środa, 23 kwietnia 2014

Przejmujący kompani dnia wszelakiego.

To uczucie, ta siła, to nieuniknione - nie ma wieku ani daty ważności. To przejmujące poczucie pustki i samotności, które nagle walą nas obuchem w głowę od tyłu. Nie zapowiadają się, nie ostrzegają, nie są zbytnio uprzejme. To poczucie, że już nic, nikt, nigdzie, prawdziwie. Przejmujące, to dobre słowo o dwoistym znaczeniu. Przejmuje władze nad zdrowym rozsądkiem i zajmuje serce nie okazując litości, nie biorąc nawet jeńców.

Tydzień nie zaczął się przychylnie, dzisiejszy dzień też nie był jakoś szczególnie łaskawy. Ale praca skończyła się kropką słońca w zdaniu i postanowiłam dopisać własne zakończenie tego dnia, więc znów udałam się z książką nad zalew. Nie. Samotność i pustka nie opuściły mnie. Przeniosły się tylko w milsze i przyjaźniejsze otoczenie.  Usadowiliśmy się w trójkę na ławce i nagle towarzystwo zaczęło się powiększać. Wyminęła nas młoda dziewczyna z dzieckiem z wózkiem szczebiocąca przez telefon o jakimś bliżej mi nie znanym reality show. Nastolatki podjechały na papierosa. Wymijali nas starsi uprawiający nordic walking, rodziny na rowerach. Małżeństwo w średnim wieku z psem, który podbiegł do mnie trącając nosem i ogonem, swoja radością strącając powoli wewnętrzne troski. Przeszła obok nas para nastolatków rozprawiająca o tym, jakie substancje uwalniają w organizmie promienie słońca. Przejeżdżający obok staruszek na rowerze szczerze się do mnie uśmiechnął, z ciepłem ten uśmiech odwzajemniłam.

Towarzystwo pęczniało. Po butach zaczęły wspinać się mrówki. Po karku i ramieniu wici snuły małe pająki, po udzie przechadzała się biedronka. Nie wzięłam słuchawek, chciałam chłonąc naturę. Słuchać rytmu trzepoczących skrzydeł łabędzi, lądujących kaczek na wodzie, ptaków z bliska i oddali. Dłonie chciały się zanurzyć w jeszcze nieskoszonej, gęstej i soczystej trawie jak w miękkich, kobiecych, uwodzących włosach. Czy kolory mają dźwięki, czy to dźwięki mają kolory? A może to obrazy grają własną muzykę? A może całe stworzenie gra swoje koncerty, które tylko nieliczni słyszą? Ja miałam dziś wrażenie, że byłam na koncercie, gdzie dyrygowały moje myśli, a dogrywała natura.

Pustka i samotność ciągle mi wiernie towarzyszyły. Ale z tej gęstwiny dźwięków, obrazów i bodźców nieśmiało przebijała się zza chmur myśl „E. dasz sobie radę, naprawdę dasz sobie radę, jakoś przetrwasz”.

Uśmiech.



Wsiadłam do auta i odszukałam plik starych płyt. Natrafiłam na niego niedawno na dnie szafy. To piosenki  nagrane ok. 15 lat temu, kiedy nagrywarka i Internet w domu to były luksusy, a ja już wtedy namiętnie poruszana muzyką nie mogłam znieść myśli, że mogę tylko liczyć na łut szczęścia, że znów natrafię na daną piosenkę w telewizji, dlatego regularnie sporządzałam listę upragnionych piosenek i zanosiłam ją do kafejki internetowej, gdzie mój wybawca/właściciel nagrywał ulubione utwory. To całkiem zabawna i cudowna podróż do gustów z przeszłości, bo gdy wkładam daną płytę do odtwarzacza w samochodzie nigdy nie wiem czy czeka mnie tam kiczowaty pop, grunge, disco czy rock. Jak się okazuje, zdecydowanie najwięcej tego ostatniego.

Słuchając melodii i słów odżyły miliony przemyśleń, obaw, cierpień i nadziei na przyszłość z tamtych lat. Oto kilka z nich.



“She said, I don't know if I've ever been good enough
I'm a little bit rusty, and I think my head is caving in
And I don't know if I've ever really been loved
By the hand that's touched me,
And I'm a little bit angry.”

To chyba wielu z nas zna i pamięta, bo kto przy tej piosence nie chciał po prostu wyjść i nie przestać iść przed siebie? 



Potem przyszedł czas na zespoły jednego lub dwóch hitów:



“Someday we'll know if love can move a mountain
Someday we'll know why the sky is blue
Someday we'll know why I wasn't meant for you
Someday we'll know why Samson loved Delilah
One day I'll go dancing on the moon
Someday you'll know that I was the one for you”



“I know who I want to take me home…”

I jeśli istnieje osoba, która choć raz nie zapłakała na tej piosence, to będę zdziwiona. To jeden z moich ulubionych i najbardziej poruszających teledysków do dziś:



„Everybody hurts, sometimes”.

Today is my sometimes. Ale E. dasz radę, przetrwasz, dasz radę.

Hold on.


„W tym momencie zapragnął, niejasno, ale mocno, zanurzyć się w niezmierzonej muzyce, absolutnym hałasie, pięknym i wesołym wrzasku, który wszystko obejmie, zaleje, zagłuszy i w którym na zawsze znikną ból, marność i nicość słów. Muzyka jest negacją słów, muzyka to antysłowo” (Kundera).

1 komentarz:

  1. Wiesz.... w sumie pustka i samotność to też jest "jakieś" towarzystwo... Może marne, ale zawsze coś. Bardzo lubię tak czasami popatrzeć na ludzi. Usiąść w parku z książką i czytać, a jednocześnie patrzeć i słuchać. Chłonąć otoczenie. Brakuje mi takich chwil.
    A co do hitów sprzed lat - do dzisiaj pamiętam, jak siadałam przy radiu, słuchałam listy "trójki" i nagrywałam. Tworzyłam własne albumy. Szkoda, że ich już nie mam.... A teraz moje dziecko nie wie, co to kaseta magnetofonowa :)

    OdpowiedzUsuń