Ocenia się nas od momentu
poczęcia. Ciągle jesteśmy mierzeni, porównywani, obserwowani. Śledzi się rozwój
płodu, wykształcanie poszczególnych organów, dodawanie kilogramów. Po wyjściu z
łona matki przyznaje nam się punkty, jakby jakieś jury złożone z ciekawskich
matek miało ocenić jakość naszego dziecka. Obserwujemy zdrowy wzrost, spróbuj
za późno zacząć chodzić lub mówić i już coś nie tak. W skali Apgar miałam 9
punktów. Za blada byłam. I tak całe życie, ciągle punkt do tyłu.
Dziecko idzie do szkoły i
zaczynają się liczyć oceny. Ocena dziecka, to ocena rodzica i jego
zaangażowania, to też ocena jego własnej inteligencji. „Dostałam 5-, tato” – „Za
co ten minus?!”. Jedynki chowały mnie ze strachu w piwnicy. Klasa sportowa była
kiedyś najlepszą w szkole, musiałam do niej trafić, choć sportowcem wybitnym
nie byłam. Musiałam startować do najlepszego liceum. Będąc przy końcu listy
osób, które się dostały, dostało mi się w tłumie innych od ojca „nie
spodziewałem się niczego lepszego, koniec listy”. Nie dziwota, że od tej
narzucanej ambicji, chciałam startować na studia dzienne na uniwersytet. 0,5
punktu zadecydowało o rocznym opóźnieniu w dotarciu na wymarzoną uczelnię. Pół
punktu. Bo życie to zawsze liczenie, prawda?
Liczą się cyferki na koncie,
literki przed nazwiskiem. Dotarłam do mgr, dr zostawiłam w koszu chorych
ambicji, których nie potrzebuję już spełniać. Nigdy nie czułam się
najmądrzejsza. Nie niwelowało to żadne stypendium, żadna nagroda, żaden
osobisty rozwój.
Póki pewnego dnia nie pojęłam. To
skala ocen jest niesprawiedliwa. Jury przesadnie ostre, zwiędłe od własnych
zgniłych i niespełnionych ambicji. Bo inteligencję powszechnie mierzy się
ilorazem inteligencji, która sprawdza tak naprawdę jedynie myślenie logiczne i
abstrakcyjne, czyli inteligencję logiczno-matematyczną. Jakże lżej na sercu mi
się zrobiło (i wiecznie ocenianym mózgu), gdy pan Howard Gardner przyszedł na
odsiecz z teorią wielorakiej inteligencji, w której odnalazłam skrawki siebie.
Mamy przecież jeszcze
inteligencją językową, która odznacza się bogatym słownictwem, łatwością
formowania argumentów i wypowiedzi, zamiłowaniem do literatury, przemówień, kreatywnego
pisania czy poezji. A może odznaczasz się inteligencją przyrodniczą i „czujesz”
naturę, troszczysz się o nią, zwierzęta i rośliny. A może muzyka i rytm to Twój
cały świat, świetnie tańczysz, całkiem dobrze śpiewasz i wszędzie słyszysz eufonię
cudnych dźwięków? Nie jesteś dziwny, posiadasz inteligencję muzyczną. Myślisz
obrazami i przestrzennie? Jesteś wrażliwy na kształty, kolory i detale dookoła?
Jesteś zatem właścicielem inteligencji przestrzennej. Dużo gestykulujesz,
uwielbiasz ruch, sport, majsterkowanie? Myślisz, że dziecko ma nadpobudliwość
ruchową, a może to inteligencja ruchowa?
Na koniec inteligencja
interpersonalna i intrapersonalna. Ku podstaw pierwszej leżą umiejętność
rozumienia innych i empatia, a także zdolność dostrzegania cech różnicujących
ludzi. Pozwala
ona na bezbłędne wychwycenie zmian nastroju, motywacji, zachowania i intencji.
Takie osoby cechuje poznawanie i rozumienie myśli i uczuć, są tolerancyjne. Natomiast
inteligencja intuicyjna pozwala na patrzenie świat z własnej perspektywy,
autoanalizie, autorefleksji. Osoby z rozwiniętą inteligencją intrapersonalną
posiadają „mądrość życiową”, intuicję, wewnętrzną motywację i silną wolę do
działania. Sądzisz, że jestem nadwrażliwa? A może emocjonalnie inteligentna?
Swój rozwój można oceniać przez
multum spraw. Może pierwiastki, równania wszelakie i szeroko pojęta matematyka
jest nie dla mnie, ale interpretacja tego jak ktoś zmienia ton głosu, inaczej
patrzy, gestykuluje, sprawi, że będę wiedzieć, co czujesz, co ukrywasz, czego
nie jesteś świadomy. Nauczycieli odznacza silnie rozwinięta inteligencja
interpersonalna. Potrafią wyczuć potrzeby i dostosowują się do nich,
zaskarbiając sobie przy tym sympatię publiki. Nigdy nie oceniałam siebie przez
posiadaną wiedzę.
Najważniejszym pytaniem dla
mojego rozwoju jest odwieczne pytanie „czy dziś jestem lepszym człowiekiem niż
byłam wczoraj, niż byłam rok temu?”. Oceniam siebie po reakcjach na różne
bodźce. Uczę się. Nieustannie. Uczę się siebie i ludzi. Dziś siedzę na L4 w domu i myślę, analizuję, wracam i wychodzę na przód siebie.
Dwa lata temu płakałam słuchając 16-letniej
Elli Henderson na jej castingu do X factor, gdy wyśpiewywała „myślisz, że
tęsknię za tobą, ale powiem ci, miłość, którą do ciebie żywiłam odleciała i
teraz widzisz, co mi zrobiłaś”. Dziś Ella jest kobietą, wydała płytę, która
podbiła Wielką Brytanię i wyruszyła na podbój Stanów ze swoją płytę, a ja
dzielę z nią uczucia. Dzielę z nią przebytą drogę i rozwój. Bo dziś, gdy
słucham tego castingu płaczę, ale nie z powodu tekstu piosenki. Z powodu tego
ile przez dwa lata musiałam przejść, by dojść do punktu dzisiejszej
samoświadomości. Podłoga mojego pokoju nadal nosi ślad setek łez wylanych przez
ciebie, ciebie czy ciebie. Tego jak ona złamała mi serce.
Mój wierny czytelnik (nie
obrazisz się chyba, że cię zacytuję, bo uderzyłeś mnie szczerością w środku
nocy) zapytał: „bo chciałbym dowiedzieć
się jak Ty "to" robisz, jak przy takiej dozie świadomości, swojego
szczęścia, radości, smutku, pustki, tęsknoty, całym przemycanym tekstem, nieopisanym pierwiastku cierpienia i szczęścia jesteś w stanie iść dalej i nie
zwariować?”
I had to go through
hell to prove I’m not insane
Had to meet the devil
Właśnie, jak ja nie zwariowałam? Może
uratował mnie ten blog, może inteligencja emocjonalna. Bo może nieważne jak
nisko upadam, nie widzę światła, zatapiam się, to w końcu podaję sobie dłoń, bo
muszę się samo udoskonalać. Inaczej bym zwariowała. Bo rozwijam siebie, uczę
się siebie, wyznaczam cele, zmiany w sobie, które chcę osiągnąć. Rozwija mnie empatia
ukryta w nowej muzyce, literaturze, poruszającym filmie. Nie czytam, nie
oglądam, nie słucham tyle, bo chcę być mądrzejsza niż ktoś inny. Chce być najlepszą,
rozwiniętą emocjonalnie wersją siebie.
Bo może nigdy nie byłam dobra w
liczeniu i osiąganiu wymaganego ode mnie wyniku. Może i wiem ile jest dwa plus
dwa. Ale najważniejsze jest dla mnie wiedzieć jak pozbierać w całość serce
rozerwane na pół. Bo taka matematyka jest najtrudniejsza. Okrutna, bezwzględna
matematyka życia, która pcha Cię ku obłędowi, który koniecznie życzy Ci
ujemnego wyniku. Zsumować siebie tak, by wynik był dodatni, a demony za rogiem
tak bardzo nie przerażały i nie zamykały co dopiero otwartej drogi możliwości.
Bo dziś wzruszam się najbardziej
na tej piosence, bo jestem gotowa.
Now
my heart is ready to burst
Cause II feel like I'm ready for love
And
I Wanna be your everything and more
And I
know everything you said
But I
just want you to be sure
That I
am Yours
If
I've been feeling heavy
You'd
take me from the dark
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz