„Bardzo często miałem w swoim
życiu wrażenie, iż przez cały czas jestem jak ten astronom prowadzący wycieczkę
niewidomych, którym mam opisać magię obrazu malowaną skrywającym się za linią
horyzontu słońcem. A ja? Ja mam jedynie wiedzą o gwieździe Słońce i do
przeżycia piękna zachodu Słońca nigdy ich nie doprowadzę. Dzisiaj wiem, że
gdybym tylko potrafił się z tym pogodzić, to moje życie wyglądałoby zupełnie
inaczej. Ale ja przez długi czas nie zdawałem sobie sprawy, że to głównie
kwestia rozstania się na zawsze z kilkoma marzeniami, wyzbycia się uczucia
najpierw zawiści, a potem zazdrości, oraz zawarcia trwałego pokoju ze swoimi
ambicjami.
Ja chciałem wchodzić do ogrodu i
nie zauważając w nim zepsutej, skrzypiącej furtki, podziwiać rosnące w nim
kwiaty, a okazało się, że w prawdzie urodę kwiatów zauważam, ale najlepiej
jednak znam się na „wyszukiwaniu zepsutych furtek”. (J.L. Wiśniewski)
Przystajecie czasem w swoim biegu
przez płotki, sprincie, maratonie życia i zastanawiacie się, że gdyby
poproszono Was o opisanie piękna zachodu słońcu, bylibyście w stanie to oddać
tak by zobrazować to niewidomemu? Zachwyt – słowo i czynność grożąca
wyginięciem. Akcja-reaktywacja!
Jestem pewna, że za to mnóstwo z
nas potrafi wymienić długą listę zepsutych furtek w swojej marnej egzystencji,
wyglądzie zewnętrznym, niewymarzonej pracy, apodyktycznym szefie, nie
kochającym nas wystarczająco partnerze, raniącej nas rodzinie, ale przerażająco
przeważająca część z nas nie potrafi sięgnąć po oliwę by naoliwić skrzypiącą
furtkę by móc napawać się zapachem kwiatów i szumem drzew w oddali.
Starożytni Egipcjanie wierzyli,
że gdy staną w obliczu bogów przed wstąpieniem do nieba, zada im się dwa
pytania, zależnie od których przekroczą wrota niebios czy też nie, mianowicie:
czy znalazłeś radość w swoim życiu? czy dałeś radość innym?...
Czy radość w dzisiejszych czasach
nadal jest dla nas ważna? Powinna być. Trudno jednak zawalczyć nie tylko ze
samym sobą, ale i niechęcią i szykanowaniem otoczenia, które radości doszywa
pejoratywne znaczenie momentalnie pytając: z czego się tak
cieszysz/rżysz/suszysz zęby? narąbałaś się? Co brałaś? Podziel się! Nie
zapominajmy o mediach napędzających na bieżąco maszynę strachu, wstydu i
depresji. „Matka straciła piątkę dzieci wskutek utonięcia”, „Zgwałcono i
zamordowano 15-latkę”, „37-latek dźgnął śmiertelnie nożem 17-latka”. Nagłówki
koniecznie uwzględniające relacje czy wiek ofiar by zalała nas jeszcze głębiej
pieniąca się fala smutku, który ciągnie się za nami od rana do wieczora.
A przecież zdolność do radości,
picia ze źródła rzeczy drobnych, dostrzegania piękna wokół nas, nie w
posiadaniu, ale odkrywaniu, umiejętność odkrywania dobra w sobie i innych
ludziach buduje przecież człowieka, któremu jest dobrze samemu ze sobą, i
jednocześnie osobę, z którą chcą przebywać inni. Kto z nas nie chciałby być
takim człowiekiem? Trudne? Możliwe!
Pierwszymi nauczycielami radości
są rodzice. Nie oszukujmy się, wielu z nich tej ważnej lekcji życia nawet nie
rozpoczęło, nie pofatygowało się nawet napisać na tablicy tematu lekcji „Masz
prawo się cieszyc i być szczęśliwym wbrew wymaganiom otoczenia, nawet wbrew
swoim rodzicom”. Zatem jeśli ciągle w dzieciństwie byliśmy świadkami
sfrustrowanych, znerwicowanych rodziców, trudno nam będzie nauczyć się czerpać
z kontaktu z ludźmi i otoczeniem tego, co najlepsze. A przecież dzieci są
najbardziej pilnymi obserwatorami i przeżywają wszystko z rodzicami. Dzieci,
którym rodzice dają dostęp do własnej spontaniczności i radości poprzez np.
poranne skakanie po łóżku czy wygłupianie się przy stole, wyrastają na bardziej
pogodnych ludzi. Niestety nasza zdolność do radości często w okresie
dzieciństwa zostaje upośledzona poprzez konieczność zmagania się z trudnymi
doświadczeniami, które niekoniecznie są naszą winą.
Mimo wszystko, jako dzieci, nawet
w najtrudniejszych chwilach potrafimy być niesamowicie odporne, budować własne
równoległe światy i cieszyc się na przekór wszystkiemu. Dlatego będąc dorosłymi
tak często wypatrujemy spontanicznej, niewinnej i niezmąconej radości dzieci.
Widok radosnego dziecka jest tak kojący i wzruszający, że uwielbiamy zasypywać
je prezentami by choć chwilę poczuć tę radość na sobie. Sama często się na tym łapię. Ostatnio kupiłam bratankowi,
który w ogóle prezentu się nie spodziewał, samochodzik z klocków Lego; podbiegł
tak zaskoczony, ucieszony i wzruszony, że ledwo wstrzymałam łzy. „Siosiu, skąd
wiedziałeś, że ja kolekcjonuję te auta?! Jaki jestem szczęśliwy, chyba musiałem
być grzeczny, że mi to dałaś, dziękuję bardzo, siosiu” przy czym przytulił i
pocałował w policzek. Zapominamy o mocy przytulenia dziecka, dziwimy się, że
tego nie robią, gdy czasami sami nie otwieramy ramion. Mały W. zaczął mi
radośnie uciekać na spacerze tak bym go nie dogoniła. Zaczęłam powoli biec,
udając oczywiście, że za nim nie nadążam, a on śmiał się całym ciałem do
rozpuku. Obrócił się, ukucnęłam, rozłożyłam ramiona i krzyknęłam „chodź do
cioci!”. Nie byłam pewna czy to zrobi, ale ruszył jak szalony w moim kierunku i
wskoczył na mnie, uwiesił się na szyi, a ja uniosłam go najwyżej jak mogłam
wiedząc jak to lubi. To było szczęście i radość. Zabiłam smutną, czającą się za
rogiem serca, myśl, że może nigdy nie przytulę tak własnego dziecka. Jest tu i
teraz i to uczucie jest niesamowite.
Odczuwanie radości wymaga
ogromnej autonomii i samoregulacji myśli, jak starego odbiornika radiowego,
który ciągle odbiera zakłócenia zamiast czysty dźwięk audycji. To jedno z
największych wyzwań życia dorosłego, widzieć świat i siebie takim, jakimi są,
ale mimo wszystko móc odczuć radość. Nie będziemy potrafili jej przeżywać,
jeśli nie spojrzymy na swoje życie i wszystko dookoła jako jedyny dar, jaki nam
dano, tu i teraz, nie będzie później, i wcześniej.
Nieprzerwany kontakt z naturą,
Błogość ciszy
zakłócanej tylko uwodzącym szumem drzew, śpiewem ptaków i owadów,
Nieopisane zachody
słońca nad rzeką malujące niesamowite kolory na niebie,
Gorący dotyk
promieni słońca na mojej nagiej skórze,
Spacery z myślami brzegiem rzeki i lasu,
Kojąca muzyka w uszach,
Samoistnie seksownie potargane włosy, które sama
chcę chwytać...
To wszystko sprawia, że bezustannie uśmiecham się
do swoich myśli, rozpościeram ręce, obracam się w kółko ekstazy i chodzę
nieziemsko, naturalnie i nieskazitelnie podniecona...życiem, sobą i
fantazjami...
Sporadyczne zaczepki rodziny nawet tego
nie zmienią, która kończą się łzami wymieszanymi z rzeką „Patrz na tą,
koniecznie chce być mądrzejsza od nas, że tyle książek czyta”.
Wielu z nas marzy o lataniu. Lubi oglądać świat z lotu ptaka
uważając, że to najlepsza perspektywa. Dystans poszerza perspektywę i podziw.
Patrzymy też na ludzi z góry, bo wtedy wydają się nie tylko mniejsi od nas, ale
i mniej groźni.
Ja przybieram inny punkt widzenia. Patrzę na świat od dołu, bo w
końcu by cokolwiek mogło zaistnieć, to musi najpierw urosnąć. Zatem, gdy
docieram do punktu zatrzymania się i podziwu-klękam. I dotykam... trawy, wody, piasku,
zwierzęcia, które podbiega się przywitać.
W końcu nie poczujemy pełnego piękna trawy póki nie
tylko ją powąchamy, ale i muśniemy palcami. Niedawno byłam świadkiem pierwszego
zetknięcia się z trawą 10-miesięcznego dziecka. Niepewnie schodziło z kocyka na
ten nowy, zielony "dywan". Mina pełna niepewności, zaskoczenia
zakończona szczerym chichotem była bezcenna.
Zapominamy, że to nie dystans buduje więzi, ale
bliskość. Zbliżenia.
Ilu ludzi w życiu omijamy szerokim łukiem nie
zdając sobie sprawy z ich wyjątkowości.
Pamiętam jak dziś pewną dziewczynę z pociągu.
Uśmiech nie schodził jej z twarzy choć nie miała do kogo się uśmiechać. Chcę
wierzyć, że uśmiechała się do swojego wewnętrznego szczęścia.
Wyciągnęła książkę i przyłożyła do nosa. Okazało
się, że niedowidzi. Chłonęła każdą literkę nosem śmiejąc się do siebie.
Przeciętny Kowalski nazwałby ją pewnie dziwaczką. Po chwili dostała smsa i
przykładając nos do ekranu telefonu ubrała tak piękny uśmiech, że wyryła się w
mojej pamięci na zawsze.
Chcę wierzyć, że dostała smsa od kogoś, kto kocha
ją całym sercem i nie bał się do niej zbliżyć.
...
Dotykajmy, zbliżajmy się, czujmy, pełną piersią, opuszkami
palców, całymi sobą.
Ogień nie zawsze parzy.
"Taki właśnie był, uczciwy
i szczery, skażony końcówką XX wieku, dającą nadzieję, najzupełniej pustą, na
poszanowanie prawa do szczęścia każdej istoty ludzkiej, niezależnie od koloru
skóry lub innych ingrediencji" (I. Karpowicz)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz