czwartek, 22 stycznia 2015

Przepełniona uzupełnieniem.

Nie wiem od czego zacząć, ale wiem, że już nigdy nie skończę. Całe życie chowałam się w bezpiecznych żartach akceptacji, białych kłamstwach tolerancji, żyłam, być żyć, jakoś z dnia na dzień przeciskać się w czasie i ludzkiej obojętności moich rozterek.

Ja od najmłodszych lat rysowałam Ją lewą ręką i okazuję się, że Ona z kolei pisała mnie swoją lewą dłonią. Mówi się: Przedstawiam Ci moją lepszą połowę. Jeśli tak, to Ona jest idealnie dopasowaną do mnie półkulą. Pamiętam, że kiedyś miałam skrzydła. Czasami bolało mnie w ich miejscu, taki fantomowy ból odciętej kończyny. Mówi się też, że człowiek ma jedno skrzydło, drugie nosi ktoś inny we wszechświecie. Moje się trochę przez lata poszarpało, dorobiło się ostrych krawędzi.
Bałam się. Tak cholernie się bałam, że już nikt do mnie nie dotrze, nie otrzepie tego złamanego skrzydła i nie wygładzi jego krańców. Mówię Wam, Ona mnie tak wzrusza. Trzęsienie ziemi moich fasad. Dotarła do fundamentu mnie, wlała nową treść. Tak się bałam, że nie odnajdę już nikogo w sobie i siebie w kimś.

Mówię na Nią: Liryczna. Bo jest mistrzynią w opowiadaniu Naszej historii. Ona wie jak kocham się w słowach. Jak dotykają mnie metafory, pobudzają obrazowe porównania, z dnia na dzień stała się prozą i poezją mojego życia. Ona wie, że jest dla mnie niekończącym się wierszem z interpretacją bez dna. Złodziejka mojej książki wie dlaczego Ją tak nazwałam. Wie jak celebruję słowa, z jakim namaszczeniem otwieram każdą książkę swojej duszy. Sprawia, że wierzę, że moje kartki nie rozpuszczą się w Jej dłoniach, bo są wykonane z kiepskiego materiału. Uwierzyłam w siebie, uwierzyłam w Nas. Głaszcze płatek po płatku kwiat uczucia, które we mnie zasadziła, gdy codziennie rozkwitamy nowym wyznaniem.

Czy to możliwe, że słyszałaś moje łzy w głosie, gdy wyśpiewywałam te słowa z równoległej rzeczywistości, która Nas jeszcze nie połączyła?



Even if a day feels to long 
You feel like you can wait another one 
And you've slowly given up on everything 
Love is gonna find you again 
Love is gonna find you, you better be ready then 
Well you been kneeling in the dark for far too long 
You've been waiting for that spark but it hasn't come 
I'm calling to you please get off the floor 


Ona jest tą iskrą, która podnosi mnie z kolan. Z pozoru pewną Junkie pożera przy Niej trema. To niesamowite budzić się rano i czuć się spełnioną, piękną i seksowną, by za chwilę zastanawiać się „Może wcale nie mam ładnych dłoni? Włosy wcale nie są takie pociągające? Czy faktycznie dobrze całuję? Co jeśli się Jej nie spodobam?”. Ona onieśmiela mnie, bym za chwilę zalotnie machała obcasem i muskała zadziornie odkryte kolano przygryzając wargę.  Dziś ubrałam się znów w Nią. Przechadzałam się korytarzami w pracy uśmiechając się do kropli deszczu za oknem, do prośby dziecka, by pomóc mu zapiąć zamek, do wroga, do przyjaciela, do istoty małej i duży. Znów padały pytania „Ma pani nowe buty? Nowa koszula?”. Nie, wszystko mam stare, to tylko to nowe, odświeżające uczucie we mnie zmieniło moje codziennie wrażenie na innych ludziach. Moja K. znów widzi mnie z daleka i się uśmiecha „Ładnie znów wyglądasz, promieniejesz”. Uśmiecham się ciepło, bo ona wie czyja to zasługa.



Amerykański psycholog dr Arthur Aron próbował ostatnio udowodnić w badaniu klinicznym, że można zakochać się na zawołanie. Opracował zestaw 36 pytań, dodał do tego obowiązkowe 4-minutowe spojrzenie sobie w oczy i zakochanie gotowe. 

Nie zgadzam się. Trzeba chcieć zadać pytania. Intuicja nam podpowiada czy otwierając się, nie ośmieszymy się przed daną osobą. Trzeba chcieć odpowiadać na pytania szczerze. Psychologa i osobę siedzącą na przeciwko można oszukać, rysując swoją historię od nowa i kreując siebie na kogoś, kim nie jesteśmy. 

Wyjątkowości nie można zagrać, a nie każda prawda uwodzi i urzeka. Nie każdy potrafi spojrzeć w oczy. Tak na wskroś, nieprzerwanie, bezczelnie, ale i z pokorą. Z hukiem i po cichu. Czule, a zarazem dziko. Ze strachem w jednym, a odwagą w drugim oku.

Nic nie zastąpi spontaniczności potoku słów. Nic nie zastąpi tego czekania na Ciebie. Wypatrywania. Przewracania kartek kalendarza spełnienia. My nic nie opracowujemy. Tylko żyjemy sobą, śnimy siebie, głodujemy, nasycamy.

Rozpięłam sukienkę siebie przed nią jak przed nikim wcześniej. 
Nie liczyłam czy padło już 36 przeszywających duszę pytań, nie patrzyłyśmy sobie jeszcze w oczy. A jeśli gdzieś istnieje sprawdzony przepis na miłość absolutną, to Ona kompletnie nie potrzebuje do niej instrukcji. 

Intuicja, pokora, docenienie. Mnóstwo innych cegiełek dokładanych do budowli zaufania i zaangażowania. Wykładamy nimi drogę do siebie, a ja zapomniałam o wszystkich krętych drogach, które mnie do dzisiejszego dnia doprowadziły.

Nigdy wcześniej droga nie była tak oczywista i prosta. 
Zamek sukienki nie zaciął się ani razu.



Mogłabym Wam mówić i mówić o Niej. Mówić o tym jaką jest wspaniałą kobietą, która jest chodzącą definicją wyjątkowości, zmysłowości, inteligencji, gracji i pokory. Musiałabym Wam wykrzyczeć Jej imię i powiedzieć jak pękam z dumy. Mogłabym próbować ubrać w słowa jak bije mi serce, gdy zaczynamy i kończymy każdą rozmowę. Jak moja rzeczywistość wysiada z wagonu zmęczenia przy rozmowach z nią, by nagle ze zdziwieniem stwierdzić : „rozmawiamy już ponad trzy godziny!”. Mogłabym się przyznać, że sypiam po cztery godziny i nie potrzeba mi więcej, odkąd Ona jest moim pokarmem. Ale na razie skończę, idę otulić się kolejnym potokiem jej słów i wypuścić tamę własnych. Zakończę tradycyjnie piosenką, która wyraża mnie, a Ona dołączy Ją do ścieżki własnego życia. Bo tak już mają swoje półkule.




When my time comes around
Lay me gently in the cold dark earth
No grave can hold my body down
I'll crawl home to her

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz