Jestem emocjonalną przylepą. Posunę się do nazwania siebie
nawet pijawką. Uzależniam się od ludzi, wchłaniają mnie, pochłaniają moje „ja”.
Ile razy idziemy na kompromis z własnym sumieniem, instynktem, sercem, rozumem,
żeby ludziom dookoła nas żyło się łatwiej i wygodniej?
A teraz wróć. Zmieniam czas teraźniejszy na przeszły.
Byłam emocjonalną przylepą, byłam pijawką. Leczę się z
uzależnienia. Gdy patrzę na swoje życie, przeraża mnie jak ogromną jego część
poświęciłam na czekanie. Czekanie za kimś, na kogoś. Na telefon, który nie
dzwonił, samochód, który nie podjeżdżał, zaproszenie na spontaniczny wyjazd,
spotkanie, gest, które nie następowały. „Czekanie sprawia, że gorzknieje cała
słodycz w nas” i to święta prawda. Jedyne czemu się teraz poświęcam to nowym
kreowaniu siebie. Staram się codziennie wychodzić z siebie, patrzeć na siebie z
boku, identyfikować sprawy i uczucia, które mogą sprawiać niepotrzebną
przykrość, agresję czy złość i niwelować, zabijać w zarodku. Przeprowadzam
aborcję uczuć. Uczę się nie czuć, nie uzależniać się od ludzi, nie przylepiam
się. Nie chcę znów przyssać się do kogokolwiek, żeby później uzależniać znów
swoje dobre samopoczucie od kogoś i męczyć go sobą. Choć pijawka wysysa złą
krew, to można zabrnąć za daleko i wysysać też, to co dobre. Czasem nie jest to
świadome, nie robimy tego celowo, po prostu pragniemy w życiu rzeczy wielkich i
gdy tak człowiek ciągle zasysa innych, to można się niebezpiecznie zachłysnąć.
To niebezpieczna transfuzja, tak się od innych uzależniać. Każda transakcja
powinna być wymienna. Dawać tyle, ile się dostaje – prosta recepta. Nie
nauczymy się być szczęśliwi z kimś, gdy nie umiemy być szczęśliwi sami ze sobą.
Od zawsze mi się zarzuca, że nie umiem być sama. Że ludzie to jakoby moje
powietrze, bez którego nie umiem oddychać pełną piersią. Wiem jakie to chore
tak przylepiać się do ludzi, trzeba wyznaczyć sobie zdrowe granice i teraz nad
tym pracuje. Telefon może milczeć, pod dom nikt nie podjeżdżać, dzwonek do
drzwi nie musi dzwonić, zaproszenia do spotkań nie muszą spływać, okienka
rozmów w sieci mogą się nie otwierać. Uśmiechnąć się najpierw do siebie, a
potem do ludzi, to jest nasza siła, to jest esencją naszego piękna wewnętrznego
i zewnętrznego, naszej pewności siebie i seksapilu. Być choć w połowie pewnym
drogi, którą się obrało odbija się od nas samych i uderza w innych, wtedy nie
trzeba się od nikogo uzależniać, a potem przeżywać katorgi, gdy próbuję się
rzucić ludzi jak fajki czy narkotyki. Ludzie pojawiają się nagle sami, telefon
wibruje, okienka się otwierają, propozycje spotkań napływają i okazuje się, że
nie trzeba stawać na głowie i sztucznie o coś zabiegać. Ktoś bardzo mądry i
intensywnie obserwujący rzeczywistość jak ja:),
bratnia dusza moja wręcz przedstawiła prostą receptę na kogoś, kto powinien być
ze mną: Powinnaś być z kimś, kto w dzień będzie z Tobą czytał książki i
rozmawiał, a wieczorem darł się i skakał na koncercie pod sceną. Ja dodałam
jedynie „a w nocy powinna zdzierać ze mnie ubrania”:). Kolejna prosta recepta i gdy
czas nadejdzie, to wierzę, że i taki ktoś się pojawi bez potrzebnego zasysania,
przylepiania się, uzależniania się:)
George Carlin podsumował kiedyś nasze życie w ten sposób:
„Pijemy za dużo, palimy za dużo, wydajemy pieniądze zbyt
bezmyślnie, śmiejemy się za mało, jeździmy za szybko, złościmy się za bardzo,
siedzimy do późna, wstajemy zbyt zmęczeni, czytamy za mało, oglądamy telewizji
za dużo. Pomnożyliśmy nasze własności, ale pomniejszyliśmy nasze wartości. Mówimy
za dużo, kochamy zbyt rzadko i nienawidzimy za często. Nauczyliśmy się jak
ułożyć sobie życie, ale nie nauczyliśmy się żyć. Dodaliśmy lat do życia, a nie
życia do lat”
I ja się z nim zgadzam, egzystujemy za dużo, żyjemy za mało.
Co dziś z tym zrobicie? Ja w każdym dniu szukam siebie, czegoś dla siebie,
ciała i duszy i staram się to rozprzestrzeniać na innych, nawet jeśli choć
jedną duszę zachęcę do życia, a nie tylko egzystowania, znaczy to, że warto
czasem czuć i nie na wszystkich uczuciach przeprowadzać aborcję.
Carlin powiedział też kiedyś, że Carlin powiedział też kiedyś, że za każdym cynikiem kryje się rozczarowany idealista. Ja – choć bywam rozczarowana, to ciągle idealistka.
Carlin powiedział też kiedyś, że Carlin powiedział też kiedyś, że za każdym cynikiem kryje się rozczarowany idealista. Ja – choć bywam rozczarowana, to ciągle idealistka.
Tak,z tym czekaniem to prawda...gorzknieję.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest.... Serdeczności!
OdpowiedzUsuńZawsze powtarzam, że życie jest piękne, trzeba tylko potrafić to piękno dostrzec i nauczyć się tak naprawdę żyć. Dostrzec te inne elementy, nie tylko te złe, które nas otaczają. Oswoić się z otaczającym nas światem, nawet z tą krzywdą, która nas spotyka. I to nie chodzi o to by stać się męczennikiem. Po prostu, złe rzeczy się zdarzają. Ten tekst, który przytoczyłaś jest bardzo prawdziwy, może okrutny, ale tak właśnie zwykle jest. I chyba tylko ktoś, z jednej strony mocno doświadczony przez los, a z drugiej cholernie silny psychicznie jest w stanie to zauważyć i jest w stanie to własne podejście do życia zmienić, nauczyć się tak naprawdę żyć.
OdpowiedzUsuńA ja się nie mogę zdecydować, czy jestem już cynikiem, czy jeszcze idealistką. Wszystko zależy od dnia, od godziny. I choć lubię być z ludźmi i do ludzi się przywiązuję bardziej niż do miejsc, lubię też żyć bez ludzi. Wszystko zależy od dnia, od godziny.
OdpowiedzUsuń