Słynny profesor Zimbardo (co
dziwi mnie, że wygłasza zdania na temat polskich szkół) bije na alarm, że
spośród 5 milionów uczniów, które rozpoczęły naukę w polskich szkołach, milion
z nich miało lub ma objawy depresji. Do tych objawów mają należeć lęki,
obniżone nastroje i utrudniony kontakt z rówieśnikami.
Depresja ma być skutkiem efektu
odrzucenia, a jego prowodyrem są rodzice, koledzy, a zdaniem profesora
Zimbardo, przede wszystkim nauczyciele, w szczególności ci, którzy sprawiają,
że jedni uczniowie czują się gorsi od innych, wyśmiewający się ze słabości uczniów,
podkreślający porażki, a nie sukcesy.
Nie przeczę – istnieją nauczyciele,
którzy jako taktykę „motywacji” wybrali wyśmiewanie się na forum z uczniów,
którzy niekoniecznie przypadli im do gustu. Tacy nauczyciele są żałośni,
maluczcy, sfrustrowani życiem i pracą, wyładowujący swoje lęki na słabszych –
uczniach. Wstyd mi być stawianą obok takich. Są oczywiście przypadki uczniów,
którzy niesamowicie świadomie załażą nam za skórę i czynią sobie wyprowadzenie
nauczyciela z równowagi za cel w życiu, więc wtedy się „odgryzamy”, ale takiego
ucznia nasze uszczypliwości nie ruszają, na pewno nie powodują zaniżenia
samooceny czy depresji.
Dla mnie, NIC NIE TŁUMACZY
UBLIŻANIA UCZNIOWI.
Zastanówmy się może co innego
powoduje u dzieci lęki, obniżone nastroje i utrudnione kontakty z rówieśnikami.
Według innych angielskich
psychologów w dzisiejszych czasach bombardowania nadmiarem informacji wytworzył
się tzw. FoMO, zwłaszcza wśród młodzieży (z ang. Fear of Missing Out – strach,
że coś tracimy), który jest podłożem uzależnienia od Internetu. Mnóstwo ludzi
budzi się z lękiem, że coś ich ominie, ważny news, dlatego pierwszą czynnością
rano nie jest mycie zębów, ale odpalenie komputera i Facebooka czy innego
serwisu informacyjnego (ewentualnie robimy te dwie czynności jednocześnie –
myjemy zęby logując się do naszego wirtualnego życia). Młodzież nie potrafi rozstać
się z komputerem, nieustannie sprawdza profile znajomych, uaktualnia swoje
zdjęcia i wpisy, poznając osobę, wyszukuje ją w sieci i zaprasza do znajomych.
Brak dostępu do sieci doprowadza do szału, powoduje stany depresyjne i sprawia
często, że wydaję nam się, że ktoś do nas dzwoni lub napisał SMSa odczuwając
tzw. fantomowe wibracje telefonu.
Przychodząc do szkoły widzę stres
dzieci nie przed nowymi lekcjami, obowiązkami, zmianami nauczycieli, ale tym
czy ktoś aby nie nabył przez wakacje nowszego smartfona, większego tableta,
oryginalniejszego plecaka, czy nie był na bardziej wymyślnych wakacjach albo
czy nie jest w tyle z nowościami muzycznymi, filmowymi czy facebookowymi
wybrykami. Dzieci stwarzają niesłychane historie by upodobać się innym.
Czy ja jako nauczyciel i
obserwator rzeczywistości karcę ich za to? Ostrzegam, uzmysławiam, że istnieje
świat poza grami komputerowymi i Facebookiem, ale jednocześnie adaptuję się do postępującego
świata technologii używając jej do kontaktu i zadań domowych online.
Jednak pytanie jakie zadaje
każdej klasie po powrocie z wakacji to nie gdzie byli, co widzieli czy jakie
filmy obejrzeli, ale pytam czy ktoś przeczytał jakąś książkę. Nic nie łączy tak
jak empatia i poczucie, że widzi się więcej niż nauczyciela, dlatego ja
przygotowałam dla uczniów prezentację multimedialną przedstawiającą moje
wakacje – spędzone w dużej mierze na świeżym powietrzu ze stosem książek i psem
i kotem pod ręką do głaskania. Nie po to by im pokazać, że to, że ich spędzanie
większości wakacji w rzeczywistości wirtualnej jest gorsze, ale dlatego by uświadomić,
że radość może być taka sama z życia, gdy choć na chwilę wylogujemy się ze
źródła naszych kompleksów, zawiści i zazdrości.
Nikt nie lubi generalizowania, więc ja
zgłaszam sprzeciw i wypisać się chcę z grupy rzekomo tych nauczycieli powodujących
u dzieci depresję. Rozumiem, szkoły to łatwy cel źródła wszelkich zaburzeń
dzieci, ale nie jedyny. Może to ten Internet? Może to brak akceptacji poza
murami szkoły również? Brak przytulania, szczerego uśmiechu, nieudawanej
radości na widok drugiej osoby, zwykłej szczerości?
Przez chwilę pomyślałam, że
wchodząc w tym roku dla klas pierwszych postaram się zachować dystans i być tym
poważnym nauczycielem budzącym respekt. Jak zachować powagę przed grupką dzieci
wyrastających na nieco ponad metr z uśmiechami rozpuszczającymi serce, które widać,
że czekały jak na szpilkach by poznać ich panią od angielskiego? Jak nie uśmiechnąć
się szczerze, gdy malutki Przemcio mówi : naplawdę pomyślała pani, ze jestem
fajny i gzecny chłopak? To ja już nie będę z nim lozmawiał… Jak nie trwać przy
swoich metodach, gdy idąc na drugi dzień korytarzem gromada pierwszaków
rozpromienia się uśmiechem i chórem krzyczy HELLO! widząc, że mknę korytarzem?
Może dzieci mają objawy depresji,
bo za mało się je przytula i poświęca uwagi? Jak nie wierzyc w leczniczą moc
przytulania, gdy znająca mnie już 3 lata Ala siedząca dziś w ostatniej ławce z
bardzo smutną miną spotyka się ze mną wzrokiem i widzi, że uśmiecham się do
niej, bo widzę coś jej jest i chcę ją rozchmurzyć, ona opuszcza głowę i dalej
tonie w swoim smutku. Na chwilę spuszczam głowę by wypełnić dziennik i ktoś
mnie nagle przytula od tyłu. Nie musiałam się odwracać, wiedziałam, że wtula
się we mnie Ala. Nie wiem jakim cudem i kiedy tak cicho przebiegła całą salę, ale
obracam się i pytam „wszystko w porządku Kochanie? Wyglądałaś na strasznie
smutną, stało się coś?” – „Już mi lepiej”. Może to nie ja, może to nie uśmiech,
może to nie przytulenie, ale Ala się uśmiechnęła i już nie była smutna,
przesiadła się do pierwszej ławki, gdzie zawsze jej miejsce.
Nie wiem czy tak jak mówią, gdy
śmieje się dziecko, śmieje się cały świat, ale ja na pewno. I gdy ja się śmieje,
śmieją się wszystkie dzieci…
Depresji na moich lekcjach mówię
głośnie NIE!
Jesteś pięknym przykładem nauczyciela, pedagoga, z którego mogliby brać przykład Ci, którym praca przestała sprawiać przyjemność.
OdpowiedzUsuńZ drżeniem w sercu obserwuję pierwsze dni w nowej szkole (liceum) mojej córki... Póki co widzę ogromną radość i ulgę... bo nauczyciele są mili ("u pani od matematyki na pewno nie będę mi drżeć ręce przy tablicy") a koledzy i koleżanki tacy, na jakich czekała przez całe gimnazjum. Oby czas był ich sprzymierzeńcem i nie zmienił ani jednych ani drugich.
Dziękuję za ten post.
Monika.