piątek, 23 października 2015

Oda do emocji.



W medycynie istnieje zjawisko nazywane syndromem Stendhala. Polega ono na tym, że kiedy na człowieku sztuka wywiera olbrzymie wrażenie zaczyna mu się kręcić w głowie, serce bije mocniej, ciśnienie się podnosi. Jest to bardzo żywa i fizjologiczna reakcja. Takiej samej doświadczył właśnie Stendhal, gdy zwiedzał groby Michała Anioła, Dantego czy Galilea we Florencji.



Czujecie tak? Pozwalacie sobie na tak silne czucie? Nie umieracie w stagnacji i braku oddziaływań, w wiecznym otępieniu obowiązków? Mam nadzieję, że nie…

W pełni rozumiem co czuł Stendhal. Czuję to, gdy czytam coś wzniosłego, oglądam coś dramatycznego, słucham czegoś tak prawdziwego. Czy to ostatnio wspomniana książką „Jeden z nas”, czy melancholijny majstersztyk w postaci mini serialu „Olive Kitteridge”. A teraz to crescendo emocji kończy, a raczej rozkłada ich wachlarz, nowy utwór, i nadchodzący album, Adele.

Dla mnie obraźliwym nazwać ten utwór zaledwie piosenką. Poddać ją jakiejkolwiek kategoryzacji. Czy jest lepsza niż poprzedni album czy nie. Mając tak potężny głos i emocje jak Adele nie trzeba się z nikim ścigać. Nawet z samym sobą.

Co „Hello” ze mną robi? Wyciska wypieki na policzkach i dekolcie, tli łzy w kącikach oczu, wybija rytm serca, stawia włosy na baczność, gdy Adele wchodzi w refren. Rozrywa płaszcz i zrywa do biegu. Jestem koniem pociągowym emocji. Dodatkowo dowiadujemy się z teledysku, że Adele to też wyśmienita aktorka, która pozwala nam obserwować i współodczuwać wszystkie emocje towarzyszące tekstowi tego utworu.

Jak cudownie się to zgrywa z jesienią za oknem. Z co dopiero minionym weekendem kiedy to wróciłam do twórczości Adele. Przechadzałam się samotnie po lesie i wzdłuż rzeki wciskając wszystkie emocje w swój chód, oddech, spojrzenia. Kiedy to sama czułam się główną bohaterką nie nakręconych teledysków tych utworów. A dziś Adele raczy mnie takimi wrażeniami, że nie mam gdzie ich pomieścić, dlatego jestem tutaj znów z Wami. I proszę o dzielenie, o emocje, o wrażliwość, o szczerość.  



„Kiedy miałam 7 lat, chciałam mieć 8. Kiedy miałam 8, chciałam mieć 12. Kiedy miałam 12, chciałam mieć po prostu już 18. Mam wrażenie, że całe życie spędziłam na ciągłych życzeniach. Zawsze pragnąc być starszą, pragnąc pamiętać albo też zapomnieć. Żałując, że zniszczyłam tak wiele z powodu strachu lub nudy. Żałując, że nie poznałam lepiej prababci, że znam siebie zbyt dobrze przez co wiem zawsze jak się coś skończy. Żałując, że ścięłam włosy albo, że nie jestem wyższa. Żałując, że nie poczekałam albo, że się pospieszyłam.
Mój ostatni album był „rozstaniem”, ten jeśli miałabym go nazwać, nazwałabym go „pogodzeniem”. Godzę się ze sobą. Ze straconym czasem. Z wszystkim co zrobiłam bądź nie. […] Album „25” jest o tym jak poznałam siebie nie zdając sobie z tego sprawy. I przepraszam, że tak długo to trwało, ale cóż, życie mi się przytrafiło”.

To po krótce wstęp i wyjaśnienie samej Adele w liście do fanów. Czyż piękno nie tkwi w jej szczerości?

A teraz słuchamy w tekście piosenki, która ma niby być o pogodzeniu, a równie bardzo wyciska łzy:

„Witaj, to ja,
Zastanawiałam się czy po wszystkich tych latach
Chciałbyś się spotkać, by przerobić wszystko,
Mówią, że czas leczy rany
Ale ja jakoś niewiele się uleczyłam.”

Silny, tak potężny refren rozszarpuje wspomnienia, wszelkie wyrzuty, niedopowiedzenia:

„Witaj z drugiej strony,
Dzwoniłam już chyba tysiąckrotnie
By cię przeprosić za wszystko, co uczyniłam
Ale jakoś nigdy nie ma cię w domu
Witaj z zewnątrz
Przynajmniej mogę powiedzieć, że się starałam
Powiedzieć ci, że przykro mi, że złamałam ci serce,
Ale już nieważne, bo najwyraźniej już cię to nie rozdziera.”

Adele wraca w wielkim stylu. Tekstowo, wokalnie, muzycznie. I tak bajecznie wizualnie. Za teledysk odpowiedzialny jest wybitny reżyser młodego pokolenia, który stoi za sukcesem wielu nagradzanych filmów – Xavier Dolan. Adele nie mogła wybrać lepiej. Widać dotyk geniuszu w ujęciach, a jakość obrazów zawdzięczamy kolejnej innowacji. Po raz pierwszy w historii użyto kamer IMAX – więc tak, Adele wraca w wielkim, dodatkowo innowacyjnym stylu w tak pozornie stoickiej balladzie. Balladzie, która rozszarpuje emocjonalnie na strzępy.

Czujesz? Ja absolutnie całą sobą.

Na myśl przychodzi mi porywista jesień i słowa Andrzeja Stasiuka:

„Tymczasem to jest spektakl, to jest przedstawienie wielkie jak opera albo i symfonia. Proszę sobie przypomnieć uporczywą nudę długiej zimy z jej bielą, szarością i czernią i zamarzniętym przez tygodnie słupkiem rtęci. To prawie jak śmierć wcielona w krajobraz. Traci się nadzieję, że kiedykolwiek odtaje. Ale jak zwykle cud następuje i zaczyna się meteorologiczne crescendo. Narastają zjawiska. Jest w tym żywotność, niespożytośc sił, biologia jakaś nieokiełznana, która doprowadza nas do rozpaczy.”


Miłego, emocjonalnie bogatego weekendu Kochani! 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz