„Może to odwieczny lęk człowieka,
że w ogóle jest na świecie, legł u podstaw wynalezienia aparatu
fotograficznego. W każdym razie doczekał się człowiek wreszcie wynalazku,
który, zaszczepił w nim wiarę, że istniał, istnieje i będzie istniał. Wielka to
przewaga zdjęć nad życiem. Zastanawiam się tylko, dlaczego człowiek jest tak
nienasycony.” (W. Myśliwski)
Otóż to. Dlaczego tacy
nienasyceni? Kto jeszcze pamięta co to klisza na 36 zdjęć i trzeba było wyliczać
co uwiecznimy z wycieczek. W którym momencie staliśmy się tak skupieni na
sobie, że przesunęliśmy obiektyw na swoje twarze zamiast przed siebie? Co
sprawia, że czujemy tak niepohamowaną potrzebę uwieczniania wszystkiego na
aparacie jakby ze strachu, że to zniknie w naszej pamięci jak zdmuchany przez
wiatr pył zapomnienia? Najbardziej rozczarowujące i uwłaczające – kiedy i ja
poddałam się temu trendowi? Bo mamusia i tatuś za mało mnie kochali? Nie
dostałam nigdy takiej uwagi, jakiej pragnęłam, a teraz technologia i Internet nam
to ułatwiają? Nie brzmi to żałośnie? A jednak. Czy zachód słońca stanie się
piękniejszy, bo odbije go w ekranie telefonu? Nic bardziej mylnego, ponieważ
nigdy nie uzyskujemy idealnego odzwierciedlenia krajobrazu przed nami, kolory
nigdy nie będą tak samo nasycone, światło nie będzie tak samo padało, a co
ważniejsze, nie zapiszemy w ten sposób naszych wrażeń i nie będziemy mogli nacisnąć
przycisku „odtwórz”.
Na początku zeszłego wieku ludzie
walczyli o to by w ogóle przeżyć i uciekali od śmierci, niekiedy poświęcając się
dla kraju. Nam przyszło żyć w wieku, w którym panicznie boimy się zapomnienia,
braku uwagi i śmierci. Presja bycia sprawnym fizycznie, atrakcyjnym, zadbanym,
zabieganym. Pchamy się po karnety na baseny, siłownie. Na osiedlach obserwujemy
wysyp biegających ludzi. Nie oszukujmy się, mało kto robi to dla utrzymania
kondycji, większość skupia się na zgubieniu wagi. A może by tak zgubić kompleksy
i narzucane przez media, uszczypliwe koleżanki z pracy, wymagającego partnera
standardy?
Ciągle chcemy bardziej mieć niż być.
Nienasyceni dobrami. W szafie ciągle za mało ubrań, w portfelu zawsze mogłoby być
więcej królów Polski, w garażu mógłby stać lepszy samochód, a w salonie
bardziej designerskie meble. Nienasyceni. Bezustannie. Sobą i rzeczami.
Nienasyceni swoim wyglądem.
Zauważyłam, że znudziło mi się patrzenie na samą siebie. Wstydzę się swojego
uzależnienia od technologii, nie chcę by mój telefon był przedłużeniem mojej
dłoni. Od jakiegoś roku, kto jest uważny, śmieje się, ze moją trzecią ręką jest
książka, nie telefon. Co złośliwsi nadal powiedzą, że to pierwsze. Przestałam dodawać
tyle zdjęć na wszędobylskiego Facebooka, zdecydowaną większość usunęłam, nie
wstawiam zabawnych statusów, które kiedyś, mówiłam sobie, że poprawiają ludziom
humor, a mnie utwierdzają w roli bezpiecznego clowna. Po co mi to było?
Przecież nie jest tak, że ktoś mnie prosi by wróciły, bo za nimi tęskni.
Bezcenne chwile chowam dla siebie, jak chcę je wyrazić, to ubieram je jedynie w
słowa i przelewam na papier.
Słowa. Myśli. Rozmowy.
Autentyczne spotkania. Dyskusje o życiu. Zwierzenia. Szczerość. Tym jestem nienasycona. Czytając wczoraj
Newsweek natknęłam się na statystyki mówiące dumnie o tym, że plasujemy się w światowej
czołówce w częstotliwości uprawiania seksu. Polak uprawia seks średnio 143 razy
rocznie, 52% uprawiało seks oralny, a 15% analny. 143? Kiedy? Gdzie? A na mnie
niektórzy mówili zboczona. Odbiegam od statystycznego Polaka znacznie. Nie
takiego nasycenia szukam.
Wyglądam „połączenia”. Słów bez
końca, dzielenia myśli, nie tylko łóżka i dóbr materialnych. Bo tak, czuję się
przesycona nieufnością do ludzi, rozczarowaniami, dwulicowością, samotnością. A
nie chcę tak. Chcę zajmować się sobą i cieszyc się z tego, co robię dla siebie
i innych. Przecież jest cudownie, nie przelewam się luksusami, ale mam
wszystko, czego potrzebuję by wieść godne życie. A i tak przychodzą dni kiedy
wypływa ze mnie cała energia i nic nie jest w stanie jej wskrzesić. Człowiek
niby wie, że jest wartościowym człowiekiem i ma wiele do zaoferowania, ale podświadomość
szepcze mu zwątpienie i są dni, kiedy czuję się najbardziej samotnym
człowiekiem na całej planecie. To nie jest brak wdzięczności za to, co mam, ale
nawet będąc nasyconym można czuć się jakby się nie miało nic, gdy wokół brak Kogoś.
Nie narzekam. Spędzam dni starając się pozostawić po sobie ślad w ludziach nie
w postaci głupkowatych zdjęć, ale dobrych uczynków, wartościowej rozmowy,
pocieszenia, po prostu BYCIA. I wiecie co? Dawno nie słyszałam tyle razy słów „dziękuję”
lub „nie wiem co bym bez ciebie zrobiła”. Można? Można. Tego na Facebooku nie
znajdziecie.
Dziś jechałam autem, wracałam z
pracy, płyta odezwała się znaczącą piosenką, chwile zadumy, smutku, spojrzałam
na siedzenie pasażera, nie było Cię tam, ale kiedyś byłaś. Miałam ochotę przycisnąć
gaz i nie skręcać w lewo, jechać w nieskończoność, nie zważając na to czy
doprowadziłaby mnie do Ciebie. Po prostu oddać się tej chwili tęsknoty. Nie
zrobiłam żadnego zdjęcia. „Pstryknęłam” zdjęcie kilkoma słowami i wcisnęłam „wyślij”.
Zrozumiałaś przekaz.
To tak prawie jak BYĆ.
„Jedno, czego nam wolno pragnąc, to miłości. Miłość
nie tylko w słowach, uczuciach, także w rozkoszy. A rozkosz nie zna wieku. Nie
patrzy, czy ciała są młode, czy już się marszczą, obwisają. Być może umierając,
będziemy tęsknic nie do życia, lecz do rozkoszy. Nie życia będziemy żałować, lecz
tego, co nas w nim
ominęło.” (W. Myśliwski)
Dlatego szukam chwil ważnych,
tych, które kiedy miną, będę żałować, że minęły. Nasycam się takimi i
pielęgnuję w pamięci, nie na aparacie. Nie szukam wspólnych zdjęć do wstawienia
na Facebooka z nienasycenia uwagą, ale odbicia wartościowych wspomnień na
kliszy mojej pamięci. Kiedy ostatnio zajrzałeś do swojej prawdziwej „kliszy”?
"I never used to
How did I get to
Ever get used to
Sleeping alone"
Prosta piosenka, dobitny przekaz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz