poniedziałek, 14 października 2013

Dzień Badyla dla Belfra.


Dziś Dzień Edukacji Narodowej, początkowo ustanowiony jako święto nauczyciela w rocznicę utworzenia Komisji Edukacji Narodowej, później zmieniono go na dzień będący świętem dla wszystkich pracowników oświaty, o czym często się zapomina i potocznie datę tę uznaje się za Dzień Nauczyciela. W kuluarach nazywany również Dniem Belfra, lub Badyla.

W wielu szkołach tego dnia nie odbywają się zajęcia dydaktyczne. Dla wielu jest to dzień mile widziany, nie dlatego, że to dzień, w którym rzekomo celebruje się nasz zawód i wysiłek, ale dlatego, że jest to pierwszy dzień wolny od 1 września. To pierwszy wyczekiwany długi weekend podkreślający obecną jesień i zbliżającą się zimę i kolejny długi weekend związany ze Świętem Zmarłych.
Dzień, podczas którego drzwi pokoju nauczycielskiego dostają niezłego kopa, ponieważ ciągle odczuwają ciosy piąstek uczniów wzywających za drzwi nauczycieli by wręczyć im kwiaty czy słodycze. Powinien być to miły, bezstresowy dzień. Zapewniam Was, nie jest dla żadnej ze stron. Dzieci są niekiedy upocone ze strachu przed przerażającą myślą „zaraz pocałuje mnie pani od matematyki, której panicznie się boję”. Ja ten strach wyczytuje z twarzy w pierwszej sekundzie, więc rzadko kiedy „atakuje” dzieci krępującym ich buziakiem w policzek, zamiast tego dziękuję szczerym uśmiechem i życzliwym słowem i proszę kolejnego wzywanego nauczyciela.

Dzień ten powinien być też bezstresowy i beztroski dla nauczyciela, którego powinna rozpierać duma ze swojego zawodu, wykonywanych sumiennie obowiązków i sukcesów z niesionego kolejny rok na swoich barkach kaganka oświaty. Nic bardziej mylnego. Zagłębię Was w stronę od wewnątrz pokoju nauczycielskiego. Ten dzień to, po pierwsze, rewia mody. Strój ma być galowy z obu stron „barykady”, zatem i panie nauczycielki prześcigają się w kreacjach nałożonych na swoje bliskie wypalenie zawodowe. Miałam dziś okazję usłyszeć parę uwag nauczycielek kolejno przychodzących do pracy. Niektóre ze słowami na ustach „jak pachnie tu kwiatami” (bynajmniej nie w przychylnym tonie”) po stwierdzenia: „nie znoszę tego dnia”. Dlaczego? Ich sumienie przypominam im tego dnia, że nie do końca dobrze wykonują swoją pracę? To dzień, w którym mała ilość badyli na ich miejscu przypomni im, że nie cieszą się tak dużą sympatią pośród uczniów jak nauczyciel obok, któremu nie starczy wazonów by pomieścić swoje kwiaty? Przepraszam, nie kwiaty, badyle. A może nie potrafimy uwierzyć, że ktoś nam może szczerze podziękować za trudy wkładane w naukę i często zszargane nerwy po lekcjach i wieczornych godzinach spędzonych na układaniu testów, sprawdzaniu testów, wymyślaniu wycieczek, scenariuszy uroczystości szkolnych itp.?

Kwiaty zaczęliśmy nazywać badylami. Zdegradowaliśmy ich znaczenie. Wiemy, że dzieci są wypychane przez swoich rodziców albo wychowawców by pamiętać o kupnie kwiatów dla nas i bawi nas, gdy życzenia składa nam ktoś, kto wiemy, że nasz szczerze nie lubi. Dyrekcja z obowiązku i przyzwoitości uścisnęła dziś mi i koleżance  dłonie gratulując udanie przygotowanej akademii i przedstawienia z okazji Dnia Edukacji Narodowej. Na naszych twarzach zagościła oczywiście skromność i niedowierzanie.

Ale dlaczego? Dlaczego mam nie uwierzyć, że gdy koleżanki wychodząc z akademii, podchodzą do mnie i mówią, że było świetnie, to naprawdę tak myślą? Dlaczego, gdy dyrektor ściska mi rękę gratulując, nie mam odwzajemnić tego uścisku pewnie i z dumą? Dlaczego na stos kwiatów, który nie mieścił mi się na biurku mam mówić badyle? Dlaczego inne koleżanki mi tego zazdroszczą i z zaciśniętymi zębami chwalą bukiet jaki dostałam od swojej klasy, a one nie? Czy to moja wina? Dlaczego nie mam zabawnie podskoczyć z radości i się nisko ukłonić, gdy dostaję owację na stojąco, podczas gdy wręcza mi się Nauczycielskiego Oskara w kategorii „Do tańca i do różańca”, bo w anonimowym głosowaniu dzieci stwierdziły, że jestem nauczycielem, z którym można i poważnie porozmawiać, ale też się pobawić. Dlaczego mam nie wierzyc, że te kwiaty są mi danie szczerze od serca, bo odwiedzają mnie nawet absolwenci z kwiatami i czekoladkami ciągle mnie pamiętając?

W zeszłym roku, gdy wybuchł konflikt między mną, a nauczycielką będącą jednocześnie rodzicem jednego z moich uczniów, dyrektor powiedział mi jedno proste, ale ważne zdanie: „Proszę pracować tak, żeby nie miała pani sobie nic do zarzucenia”. Wzięłam sobie te słowa na poważnie do serca. Powiem więcej, pracuję tak by ciągle mieć coś jeszcze do dorzucenia do lekcji. Nie tylko suchych faktów i informacji, ale jeszcze więcej energii i zabawy połączonej z nauką. Zawsze pewnie krocząc na kolejne zajęcia wiedząc, że dam z siebie na nich wszystko. Nie zarzucę sobie nic.

Bym w dzień będący moim świętem i mojego zawodu mogła odbierać te kwiaty szczerze i z należytą wdzięcznością za coś, co faktycznie wykonuję. Bo dziecko nie podejdzie do nas przerażone i krzywo uśmiechnięte, gdy wie, że ma nam za co dziękować. Gdy zobaczyłam dziś mały tłumek czekający za mną, gdy wyjdę z akademii, rozpuściło mi się serce, bo wszystkie uśmiechy czekały na mnie tak promiennie jakby faktycznie przez czerwony dywan przeszła zdobywczyni Oscara.


„Bądź zmianą, którą chcesz widzieć w ludziach” – Bądź nauczycielem, którego sam chciałbyś mieć.


7 komentarzy:

  1. Nic dodać, nic ująć. Oby inni nauczyciele również w ten sposób traktowali swoją pracę. Gratulacje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie tak wyobrażałam sobie atmosferę w pokoju nauczycielskim w tym dniu...
    Nigdy nie należałam do tzw. "Klasowej Trójcy Świętej", która to była zbiorem największych kujonów i przy tym lizusów, a wręczanie kwiatów od zawsze nie było moją domeną ;) Już na samą myśl oblewał mnie zimny pot ... W podstawówce aż raz (!) zdarzyło mi się uczestniczyć w takiej "szopce", która okazała się nią wcale nie być ... Bodajże w siódmej klasie 14 października odwiedziliśmy naszego matematyka w jego domu. Był akurat chory i zostaliśmy oddelegowani z misją. Stres był, ale rozpłynął się wraz z widocznym wzruszeniem owego nauczyciela, który wyściskał nas tak serdecznie, że w późniejszych latach wręczanie kwiatów nie napawało mnie już takim strachem i z własnego wyboru, tylko z prawdziwej wdzięczności podjęłam się tego zadania jeszcze parokrotnie ;)
    A Tobie kolejny już raz tutaj gratuluję oddania i wspaniałego podejścia do Twojej prywatnej bądź co bądź misji ^^
    Życzę samych sukcesów, niesłabnącego zadowolenia z pracy (w co nie wątpię!) oraz ciągłego odczuwania obecności tego czerwonego dywanu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wierz. Wierz w to, że wszystko jest szczere. Bo dlaczego nie? A poza tym, komu jak komu, ale Tobie należy się to z całą pewnością.
    :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepszego i prawdziwego nauczyciela spotkałam dopiero w wieku 30 lat na uniwersytecie za granica..dopiero wtedy uwierzyłam,że to może byc zawód z powołania.Serdecznie gratuluje.Ciesz się pełną piersią!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ano... W pełni się zgadzam, a pointa rewelacyjna.
    „Bądź zmianą, którą chcesz widzieć w ludziach” – Bądź nauczycielem, którego sam chciałbyś mieć"

    OdpowiedzUsuń
  6. Bądź nauczycielem, którego sam chciałbyś mieć- podoba mi się :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Żałuję, że nie miałam takiej nauczycielki. A z tym całowaniem w policzek to niestety horror. Dziwna i krępująca sytuacja. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń