu, tak samo
jak osoby zostawiające wiadomości na automatycznej sekretarce czy wysyłające
pocztówki. Lektura dogłębna taka, która nas wzbogaca, sprawia, że po zamknięciu
okładki, nie wychodzimy od razu z właśnie przeczytanej historii i nie
opuszczamy bohaterów. Masz wrażenie, że doświadczyłeś czegoś ważnego, co nigdy
się już nie powtórzy i czujesz się innym człowiekiem. Czujesz jednocześnie
smutek i melancholię, ale i satysfakcję i spełnienie. Mało kto tak czyta,
ponieważ oprócz tego, że statystycznie czytamy mniej, to na dodatek
powierzchownie.
Naukowo
stwierdzono, że osoby czytające z takim zaangażowaniem nauczyły się opuszczać
swoje ciało i patrzeć na życie z innej, zaskakującej perspektywy, dzięki czemu
rozwijają nie tylko wyobraźnię, ale i zdolności poznawcze, potrafią spojrzeć na
świat oczami mężczyzny i kobiety, rozwijając w sobie większą empatię i mądrość
życiową. Łatwiej też się adaptują i są bardziej wyrozumiali. Autor artykułu
kończy swoje rozważania stwierdzeniem, że jeśli chcemy się zakochać, to może warto
w molu książkowym, który może nie zawsze się z nami zgodzi, ale na pewno
spojrzy na wszystko też z twojej perspektywy.
Ja
wróciłam do intensywnej lektury książek niecałe dwa lata temu. Wcześniej
czytałam może góra 5 książek rocznie. Mogłam polecić setki piosenek i filmów,
ale nie grzeszyłam znajomością książek. Automotywacja sprawiła, że weszłam
pewnego dnia do Empiku, spędziłam tam dwie godziny i powiedziałam sobie, że
wyjdę z lekturami, które wzbogacą mnie jako człowieka. Od tamtej pory nie
ruszam się z domu bez przynajmniej jednej książki. Mamy połowę lipca, a ja na
koncie mam 55 lektur, które rozwinęły mnie w różne strony. Statystycznie rzecz
biorąc wystarczy, że człowiek przeczyta 36 stron dziennie by w ciągu roku przeczytać
36 książek grubości mniej więcej 300 stron. Nie ma wymówek. Chcesz – możesz –
zrobisz. Jakkolwiek głupio to zabrzmi, jestem mniej kłótliwa, bardziej
wyrozumiała, zdolna wychodzić z siebie i stanąć obok patrząc z dalszej
perspektywy na ludzi, bardziej cierpliwa – kto wie, czy to może właśnie nie
dzięki kolejnej rozwiniętej pasji w sobie, która rozwija nie fizycznie,
materialnie, ale duchowo?
Powierzchowność,
gadżeciarstwo, pazerność, głupota – to nie ja. Pragnę wrażeń i rozwoju siebie.
Znacie
też to uczucie dogłębnego oglądania filmu? Kiedy wychodzicie z kina, a macie
wrażenie, że bohaterowie filmu biorą cię pod rękę wyobraźni i odprowadzają cię
dalej do domu? Tak jak nie kończysz lektury po zamknięciu książki, tak też nie
skończył się dla ciebie film po napisach końcowych. Z takim uczuciem wyszłam
ostatnio z kina po filmie Begin Again, czy też „Zacznimy od nowa”.
Idealna
lektura filmowa dla fanów i muzyki i filmu. To historia wykolejonego producenta
muzycznego i dziewczyny o prostym talencie, których drogi przecinają się w
przeciętnym barze by stworzyć z tego niesamowity projekt muzyczny, ale i
duchowy. Człowiek wychodzi
z kina i ma ochotę sam włożyć słuchawki w uszy i wyruszyć w
poszukiwaniu siebie. Pada tam mniej więcej zdanie "muzyka sprawia, że
wszystkie trywialne rzeczy dookoła nas zyskują miliony znaczeń". Kto kocha
czuć muzykę całym sobą, polubi też ten film, bo składa jej hołd podobnie jak
poprzedni film tego twórcy „Once”.
Wyszłam z kina,
włożyłam słuchawki i załączyłam ścieżkę dźwiękową z tego filmu. Wybrałam
trzykrotnie dłuższą drogę do domu by przejść kilometry siebie z uśmiechem na
duszy i przekonaniem, że dobrze być wiernemu sobie.
Ostatnio ojciec zmienił
sarkazm w pokorę mówiąc: „wiesz, jak pójdę na emeryturę mam nadzieję też nadrobić
czytanie książek, mam nadzieję, że wtedy polecisz mi coś dobrego”.
Uparcie jestem sobą. Ignorancji
i ironii rzucając kamieniem w twarz, edukując lokalnie, myśląc globalnie.
Ścieżka dźwiękowa z tego
filmu sprawiła, że zapragnęłam sięgnąć do jednego z ulubionych prezentów, jakie
kiedykolwiek dostałam – pałeczek do perkusji. Nabyłam też rozdzielacz do słuchawek,
na randkę idealną. Kto obejrzy film – zrozumie.
Randkę z pasjonatką o
rozwiniętej duszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz