Statystycznie rzecz biorąc, ode
mnie częściej się odchodzi niż zostaje. Czy to telefonicznie, w lokalu, na
łóżku we własnej sypialni. Śmiercią naturalną, wyjazdem za granicę, zdradą.
Zrywa się wszelkie łączące nici, które splotły się w nierozwiązalny kłębek
nerwów i nieporozumień. Żyję ze sobą niemal trzy dekady, zatem poznałam siebie
już całkiem wystarczająco, by wiedzieć, gdzie tkwią różne problemy, co
odstręcza, jak coś niszczeje, kiedy zaczyna się rozkład, czai się niewierność.
Nazwałam kiedyś siebie
emocjonalną przylepą. Wiem, przerażam. Pewnością. Pewnością uczuć jakie noszę w
spojrzeniu, szczerości uwielbienia oddanych w dotyku, prostych gestach. My,
generacja impotentów miłości, nie wierzymy, że można nas tak kochać,
jakimikolwiek byśmy nie byli. Czasami dopada nas poczucie oszustwa, no bo jak
można? Mnie? Kochać?
Przeraża mnie jak bardzo
potrzebuję Ciebie. Wszystkie „jak bardzo”, „tak bardzo”, „niesłychanie” –
przerażają mnie. Skręcają w kłębek, w który wtula się wtedy w Ciebie mocno i w
głębi ducha pyta znów siebie „a co jeśli znów za mocno?”
Emocjonalnie przylepiam się do
Ciebie spojrzeniami. Szeregami zdarzeń, manifestacjami troski i oddania pośród
zwyczajnych czynności życia codziennego, czy to robię Nam pranie, czyszczę
buty, szykuję śniadanie, romantyczną kolację, masuję plecy, prasuję, pytam czy
masz ochotę się czegoś napić. Pytanie czy wszystko w porządku zatem jest
silniejsze ode mnie, zdradza podświadomość podszytą lękiem, bo co jeśli którego
dnia odpowiedź będzie przecząca?
Przy tak silnych uczuciach, ich
przeciwwaga nie dziwi, strach jest naturalny. Leżąc na wznak jednej z Naszych
licznych nocy tematy przypełzły poważne. Rozważając o śmierci i o tym czy
istnieje coś poza nią przyznałam, że nie obawiam się śmierci, obawiam się
niebycia i nieczucia. Choć będziemy po drugiej stronie, gdzie może nic już nie
ma, więc i nie będziemy świadomi nieczucia, ale mnie i tak dopada momentami ten
irracjonalny strach – jak to? Mogę nie żyć, ale jak to będzie nie móc już czuć
Ciebie?
Bo tak, częściej ludzie odchodzą
ode mnie niż pozostają. Ona przyjechała do mnie z początkiem lipca, a ja nie
posiadałam się z radości na stos wrażeń jaki czeka na Nas podczas nadchodzących
dni. Pogoda się dla nas uatrakcyjniła. Od razu wyruszyłyśmy do mojego domu na
wsi, by „przywitać” się w odosobnieniu. Następnie czekał na Nas Open’er
Festival i urokliwe, pożądliwe Trójmiasto i skwar morskiego powietrza. Koncert
dla mnie to zjawisko intymne, to nie zwykłe odhaczenie na liście „wysłuchane na
żywo”, to lista mojego życia, ścieżka dźwiękowa naszych emocji. Ekstaza
dzielona na dwoje, gdy w tle mam wrażenie, że Of Monsters and Men iście grają
tylko dla Nas. „Nie stać mnie na Paryż, ale mam nadzieję, że Ci się podoba”,
mówię, gdy po powrocie z koncertowych wrażeń wychodzimy jeszcze na ulice
nocnego Gdańska.
Ale to nie koniec, Ona jeszcze
ode mnie nie wyjeżdża. Po powrocie z całą pewnością naszego uwielbienia dla
niebanalnego kina wybieramy się na francuską jego odmianę do klimatycznego kina
w stolicy Wielkopolski, której Ona jeszcze nie widziała. Pragnę karmić Jej
zmysły na wszelkie sposoby. Ciągle jestem głodna Jej zadowolenia. Gdy mija Nam
wspólnie spędzony tydzień, podświadomość moja dziwi się, że Ona jeszcze ze mną
jest. Są wakacje, zatem nie ma narzuconej daty Jej powrotu do domu. Umownie
pada na piątek, w czwartek wieczór jednak słyszę te cudowne słowa, że zostanie
jeszcze dłużej.
Ze mną? Przecież ze mną nikt tyle
nie zostaje…Nie ma jeszcze dość moich nieprzerywanych spojrzeń? Emocjonalnej
przylepności i zależności? Przecież pokazywanie tak intensywne, że się kogoś
tak pragnie, potrzebuje, kocha, wszystko w nadmiarze może męczyć czyż nie? No
ale też chwileczkę, czemu nie miałabym być całą sobą przy Niej? Dlaczego
miałabym patrzeć krócej niż tego pragnę prosto w Jej oczy? Dlaczego nie
miałabym pożerać wzrokiem Jej ponętnych ust? Dlaczego nie miałabym się z Nią kochać
kiedy tylko pragnę? Prawic komplementów, karmić zmysłów, uciekać od tego, co
czuję? Więc kiedy zdaje mi się, że Ona zaraz wyjedzie, to oświadcza mi, że
jeszcze zostaje. Kiedy wkrada się myśl, że może ma mnie już za dużo, to Ona po
śniadaniu wydłuża Nasze udanie się pod prysznic kładąc się na mnie i zalewając
falą pożądania, rozpina spodnie…szeptam „rozpieszczasz mnie”, a Ona dziwi się
mojemu zdziwieniu, co jeszcze bardziej mnie porusza. Bo ze mną przecież nikt
tyle nie dzielił…
Po dwóch tygodniach razem
musiałyśmy się dziś rozstać, by znów do siebie za jakiś czas powrócić. A ja? Siedzę
i nie wierzę, że Jej tu nie ma i, że zaraz nie wyjdzie z NASZEJ łazienki do
NASZEGO pokoju. Tak, pokochałam liczbę mnogą Nas. Absolutnie nie ma mnie, bez
Ciebie. To nielogiczny stan abstrakcji. Powstrzymywałam się zatem dziś od łez,
bo wiem, że niedługo znów tu będziesz. Tymczasem zostaje mi przewijać album
Nas, zapierać własny dech w piersiach przesytem obrazów jaki zostawiłaś w
Naszym łóżku. I podejmować próby radzenia sobie z rzeczywistością wypełnioną
krzykliwym brakiem Ciebie.
Z pewnością, że wrócisz,
z ciągłym niedowierzaniem, że
jesteś
i będziesz.
Wdzięczna ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz