Ucieszy Was pewnie wiadomość, że
umówiłam się na randkę. Ilu z nas szykuje się na nią z nadzieją głupich matką,
że ta będzie zupełnie inna od reszty i przyniesie wyczekiwane zmiany. Wierzcie
lub nie, ta taka właśnie była.
Obudziło mnie pozytywne
nastawienie, cicho przyczajone zatroskanie ile na tę randkę mam zabrać mamony i
brak pośpiechu, ponieważ nie umówiłam się na żadną konkretną godzinę.
Otworzyłam szafę i doznałam,
rzadko spotykanego u kobiety, olśnienia – nie ubiorę się nieadekwatnie do
lejącego się z nieba żaru tylko po to, żeby wyglądać seksownie i zniewalająco.
Z szafy wypchanej wieszakami kompleksów i niskiej samooceny wyciągnęłam zwykły
biały T-shirt, jeansowe spodenki dobierając do tego trampki.
Przecież wiem, że atrakcyjność
nie skrywa się w ubraniach, metkach, jakości materiałów, ilości tapety retuszu
na twarzy i doborze dodatków, ale wyłania się z charakteru, ze spojrzenia, z
uśmiechu, ze sposobu w jaki wkładam słomkę do ust, gdy piję Mojito, jak
przykładam kieliszek czerwonego wina otulając górną wargą jego brzegi, jak
władam butelką piwa, jak zalotnie kreślę mapę gry wstępnej na brzegach szklanki
whiskey lub z tego jak namiętnie kosztuję smaki nowych potraw.
Udałam się zatem do łazienki,
zamalowałam niedociągnięcia nocy na mojej twarzy i ruszyłam w drogę zostawiając
motylki w słoiku. Upał niestety nie zawiódł, niebo niczym nie zaskoczyło,
wzięło parę buchów od słońca i wykaszlało kilka kształtów imitujących chmury.
Wsiadłam do pociągu nie stresując
się, ponieważ wiedziałam, że umówiłam się z kobietą, która zna mnie na wskroś i
nie będę musiała się stroić i chować jakiekolwiek cechy by się jej przypodobać.
Z kobietą która wie, że pod tą pokrywą ciągłych żartów, gadulstwa, wybuchów
śmiechu, atrakcyjności, seksapilu, pewności siebie, pozornego braku powagi i
sztucznie kreowanej beztroski, kipi ktoś śmiertelnie poważny lubiący dyskutować
o sprawach wielkich i małych, przejmujący się wszystkim i wszystkimi, napawający
się komfortem ciszy i bliskością, czasami czujący się arcy-nieatrakcyjnie,
zmęczony odgrywaniem narzucanych ról.
Moja „randka” zatem wiedziała, że
najlepiej najpierw zabrać mnie na krótki spacer by oswoić się z terenem. Po
mnogości piegów, która rozsypały się na mojej skórze można było stwierdzić, że
słońce przypieka nadmiernie, więc lepiej schować się do klimatyzowanego
pomieszczenia.
Kto lepiej niż ty wie, żeby spuścić
mnie ze smyczy zachcianek do Empiku! Dwie godziny niczym niezmąconego
buszowania w zbożu książek! Kto inny niż ty wie kiedy powiedzieć mi dość i wypuścić
mnie tylko z jedną nową solidną pozycją książkową, a nie z dziesięcioma,
dodatkowo uatrakcyjniając zakup uzupełniając go zakładką do książki z cytatem
Eco „Kto czyta książki, żyje podwójnie”.
Marylin mówiąc kiedyś „Diamonds
are girl’s best friend” pominęła całą gamę zakupów! Zatem parę nabytków by w
szafie kompleksów poutykać chociaż trzy wieszaki komplementów.
Adrenalina zakupowa zawsze
prowadzi do pustki żołądkowej zatem zaciągnęłaś mnie do knajpy, w której zawsze
chciałam zjeść. Kto inny jak nie ty wie jak kocham jeść i trzeba mnie
regularnie karmić. Kolejny plus dla ciebie – nalegałaś by za mnie zapłacić –
jakbyś wiedziała, że w większości przypadków to ja więcej daję niż dostaję. Nie
upieram się dziś – pozwolę o siebie zadbać.
Słusznie przeczuwałaś, że po
wspólnie przeżytym posiłku lubię się polenić i nie zabijać pysznego smaku
potrawy kolejnym maratonem imponowania. Zabierasz mnie zatem do knajpy na
świeżym powietrzu i zamawiasz lemoniadę o smaku rabarbaru. Co najważniejsze –
pozwalasz mi napisać notkę! No bo czemu pisać tylko na kanapie ciemnym, głuchym,
pustym wieczorem z laptopem na kolanach tak by nikt nie widział?
Lubię
niespodzianki i zdarza się kolejna. Nie wiedziałyśmy, że w parku odbywa się
próba koncertu, dzięki któremu ołówek, którym piszę notkę samowolnie wystukuje
granie w tle rytmy i przeszywają mnie na wskroś symfoniczne wersje utworów
takich jak „Shape of my heart”, „Sex on fire”, „In my place” czy „Iris” z
użyciem całej palety ulubionych instrumentów zaczynając od perkusji, poprzez
skrzypce i wiolonczelę, kończąc na saksofonie. Moja podróż w głąb siebie
ukoronowałaś mrożoną herbata ze Starbucksa z malinami i hibiskusem, bo kto inny
jak nie ty wie najlepiej, że uwielbiam takie w upalne dni.
Ale pociąg w końcu odjedzie, a mi
się przypomina, że koniecznie potrzebuję jeszcze strój kąpielowy! Proszę cię o
pomoc w wyborze, więc udajemy się do przymierzalni…
Wpadam w pewne osłupienie na myśl
jak miło spędziłam dzień. Chcę ci za niego podziękować, szukam cię wzrokiem,
ale nie znajduję…
Obracam się do lustra:
- Tu jesteś! – wykrzykuję radośnie.
Byłam na randce sama ze sobą.
Bo kto nas lepiej zrozumie, jak nie my same - Świetnie to pokazałaś
OdpowiedzUsuńWiesz w domu w którym pod jednym dachem żyje kilka pokoleń, babcia nie przestaje sama ze sobą rozmawiać. Monolog przerywa jej wnuczek, nieco kpiącym tonem pytając :
- Z kim ty tak babcia w kółko rozmawiasz?
- A z mądrym człowiekiem, bo o takich w tym domu trudno
Pozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
Hm... taaak.... Czasami dobrze poznać siebie i zaakceptować. Potem już jest łatwiej z innymi. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńCudownie to opisałaś!
OdpowiedzUsuń:*
:)
OdpowiedzUsuńnabrałam się, ale cudny tekst:***
efekt przy pisaniu zatem zamierzony:) cieszę się:)i dziękuję pięknie:)
Usuń