Wczoraj, a może już w pobliżu
wtorku zaczaił się on. Nie oddam mu wielkiej litery początku słowa, ponieważ ma
pozostać maleńkim, mało wyczuwalnym, nieobecnym, niemym. Czaił się, sama nie
wiem gdzie. Czy w umyśle, czy w stęsknionym za czymś sercu, czy buzującym
hormonie. Bardzo łatwo można pozwolić mu wygrać i wpuścić bez pukania. Niekiedy
bardzo często tak robiłam. Przychodził, widziałam go już przez „judasza” i
otwierałam drzwi, zanim zdążył wejść na moje piętro. Siadał, rozgaszczał się, kładł
stopy na moje biurko i tlił się w blasku monitora, chował za oknem, tulił w
moją kołdrę, zasypiał na poduszce. Brał moje oczy w dłonie i delikatnie
wyciskał z nich łzy i zatykał usta przed łkaniem.
Ale jak to tak? Znowu wrócić do
punktu wyjścia, poddać się, dać się? Mam w sobie więcej siły! Jestem bardziej
samoświadoma, sprytniejsza i wiem jak odeprzeć atak hormonów. Ten pan czający
się za rogiem to zwyczajnie smutek. Próbował do mnie przemówić, usiadł na
ramieniu, szeptał myśli złe, ale tym razem powiedziałam mu wyraźne i głośne „Spadaj!”.
Gdy tylko odtwarzacz wrzucał jego ulubione piosenki, podchodziłam szybko i
wyszukiwałam coś weselszego, co by go tylko bardziej wkurzyć. Poszłam dalej i
postanowiłam poszukać nowych dźwięków, co by mieć więcej opcji odpędzania
smutku. Odkrywanie nowego zawsze napawa mnie niesamowitą pasją życia i radości.
Szukałam również nowych obrazów i stron do przeczytania. Wypełniłam do połowy
pustą szklankę!
Natrafiłam na ten teledysk:
I nagle poczułam prawie
namacalnie jak ktoś rozlewa mi uśmiech i ciepło na sercu. Rozpuścił się nagle
lód za oknem. Dodatkowo, wstając dziś zobaczyłam nieśmiało wstające razem ze
mną słońce. Jakby poprzedni wieczór zapowiedział dziś świetlisty dzień. Są
teledyski, które przenikają wprost do mojej duszy, mówią do mnie swoim własnym
językiem obrazów, tworząc gonitwę myśli w mojej głowie. Ten mężczyzna w
teledysku to przecież ja!
Zdradzę wam sekret. Junkie jeżdżąc
do swojego domu na wsi porzuca wszystkie rzeczy przyziemne. Ściąga obcisłe
ubrania, zakłada luźne spodnie, białą koszulkę lub wyłącznie stanik, wkłada
ręce w kieszenie, zmywa makijaż, zostawia zegarek na półce, zostawia za sobą
wszystko to, co ją ogranicza, narzuca jakieś powierzchowne standardy piękna,
czuję się wtedy niesamowicie wyzwolona i kobieca, zabiera ze sobą tylko muzykę
i słuchawki i idzie w las. I co robi? Wchodzi w jego głąb, widzi przebijające
się między konarami promienie słońca i ma wrażenie, że są odzwierciedleniem
wszystkich pozytywnych myśli i dobra na świecie. Wtedy nie ogląda się nawet za
siebie, rozpościera ręce i idąc przed siebie zaczyna tańczyć, podskakuje, robi piruety. Dokładnie tak, jak ten mężczyzna w teledysku. Potem
zastanawia się czy ktoś jej może nie widział i pomyślał „wariatka”. Ale Natura
zaprasza ją do tańca. Jak odmówić takiej partnerce? Ludzie mówią na mnie „wariatka,
świr, głupol” i inne eufemizmy na kogoś optymistycznego;) Ale jeśli mam tę umiejętność,
siłę, charakter, pomysł czy chęć by wywoływać uśmiech, salwy śmiechu czy
poprawy humoru u innych, to czemu mam z tego nie korzystać?
Dlaczego o tym piszę? Bo myślę,
że wszyscy w te mrozy, samotne wieczory, smutki czające się za rogiem każdego
piętra naszych egzystencji potrzebujemy trochę ciepła. Zawsze mamy wybór.
Możemy sobie wmówić, że nic dobrego nas już nie spotka, że wcale nie mam czasu ugotować
sobie czegoś dobrego, nie mam czasu zadbać o swój wygląd, nie mam chwili chwycić
za książkę, a co dopiero pójść do kina. To wszystko to kwestia chęci, a nie
czasu! Mogłabym bez problemu powiedzieć sobie, że nie mam na nic czasu. Kiedyś
tak robiłam, byłam podręcznikowym leniem. Pracuję od 10 do 12 godzin dziennie.
Komu by się chciało potem jeszcze coś zrobić ze sobą lub dla siebie? Ale
Kochani, jak brak nam siebie, to przecież brak nam wszystkiego. Ostatnio
kolejna osoba zapytała mnie jak ja znajduje na wszystko czas? Bardzo mnie to
dziwi, ponieważ czas, choć może i szybko płynie, to jednak my jesteśmy jego
władcami i tylko od nas zależy na co i na kogo go poświęcimy. Nic i nikt nie mieszka tak daleko by nie móc wyruszyć
w jego stronę, przytulic, pocałować, poczuć. Swój czas powinnyśmy organizować
tak, żeby było nam jedynie żal, że kończy się już udane spotkanie z książką,
filmem i fascynującą osobą, ale nigdy nie powinnyśmy wyliczać sobie ile tego
czasu nie mamy. Skupianie się na tym czego nam brak zamiast na tym, co jest w
zasięgu naszej ręki, jest źródłem największej ilości frustracji i kłótni między
ludźmi.
Recepta jest prosta. Chcesz przeczytać
książkę, nie patrz na mnie, nie patrz na innych, nie zazdrość mi mojego czasu –
chwyć za swoją i do dzieła! Otwórz wyobraźnię, a od razu nabierzesz energii do
dalszych działań. Może dziś nie ma warunków do biegania, do ćwiczeń na świeżym
powietrzu i spaceru po lesie, ale wiem, że ten las tam jest, czeka na mnie i w
końcu przyjdzie na niego czas, wiem, że mogę wpakować się do auta i pojechać napalić
w kominku i popatrzeć na olśniewającą biel, która może być równie piękna jak
kwitnąca zieleń wiosny.
Przyszłość niesie ze sobą tyle
możliwości, teraźniejszość nie jest gorsza. Jestem stwórcą własnego czasu.
Jedno z porzekadeł głosi „Najpiękniejsze,
co możesz komuś dać, to swój czas”. Dostrzegam to i doceniam. Nie wymyślam
wymówek, nie zamykam się, nie obwiniam zmęczeniem. Najlepszy czas to taki
przegadany z Tobą na łóżku, nie musi być zakrapiany dobrym alkoholem,
częstowany wykwintnym jedzeniem i ciekawym towarzystwem. W gonitwie ludzi i zajęć,
to dla mnie najcenniejszy prezent.
Wstań i pobiegnij. Zatańcz na
swój sposób. Smutkowi drzwi nie otwieraj.
Live and let live. Love and let
love.
:)
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz