wtorek, 19 maja 2015

Kochając Tą Jedyną.

Chciałabym napisać książkę o Tobie, o Nas, o tym, co Nas połączyło. Nie jestem władcą słów, uciekają mi, gdy najbardziej ich potrzebuję, nie mieszczą tego, co czuję w pełni, nie jestem wielkim też pisarzem, by posiąść umiejętność idealnego odwzorowywania rzeczywistości, obrazów i zdarzeń, które po każdym spotkaniu intensyfikują Nasze uczucia. A chciałabym nim być, by Nasza miłość nigdy nie zgasła, ale płonęła na kartach ponadczasowej księgi, gdy My już będziemy gdzieś po drugiej stronie, gdzie nie rozdziela się scalonych w jedno dusz. Bo musi takie miejsce istnieć, prawda? W przysiędze małżeńskiej, która jakoś bardziej dotyka mojego wnętrza w języku angielskim, mówi się „until death do us part”. Zmieniam na „even after death that will never do us part”. Bo ja nawet w to zaczęłam wierzyc. Że nie puścisz mojej ręki nawet po śmierci.

No bo jak mam to wszystko wyrazić? Pierwszy raz mam wrażenie, że słowa mnie zawodzą, one nie wystarczą, one nie opiszą, nie wyrażą, nie obejmą swą objętością i ograniczeniami słownictwa tego wszystkiego, co czuję i co widzę, gdy na Nią patrzę. Język polski, żaden język nie stworzył i nie zastąpi języka miłości, którym rozmawiamy ze sobą, gdy jesteśmy obok siebie. A chciałabym Ci podarować najpiękniejszy bukiet słów. Opisać jak się we mnie głęboko zasadziłaś, zapuściłaś korzenie, a teraz rośniesz  w siłę rozgałęziając się po wszystkich zakończeniach nerwowych i drobinkach duszy.

Czekam na Nią. Uwielbiam patrzeć jak wysiada z taksówki. Czuję się jakby miała z niej wysiąść największa gwiazda i stoję wiecznie podekscytowana i zdenerwowana jak nastolatka czy Ona ucieszy się równie bardzo na mój widok.

No i jak to opisać? To Jej wysiadanie? To jaka niezwykła jest dla mnie pozorna zwyczajność tej czynności. Gdy jej obcasy stykają się z ziemią, a włosy rozwiewa wiatr, mi serce szaleje tornadem emocji. Czekam aż podniesie wzrok i spotka się z moim. Z trudem powstrzymuję chęć pobiegnięcia w Jej stronę i rzucenia się na szyję, usta i udami na Jej biodra. „Jak będzie wyglądać? Czym mnie dziś powali?” Ta myśl jak starannie wszystko dobiera, poczynając od doboru koloru paznokci, krwistej szminki, garderoby, biżuterii, ta nieśmiała myśl, że to też po to, by mi się podobać i kusic jeszcze bardziej, budzi we mnie podniecenie i niemożność powstrzymania się od komplementu, który Ją zapewni jak szałowo, niesamowicie, seksownie wygląda. Ona zawsze ubiera się i wygląda tak, że bym od razu chciała z Niej to wszystko ściągnąć.

Nasi rodzice nie ułatwiają egzystencji Naszej miłości. Nie raz zostałyśmy zdenerwowane i wyprowadzone z równowagi przed Naszym kolejnym spotkaniem. Nie wyobrażam sobie zatem rozpocząć spotkania od niczego innego, jak od przytulenia Jej mocno. Nie puszczenia po kilku sekundach. Chcę Nas scalić, chcę stopić, chcę roztopić się w roztworze z Nas, by po chwili zlać się w jedną silną skałę, która od wszystkiego będzie Cię chciała uchronić i zawsze przy Tobie silnie stać. Odczarowujesz rzeczywistość i jej czarne moce. Uwielbiam to uczucie wzajemnego uspokajania siebie. Jak nagle „Oni” się nie liczą. Jak zapominam o wszystkim, co mnie ciągnęło w dół przez minione dni. Siadamy na łóżku i nagle wszystko odchodzi, unosi się i wylatuje przez szparę w oknie, a my usadawiamy się w sobie na nowo i nie mam ochoty już wychodzić zza drzwi Nas przez wszystkie nadchodzące dla Nas godziny.

Słucham Jej zwierzeń, czuję jak uchodzi z Nas napięte powietrze zmartwień oraz utrudnień i nagle stykamy się ze sobą oczami, najbardziej elektryzująco i silnie, tak jak lubimy najbardziej. Słowa gdzieś nagle uciekają, wypełnia Naszą przestrzeń błoga cisza. Walnęłaś mnie znowu piorunem. We mnie nie wbiła się strzała Amora, ona mnie rozszarpała na strzępy i przebiła wnętrze bezboleśnie. Braknie mi na chwilę tchu. Póki nie wpuszczamy powietrza do płuc pocałunkami, scałowując z siebie cały makijaż. Pokochałam Nasz rytuał rozcierania Twojej szminki z mojej twarzy. Zawsze proszę Ciebie byś mnie „poprawiła”, bo zachłannie pragnę każdego rodzaju Twojego dotyku. Czuję, że coś kombinujesz, że znów masz coś dla mnie w zanadrzu, znów wyciągasz dla mnie „papierowe kwiaty” i zabierasz do kina na wyczekiwany film, ja odwzajemniam się kolacją i dobrym winem. Kocham celebrację Nas, każdą minutę w tej nadchodzącej wieczności.
No i jak to opisać? To jak kochasz się po raz pierwszy z osobą, którą bezgranicznie kochasz, aż zastaje Cię niespodziewanie świt? Odzwierciedlanie wrażeń w lustrze słów nie opisze ich tak naprawdę, zamkną się wtedy w patosie, banale i czymś zakrawającym na pikantny erotyk. Powiem, że było miejsce na wszystko. Na czułość, na nieokiełznaną dzikość, na spuszczenie lwów z łańcuchów, na przyciskanie do skraju wytrzymałości, na cierpliwość, na dokładność, na wielokrotność…doznań. Nie wahałam się ani przez chwilę odkąd się poznałyśmy, że Nasza rozkosz będzie równie wielowymiarowa jak Nasza znajomość. Bo mogę uchylić rąbki wrażeń, mogę wspomnieć jak myślałam, że autentycznie oszaleję, gdy cierpliwie przemierzała językiem moje uda, a zębami ściągała bieliznę, a to i tak nie odda tego, co czuło moje ciało i ja sama, to tajemnica skrywana między mną a Nią, a ścianami, które nagrywały odgłosy Naszej rozkoszy…
Nie będzie to trącić przesadą, gdy powiem, że ja bezustannie czuję się na skraju szaleństwa, kompletnego oddania i miłości, ronienia łez wdzięczności, a zarazem niedowierzania? Można mówić: „Ale Junkie, przecież byłaś już w związkach, kochałaś, słyszałaś, że ktoś kocha, co w tym takiego innego?” Śmiałam się na drugi dzień, że nie jesteśmy już dziewicami. Ale jest w tym właśnie wiele prawdy. Bo kochać się z osobą, z którą chce się spędzić resztę życia, z tą jedyną i największą miłością można tylko raz i na zawsze.  Bo ja nigdy nie czułam takiego równie intensywnego stopnia odwzajemnienia zaangażowania i oddania. Bo nikt nie patrzył na mnie całym swoim sercem i jestestwem. Żyjemy w świecie, który stara budować nas tak, byśmy zawsze zostawiali coś dla siebie, a Ona daje mi wszystko i więcej. Bo ja nigdy nie patrzyłam, nie całowałam, nie dotykałam i nie kochałam się z miłością mojego życia. Całe życie, wszystkie przeszłe porażki, niepowodzenia, błędne wybory torowały mi drogę do Niej, to wszystko to było preludium do wieczności, do dziewiczej miłości, która ma moc unicestwienia wszelkiego zła i otwierająca nową, czystą kartę  Naszych historii.

Tylko ja widzę tego dowody, to ja je czuję, to ja je filtruję i wiem, że nie są ułudą mojego naiwnego serca zawsze wierzącego w dobre zakończenia. To ja czuję głębokość Jej spojrzeń i tego, że nigdy ich ode mnie nie odwraca. To mnie przechodzą elektryzujące dreszcze, gdy nachyla się nade mną do pocałunku, a ja czuję się najsmakowitszym kąskiem, który zaraz pożre. To mnie ściska w dołku na każde Jej wspomnienie. To ja zapominam słów, gdy nagle przemierza dłońmi pod stołem po moim udzie albo gdy splata swoją dłoń z moją.  To ja odczuwam fale podniecenia, gdy wychodzę pół nago na chwilę z łazienki, bo czegoś zapomniałam, a Ona podchodzi od tyłu, całuje dziko mój kark, chwyta za biodra i znów czuję, że chce mnie zaciągnąć do łóżka rozkoszy. To ja odczuwam pewność, że nie kłamie, gdy mówi, że sprawianie mi przyjemności, daje Jej tyle samo satysfakcji jak jej otrzymywanie.  To mnie zalewa skromność i niepohamowana radość, że udało mi się Ją rozbawić do łez. To ja się rozpływam, gdy chwyta moją twarz w swoje dłonie i wygładza wszystkie troski. To ja odlatuję, gdy nawet muska mnie stopą, gdy zasypiamy obok siebie. To ja wiem, że Jej przytulanie się do mnie, przyciskanie oddechu i ust do karku przed snem, to nie zwykły umowny obowiązek związków, tylko Jej autentyczna miłość do Naszej bliskości.



Zatem jeśli człowiek nie czuje tego wszystkiego, nie patrzy na osobę obok w podobny sposób, nie zalewa go nieustanna fala miłości i pożądania, jeśli ktoś nie potrafi powiedzieć na tę osobę obok „to ta jedyna”, „chcę się z nią zestarzeć”, „chcę przy Niej rodzic się i umierać”, „wierzę, że Jej ręka nie puści mnie nawet po drugiej stronie wieczności” – to szukaj dalej, bo to ciągle nie ten adres.

Ja zamieszkałam w domu Nas, nikt i nic mnie z niego nie wyprowadzi i nie wyrzuci siłą.


1 komentarz:

  1. Miłość nie jedno ma imię,każda jej odmiana jest piękna pod warunkiem,że jest szczera i prawdziwa.
    Twoja jest niemal magiczna,przepięknie swoje emocje ubierasz w słowa.Życzę Wam po prostu szczęscia:-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń