poniedziałek, 23 maja 2011

moja zwyczajnie-niezwyczajna Mama.


Siedząc ostatnio w poczekalni z nudy sięgnęłam po egzemplarz "Twojego Stylu", w którym wciągnął mnie artykuł, który zawierał trzy wywiady z córkami pani Magdaleny Środy, Ewy Kopacz i Henryki Bochniarz. Miał on na celu pokazanie tych kobiet w oczach ich córek, a także krzyk tych córek o własną niezależność i zapewnienie, że nie są jedynie cieniami swoich matek. Każda z nich jedyna w swoim rodzaju, nie gorsza od swojej matki, równie zaskakująca i pracowita. Każda z nich opisywała swoją mamę jak super-mamę. Taka, która wprawdzie nie piecze placków, nie wstaje rano i nie przynosi do domu świeżego pieczywa na śniadanie, nie taka mama, która czeka z kolacją bądź obiadem na swoje dzieci. Taka mama, która sprawia, że chcesz ją wiecznie zadowolić, bo ona daje tyle światu i innym, więc nie zasługuje na marudzenie swojej córki o błahe sprawy. Mamy - kobiety sukcesu, polityki. Kobiety silne, niezależne, pracoholiczki ciągle walczące o swoją sprawę. Kobiety nadzwyczajne się wydaje. Pomyślałam czytając jak te córki próbują opisać swoje matki jako wyjątkowe, mimo tego, że między wierszami czuć ich pewien żal, że ich rodzicielki tyle zawsze pracowały i stawiały córkom wysoko poprzeczkę świadomie bądź nie. Broniły ich i wcale się im nie dziwię.
Pomyślałam o mojej mamie. Nikt nie przeprowadzi ze mną wywiadu na temat mojej mamy, bo nie jest nikim medialnym ani wyróżniającym się z tłumu. Dla wielu może wydawać się zwyczajna, ale pomyślałam, że też bym jej broniła za wszystkie skarby świata, gdyby ktoś ośmielił się nazwać ją zwyczajną. Moja mama nie pracuje od ponad 30 lat. Z ojcem zawarli umowę, że to on pracuje, a mama siedzi w domu i wychowuje dzieci i odkąd pamiętam bardzo się starała dobrze wywiązać z tego zadania. Czasem podniosła rękę, czasem krzyknęła, ale nigdy nie sprawiła, że ją za to znienawidziliśmy, bo zawsze sobie na to zasłużyliśmy. Pilnować gromadki 6tki dzieci potrafi na pewno wyprowadzić nie raz z równowagi. Moja mama dostała jedną z najlepszych pracy - bycie matką. Choć wydaje się to zawód bez prospektów, wysokich zarobków, nagród czy pochwał dla mnie awansuje każdego roku. Codziennie uczę się o niej czegoś nowego i czerpię od niej inspirację. Ona ma prawdziwą matczyną intuicję, zna wszystkie dobre rady, żałuję, że nie zawsze je wypowiada. Przerażającą ilość razy ma rację. Gdy pewnego dnia przyprowadziłam do domu swoją pierwszą dziewczynę przedstawiając jako koleżankę, nie myślałam, że mama będzie wiedzieć. Od razu mi powiedziała: nie ufam jej, nie lubię jej. Nie wiedziałam, że widząc moją radość, uśmiech, rumieniec na twarzy, pozna, że to więcej niż koleżanka. Bardzo starała się mnie od "tego" bronic zakazując wyjazdów, wyjść, spotkań. Dziś wiem też, że nie chodziło o to, że była lesbijką, ale dlatego, że czuła, że nie jest dobrym człowiekiem i mnie zrani. Nauczyłam się po prostu nie pokazywać jej moich dziewczyn i kłamać. Jednego dnia oglądając program o homoseksualistach, pamiętam jak dziś, powiedziała: powinno się ich leczyć i zamykać w drzwiach bez klamek i leczyć elektrowstrząsami. Na drugi dzień oglądałyśmy program o dzieciach, które się tną,  bo nie mogąc znieść świata, kłamstw, rzeczywistości. Popatrzyła na mnie zmartwiona i powiedziała, że ma nadzieję, że tak nie robię i chciała zobaczyć moje ręce. Dziś wiem, że wiedziała już wtedy, że każdego dnia noszę w sobie ciężar odrzucenia, ukrywania się przed nimi i przymusu okłamywania. Po kilku latach i kilku ukrywanych dziewczynach w naszym domu zaczęła się pojawiać coraz częściej koleżanko-dziewczyna , którą mama nauczyła się akceptować, lubic i nie odtrącać. Pytała kiedy przyjedzie znowu, nie przeszkadzało, że pojawia się nawet w święta. Gdy mnie zraniła, wiem, że mama zaczęła ją nienawidzić nie dlatego, że nagle zniknęła z naszego życia, ale dlatego, że zrobiła mi krzywdę. Gdy dziś jesteśmy ze sobą znowu, a mama nauczyła się ją akceptować na nowo i nie mścić się, wiem, że choć w najmniejszym stopniu, to akceptuje to, ze ma córkę lesbijkę i jestem z  tym szczęśliwa i pewna. Nigdy o tym nie rozmawiamy, rozmawiamy o jej samopoczuciu, choć jej łzy rozdzierają serce, doceniam, że czuję się bezpiecznie przy mnie na tyle, by te łzy mi pokazać  i swoje serce wylać przede mną przy kubku herbaty, bo wie, że wysłucham i zrobię dla niej wszystko. Piecze placki, codziennie robi obiady, wstaje rano, by każdy miał świeże pieczywo do pracy, dba o czystość domu i porządek wśród swoich dzieci, zależy jej , by żyło nam się dobrze. Moja mama może i jest kolokwialną kurą domową, ale ze swoją troską, matczyną intuicją, inteligencją jest lepszą kobietą sukcesu niż inna minister zdrowia, polityk czy businesswoman. Zbliża się dzień matki i myślę, że mam swoją super-mamę przy sobie i na lodówce powieszę jej ładną plakietkę z napisem "Mama to przyjaciel, z którego nigdy się nie wyrasta". 

3 komentarze:

  1. Często wracam do tej notki. Twoje słowa są dowodem na to, jak bardzo kochasz swoją Mamę. Taki apel ode mnie: mówcie swoim Mamom jak bardzo Je kochacie i dziękujcie za to, że są. Ja za chwilę pójdę z pięknym bukietem czerwonych róż do mojej Mamy, ale niestety nie złożę Jej życzeń, nie uściskam, a jedyne co będę mogła zrobić, to podziękować za to, że była i za to kim ja jestem, dzięki Niej. Zapalę światełko i powiem jak bardzo mi Jej brakuje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja będę tam z Tobą myślami Kochana:)Ja pod Twoim apelem się podpisuję choc tak trudno się do niego stosowac..

      Usuń
    2. dziękuję :) i wiem wiem, trudno się do tego stosować, bo sama tak miałam, ale mimo wszystko starajmy się

      Usuń