niedziela, 15 czerwca 2014

Senne manifestacje pragnień.

Co, jak, gdzie, kiedy? Już niedzielny wieczór?! A gdzie piątek śmiechu, sobota pragnień, niedziela lenistwa?!

Budzę się. Żyłka w oku pękła. Z nosa krew kapie. Ale ja miewam się świetnie! Naprawdę! Pędzę do łazienki, przecież czeka mnie dzień pełen wrażeń przeze mnie zaplanowany! Wskakuję każdemu na łóżko i całuję w policzek, budząc perfidnie, przecież musimy się pożegnać zanim wyjdę łykać kolejne chwile życia! Kolejny panieński za mną. Wszyscy nocowaliśmy w jednym domu. Po czym poznać, że udany? Bolą mięśnie od śmiechu, siniak nowy na nodze? Nie. Dostałam zaproszenie na wesele last minute:)

Zanim wyjdę przypierasz mnie do ściany. Zawsze byłaś grzeczna. Nigdy nie zdradziłaś. Wiem jak kochasz. Zachłysnęłam się zaskoczeniem. Twoimi wilgotnymi ustami na moich. Rozpływam się pod temperaturą Twojej inicjatywy. Chowamy się za drzwiami. Szybka zmiana scenerii, ukrywamy się w łazience. Czuję Twoją pierś w swojej dłoni. Moje usta na Twojej szyi, zakończenie podniecenia między nogami. STOP! 9:36. To Tylko sen…to tylko sen.

Sen to najokrutniejsza manifestacja pragnień i tego, co nieosiągalne. Jak moja wredna wyobraźnia lubi sobie ze mną pogrywać.


 „E. ja nie rozumiem, ciągle jesteś sama? Jak można cię nie chcieć na stałe, na zawsze?!”. – „nie rozmawiajmy dziś o tym, dziś nie o mnie. Wiesz, my homoseksualiści mamy skomplikowane życie. Dziś znów mi się to przypomina. Jesteśmy w klubie, który kipi pragnieniem i pięknem. Jestem singlem, mogłabym kogoś poderwać, dać się poderwać, grzeszyć, ale nawet nie mam z kim, bo za chwilę zacznie się wieczne odganianie płci przeciwnej.”

Godziny tańca mijają. Stoję pośrodku parkietu. Ręce wyrzucam w górę, bawię się włosami, ruszam biodrami. Nie ma nikogo. Dla mnie, parkiet jest pusty. Patrzę na sufit kołysząc się do zmysłowego rytmu. Parkiet moich myśli się opróżnia. „E. jest dobrze. Zajmuj umysł aktywnością towarzyską, śmiechem, momentami wartymi zapamiętania do załatania dziurawego serca, a sobie poradzisz”. Uśmiecham się do siebie. Opuszczam głowę do poziomu ludzkich spojrzeń. Chmara facetów dookoła i ona oparta o ścianę uśmiechająca się do mnie. 

Dziękuję jej za sen. Przypomnienie kolejne co to i jak pragnąc. Prawie zapomniałam. Dziś karmiłam zmysły promieniami słońca, dobrą muzyką, parkowymi wrażeniami, smacznym jedzeniem. Leżałam w słońcu, w tle piękne kobiety, zmysłowa piosenkarka. Tylko ja słuchałam jej uważnie, reszta się zajadała, zapijała. Złapała moje spojrzenie, utrzymałam je, podniosłam ręce w zachwycie nad jej talentem, przesłała buziaka i wyśpiewała „dziękuję”. Obracam się, patrzy na mnie inna, patrzy druga. Od tego patrzenia, wiecie co? Wzrok się tylko psuje, nic nie zmienia. Kładę się na kocu, podśpiewuję, obserwuję samoloty nad głową. Niech patrzą, nie zabronię.

Dziś, niech nie śni mi się nikt. Realne sny potrafią też zabijać od środka jak rzeczywistość.




czwartek, 12 czerwca 2014

Roznegliżowana tortura.



Nastał czas tortur. Upały przekraczające 35 stopni odczuwa każdy na różne sposoby. Puchną przeróżne części ciała, pocą się, trzeba znosić mieszankę niekoniecznie przyjemnych zapachów dookoła, człowiek z trudem łapie powietrze, doskwierają migreny na ciągłe wieczorne burze.  

STOP!

Nie o takich torturach mówię. Albowiem nastał czas aktywności fizycznej. NIE! To też nie to. Nastał czas negliżu fizycznego. Dla kogoś, kto uważnie obserwuje, przygląda się, chłonie szczegóły, podziwia piękno rodzaju żeńskiego – to dopiero tortura. Kobiety, ah kobiety! Torturują tymi krótkimi spodenkami, kusymi sukienkami, pomalowanymi paznokciami, opalonymi ciałami, rozpuszczonymi włosami spływającymi po plecach, odkrywają kuszący kark, gdy spinają włosy, spięte mięśnie, mocne łydki na obcasach. Wszystko jak na tacy! Nie daj Bóg dostrzec krople delikatnego, świetlistego potu spływającego po szyi czy karku! Dręczą, oj dręczą.

Ostatni tydzień to nie tylko upały i tortury, ale i silne emocje. Kolejne, zasłyszane stanowcze NIE w moją stronę. Zakończenie nawet nie początku, które w środku się tli. Próbuję go zagasić. Wczoraj spontaniczny grill z przyjaciółmi. Jak gdyby znów słyszeli, że gdzieś, do kogoś, o coś - wołam. Z kolei dziś mama poprosiła mnie bym zawiozła ją do naszego domu na wsi. Miałam zostać góra dwie godziny i wrócić do dalszej pracy. Zajechałam. Szumiały drzewa, łaskotało słońce, kusił spokój. W 5 minut odwołałam całe popołudnie i wieczór korepetycji. Na spokój nie ma ceny, wolałam stracić kilkadziesiąt złotych niż siebie.

Sprzyjająca pogoda wołała mnie na długi spacer. Przed weekendem okolice nie są zaludnione przez turystów czy wędkarzy. Mogłam zdjąć bluzkę i przechadzać się bezwstydnie, w negliżu wzdłuż Warty. Dziś to nie kobiece, odsłonięte, podane na tacy kształty kusiły. To przyroda mnie wzywała, kusiła swoją dzikością, bezkresem, stoickim spokojem, który budził we mnie burze pragnień. Każdy z nas pewnie zaznał kiedyś tego uczucia pragnienia kogoś/czegoś, kogo mieć nie możemy. Chemia aż kipi, krzyczy, rozlewa się po nas, a my nie możemy dotknąć, przycisnąć do ściany, namiętnie pocałować, pieścić tam, gdzie pragniemy. Dziś tak ze mną natura pogrywała. Słońce przygrzało, ostro opaliło dekolt, ramiona, dłonie, nogi. Wróciłam do domu. PSSSST. Lato to nie tylko wzmożony negliż, ale wzmożona ochota na napoje chłodzące. Otwarła się butelka piwa, a z każdym łykiem wylewały się pragnienia i burza myśli wszelakich.
Czas na prysznic. Czas na negliż w swoich czterech ścianach. Mówiłam już, że ten, kto odkrył, że z dźwięków można tworzyć muzykę, był geniuszem? Wczoraj znów natrafiłam na nowy utwór, który fizycznie mnie rozbiera, rozdziera, pieści, dotyka, torturuje.


Prysznic mieści się tuż przed lustrem, w związku z czym, gdy stanę na wprost widzę siebie w całościowym negliżu. W tle nie mogło oczywiście lecieć nic innego jak, co dopiero odkryte nowe dźwięki. Muzyka, która sprawia, że wszystko zwalnia. A najbardziej piana spływająca po moim ciele. Zatrzymuję się. Znów nie śpieszę. Chcę obserwować jak chłodna piana spływa po moim rozgrzanym, opalonym ciele. Nie starczy mi widok spływającej piany między piersiami, po brzuchu…niżej…Obracam się, widzę plecy, mapę siebie, piana spływa strużkami po kręgach by za chwilę zrobić delikatny zakręt po dołeczkach. Znacie je? Dołeczki na dole pleców? Jestem ich właścicielką.



Piana mnie muska. Fantazja się budzi. Czemu jeszcze nikt nie prześledził językiem mapy moich piegów na plecach? Myślę „jak dawno nikt nie widział mnie nago”. Spodobałabym się? Coś się we mnie zmieniło? Rzeźbię siebie. Mięśnie się wyrabiają. Myślę „po co? Skoro to miesień sercowy mam wyrobiony najbardziej i to on pociąga najgłębiej”.

Myślę. Ty. Ty, która zobaczysz mnie następna nagą. Wyobrażasz sobie mnie i Ciebie? Moje ciało i umysł tego upału nie są w stanie pojąc. Roznegliżowana tortura.



Trudno o kobietę, która potrafi spojrzeć prosto w lustro. Nie odwrócić się. Złapać w bezruchu, a jednocześnie namiętnym wygięciu bioder. Spojrzeć prosto w oczy i nie odwrócić wzroku.

Spojrzysz?




niedziela, 8 czerwca 2014

Skrzydła na autopilocie.


Jak poskładać połamane skrzydła?
Jak je znów rozłożyć i polecieć w głąb siebie?
Przebić się nimi przez mur samotności,
Uśmiechnąć się w tłumie odosobnienia.
Łykam chwile ogromnymi haustami powietrza.
To ten moment, gdy dziecko uśmiecha się na twój widok
To ta chwila, gdy obserwujesz swoje najlepsze przyjaciółki
I wypełnia cię po brzegi ciebie duma z tego, jakimi cudownymi matkami się stały.
To ta radość na widok wytęsknionego przyjaciela
Rozmowy do białego rana o wszystkim i niczym
To smak dobrego jedzenia w doborowym towarzystwie
Łaskotanie kuszącego alkoholu po podniebieniu
To wiatr we włosach przy spuszczonych szybach samochodu
To bezwarunkowa miłość zwierzaka.
Koniec z kontaktem z wiecznym biurem odroczeń.
Odroczeń spotkań cennych i rozmów ważnych.
Mam dość pisania odwołań.
Mam dość czucia się jak bezpański pies,
Który cieszy się na ochłapy czułości przemycone między wierszami.
Zasługuję na złożone zdania,
Bezpośrednie spojrzenia w oczy,
Namiętne pocałunki
Dłuższe przytulenie
Rozłożenie skrzydeł
Nie poklepanie po grzbiecie,
Ale otwarte ramiona wyciskające mnie na zewnątrz, a nie tłumiącą w zarodku.
Chcę znów mieć skrzydła i nie myślec o tym, gdzie mnie poniosą.
Włączam autopilota.

Nic tak mnie ostatnio nie uspokaja jak muzyka z filmu "Gwiazd naszych wina".



i niewinne istoty jak ten mały koleżka :)

czwartek, 5 czerwca 2014

Na strzępy.



"Pokaż mi swoje blizny - powiedział.
Ale...dlaczego? - zapytała z zaciekawieniem.
Chcę zobaczyc ile razy mnie potrzebowałaś, a mnie przy tobie nie było - wyszeptał, a łza zbiegała mu po policzku."
Droga Nikt,
Ciągle cię nie ma.
Wymijamy się?
Ja wracam z pracy, a ty do niej wychodzisz?
Przecież nie czuję woni twoich perfum w powietrzu.
Nie było cię, gdy oni mnie poniżali
Nie było cię, gdy one złamały mi serce
Nie ty trzymałaś ręki, którą sama się podnosiłam.
Nie ma cię, gdy wracam z pracy, a w głowie burza myśli niespokojnych,
Nie podajesz mi przypraw, gdy gotuję w kuchni,
Nie ma cię, gdy napawam się uderzeniem zapachów lata, cynamonu zimą, zielenią wiosny, nostalgią jesieni,
Nie siedzisz na miejscu pasażera, gdy mijam kilometry siebie za oknem samochodu,
Nie ma cię, gdy muzyka budzi we mnie najdziksze instynkty,
Nie ma cię, gdy sceny filmowe wyciskają ze mnie krople mnie samej,
Nie widziałaś kolekcji nowych książek na półce,
Nie ma cię, gdy opowiadam ich treści obcym,
Nie stoisz obok na koncercie, gdy wyśpiewuję swoje płuca,
Nie ma cię teraz obok na kanapie, gdy piszę o tobie na kolanach,
Nie całujesz po karku, szyi, za uchem, dłoniach, żyłach mnie całej,
Nie obudziłaś się w moim łóżku od ponad półtora roku.
Przez ciebie mój pokój pachnie tylko mną i wonią drewna, papieru książek.
Droga Nikt,
Jestem na ciebie piekielnie obrażona, wściekła i rozżalona.
Droga Nikt,
Nie przychodź do mnie, nie dziś
Nie było cię, gdy rozdarto na nowo moje blizny od środka,
Nie ma cię teraz, gdy świeża krew po nich mnie zalewa.
Droga Nikt,
Nie pokazuj się dziś u mnie,
Zbyt tęsknię, zbyt jestem głodna, zbyt zniesmaczona.
Rozszarpałabym cię

Na strzępy.