poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Apel do homoterrorystów - Szanowne Homolobby;)


Pierwsze strony gazet, największe czcionki na portalach informacyjnych i wygodne fotele redaktorów programów publicystycznych w telewizji od czasu odrzucenia projektów ustaw o związkach partnerskich bezustannie do tego tematu wracają i zapraszają pozornie obeznane w temacie osoby, które chcąc uzyskać  bądź podtrzymać swoje 5 minut „sławy” wypowiadając co ciekawsze tezy na temat środowisk, których częścią nie są. Ja dziękuję temu głosowaniu, bo dzięki niemu wiem, że pierwszy raz w życiu nie pójdę na wybory. Polityczny cyrk panujący w naszym kraj trudno ująć w jakiejkolwiek książce, filmie (para?)dokumentalnym, a co dopiero w pozornej notce. Jednak absurdalność i zwykła śmieszność niektórych stwierdzeń woła o pomstę do nieba.

Homoseksualiści są bezustannie „na językach” politycznego światka. Ja nie życzę sobie bycia na języku osób pokroju p. Pawłowicz czy księdza Oko czy już nawet pani Szczepkowskiej.  Nabawiam się niestrawności czując kwasy żołądkowe ich przeraźliwie jadowitych i podsycających innych ludzi do nienawiści, słów. Gdzie to rzekome homolobby istniejące w teatrze pani Joanno? Chciałabym poznać adres ich siedziby, bo mam zamiar napisać list z zażaleniem, że jeszcze nie odkryto mojego wymarzonego od dziecka talentu aktorskiego i nie zapraszano na casting! Pani Pawłowicz podkreśla, że od nażarcia się hormonami człowiek płci nie zmienia, ja zamawiam tabletki szczęścia, braku uprzedzeń i otwartości dla całego Sejmu raz! Ksiądz Dariusz „Oczko”, autor książki „Bóg kocha homoseksualistów” (kocham grę słów w tym tytule:)), ogłasza wszem i wobec, że na tysiąc pedofilii przypada 400stu gejów i tylko jeden ksiądz, a powiedziały mu to statystyki znane chyba tylko jemu i temu Bogu, co tak homoseksualistów kocha. Inne dane poinformowały go, że rocznie gej ma 12stu partnerów, bo są seks narkomanami, no chyba, że są w związku, to mają tylko ośmiu. Szczerze wierzę, że w jego głowie i sercu wielkości ziarnka piasku jest on przekonany, że jego Bóg faktycznie kocha homoseksualistów i wybaczył im ich już zbereźności, gdy tylko okażą skruchę. 

Trudno nie zgodzić się tutaj z panią Małgorzatą Braunek, która słusznie zauważa, że katolicki naród polski zadekretował, że nie ma innej orientacji ani religii, są tylko heteroseksauliści i katolicy. Trudno się nie zastanowić, a potem nie zgodzić ze stwierdzeniem, że Kościół Katolicki „rażąco konserwatywnie hamuje rozwój społeczny”. Póki istnieliśmy sobie cichutko schowani w swoje ciasne szafy kłamstw, było wiadomo, że istniejemy, ale tej szafy się nie otwierało, to było dobrze, póki nie drażniliśmy. Polacy mają zakorzeniony lęk przed odmiennością. Mamy się nie pakować do parlamentu, nie pchać się do pierwszych ławek, nie wychylać się, nasze miejsce jest „za murem”. Braunek słusznie zauważa, że „Z tego głębokiego lęku przed jakąkolwiek innością rasową, kulturową religijną, seksualną, po prostu odmiennością, rodzą się paranoiczne ideologie obronne i teorie spiskowe.”

De Mello powiedział kiedyś „Ludzie przeważnie przyswajają wystarczająco dużo religii, by nienawidzić, ale zbyt mało, aby kochać”. Jak nauczyć ludzi kochać ludzi? Jak im to „przyswoić”? Nie znam innego sposobu jak słowa, a za nimi czyny. Nie wychodzę na balkon i nie krzyczę na głos z kim sypiam, nie noszę na sobie kolorów tęczy i takową też nie „rzygam”. Nie szukam miejsca w parlamencie ani na deskach teatru tylko dlatego, że jestem orientacji homoseksualnej. Jednak to zahamowane społeczeństwo sprawia, że za każdym razem ktoś się do mnie zbliża i zakrawa na bycie przyjacielem, budzi się we mnie lęk przed tym, że może ten ktoś oceni mnie jak pani Pawłowicz czy ksiądz Oczko. Przez takich ludzi przykuwam wielką i może nadmierną uwagę do tego, jak komuś „obwieszczam”, że preferuję kobiety. Były to zawsze rozmowy specjalnie przygotowanie, zaproszenie na kawę, piwo, odciągniecie na bok i szczera rozmowy w cztery oczy, jakbym co najmniej miała ogłosić, że kandyduję na prezydenta. Czy powinno to takie być? Czy obwieszczeniu miłości do kogoś powinno towarzyszyć tyle stresu, przyspieszonego bicia serca, strachu przed odrzuceniem, wyśmianiem, samotnością wśród tłumu? Nie jest to bomba, którą zrzuca się od razu znajomemu na głowę, ale czemu też w środku dorobiono nam mnóstwo kluczy do naszych zamkniętych na cztery spusty szaf, które skrupulatnie i ostrożnie, po czasie, dopiero rozdajemy bliskim? Na moje szczęście, gdy tylko sobie przypomnę, każda ta rozmowa była na swój sposób urocza i ważna dla obu stron. Pamiętam każdą ze szczegółami do dziś. Reakcje przeróżne: „no żartujesz sobie?!”, „nie możesz przecież wiedzieć już w tym wieku”, „domyślałam się przecież”, „nic to kochana między nami nie zmienia”. Oduczam się zakorzenionego przez nienaoliwione poglądowo społeczeństwo strachu przed ujawnieniem. Przestaję też planować wielce rozmowy, w których swą orientację ujawniam. Od 4 lat (sick!) przymierzałam się by mojej najlepszej koleżance w pracy (przyjaciółce?) powiedzieć o sobie. Ona mówi mi o wszystkim, ja najważniejszą część życia zawsze skrywałam, a ona nigdy nie pytała. Znacie to niepisaną, wiszącą w powietrzu chmurkę prawdę, której każda ze stron boi się tknąć, żeby się nie rozeszła i nie stała się ponurą chmurą burzową odcinającą drogę bliskim ludziom? Ja postanowiłam tę chmurę w końcu dotknąć w prostu sposób - nie mówiąc, pokazując. Że to jak kocham jest dla mnie tak naturalne jak oddychanie. Poskutkowało. Nie jest dziwnie, chmura radości, śmiechu i bliskości dalej między nami wisi. Dziś dalej, jak co dzień, przysiadła się do mnie by zjeść wspólnie śniadanie w pracy i opowiedzieć jak to się z mężem znów w weekend wynudziła.

Dziękuję Bogu, który mnie kocha, że są ludzie, którzy nie wierzą w statystyki księdza Oczko, nie obchodzi ich kto rozdaje role w teatrze, byleby były dobre i nie patrzy, kto ile nażarł się hormonów:)

6 komentarzy:

  1. Gdy spotykam się z osobą , nawet mi nie w głowie zastanawiać się jakiej jest orientacji .Dla mnie ważny jest CZŁOWIEK .Znam ludzi o różnej orientacji , wspaniali specjaliści z satyrą podążający przez świat .

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurna, ja też wpierniczam hormony, ciekawe co na to pani prof.
    Już wielokrotnie mówiłam, że nie interesuje mnie kto z kim śpi, a to, jakim człowiekiem jest. I wierzę, naprawdę wierzę, że większość ludzi tak myśli, ale nikt ich nie słyszy, bo tubę mają takie jednostki, jak Szczepkowska (której nigdy nie lubiłam), jak Oko i Pawłowicz. Róbmy swoje, bądźmy sobą.
    A tamci? Pies ich...
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj
    Mnie tak jak przedmówczynie nie interesuje kto jakiej jest orientacji i jaką religię wyznaje. Mnie interesuje jakim dana osoba jest człowiekiem. I tyle.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja już nie mam siły o tym pisać! Moje zdanie zresztą znasz, za dużo hałasu się zrobiło wokół tych wszystkich intymnych jakby nie patrzeć spraw. Poczekajmy jeszcze trochę, aż pokolenie tych niereformowalnych matołków wymrze, albo najzwyklej w świecie dostanie kosza od wyborców i wszystko się zmieni. I bardzo proszę nie mieszać mnie z posłanką Pawłowicz, bo jeśli ona (celowo z małej litery) i jej podobni uważają się za tych "normalnych", to ja chcę być gejem !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Szumu wiele się zrobiło i dlatego taki efekt. Eh...
    "Pozwólmy ludziom żyć według ich własnych upodobań"
    Pozdrawiam!

    Też nie wiem ,czy pójdę na wybory. Żadna formacja partyjna mi nie odpowiada!

    OdpowiedzUsuń
  6. No tak, szum medialny... Z jednej strony wydaje mi się, że dobrze, że zaczyna się głośno mówić w mediach o innych orientacjach i ogólnie uważanych odmiennościach. Z drugiej szum ten wykorzystywany jest przez zwolenników jak i przeciwników. Nie raz doprowadzając nas do szewskiej pasji. Im bardziej kontrowersyjne wypowiedzi, tym większe zaangażowanie mediów i tak naprawdę dzisiaj zastanawiam się, co jest lepsze dla jednostki, czy to tak naprawdę coś zmienia? Można by powiedzieć, że gdyby nie nagłaśniano wypowiedzi tzw "specjalistów" pokroju Pawłowicz czy podobnych mniej byłoby tych radykałów w naszym bezpośrednim otoczeniu. No ale media rządzą się własnymi prawami, ma być kontrowersyjnie, szokująco i niestety ma to widoczny efekt w tych naszych "ogródkach". I może to bardzo egoistycznie z mojej strony, ale zaczynam być obojętny wobec tych bredni wypowiadanych z mównicy sejmowej, czy TV. Szkoda mi na to czasu i chwil, które mogę poświęcić bliskim. A nasze społeczeństwo niestety ma jeszcze długa drogę przed sobą do miana społeczeństwa tolerancyjnego. Oby to się udało jeszcze za naszego życia.
    P.s. Co do wyborów... to myślę podobnie jak Ty

    OdpowiedzUsuń