“Take me as I am”
Nigdy nie była prosta. Tym
bardziej prostolinijna, a już na pewno nie prostacka. Zawsze pociągały ją
krawędzie, zawiłości, uwypuklenia, wyraźne i różnorodne kształty umysłu oraz
ciała. Poznałam ją dość młodo. Od razu mnie zafascynowała. Potrafiła sprawić i
uprzytomnić mi, że nie przypominam rówieśników. W tej kwestii pamięć nigdy mnie
nie myli, bo poznałam ją w pierwszy dzień szkoły, kiedy podpowiedziała mi,
gdzie mam usiąść. Przyciągnęła mnie do siebie wrażliwością. Pomyślałam, że
takich osób, wrażeń i odczuć w domu nie miałam. Od tej pory już się od niej nie
uwalniałam.
Prędko stała się moim najlepszym,
najskrytszym powiernikiem. Wychowała mnie, wyhodowała moją wrażliwość,
spostrzegawczość i silny zmysł obserwatorski. Zawsze była piekielnie
spostrzegawcza i chyba to mnie najbardziej w niej pociągało. Nie umiałam się od
niej uwolnić. Pociągała mnie jej nieobliczalność, a jednocześnie wieczna
obecność. Bardzo wcześnie zorientowała się jak lubię pieprzyc się z mózgiem.
Wiedziała co powiedzieć, gdy
ojciec wybuchał agresją, znęcała się siostra, raniła przyjaciółka. Nigdy nie
myślałam, że spotkam kogoś, kto ją zastąpi. Kogoś kto nas rozdzieli, obnaży,
wyciągnie z matni. Przyszedł ten dzień, kiedy ją w końcu zdradziłam. Pierwszy
raz zdradziłam ją w szkole średniej…
Moją intymność. Zdradziłam moją
intymność… Moją drugą siebie, folder sekretnych myśli, plik wrażliwego serca i
silnie ukrywanych bogatych emocji.
To wtedy, w wieku 17 lat,
ukochana przyjaciółka, moja K. , przebiła się przez mój mur. Pomogłam jej
trochę, bo pozwoliłam jej więcej odczytywać siebie i to ona zapytała wprost,
jako pierwsza: „Junkie, czy jesteś lesbijką?”. Minęła ponad dekada, a moja K.
jest nadal powierniczką mojej intymności. Mało w życiu poznałam osób, które
potrafią pytać o wszystko, bez ogródek, bez wstydu i poczucia winy przedzierać
się do naszej intymności.
Drogocenna i zatracana intymność.
Tak bezczelnie ją zdradzamy. W czasach kiedy miłość i śmierć jest tak
powszechnie dostępna z wysoką liczbą wyświetleń i odsłon w telewizji czy
Internecie, intymność stała się niesłychanie luksusowym towarem. Zachowujemy
pozory otwartości profilami na różnych stronach i wszelkiego rodzaju
komunikatorami, ale intymności unikamy.
Bo czym jest intymność? Może
dotyczyć ciała i z tym się przede wszystkim kojarzy, ale również dotyka ona i
zamyka w sobie bliskie relacje, odczucia absolutne i doskonałe w kontakcie z
czymś, ale przede wszystkim to skrywane, najbardziej osobiste uczucia. Uczucia,
które mamy prawo skrywać dla siebie jeśli bywają bardzo osobiste, wstydliwe czy
kompromitujące.
Intymność to przekraczanie granic
jak głęboko w ciebie wejdę…jak głęboko pozwolimy komuś wejść w siebie.
Intymność przecież chowa nie
tylko nieśmiałość cielesną. „Nie robiłam nigdy tego, nie dotykałam nigdy tam,
nikt nie brał mnie tak…”
Intymność to ochrona osobista.
Chronimy miejsca, w których boimy się zranienia, albo w których ktoś
najbardziej zranił nas.
„Intymność wiele mówi o tym, kim
człowiek jest dla samego siebie. Jak się do siebie odnosi, co jest ważne w
świecie jego wartości”.
Obnażenie intymności, to
bezgraniczne obnażenie siebie, a to bywa przerażające. Bo co jeśli to, co
chowamy nie jest kolorowe? Jak wyrazić coś, co budowało się we mnie od lat? Jak
upłynnić w słowach, bez agresji, kolory i szarości dzieciństwa. Jak przekazać,
jakim nośnikiem, jakim doborem środków stylistycznych duszy, każde
rozczarowanie, paniczny strach czający się w najczarniejszych zakamarkach?
Złamane serca, utracone zaufanie, zdrady, wszystkie gierki i kłody jakie życie
pod nogi rzucało? Przecież wszystko będzie brzmiało banalnie, jak trywialny
hollywoodzki melodramat, co najwyżej urośnie do momentami wytwornego dramatu
brytyjskiego. Nie marzę o klasie kina francuskiego, cierpieniu kina
hiszpańskiego czy zawiłości kina skandynawskiego. Będę co najwyżej jak banalna,
bijąca po oczach, kolorowa szafa grająca stojąca w kącie podrzędnego baru
amerykańskiego. Popijając whiskey, bo przecież na trzeźwo się nie da, wrzucasz
monetę, wyrzuca się opowieść.
Nie okażę prawdziwej kakofonii
filharmonii mojej intymności. Ubranie tego w słowa autentycznie dramatyczne i
najlepiej odwzorowujące drugą mnie mogłoby być tragiczne w skutkach. Choć mimo
tego, że wiemy, że szafa chowa potwory, a morderca kryje się na piętrze, to i
tak ją otworzymy, a uciekać będziemy w górę po schodach. Nie wiedziałabym nawet
od czego zacząć - gdzie prolog, rozwinięcie, dramatyczne zakończenie, czy
będzie epilog? Ona wzięła mnie tak, tamta brała mnie tak, tamta rzuciła mną
tak, tamta przyparła do muru, jeszcze inna uzależniła, posłała na bolesny odwyk
bez biletu powrotnego.
W każdym bliskim związku pojawia się
fascynacja cudzą tajemnicą. Może przybrać formę nieokiełznanej fascynacji.
Ciągłe pytania. Co ją złamało? Kto ją złamał? Kto podciął jej skrzydła? W jaki
sposób? Jak ona to zniosła? Jakim cudem ona jeszcze chodzi? Czy to ja ją
naprawię? Czy poradzę sobie z jej nienaprawialnością? Czy przeprowadzę ją? Czy doprowadzą
ją do końca? Czy otworzę? Czy oszaleję?
Tyle osób chciałoby
wiedzieć…mnie. Co skrywa mój język duszy, który ma na imię Junkie?
Nie możemy nikogo mieć na
własność. A to oznacza, że czyjejś intymności również. Uparte dążenie do
poznania całkowitej intymności bywa źródłem cierpień i ostatecznie intymność
między dwojgiem ludzi może zniszczyć. Z troski może zrodzić się obsesja.
Prawdziwa i prawidłowa intymność
powinna być pokornym pogodzeniem się z faktem, że nie wszystko jesteśmy w
stanie poznać i zrozumieć. Wiąże się z przystaniem na odmienne wartości,
odmienny byt, postrzeganie świata i jego rozumowanie. Piekielnie trudna sztuka.
Intymność bywa niesamowicie
delikatna. Wymaga połechtania, dopieszczenia, dotykania, polizania jak
najdelikatniejszych ran.
Mało kto mnie w życiu łechtał,
dopieszczał, lizał…
Otwierał.
“Please give me something to
Convince me that
I am not a monster”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz