Jutro idę na wesele. Na moje „szczęście”?
pierwsze od dwóch lat. A podobno na szczęście mojej kieszeni. Z racji tego, że
zaprosiła mnie przyjaciółka najlepsza, którą kocham nad życie, uradowała mnie
bardzo wiadomość ich ślubu i ani przez chwilę nie myślałam o kwestiach pieniężnych
i w jaki sposób spustoszy to mój portfelik. Na moją radość i długie
wyczekiwanie tego dnia składają się też inne czynniki. Ona jest pierwszą osobą,
która wystarczyło, że poobserwowała mnie chwilę i od razu wiedziała, że jestem
zakochana. Od razu wiedziała, że nie jest to mężczyzna. Ona pokazała mi, że
ludzie mogą kochać mnie za to kim jestem, a nie za to z kim sypiam. Pomogła mi
się otworzyć i przestać bać reakcji ludzi. Tak trwamy 9 lat, więc na wieść o
tym, że osoba, której życzyłam zawsze wszystkiego, co życie może dać najlepszego
wychodzi za mąż uniosłam się niesłychanie z radości, szczęścia i wzruszenia.
Jutro wiem, że idąc to ołtarza spotkamy się wzrokiem i wymienimy łzę
wzruszenia. Bo ona wie jak bardzo chciałabym również ja kiedyś być na Jej
miejscu, wybrać suknię marzeń, iść w stronę jakiegokolwiek ołtarza w celu
zawarcia związku partnerskiego i wiedzieć, że to z tą osobą na zawsze, po wieczność,
na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie. Jutro znów będę się cieszyc cudzym
szczęściem jakbym było moje. Jest w tym trochę smutku, rozżalenia, ale przede
wszystkim radość, że dobrym ludziom przytrafia się coś dobrego.
Jednak wiem, że sezon weselny nie
u każdego budzi takie pokłady szczęścia. Spokojnie myślę, że można użyć terminu
„sezon”, ponieważ znam pary, które są zapraszane na wesela przynajmniej 3,4
razy do roku i cała ekscytacja z nich ulatuje, gdy muszą przeliczyć uszczerbki
w budżecie. Nie dziwię się, że im nie do śmiechu ani wielkiego szczęścia. Nawet
jeśli doświadczona wizytatorka wesel opracuje sobie plan oszczędnościowy w
postaci pożyczania sukienek, kupowania ich w dobrej cenie, to nie można zapomnieć
też o butach, torebce, fryzurze i makijażu, które utrzymają się do rana, co
wymaga dodatkowo płatnej wizyty u kosmetyczki oraz fryzjerki. Głównym celem
wesela powinno być podzielenie się swoim szczęściem z bliskimi, ja akurat mogę
Was zapewnić, że jutro wyjątkowo na takie wesele idę. Jednak wiem, że dla większości
to okazja na uzbieranie na auto, remont, wycieczkę bądź rekompensatę plus coś
ekstra za wydatki weselne. Nie ma nic gorszego, gdy czujemy, że zostaliśmy
zaproszeni tylko by „dorzucić się do interesu”. A nie oszukujmy się, każdy z
nas pewnie ma takiego członka rodziny, który zaprosił bądź zaprosi nas, bo tak
wypada, a nie że tego chce. Nie bądźmy naiwni, gdybyśmy zapraszali ludzie tak
naprawdę tylko nam bliskich, byłoby to może
z 20 max 30 osób, a nie ta setka, więc w sumie nie ma się co dziwić, że
ludzie dodają karteczki do zaproszeń, że życzą sobie zielonych w kopercie i
wina zamiast kwiatów, bo potem te straty i zyski trzeba zapić/opić. Rodzinne
harpie, zazdrośnicy, plotkary, które przyszły głównie zobaczyć kto z kim gdzie
i dlaczego. I uwierzcie mi, wiek tu nie ma znaczenia, każdy przychodzi poobserwować,
oceniać, poplotkować, pobawić się – to na końcu. Dlatego w zeszłym roku
odmówiłam udziału w takim weselu. Czułam, że to zaproszenie na siłę, bo któreś
dziecko moich rodziców trzeba było „doprosić” i jestem pewna, że kuzynka w
ogóle boleśnie nie odczuła mojej nieobecności choć rodzicielka ma była
niesłychanie obrażona. A ja jak zwykle bez osoby towarzyszącej płci męskiej to
pierwszy pionek do obgadania, obtańcowywania przez pijanych wujków i
niezręcznej ciszy i samotności, gdy wszystkie pary dookoła pójdą tańczyć.
Ale nie jutro. Jutro się tak nie nastawiam, bo
wiem, że tak nie będzie. Będę otoczona dobrymi duszami, rodziną, którą traktuję
jak własną, nikt nie będzie patrzył na mnie krzywo czy dziwnie, bo obok będę mieć
swoją osobę towarzyszącą, której ukrywać nie muszę. Wierzę, że będziemy się
wyśmienicie bawić, śmiać i płakać razem. Bez najmniejszego problemu czy
martwienia się o uszczuplenie i tak chuderlawego portfela wybiorę wyśmienite
wino dla pary młodej, do koperty wrzucę złocisze, bo przy tym weselu czuło się
zaszczyt z zaproszenia i tylko takich Wam życzę.
Aż Ci zazdroszczę!!! Ja niestety ostatnio częściej chodzę na pogrzeby niż wesela. Kochana baw się pysznie, tańcz i śpiewaj i nie żałuj sobie wzruszeń! Bo w życiu piękne są tylko chwile:)...
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochany, tak mam zamiar zrobic:) bo też ostatnio to częściej były pogrzeby, więc czas na weselszą kartę:)
UsuńBawcie się wyśmienicie i cieszcie wspólnie spędzonym czasem :):)
OdpowiedzUsuńWesel się zatem, baw, bo jak to napisał Malawiart - w życiu piękne są tylko chwile :)..... a młodym niech się darzy....Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziekuję dziewczyny:) i tą chwilę mam zamiar się napawac ile się da :)
UsuńPozdrawiam równie serdecznie!:)
Lubię wesela , ten ocean wzruszeń, zabawy, beztroski... widzę Twoje krzyżujące się spojrzenie z panną młodą, wiesz? I ta łza, wycierana ukradkiem i pospiesznie, żeby nie rozmazać tego tuszu do rzęs..
OdpowiedzUsuńudanej zabawy!
<3 :*
Oj zna się, zna doskonale te "przymusowe" zaproszenia. I rzekomo trzeba iść, bo tak wypada. A ja, jako czarna owca rodziny i wojowniczka ze stwierdzeniami typu: "bo tak wypada" i "co ludzie powiedzą" powiedziałam swego czasu DOŚĆ i odmówiłam pójścia na tego typu imprezę. I spodziewałam się błyskawic z oczu mojej mamy z tego powodu, ale zaskoczyła mnie tym, że po jakimś czasie przyznała mi rację :) A więc, jak widać, ten świat i ludzie na nim nie są niezmienialni; nasz upór i cierpliwość prędzej czy później odniosą sukces;)
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze i cieszę się niezmiernie z tego, że obok Ciebie będzie ktoś Ci bliski- bez względu na płeć :) Ja to zawsze ryczę, jak słyszę słowa przysięgi, tak bardzo się wzruszam, ale ciiiii, bo to jeden z moich małych kompleksów- po mamusi;)