niedziela, 18 sierpnia 2013

Radośc - towar deficytowy.

„Bardzo często miałem w swoim życiu wrażenie, iż przez cały czas jestem jak ten astronom prowadzący wycieczkę niewidomych, którym mam opisać magię obrazu malowaną skrywającym się za linią horyzontu słońcem. A ja? Ja mam jedynie wiedzą o gwieździe Słońce i do przeżycia piękna zachodu Słońca nigdy ich nie doprowadzę. Dzisiaj wiem, że gdybym tylko potrafił się z tym pogodzić, to moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Ale ja przez długi czas nie zdawałem sobie sprawy, że to głównie kwestia rozstania się na zawsze z kilkoma marzeniami, wyzbycia się uczucia najpierw zawiści, a potem zazdrości, oraz zawarcia trwałego pokoju ze swoimi ambicjami.

Ja chciałem wchodzić do ogrodu i nie zauważając w nim zepsutej, skrzypiącej furtki, podziwiać rosnące w nim kwiaty, a okazało się, że w prawdzie urodę kwiatów zauważam, ale najlepiej jednak znam się na „wyszukiwaniu zepsutych furtek”. (J.L. Wiśniewski)

Przystajecie czasem w swoim biegu przez płotki, sprincie, maratonie życia i zastanawiacie się, że gdyby poproszono Was o opisanie piękna zachodu słońcu, bylibyście w stanie to oddać tak by zobrazować to niewidomemu? Zachwyt – słowo i czynność grożąca wyginięciem. Akcja-reaktywacja!

Jestem pewna, że za to mnóstwo z nas potrafi wymienić długą listę zepsutych furtek w swojej marnej egzystencji, wyglądzie zewnętrznym, niewymarzonej pracy, apodyktycznym szefie, nie kochającym nas wystarczająco partnerze, raniącej nas rodzinie, ale przerażająco przeważająca część z nas nie potrafi sięgnąć po oliwę by naoliwić skrzypiącą furtkę by móc napawać się zapachem kwiatów i szumem drzew w oddali.  

Starożytni Egipcjanie wierzyli, że gdy staną w obliczu bogów przed wstąpieniem do nieba, zada im się dwa pytania, zależnie od których przekroczą wrota niebios czy też nie, mianowicie: czy znalazłeś radość w swoim życiu? czy dałeś radość innym?...

Czy radość w dzisiejszych czasach nadal jest dla nas ważna? Powinna być. Trudno jednak zawalczyć nie tylko ze samym sobą, ale i niechęcią i szykanowaniem otoczenia, które radości doszywa pejoratywne znaczenie momentalnie pytając: z czego się tak cieszysz/rżysz/suszysz zęby? narąbałaś się? Co brałaś? Podziel się! Nie zapominajmy o mediach napędzających na bieżąco maszynę strachu, wstydu i depresji. „Matka straciła piątkę dzieci wskutek utonięcia”, „Zgwałcono i zamordowano 15-latkę”, „37-latek dźgnął śmiertelnie nożem 17-latka”. Nagłówki koniecznie uwzględniające relacje czy wiek ofiar by zalała nas jeszcze głębiej pieniąca się fala smutku, który ciągnie się za nami od rana do wieczora.

A przecież zdolność do radości, picia ze źródła rzeczy drobnych, dostrzegania piękna wokół nas, nie w posiadaniu, ale odkrywaniu, umiejętność odkrywania dobra w sobie i innych ludziach buduje przecież człowieka, któremu jest dobrze samemu ze sobą, i jednocześnie osobę, z którą chcą przebywać inni. Kto z nas nie chciałby być takim człowiekiem? Trudne? Możliwe!

Pierwszymi nauczycielami radości są rodzice. Nie oszukujmy się, wielu z nich tej ważnej lekcji życia nawet nie rozpoczęło, nie pofatygowało się nawet napisać na tablicy tematu lekcji „Masz prawo się cieszyc i być szczęśliwym wbrew wymaganiom otoczenia, nawet wbrew swoim rodzicom”. Zatem jeśli ciągle w dzieciństwie byliśmy świadkami sfrustrowanych, znerwicowanych rodziców, trudno nam będzie nauczyć się czerpać z kontaktu z ludźmi i otoczeniem tego, co najlepsze. A przecież dzieci są najbardziej pilnymi obserwatorami i przeżywają wszystko z rodzicami. Dzieci, którym rodzice dają dostęp do własnej spontaniczności i radości poprzez np. poranne skakanie po łóżku czy wygłupianie się przy stole, wyrastają na bardziej pogodnych ludzi. Niestety nasza zdolność do radości często w okresie dzieciństwa zostaje upośledzona poprzez konieczność zmagania się z trudnymi doświadczeniami, które niekoniecznie są naszą winą.

Mimo wszystko, jako dzieci, nawet w najtrudniejszych chwilach potrafimy być niesamowicie odporne, budować własne równoległe światy i cieszyc się na przekór wszystkiemu. Dlatego będąc dorosłymi tak często wypatrujemy spontanicznej, niewinnej i niezmąconej radości dzieci. Widok radosnego dziecka jest tak kojący i wzruszający, że uwielbiamy zasypywać je prezentami by choć chwilę poczuć tę radość na sobie. Sama często się  na tym łapię. Ostatnio kupiłam bratankowi, który w ogóle prezentu się nie spodziewał, samochodzik z klocków Lego; podbiegł tak zaskoczony, ucieszony i wzruszony, że ledwo wstrzymałam łzy. „Siosiu, skąd wiedziałeś, że ja kolekcjonuję te auta?! Jaki jestem szczęśliwy, chyba musiałem być grzeczny, że mi to dałaś, dziękuję bardzo, siosiu” przy czym przytulił i pocałował w policzek. Zapominamy o mocy przytulenia dziecka, dziwimy się, że tego nie robią, gdy czasami sami nie otwieramy ramion. Mały W. zaczął mi radośnie uciekać na spacerze tak bym go nie dogoniła. Zaczęłam powoli biec, udając oczywiście, że za nim nie nadążam, a on śmiał się całym ciałem do rozpuku. Obrócił się, ukucnęłam, rozłożyłam ramiona i krzyknęłam „chodź do cioci!”. Nie byłam pewna czy to zrobi, ale ruszył jak szalony w moim kierunku i wskoczył na mnie, uwiesił się na szyi, a ja uniosłam go najwyżej jak mogłam wiedząc jak to lubi. To było szczęście i radość. Zabiłam smutną, czającą się za rogiem serca, myśl, że może nigdy nie przytulę tak własnego dziecka. Jest tu i teraz i to uczucie jest niesamowite.

Odczuwanie radości wymaga ogromnej autonomii i samoregulacji myśli, jak starego odbiornika radiowego, który ciągle odbiera zakłócenia zamiast czysty dźwięk audycji. To jedno z największych wyzwań życia dorosłego, widzieć świat i siebie takim, jakimi są, ale mimo wszystko móc odczuć radość. Nie będziemy potrafili jej przeżywać, jeśli nie spojrzymy na swoje życie i wszystko dookoła jako jedyny dar, jaki nam dano, tu i teraz, nie będzie później, i wcześniej.

Nieprzerwany kontakt z naturą,
Błogość ciszy zakłócanej tylko uwodzącym szumem drzew, śpiewem ptaków i owadów,
Nieopisane zachody słońca nad rzeką malujące niesamowite kolory na niebie,
Gorący dotyk promieni słońca na mojej nagiej skórze,
Spacery z myślami brzegiem rzeki i lasu,
Kojąca muzyka w uszach,
Samoistnie seksownie potargane włosy, które sama chcę chwytać...
To wszystko sprawia, że bezustannie uśmiecham się do swoich myśli, rozpościeram ręce, obracam się w kółko ekstazy i chodzę nieziemsko, naturalnie i nieskazitelnie podniecona...życiem, sobą i fantazjami...




Sporadyczne zaczepki rodziny nawet tego nie zmienią, która kończą się łzami wymieszanymi z rzeką „Patrz na tą, koniecznie chce być mądrzejsza od nas, że tyle książek czyta”.

Wielu z nas marzy o lataniu. Lubi oglądać świat z lotu ptaka uważając, że to najlepsza perspektywa. Dystans poszerza perspektywę i podziw. Patrzymy też na ludzi z góry, bo wtedy wydają się nie tylko mniejsi od nas, ale i mniej groźni.
Ja przybieram inny punkt widzenia. Patrzę na świat od dołu, bo w końcu by cokolwiek mogło zaistnieć, to musi najpierw urosnąć. Zatem, gdy docieram do punktu zatrzymania się i podziwu-klękam. I dotykam... trawy, wody, piasku, zwierzęcia, które podbiega się przywitać.



W końcu nie poczujemy pełnego piękna trawy póki nie tylko ją powąchamy, ale i muśniemy palcami. Niedawno byłam świadkiem pierwszego zetknięcia się z trawą 10-miesięcznego dziecka. Niepewnie schodziło z kocyka na ten nowy, zielony "dywan". Mina pełna niepewności, zaskoczenia zakończona szczerym chichotem była bezcenna.
Zapominamy, że to nie dystans buduje więzi, ale bliskość. Zbliżenia.
Ilu ludzi w życiu omijamy szerokim łukiem nie zdając sobie sprawy z ich wyjątkowości.
Pamiętam jak dziś pewną dziewczynę z pociągu. Uśmiech nie schodził jej z twarzy choć nie miała do kogo się uśmiechać. Chcę wierzyć, że uśmiechała się do swojego wewnętrznego szczęścia.
Wyciągnęła książkę i przyłożyła do nosa. Okazało się, że niedowidzi. Chłonęła każdą literkę nosem śmiejąc się do siebie. Przeciętny Kowalski nazwałby ją pewnie dziwaczką. Po chwili dostała smsa i przykładając nos do ekranu telefonu ubrała tak piękny uśmiech, że wyryła się w mojej pamięci na zawsze.
Chcę wierzyć, że dostała smsa od kogoś, kto kocha ją całym sercem i nie bał się do niej zbliżyć.

...

Dotykajmy, zbliżajmy się, czujmy, pełną piersią, opuszkami palców, całymi sobą.


Ogień nie zawsze parzy.



"Taki właśnie był, uczciwy i szczery, skażony końcówką XX wieku, dającą nadzieję, najzupełniej pustą, na poszanowanie prawa do szczęścia każdej istoty ludzkiej, niezależnie od koloru skóry lub innych ingrediencji" (I. Karpowicz)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz