Co, jak, gdzie, kiedy? Już
niedzielny wieczór?! A gdzie piątek śmiechu, sobota pragnień, niedziela
lenistwa?!
Budzę się. Żyłka w oku pękła. Z
nosa krew kapie. Ale ja miewam się świetnie! Naprawdę! Pędzę do łazienki,
przecież czeka mnie dzień pełen wrażeń przeze mnie zaplanowany! Wskakuję
każdemu na łóżko i całuję w policzek, budząc perfidnie, przecież musimy się pożegnać
zanim wyjdę łykać kolejne chwile życia! Kolejny panieński za mną. Wszyscy
nocowaliśmy w jednym domu. Po czym poznać, że udany? Bolą mięśnie od śmiechu,
siniak nowy na nodze? Nie. Dostałam zaproszenie na wesele last minute:)
Zanim wyjdę przypierasz mnie do
ściany. Zawsze byłaś grzeczna. Nigdy nie
zdradziłaś. Wiem jak kochasz. Zachłysnęłam się zaskoczeniem. Twoimi
wilgotnymi ustami na moich. Rozpływam się pod temperaturą Twojej inicjatywy. Chowamy
się za drzwiami. Szybka zmiana scenerii, ukrywamy się w łazience. Czuję Twoją
pierś w swojej dłoni. Moje usta na Twojej szyi, zakończenie podniecenia między
nogami. STOP! 9:36. To Tylko sen…to tylko sen.
Sen to najokrutniejsza
manifestacja pragnień i tego, co nieosiągalne. Jak moja wredna wyobraźnia lubi
sobie ze mną pogrywać.
„E. ja nie rozumiem, ciągle jesteś sama? Jak
można cię nie chcieć na stałe, na zawsze?!”. – „nie rozmawiajmy dziś o tym,
dziś nie o mnie. Wiesz, my homoseksualiści mamy skomplikowane życie. Dziś znów
mi się to przypomina. Jesteśmy w klubie, który kipi pragnieniem i pięknem.
Jestem singlem, mogłabym kogoś poderwać, dać się poderwać, grzeszyć, ale nawet
nie mam z kim, bo za chwilę zacznie się wieczne odganianie płci przeciwnej.”
Godziny tańca mijają. Stoję
pośrodku parkietu. Ręce wyrzucam w górę, bawię się włosami, ruszam biodrami.
Nie ma nikogo. Dla mnie, parkiet jest pusty. Patrzę na sufit kołysząc się do
zmysłowego rytmu. Parkiet moich myśli się opróżnia. „E. jest dobrze. Zajmuj
umysł aktywnością towarzyską, śmiechem, momentami wartymi zapamiętania do
załatania dziurawego serca, a sobie poradzisz”. Uśmiecham się do siebie.
Opuszczam głowę do poziomu ludzkich spojrzeń. Chmara facetów dookoła i ona
oparta o ścianę uśmiechająca się do mnie.
Dziękuję jej za sen.
Przypomnienie kolejne co to i jak pragnąc. Prawie zapomniałam. Dziś karmiłam
zmysły promieniami słońca, dobrą muzyką, parkowymi wrażeniami, smacznym
jedzeniem. Leżałam w słońcu, w tle piękne kobiety, zmysłowa piosenkarka. Tylko
ja słuchałam jej uważnie, reszta się zajadała, zapijała. Złapała moje spojrzenie,
utrzymałam je, podniosłam ręce w zachwycie nad jej talentem, przesłała buziaka
i wyśpiewała „dziękuję”. Obracam się, patrzy na mnie inna, patrzy druga. Od
tego patrzenia, wiecie co? Wzrok się tylko psuje, nic nie zmienia. Kładę się na
kocu, podśpiewuję, obserwuję samoloty nad głową. Niech patrzą, nie zabronię.
Dziś, niech nie śni mi się nikt. Realne
sny potrafią też zabijać od środka jak rzeczywistość.