niedziela, 10 lutego 2013

Ja Cię kocham, a Ty i tak odchodzisz.

Macie rację – nie pisanie nie jest w moim stylu, pomaga wyrzucić ból. Jednak nie chciałam tego robić publicznie wiedząc, kto to czyta i może się tym albo napawać albo nadmiernie współczuć.

Mimo wszystko dalej krótko, informacyjnie. Przestańcie mi mówić, że jeszcze się uda, że wróci, bo specjalnie się upewniłam, że to nie nastąpi, bo nie możecie mnie karmić nadzieją, której nie ma, którą Ona mnie nie karmi. Odpokutowałam również swoje winy, pracowałam jak mogłam i ile mogłam, to nie wystarczyło, przegrałam. Nie mogę już pukać do drzwi, wpadać niespodziewanie do pracy z kawą, przywitać się wylewnie. Jak walczyć o kogoś, kto powiedział Ci, że ma już dość i tylko drażnię?

Choć to niskie i banalne wylewać ból publicznie, to gdzieś trzeba, bo nie można nikogo tym obarczać osobiście, nie umiem płakać do wewnątrz, a gdy tylko zacznę myślec, pisać o tym, to wpadam w hiperwentylacje. Nienawidzę się hiperwentylowac. Dosłownie, nie przesadzam.

I nie mówcie mi, że nie mam się katować, nie brońcie mi słuchania dołujących piosenek. Nie można ot tak przejść do kolejnego dnia. Mam żałobę po 4 latach mojego życia. Żałoba ma swoje etapy i żadnego nie można ominąć, ponieważ wrócą do Ciebie i użrą Cię w dupę, kiedy najmniej się tego spodziewasz i myślisz, że już wszystko z Tobą w porządku.

Chciałam tylko powiedzieć, że nie rozumiałam nigdy, nie rozumiem teraz i nie pojmę nigdy jak można zrezygnować, odrzucić, odstawić miłość na bok. To jedyna stała w naszym życiu. Można być na co dzień realistą, pesymistą, pragmatykiem, ateistą, ale nie oszukujmy się, to jedno nas wszystkich łączy – ktoś z nas kogoś kiedyś kochał bądź kocha, albo jeszcze pokocha. Mogę byc realistką i wiedzieć, że nigdy nie będę zarabiać więcej niż pensja nauczyciela mi na to pozwoli, wiem, że nie będę w życiu nikim innym, że pewnie nie wybuduję sobie pięknego domu, raptem mieszkanie, nie będę jeździć wymarzonym Fordem Mustangiem, nie polecę do Stanów i nie objadę ich wzdłuż i wszerz, z wieloma rzeczami, na które nie mam wpływu się nie pogodzę, ale w tym jednym zawsze jestem i będę optymistką – w miłości. Ktoś może powiedzieć masochistką, niech i tak mnie nazywają.

Ale ta jedyna stała w naszym życiu, nawet jeśli staje się rutynowa, kłótliwa, głośna, męcząca ciągle potrafi przywrócić nam radość wszelkiego bytowania. Całe otoczenie, niska płaca, bezrobocie, ludzka nietolerancja, oziębłość potrafią zniknąć w sekundzie, gdy przytulimy kogoś ukochanego. Nawet jeśli dzieje się źle to te ramiona dają nam bezpieczeństwo nie z przyzwyczajenia, ale bezustannej miłości, lojalności i pięknego rodzaju przywiązania.

Dziś mam imieniny i niezliczenie wiele razy pytano mnie gdzie jesteś. Niezliczenie wiele razy musiałam wymyślać tę samą nieprawdziwą śpiewkę, bo nie chcę by ktoś Cię znienawidził, Ja nie chcę nienawidzić. Jednak jak okłamać czteroletniego bratanka, który nie wiedząc skąd też zauważył tę znaczącą nieobecność i zapytał, gdzie jesteś? Dziecięca szczerość zabija najbardziej. Dziś pękło mi serce jeszcze raz, jeśli to możliwe.

Wiem, że złamane serce nie jest tylko powiedzeniem, ale aktualnym stanem fizycznym, znów to sobie przypominam, to samo odczuwam. Kocham gotować, kocham jeść, raczyc gardło niesamowitym smakiem czerwonego wina. Dziś nawet nie wiem co mi się w tym podobało. Absolutnie straciłam apetyt. Zapominam jeść, organizm dopiero mi przypomina o tej funkcji życia, gdy zaczyna bolec brzuch bądź trzęsą mi się ręce. Niesamowite, że w ciągu dwóch tygodni można zgubić to co przybyło  całą zimę.

Zatem jeszcze raz. Nie rozumiem rezygnowania z miłości. Jest naszą żywicięlką, ciała i duszy, dosłownie i  w przenośni, a my jesteśmy jej nosicielami czekając na ukatywnienie wirusa.Rezygnowac z tego jedynego sensu, to działac wbrew własnej naturze. Bo żadne wyjście, spotkanie, praca, sukces osobisty nie cieszy bez tego dużego M. Nie szanuję tego, nie pojmuję tego, nie wybaczam tego.

Zasrane Walentynki się zbliżają. I tak będę banalną dziewuchą i dziś będę na ten durny dzień marudzić.

Zatem dziś telefonicznie chciałam się jeszcze upewnić, że karze mi odpuścić. Odpowiedź mnie pozytywnie nie zaskoczyła.

Moja składanka na rozstanie na drugim blogu.

"You might find love
It might find you
 It might take every piece of you
 It takes your breath
 It takes your heart
 It can take your world apart
 To let you go
 It takes my soul
I wished you here
 I wished so hard
 I wished your smile in the dark
 You came for me
 You came so true
 You gave me all this hope to lose
 And now to know
 You have to go
 It takes my soul

But I’ll take pain to know this love
 To feel alive
 To feel enlightened
 I would rather take the fall
 Than to never love at all"

18 komentarzy:

  1. Nieprawda. Kochane ramiona nie zawsze dają ukojenie i parasol. Nie zawsze chronią przed światem. Czasem za tę swoją miłość, która nie jest stała, a wręcz przeciwnie, czego sama zresztą doświadczasz, dostaje się baty, fizycznie i psychicznie

    OdpowiedzUsuń
  2. (za szybko kliknęłam)
    Miłość nie jest stała. Nie można też nikogo zmusić by kochał, bo my kochamy. Miłość jest zmienna, kapryśna i nie jest dana raz na zawsze. Za każdym razem jest nowa, inna, niesie za sobą ten sam ból i tą samą radość. Ale zawsze, tak jak w zyciu, jesteśmy w niej samotni. Jest tylko nasza. Za innych nie możemy gwarantować. Ja nie mogłam. Ty nie mogłaś. Nikt nie może.
    Przejdź tę żałobę szybko. Kazdy etap. A potem...to już sięokaże co spotkasz na swojej drodze.
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie zaznałam miłości takiej jak Ty, na szczęście i nieszczęście zaznałam miłości pięknej, a Ona nadal kocha i dlatego tak trudno sie z tym pogodzic, dlatego tak cholernie boli.
      I nie mówię, że miłośc jest stała, bo oczywiście, że nie jest, ale jest STAŁĄ, która wszystkich nas łączy.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, że wtrącę się w Waszą rozmowę, jednak wyczytałam w Twojej odpowiedzi, że Ona nadal Cię kocha i tu mnie zastanowiło. Albo Ona wprowadza Cię w błąd mówiąc, że kocha, albo kocha naprawdę i popełnia największy błąd życia. Jak można kochać, jednocześnie będąc kochanym i tę miłość świadomie odrzucać. Przecież to katowanie samego siebie i Ciebie.
      Miłość uczy nas wybaczać, jeśli kochamy prawdziwie to wybaczymy, choć to niełatwe. Poświęćmy się dla tego uczucia, pielęgnujmy je, budujmy. Dziewczyny ja do Was krzyczę!!! Nie katujcie się!!! WYBACZCIE!!! Dajcie wygrać uczuciu jeśli faktycznie obie się nim darzycie. aaancia

      Usuń
    3. Niestety tak jest Aniu, twierdzi, że kocha i ja to w Jej oczach widzę, więc to pełnoprawny świadomy sadomasochizm, więc tym bardziej ogarnia mnie frustracja i poczucie niesprawiedliwośći.

      Usuń
    4. Jaki jest więc powód jej uporu? Ona chyba sama nie wie. Boi się, że znowu zostanie zraniona - tak zapewne odpowiesz. A czy jest gwarancja, że kto inny jej nie zrani lub że nie będzie cierpieć bardziej? Będę niemiła ale powiem, że Wasze postępowanie jest wręcz głupie. Możesz mnie opierdzielić za te słowa, przyjmę wszystko.
      Opamiętajcie się.
      Ej Ty, ukochana tej tu blogowiczki. Jeśli mnie czytasz. Wybacz jej, bo pewnie nie raz i ona Tobie wybaczyła i nie raz jeszcze wybaczy. Sztuka wybaczania nie jest łatwa. Życie jest za krótkie aby je marnować w taki sposób. Dajcie sobie jeszcze jedną szanse. Nie macie nic do stracenia i jeśli naprawdę się kochacie czy nie powinnyście wreszcie rzucić się sobie w ramiona i wymówić te jak piękne dwa słowa.
      Obie zapewne tęsknicie za bliskością, za wspólnymi chwilami, rozmowami. Wylejcie sobie na głowę wiadro zimnej wody i WYJDŹCIE SOBIE NA PRZECIW. Żyjcie pełnią życia kobiety, nie wiecie co będzie jutro więc nie marnujcie żadnej chwili. aaancia
      P.S. Jeśli przesadziłam w tym komentarzu to bardzo przepraszam.

      Usuń
    5. Ten upór jest spowodowany realizmem, brakiem wiary, że jeszcze kolejna szansa i próba zakończy się powodzeniem, liczy się bardziej to, że diametralnie się różnimy, a nie to jak bardzo się kochamy.
      Więc skończmy tą batalię Kochana Aniu i nie naciskajmy, nieważne czy to czyta czy nie, sami powiedzieliście, trzeba dac odejśc, gdy ktoś tego potrzebuje.

      Usuń
  3. Kochac i byc kochana, tak to wielkie szczescie. Sa tacy szczesliwcy co maja to na cale zycie, ale z miloscia bywa roznie, zjawia sie, znika, powszednieje, z milosci namietnej robi sie nudna, kochankowie zmieniaja sie w pare nie wiadomo co to, rodzenstwo czy kumple.
    Waszej milosci nie rozumie, najpierw myslalam ze ona juz nie kocha, szczegolnie jak napisalas ze powiedziala ze ja draznisz, a Ty piszesz ze ona nadal kocha, dziewczyno nie rob nic, czas pokaze, moze potrzeba wiecej czasu, daj jej czas niech to ona przyjdzie do Ciebie...Szara Mysz

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm.... Życie to droga. Spotykamy na niej różnych ludzi. Zawiązujemy przyjaźnie, przeżywamy oczarowanie, czy nawet miłość. Tak się zdarza,że czasami wspólnie idziemy drogą przez jakiś czas krótszy bądź dłuższy, dopóki nie dochodzimy do skrzyżowania. Wówczas często dochodzi do rozstań. Idziemy swoją drogą.
    Każde rozstanie boli. Ale ból przeminie. Prędzej, czy później, ale przeminie. Na swojej drodze spotkamy nowych ludzi przyjaciół, miłości.... i tak do następnego skrzyżowania...
    Nie narzucaj się, pozwól odejść. Bo jeśli będziecie miały być razem, spotkacie cię na kolejnym skrzyżowaniu dróg....
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam ze jest dwa razy, jeszcze do tego z bledami, jak mozesz to naprawic to by bylo dobrze. Szara M.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pamiętam, gdy moi znajomi się dziwili, gdy po rozstaniu z chłopakiem zamknęłam się na cały świat i nie chciałam niczego widzieć poza moimi czterema ścianami. Mówili, że niepotrzebnie się katuję, że trzeba wyjść do ludzi, a nie od nich uciekać. Chcieli tego już, teraz, natychmiast! Ubierz się ładnie, umaluj, uśmiechaj i wyjdź! Raz mnie do tego skłonili. Wystroiłam się, uśmiechałam, ale co z tego skoro to wszystko było jednym wielkim kłamstwem?? Sukienka i makijaż tuszowały ciało zmęczone nagłym spadkiem wagi, odpowiednia fryzura bagatelizowała drastyczną utratę włosów a sztuczny uśmiech ukrywał ogromny smutek i złamane serce... Wróciłam do domu i znów się zamknęłam przed światem, bo po prostu tego potrzebowałam. Miałam czas na szczęście i musiałam mieć też czas na ból. Na żałobę- jak to trafnie określiłaś. Cierpiąc w ten sposób uwolniłam wszystkie negatywne emocje, wyszłam im naprzeciw, bo gdybym tego nie zrobiła one i tak prędzej czy później by mnie dopadły. Przeżyłam to, by w końcu lżejsza o ból, który z wyjątkową starannością poskładałam w kostkę i głęboko ukryłam wyjść do ludzi. I wtedy dopiero mój uśmiech był prawdziwy a wygląd nawet bez makijażu promienny. Dlatego nie będę Ci mówić, że masz się nie przejmować i nie załamywać. Moje rady będą tym razem odwrotne: płacz, przeżywaj, załamuj się i pogódź z obecnością bólu. Jedyne moje pozytywne i najważniejsze, bo najszczersze spostrzeżenie w tym wszystkim jest takie, że to minie. Może prędzej, może później, ale minie.
    Cieszę się, że podobnie jak ja należysz do kobiet, które nie boją się mówić o miłości jako o tej, która jest w naszym życiu najważniejsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie kochana jest tak jak mówisz, nie ma co mnie ciągac, zabijac czasu, zapełniac go, bo można mi go wypełniac fizycznie jak psychicznie i tak jest okupowany tylko jedną myślą.
      Czas, tylko i wyłącznie czas i przyzwyczajenie tym razem do Jej nieobecności coś tu da.

      Usuń
  8. Zawsze będę powtarzać, że emocje trzeba przeżyć, a nie zagłuszać. Płacz, krzycz, smuć się, złość - żyj, nie blokuj się na emocje. Potrzebujesz czasu, więc daj go sobie. I słuchaj siebie, w samotności i ciszy możesz się wiele o sobie nauczyć.

    Będzie, co ma być. Banalne i prawdziwe. Nic na siłę. Nigdy nie wiesz co Cię czeka za kolejnym życiowym zakrętem.

    :*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. emocje trzeba przeżyc, a nie zagłuszac - bardzo mi się to podoba, zapamiętam i będę się stosowac:)

      Usuń
  9. Mój,nic nie wnoszący komentarz...czuje tak samo.

    OdpowiedzUsuń