- Wszyscy żyjący ludzie pełzający
po ziemi są tchórzami – wydalone z szeregu wielu myśli zdanie, które wypłynęło
na wierzch podczas jednej z kąpieli Bezimiennej. Kąpiel to dziwny proces
chemiczny czyszczący ciało z toksyn i brudów dnia, jednocześnie powodujący
wydostanie się przez pory trujących myśli, niekiedy dolanych z płynem kąpieli
goryczy i pretensji. Strumienie gorącej wody potrafiące odprężyć ciało, ale
spinające myśli. Bez możliwości ponownej ucieczki, Bezimienna poddaje się
kolejnemu dramatycznemu monologowi swojego życia zanurzając się we wrzątku
pretensji do ludzi i świata. Dziś nie będzie się dotykać, poznawać mapy swojego
ciała na nowo, stwierdzi, że jest ona powszechnie nudna i geografię cielesności
odłoży na półkę.
Dziś plaga tchórzostwa osiągnęła
apogeum. Nie żyjemy w czasach wielkich wartości, sytuacji bez wyjścia,
niewyobrażalnych poświęceń. Nie wiszą nad nami groźby wojen, totalitaryzmu,
utraty najbliższych wskutek naszej bezsilności. Nie możemy mieć do nikogo
pretensji prócz do samych siebie, bo cokolwiek w życiu tracimy jest rezultatem
kolizji lenistwa, niepotrzebnych udręczeń, a według Bezimiennej, przede
wszystkim tchórzostwa. Bezimienna jest w tym kiepska, ale stara się jak może w
dni takie jak ten schować wszechogarniająca pogardę do świata ludzkiego. Gdyby
człowiek był zdolny do modyfikowania własnego gatunku, Bezimienna nie
spoczęłaby dopóki nie wymyśliłaby człowieka niemal perfekcyjnie odważnego.
Naukowcy ciągle bawią się genami, częściami ciała, organami, krwią,
bezskutecznie ganiając za przyczynami i zwalczaniem chorób. Bezimienna wierzy,
że większość chorób ciała wynika z utrapień duszy, więc to czym powinnyśmy się
zając to leczeniem przede wszystkim naszych wad, które czynią nas tchórzami w
drodze do relatywnego szczęścia czy chociażby dobrobytu duszy i życia w zgodzie
ze samym sobą.
Zmuszeni do życia w czasach
czyniących z nas istoty ahistoryczne trudno nakreślić obraz wyrazistego Everymana
XXI wieku. Jesteśmy tworem tłumu i mediów. Bezimienna podziwia osoby na tyle
odważne, potrafiące przyznać, że jesteśmy reprezentantami generacji NIC.
Nieważne jak bardzo podepniemy się pod hipstera, dresa, lewicowca, prawicowca,
katola, ateisty to i tak pozostaniemy pokoleniem mało mięsistym. Nawet w
obranych poglądach nie jesteśmy stali czy odważni, targani jak chorągiewki na
wietrze podążające w kierunku południa zmieniających się trendów. „Dziś będę
przeciw aborcji, ale za tydzień zmienię zdanie, bo to takie postępowe”.
W wieczór taki jak ten,
Bezimiennej nie mieści się w głowie wiele ludzkich sprzeczności. Ogarnia ją uderzająca
fala złości. Dlaczego ludzie boją się mówić o tym, co boli, boją się nie mieć poglądów,
boją się przyznać, że przegrywają, boją się ujawnić, że broń Boże, może nie są
szczęśliwi, boją się kochać, boją się tęsknic, wiernie przywiązywać, ale
najbardziej w całej galaktyce słów i zdarzeń Bezimienna nie może znieść strachu
przed prawdą. Dla Bezimiennej najpiękniejszy człowiek to nie ten ubrany w
wyszukane marki, zapaćkany toną skompleksowanego make-upu, ale ten z
zaczerwienionymi oczami po płaczu lub kiepsko przespanej nocy z tęsknoty za
kimś. Najodważniejszy jest ten, kto nie ukrywa łez, ten kto potrafi się
przytulic i przyznać, że potrzebuje. Odważnie jest potrzebować, prosić, dziękować,
przepraszać i prosić o więcej.
Jednak najodważniejsi są martwi.
Poddani eutanazji i samobójcy. Zwłaszcza grupa druga. Bezimienna myśli o
wszystkich topielcach, wisielcach, rozerwanych na torach, z kulą kalibru totalnej
niechęci życia w skroni. Bezimienna czasami zastanawia się czy ten pulsujący
ból w skroni nie ma jej czasami doprowadzić do skraju wytrzymałości, musi wtedy
mocno ucisnąć źródło bólu by bolało mniej. Ucisnąć, żeby bolało mniej.
Bezimienna zastanawia się nad nieprzypadkowością tego zjawiska doboru słów. Zacisnąć
na szyi pętlę by życie już nie bolało, zacisnąć płuca w bezdechu pod wodą by
nie zalewać się już łzami, wcisnąć się pod pociąg, rozwalić mózg o ścianę
bronią palną. Do Bezimiennej powraca traumatyczne wspomnienie i do dziś odbijające
się od niego pytanie: jak bardzo musi bolec życie by zawisnąć na własnym pasku
na klamce? Ilu osób w historii ludzkości bolało tak bardzo? Ile takich czaszek
Hamlet chwyciłby w rękę wypowiadając nieśmiertelne „być albo nie być?” ?
Bezimienna polewa się w wannie wrzątkiem,
obserwuje jak skóra paruje, gotuje bolesne myśli, odważne myśli. Zanurza twarz
pod wodą. Nie oddycha. Nie oddycha. Nie oddycha. Please, please, please.
Wyłania się na powierzchnię. Nie
jest odważna. Bezimienna uczyniłaby ze swojej śmierci ostatnią lekcję
poglądową. Wie dokładnie kto by za nią płakał, kto by przyszedł na pogrzeb, kto
by nigdy nie zapomniał, kto by nigdy nie wybaczył, kto by na zawsze tęsknił,
wiedziałaby, że pewnego dnia nikt by już nie przyszedł na jej grób. Zachłysnęła
się myślą, że będzie żyć dalej czy tego czasami chce czy nie. Wystarczy jej
fantazja. W niej umierała już stokrotnie, leżała w trumnie bez ruchu, widziała
szlochy najbliższych.
Kto choć raz nie umarł w myślach,
ten nigdy nie żył. Kto choć raz nie umarł w myślach, ten tchórz.