Choć każdy z nas jest na swój
sposób wyjątkowy, niepowtarzalny, to każdy człowiek regeneruje się w podobny
sposób po traumatycznych przeżyciach. Psychologia wymienia kilka etapów
rozstania. Mogą być bardziej ogólnikowe bądź bardziej szczegółowe, ale kto
twierdzi, że choć przez chwilę ich nie odczuł, przeczy własnej naturze.
Dla „świeżynek” odczucia po
utracie kogoś bliskiego będą o wiele bardziej intensywne i ostre niż dla„weterana”
z setką już zabliźnionych ran.
Etap I – Szok wymieszany ze
zrzucaniem winy. Uzbrajamy się w mechanizm obronny, który każe nam szukać winy
wyłącznie w drugiej stronie. Rozgoryczenie jest tak silne, że wbrew zdrowemu
rozsądkowi i poczuciu własnej wartości piszemy do tej osoby w złości. „Jak
mogłeś/aś mi to zrobić?!”, „Co takiego zrobiłam źle?!”, „Jest ktoś inny, prawda?”.
Milkniemy dopiero, gdy dostajemy w twarz smsami i telefonami bez odpowiedzi.
Ten etap zawiera również element
wyparcia. Nie potrafimy przyjąć do wiadomości, że to już koniec, że telefon od
tej pory będzie milczał, druga połowa łóżka będzie pusta, nie poczujemy ciepłego
oddechu drugiej osoby na swojej skórze. Przyswojenie tego jest tak bolesne, że
pocieszamy się, że ten ktoś wróci, zadzwoni jeszcze z przeprosinami. Twoją
nadzieję podtrzymują na dodatek znajomi, którzy razem z Tobą przechodzą fazę
szoku i nie wierzą, że to już ostateczny koniec. Ale nie zaprzeczajmy faktom,
bo to jak niepotrzebne szarpanie ran i jeszcze wda się zakażenie i gangrena
gotowa. Karmienie się iluzjami tylko opóźnienie wszystkie następne fazy. Ten
etap jest najtrudniejszy, bo czujemy się jak rozjechany czołg. Trudno zwlec się
rano z łóżka po nieprzespanej nocy, kiedy to rozmyślaliśmy jak naprawić, to co
złamane, ciągle przewijając w głowie pytanie „Dlaczego?” jak zdartą i nudną już
płytę.
Etap II – to obwinianie siebie,
zwątpienie i spadek poczucia własnej wartości. Pojawia się również wstyd, boisz
się, co ludzie pomyślą, bo skoro ktoś mnie znów zostawił to znaczy, że coś ze
mną nie tak. Wielu z nas się izoluje. Ten etap najbardziej rozmija się z
prawdą, ponieważ wina nigdy nie spada na wyłącznie jedną osobę, co za tym
idzie, nie możemy zatem zwątpić w swoje zalety i przez to zaniżać własne
poczucie wartości i się izolować od ludzi, którzy kochali nas zawsze takimi,
jakimi byliśmy.
Etap III – to powolne powstanie
po upadku. Pojmujemy, że musieliśmy sięgnąć dna, żeby się od niego z impetem odbić
i nie ma w tym żadnego wstydu. Stajemy się ludźmi czyni. Stroimy się,
odświeżamy garderobę, patrzymy w lustro odbudowując zmiażdżone „ja”.
Przypominamy sobie swoje zalety i chcemy je znów eksponować. Powoli zaczynamy snuć
nowe plany.
Etap IV – Odczuwanie pustki. Po
powolnym powstaniu wyciszamy się znów na chwilę. Powracają sentymenty. Z
utęsknieniem wspominamy dotyk i ciepło, których nagle nam zaczyna bezustannie brakować.
Co dopiero znów uświadomiliśmy sobie ile jesteśmy warci i jacy jesteśmy
atrakcyjni, ale spoglądając w lustro, serce zalewa się smutek i pustka, którą
pragniemy kimś wypełnić. Żałujemy, że nikt nie widzi, nie docenia i nie dotyka
tej silniejszej wersji nas samych. Częsty błąd tutaj polega na tym, że chcemy
tą pustkę wypełnić i już kogoś szukamy, a wcale nie jesteśmy na to do końca
gotowi.
Etap V – akceptacja, oswajanie
rzeczywistości, odbudowa, zrozumienie i współczucie. To czas na rozsądne
podsumowania, wysuwanie wniosków na przyszłość. To czas na powrót marzeń i
nadziei. Zaczynamy rozumieć, że coś, co kiedyś wydawało nam się najważniejsze w
życiu, teraz jest jedynie jego kolejnym epizodem. Dawno zdjęliśmy już szwy, nie
pieką, nie swędzą. Czasem spojrzymy na bliznę, muśniemy ją palcem i
uśmiechniemy się do samych siebie – przeżyłam.
Wielu z Was troszczy się i pyta jak
się czuję i czy daję radę. Przechodzicie te fazy jakby ze mną. Jedni dalej
wierzycie, inni każą mi pójść na przód, dbacie o to by nie spadła mi samoocena.
Zaskakujecie dobrym słowem, wsparciem i pomysłami na poprawienie nastroju.
Zabawne jest jednak to, że gdy mówiłam, że mi źle, to otrzymywałam współczucie,
a gdy mówię, że mi lepiej, to dostaję niedowierzanie i zarzuty o udawanie.
Wiecie dlaczego nie zalewam się
już rozpaczą? Dlaczego w ogóle nie izoluję, co często miało miejsce? Bo jestem
tym weteranem. Ja znam te fazy od najgłębszej podszewki. Przechodziłam, gdy
umierał ktoś mi najdroższy, gdy zdradzał przyjaciel i opuszczała ukochana.
Samoświadomość jest teraz moją
największą ostoją, bronią, wsparciem i źródłem atrakcyjności. Nic tak nie
odpycha jak kobieta silna, a szlochająca w kącie za tą, której już nie ma. Ja
na pewno już tą dziewczynką nie jestem. Pewnie, przyjdzie jeszcze faza pustki,
tęsknoty za dotykiem, ale to będzie tylko faza. Przejdzie jak każda poprzednia.
Dlaczego te fazy tak szybko
przemijają? Oprócz tego, że ja już je znam? Bo tak naprawdę rozstałyśmy się
dawno temu. Uświadomienie sobie tego i przyjęcie do wiadomości, to pomocny
krok. Rozstanie nigdy nie następuje nagle. Jest to suma wielu czynników. Wszyscy
ignorujemy ciszę przed burzą. Straciłyśmy siebie parę miesięcy temu, trudno
było do siebie wrócić. Dlatego ta faza szoku i wyparcia minęła dosyć prędko.
Zaskakuję Was, że mam już tyle rozsądnych
podsumowań. Pamiętacie, co sobie życzyłam na urodziny? Chciałam być zmianą ,
jaką chcę widzieć w ludziach i to zmianą widoczną i właśnie to wcielam w życie.
To, że życie uczuciowe mi się posypało, nie znaczy, że zawiesiłam zmiany
toczące się w sobie i że zaprzestałam szukania w sobie siły i optymizmu, które
gdzieś zostawiłam przy drodze w rowie.
Jestem teraz wolna, nie w sensie
bycia singlem, ale uwolniłam siebie. Często się mówi, że człowiek po rozstaniu
zachowuje się jak spuszczony ze smyczy. Przeciwieństwo izolacji. Ja zostałam
spuszczona, ale z łańcuchów obojętności i tłamszenia w sobie cech, które
najbardziej lubiłam. Dawno się do siebie tyle nie uśmiechałam, do własnych
myśli, do lustra, do tego, kim się znów staję i jak się zmieniam. Muzyka w
aucie cieszy jak nigdy, nawet dzieciaki na lekcjach widzą, że mam większą cierpliwość,
mniej się złoszczę, nie unoszę się tyle na nich, mam większe zrozumienie.
I to ogromny prezent dla mnie,
ogromne zrozumienie, dla siebie, innych, nawet dla Niej.
Cytując film „Służące” : You is smart, You is
kind, You is important”. Bo co jeśli ja jestem teraz najlepszą I najsilniejszą
wersją siebie I nie mam zamiaru jej oddać, wymienić ani cofnąć. Naprawdę czuję, że jestem, widzicie?
Hm... z każdym dniem, miesiącem, rokiem jesteśmy dojrzalsze.
OdpowiedzUsuńPrzechodzilam dokładnie to samo w identycznej kolejnośći.Mój związek wypalał się latami...może dlatego po 6 miesiącach fizycznego rozstania nabieram nadziei,że chyba bedzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńJa na takie okazje mam muzykę. Uciekam w nią i jest mi lepiej. Od razu. Ale nie na każdego pewnie to zadziała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czyli Twoje katharsis się dokonało . Teraz będzie już tylko lepiej:) A ja zastanawiam się na którym etapie jestem i nawet tego nie wiem ... Pozdrawiam i ściskam :)
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się od razu niedowierzanie Włóczykija, który, gdy się odezwał po 4 miesiącach od naszego rozstania, zadając mi pytanie: Czy o nim myślałam? Czy tęskniłam? usłyszał: Wiesz, nie gniewaj się, ale ja po prostu o Tobie bardzo szybko zapomniałam..:P I wtedy w sumie nawet ja sama się dziwiłam, że tak ekspresowo się to stało :P
OdpowiedzUsuń