wtorek, 17 kwietnia 2012

bez tęczy na polskim niebie.


Błogosławieństwa Internetu nigdy nie przestaną mnie chyba zaskakiwać. Odkąd do naszych rodzin dołączyli wujek Google i ciocia Wikipedia nasze życie zrobiło się szybsze i wygodniejsze,ciekawsze. To chyba najczęściej i najchętniej odwiedzani członkowie naszych wirtualnych rodzin. Trudno się nie uzależnić i nie odwrócić od papierowych książek, słowników, encyklopedii, realnej komunikacji i kontaktów, gdy wszystko mamy w zasięgu naszych palców i kilku kliknięć myszą i stuknięć w klawiaturę.Wszystkie informacje, adresy, kontakty, osoby, pliki w jednym miejscu, czyż to nie kuszące i piękne? Potrzebujesz definicji słowa, chcesz znać dyżury aptek w niedzielę, bo akurat dopadła Cię gorączka, chcesz wiedzieć na której stacji jest najtańsze paliwo w dobie pożerającej nasze portfele ekonomii, masz dziwną wysypkę i zanim pójdziesz do lekarza to poradzisz się doktora Googla skąd mogła się wziąć i jak można ją leczyć, jesteś zbyt wstydliwy i nie wierzysz już w powodzenie swoich poszukiwań w realnym świecie, to założysz profil na portalu randkowym i dobierzesz partnera/kę według swoich potrzeb, zainteresowań i upodobań. Bo przecież każdy pragnie zostać zauważonym, docenionym. 
Nie okażemy smutku w pracy czy bliskim, ale podświadomie zawołamy o uwagę czy pomoc szyfrem, zagadką, cytatemczy piosenką zamieszczoną na facebookowej tablicy. Chcemy by ktoś podziwiał naszą nową fryzurę, świeżo zrzucone kilogramy, nowego chłopaka czy dziewczynę więc zaktualizujemy zdjęcie. Niech nam ludzie trochę pozazdroszczą i komplementują pod albumem z naszej wyprawy do Tajlandii. Gratulacje pod zawarciem związku małżeńskiego, narodzinami dziecka, chrzcinami, uzyskaniem tytułu naukowego, kupnem mieszkania czy auta. Wszyscy w morzu ludzi chcemy choć na chwilę przestać być niewidzialnymi. 
Moim zdaniem Internet nie staje się już ucieczką od życia codziennego, przestajemy być anonimowi. Wystarczy parę chwil poszukiwań i można zidentyfikować osobę ukrywającą się pod danym pseudonimem. Ja najbardziej staję się widzialna przez ten blog i to w jaki sposób ludzie mnie odnajdują nie wiem czy jest już bardziej  pozytywnie zaskakuje czy robi się zatrważające. Nie raz proszono mnie już o udział w jakimś badaniu, ankiecie do pracy magisterskiej czy wywiadzie. Gdy to się zdarza to od razu pytam jak mnie Pani/Pan znalazła, bo sposoby wyszukiwań w Internecie zaczynają coraz bardziej mnie fascynowac. Na przykład dowiedziałam się, że gdy wpisze się słowo „psycholog” w wyszukiwarkę blogów Onetu to mój blog wyskakuje jako jeden z pierwszych. W ten sposób odnalazła mnie psycholog z Warszawa oferująca rozmowy mailowe pro bono jeśli będą tego potrzebować. (a propos notki „cały mój świat potrzebuje psychologa:).
Każdy skrycie marzy o byciu zauważonym by upewnić się, że ktoś go słyszy, a nasze słowa nie odbijają się przeraźliwie pustych, głuchym echem o puste ściany naszego prywatnego wariatkowa w mózgu. Tak więc po zapytaniu wujka Googla i wpisanie w jego wyszukiwarkę frazy „tęczowa rodzina” pojawia się po raz kolejny mój blog i w ten sposób odnalazła mnie ostatnio pewna Dobra i Miła:) dziennikarka, bądź jak ja to wolę nazywać "story hunterka:) i zaproponowała mi udział w programie Miasto Kobiet na kanale TVN Style, który miałby poruszać temat świadomego macierzyństwa osób homoseksualnych by stworzyć inteligentny dialog, by móc pokazać, że tęczowe rodziny mają problemy jak każde inne rodziny oraz by pokazywać różnorodność i zacząć ją w końcu akceptować. 
Komu nie zrobiłoby się miło i nie zechciałby przeżyć ciekawej przygody, zobaczyć telewizję od kuchni, zrobić sobie kilkugodzinną przejażdżkę i poznać Dorotę Wellman i Paulinę Młynarską i może jeszcze inne wartościowe osoby?
Czemu by nie, prawda? Ale odmawiam, ponieważ nie wierzę w wystarczającą zmianę mojego wizerunku i imienia by moja własna matka lubiąca oglądać ten program zasiadając w swoim bujanym fotelu mnie nie poznała. Bo choć odkąd żyję nie widziała przecież mężczyzny u mojego boku i żaden takowy nie przekroczył progu naszego domu to nie chciałabym by musiało jej możliwie pękać serca oglądając to. Choć nie mam też pewności czy nie byłaby może dumna, to nie będę jednak ryzykować ani jej niepewnej reakcji ani mojej pracy i szykanowania. Bo nie oszukujmy się, ale ciągle żyjemy w państwie, gdzie nie mogę być zauważona i jednocześnie być bezpieczną. Nie mogę powiedzieć koleżankom z pracy przy winie, że świadomie pragnę mieć dziecko z kobietą i chce je świadomie począć, a nie wejść w związek, w którym partnerka będzie już miała dziecko z poprzedniego związku z mężczyzną. Bo to nie byłaby już tęczowa rodzina, ale rodzina zabarwiona homofonią, zawiścią polskiej społeczności. Społecznośc, która chyba nigdy nie zrozumie, że homoseksualni rodzice nie „zarażą” dziecka homoseksualizmem, bo jeśli by tak było to czemu moi heteroseksualni rodzice i rodzeństwo nie „zarazili” mnie heteroseksualizmem? Po raz kolejny odzywa się we mnie idealistka rozdrażniona na myśl o uparciu polskiego społeczeństwa i braku umiejętności podjęcia przez niego otwartego dialogu składającego się naprawdę z logicznych argumentów popartych faktami i ludzkimi uczuciami, a nie zabobonami,uprzedzeniami, stereotypami i wszelkiego rodzaju fobią przed cokolwiek nowym i odmiennym.
Wrócę więc dziś i skryję się z powrotem w szafie i będę lesbijką, która dziś ponownie czuje się jak ta przerażona 15-latka, która nie miała pojęcia jak komuś powiedzieć, że kocha kobietę, bo bała się odrzucenia i ludzkiego obrzydzenia. Choć na co dzień wśród wspierających osób, bliskich i Was kochani czytelnicy, przypomniano mi i wkurzyłam się ponownie na myśl, że homofobia w Polsce is alive and well.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz