poniedziałek, 1 października 2012

wszystko ma swoje priorytety, niestety...


Trochę zamilkłam. Trochę się dzieje. Przeplata się dobrze ze złym i trudno powiedziec jak jest, gdy moja natura często daje wygrywac czarnym myślom i zmartwieniom.

Ostatnie moje poranki nie uświetniają ciepłe promienia słońca mimo, że pchają się oknem po przebudzeniu. Ostatnio do moich śniadań, obiadów, ewentualnych kolacji dodawany jest specjalny składnik. Nie znajdziecie go na półkach sklepowych ani żadna Nigella, Jamie, Gordon czy Gesslerka wam go nie zaserwują i nie polecą do żadnej potrawy.
Tajemniczym składnikiem są łzy mojej matki wymieszane z poczuciem winy, pretensjami, piekielnie złym humorem, cierpieniem na starzejącej się w zastraszającym tempie twarzy dolane do zupy własnych udręczeń.
Bo zawsze schorowaną kobietą była, ale teraz przechodzi samą siebie. Muszę też wspomniec, że bardzo upartą. Już kiedyś pisałam o tym jak ważne jest by się badac, by pchac innych do tego, gdy się tego panicznie boją. Moja matka odmawia sobie pomocy, została zmuszona do pójścia do chirurga i leczenie jest bolesne i nie przynosi żądanych rezultatów. Nie dziwię się, gdy nie chciała lekarzowi zdradzic 3/4 swoich syptomów, o których prosiłam wiele razy by je zdradziła, tak jak mi i je opisała.
Nie mogę byc jednocześnie córką, mężem, lekarzem i chamem, który ją musi do czegoś zmuszac. Pani Psycholog, z którą jakiś czas korespondowałam powiedziała mi kiedyś, że strasznie się staram wychowywac swoich rodziców. Że zrzucają na mnie obowiązki rodzica, obowiązki własne i ja je przyjmuje zamiast się od nich wyrwac.
Jak przekonac kogoś tak agresywnego i źle nastawionego do polskiej służby zdrowia, kogoś, kto panicznie się boi wyroku i bólu by pojechał ze mną do szpitala?
Czasami mam ochotę ją uderzyc patelnią i na siłe wsadzic do auta.
Jednej z ostatnich nocy dopadło mnie to. Złapała mnie bezsennośc spowodowana obawą o to, że moja matka się może już nie obudzic. Był to tak namacalny strach, który jakby przerodził się w dusiciela, który trzyma mnie uparcie za szyję i dusi, dusi, dusi...
Braknie mi sił by dźwigac Jej ciężar. Nie jest lekki, Ona nie jest lekka.
Nie można dziecku mówic, nieważne ile ma lat, że "nie mam dla kogo życ".
Jak nie dla swoich dzieci, męża, wnuków, to żyj dla siebie.
Czy moja matka tak nienawidzi swojego życia, że naprawdę go nie pragnie?
Nie można przy obiedzie mówic "nie wiem za co muszę tak cierpiec" i dolewac mi do zupy łez.
Czuję się wtedy jakby wlewała we mnie arszenik i świadomie mnie truła, a ja wtedy mam ochotę wstac, odepchnąc krzesło i krzyknąc by wyszła w końcu z mojej psychiki i dała jej odpocząc!
Wszystko ma swoje priorytety, niestety...
Dla mnie, tak mi się przynajmniej wydaje, są nimi miłośc i zdrowie.
Mój wzrok słabnie, migreny odbierają sen i jasnośc myśli i złe wyniki też pchają mnie w ramiona specjalistów, ale ja to opóźniam, gdy widzę, że dla mojej matki nie jest priorytetem Jej życie, bo jak porównam swój ból z Jej?
W miłości trochę było walki, ale wyszłyśmy sobie na przeciw, i w niespodziewany wieczór czekało na mnie kino, a na siedzeniu auta samodzielnie zerwana róża, które kwitnie do dziś.
Dlaczego moja matka woli wiednąc i ciągnąc mnie za sobą. Dlaczego wybrała mnie na powiernika Jej brzemienia?
Żadna matka nie powinna dziecka czynic odpowiedzialnym za swoje życie. Mogę poprawic samopoczucie, mogą ją zabrac na zakupy, obiecac, że kupię to i tamto i naprawię to i tamto, ale nie wyleczę Jej z niechęci do życia i gamy innych dolegliwości, które zabierają mi moją Matkę...




10 komentarzy:

  1. Przykro mi kochana, i jestem z Tobą, moja Mama od blisko czterech lat też zmaga się z chorobą, która odbiera z powodu bólu chęć do życia, ale walczy... Życzę Ci by Twoja Mama podjęła walkę. Ściskam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Czuję się wtedy jakby wlewała we mnie arszenik i świadomie mnie truła, a ja wtedy mam ochotę wstac, odepchnąc krzesło i krzyknąc by wyszła w końcu z mojej psychiki i dała jej odpocząc!"

    Zacytowała Twoje własne słowa, bo od razu po ich przeczytaniu gdzieś w środku mnie usłyszałam pytanie: dlaczego więc tego nie zrobisz? Dlaczego nie odepchniesz tego krzesła i nie krzykniesz?

    Masz prawo żyć pełnią życia. Nie jesteś odpowiedzialna za swoją matkę. Rozumiem, że się o nią martwisz, ale ona jest dorosłym człowiekiem, nie małym i bezbronnym dzieckiem. Jeśli nie chce się leczyć, w żaden sposób jej nie zmusisz. Widocznie ma jakieś swoje powody, dla których wybiera przyprawianie tej zupy swoimi łzami, zamiast wziąć chusteczkę i je osuszyć.

    Twoja wrażliwość i dobre serce nie ułatwiają Ci oderwania się emocjonalnego od problemów matki (tak, jej zdrowie to JEJ problem). I tak się jeszcze zastanawiam, czy Twoje nastroje i stany ducha oraz migreny i bezsenność nie są objawami nerwicy lub depresji - bardzo możliwe, że spowodowanymi tym, co przeżywasz w domu.

    Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie za szczerość, ale piszę to, co czuję. Nie mam patentu na rację i nie wiem czy moje odczucia są słuszne. Tak mi się wydaje, ale mogę się mylić. Przepraszam jeśli w jakikolwiek sposób Cię uraziłam - jeśli tak się stało, nie było to działanie zamierzone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie obrażam się w żadnym stopniu, oznacza to po prostu, że uważniej czytasz to, co mam do powiedzenia, bo to w końcu to co we mnie siedzi. Parę postów temu już pisałam, że uważam się za osobę na pograniczu nerwicy czy depresji i autopomoc jest piekielnie dla mnie trudna, jak chyba dla każdego zbyt wrażliwego emocjonalnie człowieka.

      Usuń
  3. Ach! Ja ja rozumiem Twoją matkę! Ale i rozumiem Ciebie!
    Boże, dlaczego życie jest takie trudne?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zgodzę się z częścią Twoich opinii. Moim zdaniem matka wybrała Cię na powiernika właśnie dlatego, że jesteś jej córką. Komu ma zaufać? Nawet jeśli jest to kłopotliwe i trudne, jak piszesz.
    A co do czynienia odpowiedzialnym za życie... Jesteście za siebie odpowiedzialne od dnia Twoich narodzin. Jesteście rodziną. Czy Ci się to podoba czy nie.
    Z moją mamą mam podobne problemy, bo jest schorowana, stara i samotna po śmierci ojca. A ja na co dzień pracuję ponad 200 km od niej. Widuję się z nią w weekendy. Rozmawiam kilka razy w tygodniu przez telefon i wciąż słyszę pretensje i żale. Pod moim adresem (dlaczego nei znajdę sobie pracy w Warszawie?), reszty rodziny (bo nie dzwonią, nie odwiedzają) i reszty świata (bo jej nie rozumie). Ale traktuję to jak narzekania małego dziecka. Wysłucha, ale życia przez nie nie zmienię. Wysłucham i porozmawiam z nią o tym. Wysłucham i pomogę ile mogę. Ale świata do góry nogami nie przewrócę.
    Pozdrawiam i kciuki trzymam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm nie do końca się chyba zrozumieliśmy,bo moją notkę znowu przycmiewa marudzenie:)
      Oczywiście, że jesteśmy za siebie odpowiedzialni, bo łączą nas więzi krwi, troska, przywiązanie i miłosc. Po części w środku jestem zadowolona, że mnie ufa najbardziej by mówic co ją boli.
      Nie jestem zła, że jestem jej rodziną. Zła jestem bardziej na swoje rodzeństwo, poniewaz nie jestem jej jedynym dzieckiem, żeby cały ciężar spadał na mnie.
      Nie lubię umywania rąk, obciążania innych, proszenia się o coś, co powinno byc naturalne.
      Tak jak mówisz, nie damy rady przewrócic świata do góry nogami, a tego to by wymagało. żałuję, że takiej mocy nie mam.
      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  5. Bardzo trudne i przygnębiające jest to, że Twoja mama swoim cierpieniem obarcza w ten sposób Twoje życie. Jeszcze bardziej jednak przygnębiający jest fakt, że naprawdę nie wiem, co mam Ci w takiej sytuacji poradzić... Bo przecież nie możesz jej zignorować bez wyrzutów sumienia. Ale znosić ją też Ci już coraz ciężej przychodzi. I tak źle i tak niedobrze...:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz nic radzic, ważne, że zaglądasz i się w najdrobniejszym stopniu przejmujesz;*

      Usuń