Nie wiem od czego zacząć, ale
wiem, że już nigdy nie skończę. Całe życie chowałam się w bezpiecznych żartach
akceptacji, białych kłamstwach tolerancji, żyłam, być żyć, jakoś z dnia na
dzień przeciskać się w czasie i ludzkiej obojętności moich rozterek.
Ja od najmłodszych lat rysowałam
Ją lewą ręką i okazuję się, że Ona z kolei pisała mnie swoją lewą dłonią. Mówi
się: Przedstawiam Ci moją lepszą połowę. Jeśli tak, to Ona jest idealnie
dopasowaną do mnie półkulą. Pamiętam, że kiedyś miałam skrzydła. Czasami bolało
mnie w ich miejscu, taki fantomowy ból odciętej kończyny. Mówi się też, że
człowiek ma jedno skrzydło, drugie nosi ktoś inny we wszechświecie. Moje się
trochę przez lata poszarpało, dorobiło się ostrych krawędzi.
Bałam się. Tak cholernie się
bałam, że już nikt do mnie nie dotrze, nie otrzepie tego złamanego skrzydła i
nie wygładzi jego krańców. Mówię Wam, Ona mnie tak wzrusza. Trzęsienie ziemi
moich fasad. Dotarła do fundamentu mnie, wlała nową treść. Tak się bałam, że
nie odnajdę już nikogo w sobie i siebie w kimś.
Mówię na Nią: Liryczna. Bo jest
mistrzynią w opowiadaniu Naszej historii. Ona wie jak kocham się w słowach. Jak
dotykają mnie metafory, pobudzają obrazowe porównania, z dnia na dzień stała
się prozą i poezją mojego życia. Ona wie, że jest dla mnie niekończącym się
wierszem z interpretacją bez dna. Złodziejka mojej książki wie dlaczego Ją tak
nazwałam. Wie jak celebruję słowa, z jakim namaszczeniem otwieram każdą książkę
swojej duszy. Sprawia, że wierzę, że moje kartki nie rozpuszczą się w Jej
dłoniach, bo są wykonane z kiepskiego materiału. Uwierzyłam w siebie,
uwierzyłam w Nas. Głaszcze płatek po płatku kwiat uczucia, które we mnie
zasadziła, gdy codziennie rozkwitamy nowym wyznaniem.
Czy to możliwe, że słyszałaś moje
łzy w głosie, gdy wyśpiewywałam te słowa z równoległej rzeczywistości, która
Nas jeszcze nie połączyła?
Even
if a day feels to long
You
feel like you can wait another one
And
you've slowly given up on everything
Love
is gonna find you again
Love
is gonna find you, you better be ready then
Well
you been kneeling in the dark for far too long
You've
been waiting for that spark but it hasn't come
I'm
calling to you please get off the floor
Ona jest tą iskrą, która podnosi mnie z kolan. Z pozoru pewną
Junkie pożera przy Niej trema. To niesamowite budzić się rano i czuć się
spełnioną, piękną i seksowną, by za chwilę zastanawiać się „Może wcale nie mam
ładnych dłoni? Włosy wcale nie są takie pociągające? Czy faktycznie dobrze
całuję? Co jeśli się Jej nie spodobam?”. Ona onieśmiela mnie, bym za chwilę
zalotnie machała obcasem i muskała zadziornie odkryte kolano przygryzając wargę.
Dziś ubrałam się znów w Nią.
Przechadzałam się korytarzami w pracy uśmiechając się do kropli deszczu za
oknem, do prośby dziecka, by pomóc mu zapiąć zamek, do wroga, do przyjaciela,
do istoty małej i duży. Znów padały pytania „Ma pani nowe buty? Nowa koszula?”.
Nie, wszystko mam stare, to tylko to nowe, odświeżające uczucie we mnie
zmieniło moje codziennie wrażenie na innych ludziach. Moja K. znów widzi mnie z
daleka i się uśmiecha „Ładnie znów wyglądasz, promieniejesz”. Uśmiecham się
ciepło, bo ona wie czyja to zasługa.
Amerykański psycholog
dr Arthur Aron próbował ostatnio udowodnić w badaniu klinicznym, że można
zakochać się na zawołanie. Opracował zestaw 36 pytań, dodał do tego obowiązkowe
4-minutowe spojrzenie sobie w oczy i zakochanie gotowe.
Nie zgadzam się. Trzeba chcieć zadać pytania. Intuicja nam podpowiada czy otwierając się, nie ośmieszymy się przed daną osobą. Trzeba chcieć odpowiadać na pytania szczerze. Psychologa i osobę siedzącą na przeciwko można oszukać, rysując swoją historię od nowa i kreując siebie na kogoś, kim nie jesteśmy.
Wyjątkowości nie można zagrać, a nie każda prawda uwodzi i urzeka. Nie każdy potrafi spojrzeć w oczy. Tak na wskroś, nieprzerwanie, bezczelnie, ale i z pokorą. Z hukiem i po cichu. Czule, a zarazem dziko. Ze strachem w jednym, a odwagą w drugim oku.
Nic nie zastąpi spontaniczności potoku słów. Nic nie zastąpi tego czekania na Ciebie. Wypatrywania. Przewracania kartek kalendarza spełnienia. My nic nie opracowujemy. Tylko żyjemy sobą, śnimy siebie, głodujemy, nasycamy.
Rozpięłam sukienkę siebie przed nią jak przed nikim wcześniej.
Nie liczyłam czy padło już 36 przeszywających duszę pytań, nie patrzyłyśmy sobie jeszcze w oczy. A jeśli gdzieś istnieje sprawdzony przepis na miłość absolutną, to Ona kompletnie nie potrzebuje do niej instrukcji.
Intuicja, pokora, docenienie. Mnóstwo innych cegiełek dokładanych do budowli zaufania i zaangażowania. Wykładamy nimi drogę do siebie, a ja zapomniałam o wszystkich krętych drogach, które mnie do dzisiejszego dnia doprowadziły.
Nigdy wcześniej droga nie była tak oczywista i prosta.
Zamek sukienki nie zaciął się ani razu.
Nie zgadzam się. Trzeba chcieć zadać pytania. Intuicja nam podpowiada czy otwierając się, nie ośmieszymy się przed daną osobą. Trzeba chcieć odpowiadać na pytania szczerze. Psychologa i osobę siedzącą na przeciwko można oszukać, rysując swoją historię od nowa i kreując siebie na kogoś, kim nie jesteśmy.
Wyjątkowości nie można zagrać, a nie każda prawda uwodzi i urzeka. Nie każdy potrafi spojrzeć w oczy. Tak na wskroś, nieprzerwanie, bezczelnie, ale i z pokorą. Z hukiem i po cichu. Czule, a zarazem dziko. Ze strachem w jednym, a odwagą w drugim oku.
Nic nie zastąpi spontaniczności potoku słów. Nic nie zastąpi tego czekania na Ciebie. Wypatrywania. Przewracania kartek kalendarza spełnienia. My nic nie opracowujemy. Tylko żyjemy sobą, śnimy siebie, głodujemy, nasycamy.
Rozpięłam sukienkę siebie przed nią jak przed nikim wcześniej.
Nie liczyłam czy padło już 36 przeszywających duszę pytań, nie patrzyłyśmy sobie jeszcze w oczy. A jeśli gdzieś istnieje sprawdzony przepis na miłość absolutną, to Ona kompletnie nie potrzebuje do niej instrukcji.
Intuicja, pokora, docenienie. Mnóstwo innych cegiełek dokładanych do budowli zaufania i zaangażowania. Wykładamy nimi drogę do siebie, a ja zapomniałam o wszystkich krętych drogach, które mnie do dzisiejszego dnia doprowadziły.
Nigdy wcześniej droga nie była tak oczywista i prosta.
Zamek sukienki nie zaciął się ani razu.
Mogłabym Wam mówić i mówić o
Niej. Mówić o tym jaką jest wspaniałą kobietą, która jest chodzącą definicją
wyjątkowości, zmysłowości, inteligencji, gracji i pokory. Musiałabym Wam wykrzyczeć
Jej imię i powiedzieć jak pękam z dumy. Mogłabym próbować ubrać w słowa jak
bije mi serce, gdy zaczynamy i kończymy każdą rozmowę. Jak moja rzeczywistość
wysiada z wagonu zmęczenia przy rozmowach z nią, by nagle ze zdziwieniem stwierdzić
: „rozmawiamy już ponad trzy godziny!”. Mogłabym się przyznać, że sypiam po
cztery godziny i nie potrzeba mi więcej, odkąd Ona jest moim pokarmem. Ale na
razie skończę, idę otulić się kolejnym potokiem jej słów i wypuścić tamę
własnych. Zakończę tradycyjnie piosenką, która wyraża mnie, a Ona dołączy Ją do
ścieżki własnego życia. Bo tak już mają swoje półkule.
When
my time comes around
Lay me
gently in the cold dark earth
No
grave can hold my body down
I'll
crawl home to her
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz