niedziela, 22 grudnia 2013

Zagubione imię Bezimiennej.

Bezimienna odebrała sobie imię. Tak jak odbiera sobie życie. Nadano je przeciętnie przy porodzie jak każdemu noworodkowi. Bezimienna patrząc w lustro ma wrażenie, że jest ono weneckie. Że za nim schowało się jej imię, które wraca do niej czasami jak nigdy nie zapamiętany początek snu. Drażni końcówki nerwów wspomnieniem, odbija się echem, ale nie może wrócić na półki jej pamięci. Która literka, który pieg na twarzy, który wyraz twarzy wróci jej imię? Nie dowiemy się, bo ciągle coś nas od tego lustra odciąga, ale uwierzcie, chcielibyście być po jego drugiej stronie by spojrzeć w Bezimienną.

Bezimienna odebrała sobie życie dawno temu. Nie poda wam dokładnie daty choćby chciała, by móc postawić nagrobek swojemu „ja” za życia. Gdyby tak pomyśleć, gdyby każdy wykuwał sobie nagrobek swojego prawdziwego „ja” to lasy i parki już dawno zastąpiłyby cmentarze.

Bezimienna dojrzała emocjonalnie w bardzo młodym wieku. Bardzo szybko wysnuwała wnioski, widziała ukryte intencje, świadoma uczuć swoich i ludzi dookoła. Bardzo szybko odebrała sobie dziecinną niewinność i pomagała innym przebrnąć przez trudy życia codziennego. Możliwe, że to dlatego ojciec żywił do niej niechęć. Nigdy nie była jego córeczką, szybko obrosła w ironię, sarkazm i brutalną szczerość, świadoma jego wad, chętniej ubierała się w powyższe cechy niż sukienki. To wszystko wrosło w nią szybciej niż dziewczynce wyrastają włosy na nogach. Wchodząc na swoje pierwsze lekcje w szkole jako siedmiolatka przysiadła się do płaczącej dziewczynki. Już wtedy wiedziała, że zawsze będzie chciała bronic słabszych. Odbierze sobie imię i stanie się obrończynią cudzych. Bezimienna bardzo wcześnie pojęła, że jej ojciec jest słaby. Nieważne ile będzie ważył kilogramów, w jej oczach zawsze będzie słabszy i zobaczy filtr prawdy, jej ojciec zawsze zobaczy w niej swoje prawdziwe „ja”.

Ojciec Bezimiennej nie spojrzał jej prosto w oczu od ponad dwudziestu lat. W zasmolonych zakamarkach swoich dusz zaschła w nich wzajemna i umowna nienawiść.

Bezimienna prędko pojęła, że najwięcej życia odbierze sobie dla matki. Szybko zrozumiała, że matka też jest słaba, ale nie w ten sam sposób, co ojciec. Bezimienna wiedziała, że z rodzeństwa wyróżnia ją wiele; mocna psychika i umiejętność uspokojenia matki będące kluczowymi pozycjami. Bezimienna zorientowała się wcześnie, że cienka jest linia między wychowaniem a manipulacją. Wiedziała, że przemoc fizyczna i psychiczna mało mają wspólnego z wychowaniem, dlatego szybko nauczyła się gry swoich rodziców. Jej matka zrobiła z córki powiernika. Wychowała w myśl samodzielności finansowej i psychicznej od mężczyzn. Myślała, że uczy silnego charakteru, zapominając, że córka płacze w ukryciu równie często jak matka. Mijały lata i zawiła siec powiązań matki z córką zakręcała się pod niebezpiecznymi kątami w węzeł gordyjski. Matka często obarcza córkę wspomnieniami, wyrzutami, niezrealizowanymi marzeniami. Bezimienna gra wierną, nieświadomą słuchaczkę, która w rzeczywistości pamięta wszystkie słowa i ciosy, które padły pod ich dachem. Rodzice Bezimiennej wiedzą, że ich córka jest bardziej inteligentna od nich samych. Wiedzą, że to nie oni nauczyli ją kochać filmy, nie oni zaszczepili w niej miłość do literatury, bo sami nigdy nie sięgnęli przy niej po żadną książkę, nie oni motywowali, nie oni nauczyli nowoczesnych technologii, bo to ona dalej doładowuje za nich telefony, pisze smsy, kopiuje i wkleja pliki, płaci rachunki przez Internet. Ojciec zbyt dumny i upokorzony by kiedykolwiek  poprosić, przeprosić, czy szczerze podziękować. Matka zbyt świadoma tego, że córka jest zbyt silna i dobra by kiedykolwiek jej nie wysłuchać i nie osuszyła łez słowami pocieszenia. Rodzice nie wiedzą, że Bezimienna dawno temu odebrała sobie imię. Dla nich, przez nich. Nie znają swojej córki, mówią jej wszystko, za dużo wręcz, ale nie znają swojego powiernika.
Pewnego wieczoru czara goryczy się przelała po obu stronach. Ojciec umarł na zawał. Nie! Pękł mu wyrostek. Nie! Spadł ze schodów. Nie! Zginął w wypadku samochodowym! Matka dostała wylewu zmywając milionowe naczynie. Nie! Potrącił ją samochód, gdy jechała na rowerze po trylionową bułkę na śniadanie. Nie! Spadła z drabiny wieszając firany! Nie! Zmarła na raka w łóżku nie poznając własnej córki. Nie!

To Bezimienna dobiła ich egzystencję siekierą. Bezimienna wiele razy wyobrażała sobie śmierć rodziców. W końcu tyle razy ją o nią prosili. To Bezimiennej bezustannie powierzali swą chęć odejścia z tego świata, pragnąc „zdechnięcia”, „wykitowania”, „kopnięcia w kalendarz”, „wąchania kwiatków od spodu”, „zeżarcia przez robale”, „zgnicia”. Ile razy matka prosiła Bezimienną o siekierę by ją dobić. Bezimienna w końcu jej ją sprawiła. Nie wiedzą, że Bezimienna odebrała sobie imię z wyrzutów sumienia,  bo w myślach wiele razy spełniania ich życzenie. Nie wiedzą, że pragnąc śmierci, to oni odebrali córce imię…


Bezimienna przeczytała kiedyś słowa Oscar’a Wilde’a: „Dzieci zaczynają od kochania rodziców, potem ich osądzają, czasem im wybaczają”. Bezimienna utknęła na „czasami”. 

1 komentarz:

  1. Tragiczne w swoim niespełnieniu. W marzeniach o miłości i wybaczeniu. Czasami ...przychodzi. Oby.

    OdpowiedzUsuń