poniedziałek, 23 marca 2015

Najlepszy człowiek na świecie.

Dla Niej, wszystko warto robić z wyprzedzeniem. Piątek zatem dniem przygotowań, ale przecież ja przygotowywałam się dla Ciebie całe życie. Stroiłam głos, ubierałam szykownie serce, balsamowałam ciało, przygotowywałam je na Twój dotyk, chłonęłam Cię spojrzeniami wyobraźni. Wystarczy to wszystko przenieść w rzeczywistość. Przecież to takie proste, powiedzieć i zrobić, prawda?

Zatem umyłam auto, pomalowałam soczyście paznokcie, dobrałam garderobę, by nie biegać rano w popłochu szukając z paniką koronek, czerwieni i czerni! Wzięłam kąpiel, gotowa na sen przed dłuższą podróżą. Bo przecież łatwo przenieść zamiary w rzeczywistość, prawda? Och Ty naiwna Junkie. Obudziłam się o 3:32 w nocy. Sen? Jaki sen, sen nie jest dla Junkie, która wyjeżdża na przeciw kobiety swoich marzeń.



Zatankowałam w siebie tony pozytywnego nastawienia i wyruszyłam ku wschodowi szczęścia i spełnienia. Nie lubię się spóźniać, więc wyjazd zaplanowałam wcześniej, tym bardziej, że trudno wyliczyć z całkowitą dokładnością w jakim czasie pokona się prawie 450km. Zatem dotarłam 10 minut przed czasem zadowolona, że właściwie nie zdążę się nawet zdenerwować. Znów błąd Junkie. Los przyniósł Jej spóźnienie, a przez moje ciało nigdy wcześniej nie przeszły jednocześnie wszystkie tak silne stany przedzawałowe. Dla widza z boku musiał być to widok niemalże komiczny. Przytykam dłoń do piersi naiwnie licząc na to, że unormuję szalone bicie serca. Dostaję wypieków na twarzy, więc decyduje się wyjść i pospacerować wokół auta, miękkie nogi sprowadzają mnie znów na siedzenie. OK. wdech i wydech. Jeden, dwa, no może dwadzieścia. Po chwili łapię się na tym, że trzymam kciuk w ustach, obgryzam mimochodem paznokcie z nerwów, a na nich lakier! Głupia ty!

W końcu zza rogu wyłania się Ona. Wyłania i wyprzedza moje najśmielsze oczekiwania i marzenia o Jej osobie. Ja kocham się w szczegółach, w nich tkwi diabeł i prawdziwa osobowość człowieka. Tego weekendu będę uczyć się Jej na pamięć, pragnąc osiągnąć artyzm w wywoływaniu w pamięci Jej wyraźnych konturów wyglądu i zachowań. Gdybym miała powiedzieć, to sposób Jej chodzenia jest najbardziej zmysłowym jaki widziałam. Powoli ściąga okulary słoneczne, a zakłada na siebie uśmiech. Na przywitanie całuję usta delikatnie jak znaczek. Ona przyznaje się, że z nerwów prawie zapomniała dla mnie prezentu, a ja opisuje Jej wszystkie stany przedzawałowe sprzed chwili, do których wprowadziło mnie Jej spóźnienie.  Bo my nie widzimy się pierwszy raz, my spotkałyśmy się już wiele razy, wrażenie tylko, że po prostu dużo czasu minęło od ostatniego spotkania – powie później Ona, a ja w pełni przyznaję Jej rację.

Czas na kino i spacer, wybór idealny na uspokojenie skołatanych nerwów. Na bezpieczeństwo ciemności, w której spojrzenia oswajają się ze sobą, dłonie pierwszy raz stykają, czas na „naprawdę tutaj jesteś”, na wspólny posiłek, drogę do wieczora coraz większej otwartości. Czas na wyczekiwany przekład od miesięcy już dopasowanego języka komunikacji na język ciał. Choć powiedzenie, że pożeram Ją wzrokiem jest dość banalne w stosunku do liryczności Jej osoby, to tym właśnie wypełniam sobie wieczór. W tym upale oczekiwania, topnieją trema, nerwy i  stres pierwszego spotkania „czy ja się jej spodobam”. Odpowiedź już dawno padła i jest oczywista. Wszystko co przykłada do ust wydaje mi się apogeum zmysłowości, czy to szminkę, czy własny język oblizujący seksowną dolną wargę, szklanka  whisky z lodem. Wie, że Ją obserwuję i mi na to pozwala, „robię to dla Ciebie”, a ja odchodzę od zmysłów od środka.

Nie wiem kiedy przechodzimy na komunikację najgłośniejszego niemego krzyku wnętrza. To są momenty, których się nie da zarejestrować, do których wraca się potem w rozmowach i wspólnie próbuje dociec ich początku. Nie wiem kiedy nagle milczenie stało się Naszą drugą rozmową. W którym momencie przeszłyśmy w tę parę, na którą inni patrząc z boku mogą myślec „szalone”.  Ale ten moment kiedy już spotkasz się z kimś spojrzeniem, utrzymasz go, nie spuścisz Jej głębokich oczu, zatopisz się w nich, a Ona pozwoli Ci w siebie wskoczyć, to już wiem, że się nie odwrócę i nie przestanę. Kochanie ile godzin trwał ten stan? Nieprzerwanego, niezawstydzonego, głośnego patrzenia w oczy? Czas nieokreślony, bo od tej pory zalał Nas błogostan i bezczas. Jak opisać to uczucie obezwładniającego szczęścia, gdy kąciki ust i oczu same unoszą się w uśmiechu, i wiesz, że to Ty jesteś tego źródłem? To uczucie, ta świadomość, czyni ze mnie najbardziej uniżonego i wiernego sługę tego szczęścia, czuję unoszący ku górze obowiązek, by tego uczucia nigdy nie zniwelować. Czuję się w uroczystym obowiązku szarmanckiego serca obiecać, że już zawsze chcę czuć się odpowiedzialna za Twoje szczęście.

Jej wybuchy śmiechu działają na mnie i unoszą mnie tak samo jak przez telefon. Ton zmysłowości Jej głosu nie odbiega od wyobrażeń i nasila się, gdy nachyla się do mojego ucha, by coś mi szepnąć, a ja czuję mrowienie na całym ciele. Bo to w końcu słowa ubrały się w czyny, gesty i spojrzenia, i paradują teraz w żywym tańcu wspomnień po mojej wyobraźni. Nasze usta szukają pretekstu, by się spotykać. Gdy w końcu, to następuje…ja pamiętam każdy kąt nachylenia Jej warg, ich rozpiętość, miękkość, dzikie szukanie oddechu, warg, ocieranie się, przytykanie palców do ust, wskrzeszanie ognia piekielnego moich trzewi. Dlaczego tak bezustannie całuję Twoje dłonie? Dlaczego przytykam sobie Twoją dłoń do mojej twarzy? Kładę na szyi? Przyznaję. Jestem żebrakiem. Żebrakiem Twojego dotyku.

Jutro też jest dzień. Tzn. dzisiaj, bo już dawno temu grubo po północy. Obiecuję porwać Cię niedzielnym popołudniem. Czy szczęście samoistnie zamawia pogodę? Przechadzamy się po jednym z naszych ulubionych miejsc w Polsce nie wierząc ciągle, że razem w ramię w ramię, iskrząc się w słońcu, kończąc znów w urokliwej knajpie, nieubłagalnie nie licząc czasu. Kontynuujemy rozmowy głośne i nieme. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie ma rzeczy, której bym Ci nie powiedziała i której nie chciałabym od Ciebie usłyszeć. Czemu ta cisza jest tak pociągająca? Trzeba udać się ostatnim spacerem do auta i wyruszyć w drogę powrotną. W tle lecą nasze ulubione piosenki, oczywiście, że je dla nas przygotowałam, jesteś istotą nocy, pamiętam, i obserwuję kątem oka jak chłoniesz rzeczywistość za oknem auta i chcę, by to trwało.

Szalona strona mojej osoby każe mi się zatrzymać na poboczu w szczerym polu. Pod pretekstem zmiany nawigacji, a tak naprawdę by nawigować swoje usta znów w stronę Twoich, chcę widzieć Cię w świetle lampy ulicznej i właśnie tu i teraz całować.

Tak, Szalona Junkie nie może już wytrzymać ani chwili dłużej i mówi, że kocha. Bo, gdy coś wiem, to wiem to na pewno. A Ona widzi moją prawdę, „Jesteś taka prawdziwa”, i to, że widzi mnie na wskroś uskrzydla mnie jeszcze bardziej, daje energii na pięciogodzinną podróż powrotną do domu.

Bo tak to jest. Budzisz mnie słowami, że wypełnia Cię mnóstwo synonimów szczęścia, a jego definicją jest czucie, uczucie. A ja czuję, że wszystko nabiera intensywności odkąd stajesz się przedłużeniem mojego ramienia, które chce sięgać wszystkiego, oczu, które chcą wszystko chłonąc z dokładnością do najmniejszego szczegółu i serca, które chce jeszcze bardziej pęcznieć uczuciem.

Bo tak to jest. Wlałaś we mnie wiosnę, siebie, mnie samą, najlepszego człowieka na świecie. Ale tak to już jest, gdy na swej drodze napotykasz najlepszą kobietę na świecie, która czyni ciebie najlepszym człowiekiem na świecie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz