Wróciłam do siebie. Do domu, ale
przede wszystkim do SIEBIE powoli wracam, bo wyjeżdżając, siebie zostawiłam w
domu. Byłam w Londynie, ale jakby mnie tam nie było, czas był ciągle o dwa
kroki przede mną, a ja w połowie odpuściłam go już gonic i próbować chłonąc rzeczywistość.
W podróż przecież przede wszystkim powinnyśmy zabierać siebie, ale ja gdzieś w
drodze między jedną a drugą granicą poczułam, że mnie tam za szybą autobusu nie
ma. Tylko szare pasy autostrady. Przyjęłam jednak, że ta wyprawa nie jest dla
mnie, ale dla moich dzieciaków, to oni mają się dobrze bawić i wynieść z tego
piękne wspomnienia. Nie mogłam zobaczyć Londynu swoim okiem z obowiązku
ciągłego monitorowania naszych pociech, więc byłam wniebowzięta, gdy udało mi
się wygospodarować chociaż 20 minut samotności w Covent Garden i pójść po kawę
i móc zagadać do ludzi stojąc w kolejce. Do mojej duszy przemówiło właśnie
głównie Covent Garden i Notting Hill, jednak dzieci nie widziały, że
wielomilionowe miasto nie ma duszy, że ludzie w metrze nawet jeśli
odwzajemniają Twój uprzejmy i ciepły uśmiech, to za nim kryje się jakiś
przeszywający na wskroś smutek. Uprzejmość kończyła się na Azjatce wyzywającej
biedną, zmęczoną Zuzię, która rzuciła się na wolne siedzenie jak lew na swą zdobycz
nie przepraszając po drodze, przez co musiałam ja za nią przepraszać. Spotkać
Anglika w samym Londynem graniczyło z cudem, za to Polaka patrzącego na nas z
góry, że on tu mieszka, a my jesteśmy tylko na wycieczce i robimy wstyd zbyt
dużym hałasem było codziennością w drodze z lub do hotelu. Bo co złego w tym,
że jedziemy 50 minut metrem, a dzieci wymyślają zabawę, że jedziemy jak
najdłużej bez trzymanki i przy każdym przystanku podskakujemy do góry? Gdy choć
jedna osoba patrzyła na nich krzywo, dołączałam do nich i pokazywałam, że
dziwnym jest osadzać dziecięcą beztroskę, zamiast ją w sobie odszukać i się jej
poddać. Jaką ja wyniosłam lekcje z tego wyjazdu? Nigdy nie umrzeć za życia jak
wiele osób żyjących w Londynie, ale skakać, gdy ktoś podrywa Cię do skoku,
śpiewać, gdy ktoś zachęca Cię do śpiewu, zrobić głupią minę na zdjęciu, gdy
ktoś Cię o to prosi i pościgac się do wyjścia, gdy obu stronom sprawi to radość
i oczyści z brudów codzienności. Pamiętać żyć, nawet jeśli z bólu męczącego
dnia masz wrażenie, że zaraz kręgosłup Ci się złamie, a nogi urosną do niewyobrażalnych
rozmiarów, a serce rozbije o chodnik rozczarowań, bo w pracy albo miłości się
nie powiodło.
Dziś wracam do pracy i dowiaduję
się, że za moimi plecami kolejne matki mnie oczerniały i wymusiły zmianę oceny
na lepszą. Niech mają – mądry głupiemu ustępuje.
Niech już będą wakacje, nie od
moich dzieci, ale od ich rodziców i męczącej atmosfery w pracy, w której fałsz
i obłuda tak gęsto wiszą w powietrzu, że można za niego chwycić i zgnieść w
ręce.
Take me on a rollercoaster of feelings and sensations this summer!