Ponad 520 stron w niespełna
trzy dni. Stron porażającej lektury, która zakrawa na pewną dozę
sadomasochizmu, ponieważ czytając ją czułam, że świadomie robię sobie
psychiczną krzywdę. Nie będę wspominać o treści książki, bo ona chyba jest
jasna, ale o odczuciach i jak zawsze kunszcie pisarskim autorki.
Aktywnie recenzuję
przeczytanie książki na portalu lubimyczytac.pl, ale z Wami nie zawsze dzielę
się wszystkim, co przeczytam, ponieważ, no cóż, zrobiłby się wtedy z tego blog
książkowy;) Ale czasami, muszę, po prostu muszę „wyrzucić” z siebie książkę, bo
inaczej zalegnie we mnie za mocno i nigdy się po niej nie otrząsnę do końca.
Podobnie miałam po lekturze „Najgorszy człowiek na świecie” Małgorzaty Halber.
Czas na „Jeden z nas. Opowieść
o Norwegii” Asne Seierstad, która w swojej obszernej karierze autorki
literatury faktu wzięła się za zrelacjonowanie tego najgorszego faktu dla
swojej ojczyzny – zamordowania przez Andersa Breivika 77 osób 22 lipca 2011
roku i ranienia dotkliwie kolejnych 33.
I wahanie
jak tu ocenić tę książkę? Jak oddzielić emocje od oceny i ich nie wymieszać, bo
jednocześnie mam ochotę tę książkę odłożyć i nigdy po nią już nie sięgać, a
zarazem wszystkim ją polecać.
Czytałam
jak oszalała, poparzona, jakby każda kartka mnie bolała, zawsze przerażona tym,
jaka kolejna odrażająca prawda kryje się na kolejnej stronie tej historii
norweskiej tragedii.
Książki
czyta się z różnych powodów; najczęściej dla przyjemności, odstresowania,
zabicia lub wypełnienia czasu - to na pewno nie jest jedna z tych książek.
Czyta się też z ciekawości, chęci poszerzenia wiedzy faktograficznej,
ukształtowania poglądów. Z szacunku - i to już bardziej jedna z tych książek.
Sama okładka i tytuł są tak sugestywne, narzucają zastanowienie i spojrzenie
dookoła siebie i do swoich okien, a jednocześnie można spojrzeć na różne barwy
tych okien symbolizujące wykrzykiwane zdanie: Nie wygrałeś Breivik, nadal nie
będziemy odtrącać odmienności i tolerancji, a kolory nigdy nie zszarzeją.
Równie symboliczna czarna wstążka żałoby na rogu okładki jest skutecznym
chwytem hołdującym pamięci umarłych.
Bo ta
książka wytacza strasznie ciężkie działa tematyczne i żadna kamizelka
kuloodporna nie uchroni nas od dzielonego bólu i łez ofiar i bezsensowności
tego feralnego, lipcowego dnia. Tym, że autorka ubarwia wydarzenia osobistymi
opowieściami, realistycznymi, brutalnie odwzorowującymi rzeczywistość opisami,
kiedy to słyszysz każdy krzyk, wystrzał, błaganie o pomoc, czujesz odłamki
pocisków we własnym ciele i widzisz zimny i bezwzględny uśmiech Breivika. Co
sprawia, że czujesz, że czytasz wybitny kryminał. Kryminał, który niestety
wydarzył się naprawdę. Czytając momentami złościłam się na autorkę na tak
osobiste i brutalne obrazy, taką prawie przesadną wnikliwość, ale okazuje się,
że każda rodzina ofiar miała wgląd do książki i zatwierdzała wszystko, że każdy
skrawek tej historii jest napisany za zgodą, a autorka wszelkie tantiemy ze
sprzedaży przeznacza właśnie fundacji "Jeden z nas".
Mogę
chyba tylko powiedzieć - czytasz na własne ryzyko. Ryzyko pewnej traumy
odciśniętej również na tobie. Ryzyko zastanowienia się nad własną, obecną polską
rzeczywistością i podejściem niektórych Polaków do uchodźców, niektórych polityków,
którzy chcą rządzić Polską...Podejście, które wcale nie jest tak odległe
od przyczyny, która zrodziła się w umyśle Breivika, a doprowadziła go do tak
szokującej zbrodni.
A to
chyba też wyczyn pióra autorki, która tak bezczelnie gra na emocjach, za co ją
szczerze jednocześnie nienawidzę i podziwiam. Zatem powtarzam – czytasz na
własne ryzyko. Nadszarpniętych nerwów, łez i zastanowienia się nad własnymi poglądami.
Jak bardzo jesteś
tolerancyjny?
Jak bardzo niechętny
odmienności?
Jak bardzo zbulwersowany
sytuacją uchodźców?
Jak bardzo nie pomógłbyś
ludziom uciekającym od wojny?
Jak Bano czy Lara, które
przybywając z Iraku do Norwegii, niczego nie pragnęły tak bardzo jak być „Jedną
z nich”…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz