czwartek, 23 stycznia 2014

Chwyc czas za rogi!

Wczoraj, a może już w pobliżu wtorku zaczaił się on. Nie oddam mu wielkiej litery początku słowa, ponieważ ma pozostać maleńkim, mało wyczuwalnym, nieobecnym, niemym. Czaił się, sama nie wiem gdzie. Czy w umyśle, czy w stęsknionym za czymś sercu, czy buzującym hormonie. Bardzo łatwo można pozwolić mu wygrać i wpuścić bez pukania. Niekiedy bardzo często tak robiłam. Przychodził, widziałam go już przez „judasza” i otwierałam drzwi, zanim zdążył wejść na moje piętro. Siadał, rozgaszczał się, kładł stopy na moje biurko i tlił się w blasku monitora, chował za oknem, tulił w moją kołdrę, zasypiał na poduszce. Brał moje oczy w dłonie i delikatnie wyciskał z nich łzy i zatykał usta przed łkaniem.

Ale jak to tak? Znowu wrócić do punktu wyjścia, poddać się, dać się? Mam w sobie więcej siły! Jestem bardziej samoświadoma, sprytniejsza i wiem jak odeprzeć atak hormonów. Ten pan czający się za rogiem to zwyczajnie smutek. Próbował do mnie przemówić, usiadł na ramieniu, szeptał myśli złe, ale tym razem powiedziałam mu wyraźne i głośne „Spadaj!”. Gdy tylko odtwarzacz wrzucał jego ulubione piosenki, podchodziłam szybko i wyszukiwałam coś weselszego, co by go tylko bardziej wkurzyć. Poszłam dalej i postanowiłam poszukać nowych dźwięków, co by mieć więcej opcji odpędzania smutku. Odkrywanie nowego zawsze napawa mnie niesamowitą pasją życia i radości. Szukałam również nowych obrazów i stron do przeczytania. Wypełniłam do połowy pustą szklankę!
Natrafiłam na ten teledysk:



I nagle poczułam prawie namacalnie jak ktoś rozlewa mi uśmiech i ciepło na sercu. Rozpuścił się nagle lód za oknem. Dodatkowo, wstając dziś zobaczyłam nieśmiało wstające razem ze mną słońce. Jakby poprzedni wieczór zapowiedział dziś świetlisty dzień. Są teledyski, które przenikają wprost do mojej duszy, mówią do mnie swoim własnym językiem obrazów, tworząc gonitwę myśli w mojej głowie. Ten mężczyzna w teledysku to przecież ja!

Zdradzę wam sekret. Junkie jeżdżąc do swojego domu na wsi porzuca wszystkie rzeczy przyziemne. Ściąga obcisłe ubrania, zakłada luźne spodnie, białą koszulkę lub wyłącznie stanik, wkłada ręce w kieszenie, zmywa makijaż, zostawia zegarek na półce, zostawia za sobą wszystko to, co ją ogranicza, narzuca jakieś powierzchowne standardy piękna, czuję się wtedy niesamowicie wyzwolona i kobieca, zabiera ze sobą tylko muzykę i słuchawki i idzie w las. I co robi? Wchodzi w jego głąb, widzi przebijające się między konarami promienie słońca i ma wrażenie, że są odzwierciedleniem wszystkich pozytywnych myśli i dobra na świecie. Wtedy nie ogląda się nawet za siebie, rozpościera ręce i idąc przed siebie zaczyna tańczyć, podskakuje, robi piruety. Dokładnie tak, jak ten mężczyzna w teledysku. Potem zastanawia się czy ktoś jej może nie widział i pomyślał „wariatka”. Ale Natura zaprasza ją do tańca. Jak odmówić takiej partnerce? Ludzie mówią na mnie „wariatka, świr, głupol” i inne eufemizmy na kogoś optymistycznego;) Ale jeśli mam tę umiejętność, siłę, charakter, pomysł czy chęć by wywoływać uśmiech, salwy śmiechu czy poprawy humoru u innych, to czemu mam z tego nie korzystać?


Dlaczego o tym piszę? Bo myślę, że wszyscy w te mrozy, samotne wieczory, smutki czające się za rogiem każdego piętra naszych egzystencji potrzebujemy trochę ciepła. Zawsze mamy wybór. Możemy sobie wmówić, że nic dobrego nas już nie spotka, że wcale nie mam czasu ugotować sobie czegoś dobrego, nie mam czasu zadbać o swój wygląd, nie mam chwili chwycić za książkę, a co dopiero pójść do kina. To wszystko to kwestia chęci, a nie czasu! Mogłabym bez problemu powiedzieć sobie, że nie mam na nic czasu. Kiedyś tak robiłam, byłam podręcznikowym leniem. Pracuję od 10 do 12 godzin dziennie. Komu by się chciało potem jeszcze coś zrobić ze sobą lub dla siebie? Ale Kochani, jak brak nam siebie, to przecież brak nam wszystkiego. Ostatnio kolejna osoba zapytała mnie jak ja znajduje na wszystko czas? Bardzo mnie to dziwi, ponieważ czas, choć może i szybko płynie, to jednak my jesteśmy jego władcami i tylko od nas zależy na co i na kogo go poświęcimy.  Nic i nikt nie mieszka tak daleko by nie móc wyruszyć w jego stronę, przytulic, pocałować, poczuć. Swój czas powinnyśmy organizować tak, żeby było nam jedynie żal, że kończy się już udane spotkanie z książką, filmem i fascynującą osobą, ale nigdy nie powinnyśmy wyliczać sobie ile tego czasu nie mamy. Skupianie się na tym czego nam brak zamiast na tym, co jest w zasięgu naszej ręki, jest źródłem największej ilości frustracji i kłótni między ludźmi.

Recepta jest prosta. Chcesz przeczytać książkę, nie patrz na mnie, nie patrz na innych, nie zazdrość mi mojego czasu – chwyć za swoją i do dzieła! Otwórz wyobraźnię, a od razu nabierzesz energii do dalszych działań. Może dziś nie ma warunków do biegania, do ćwiczeń na świeżym powietrzu i spaceru po lesie, ale wiem, że ten las tam jest, czeka na mnie i w końcu przyjdzie na niego czas, wiem, że mogę wpakować się do auta i pojechać napalić w kominku i popatrzeć na olśniewającą biel, która może być równie piękna jak kwitnąca zieleń wiosny.

Przyszłość niesie ze sobą tyle możliwości, teraźniejszość nie jest gorsza. Jestem stwórcą własnego czasu.
Jedno z porzekadeł głosi „Najpiękniejsze, co możesz komuś dać, to swój czas”. Dostrzegam to i doceniam. Nie wymyślam wymówek, nie zamykam się, nie obwiniam zmęczeniem. Najlepszy czas to taki przegadany z Tobą na łóżku, nie musi być zakrapiany dobrym alkoholem, częstowany wykwintnym jedzeniem i ciekawym towarzystwem. W gonitwie ludzi i zajęć, to dla mnie najcenniejszy prezent.

Wstań i pobiegnij. Zatańcz na swój sposób. Smutkowi drzwi nie otwieraj.

Live and let live. Love and let love.

:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz