czwartek, 20 czerwca 2013

PoLONDYŃskie refleksje.

Wróciłam do siebie. Do domu, ale przede wszystkim do SIEBIE powoli wracam, bo wyjeżdżając, siebie zostawiłam w domu. Byłam w Londynie, ale jakby mnie tam nie było, czas był ciągle o dwa kroki przede mną, a ja w połowie odpuściłam go już gonic i próbować chłonąc rzeczywistość. W podróż przecież przede wszystkim powinnyśmy zabierać siebie, ale ja gdzieś w drodze między jedną a drugą granicą poczułam, że mnie tam za szybą autobusu nie ma. Tylko szare pasy autostrady. Przyjęłam jednak, że ta wyprawa nie jest dla mnie, ale dla moich dzieciaków, to oni mają się dobrze bawić i wynieść z tego piękne wspomnienia. Nie mogłam zobaczyć Londynu swoim okiem z obowiązku ciągłego monitorowania naszych pociech, więc byłam wniebowzięta, gdy udało mi się wygospodarować chociaż 20 minut samotności w Covent Garden i pójść po kawę i móc zagadać do ludzi stojąc w kolejce. Do mojej duszy przemówiło właśnie głównie Covent Garden i Notting Hill, jednak dzieci nie widziały, że wielomilionowe miasto nie ma duszy, że ludzie w metrze nawet jeśli odwzajemniają Twój uprzejmy i ciepły uśmiech, to za nim kryje się jakiś przeszywający na wskroś smutek. Uprzejmość kończyła się na Azjatce wyzywającej biedną, zmęczoną Zuzię, która rzuciła się na wolne siedzenie jak lew na swą zdobycz nie przepraszając po drodze, przez co musiałam ja za nią przepraszać. Spotkać Anglika w samym Londynem graniczyło z cudem, za to Polaka patrzącego na nas z góry, że on tu mieszka, a my jesteśmy tylko na wycieczce i robimy wstyd zbyt dużym hałasem było codziennością w drodze z lub do hotelu. Bo co złego w tym, że jedziemy 50 minut metrem, a dzieci wymyślają zabawę, że jedziemy jak najdłużej bez trzymanki i przy każdym przystanku podskakujemy do góry? Gdy choć jedna osoba patrzyła na nich krzywo, dołączałam do nich i pokazywałam, że dziwnym jest osadzać dziecięcą beztroskę, zamiast ją w sobie odszukać i się jej poddać. Jaką ja wyniosłam lekcje z tego wyjazdu? Nigdy nie umrzeć za życia jak wiele osób żyjących w Londynie, ale skakać, gdy ktoś podrywa Cię do skoku, śpiewać, gdy ktoś zachęca Cię do śpiewu, zrobić głupią minę na zdjęciu, gdy ktoś Cię o to prosi i pościgac się do wyjścia, gdy obu stronom sprawi to radość i oczyści z brudów codzienności. Pamiętać żyć, nawet jeśli z bólu męczącego dnia masz wrażenie, że zaraz kręgosłup Ci się złamie, a nogi urosną do niewyobrażalnych rozmiarów, a serce rozbije o chodnik rozczarowań, bo w pracy albo miłości się nie powiodło.
Dziś wracam do pracy i dowiaduję się, że za moimi plecami kolejne matki mnie oczerniały i wymusiły zmianę oceny na lepszą. Niech mają – mądry głupiemu ustępuje.

Niech już będą wakacje, nie od moich dzieci, ale od ich rodziców i męczącej atmosfery w pracy, w której fałsz i obłuda tak gęsto wiszą w powietrzu, że można za niego chwycić i zgnieść w ręce.


Take me on a rollercoaster of feelings and sensations this summer!

wtorek, 11 czerwca 2013

Rodzicowe potyczki.

Gdy przychodzą chwile, gdy wątpię czy dobrze wybrałam i czy dobrze robię to, co robię, sięgam po jeden z listów rekomendacyjnych moich byłych wykładowców, którzy wierzyli we mnie i wracam do czasów, kiedy moi wykładowcy nie mogli przyjąc do wiadomości, że ktoś taki jak ja nie może znaleźc pracy, bo każdy dyrektor powinien wiedziec, że ktoś taki jak ja to skarb...

Jak wiadomo, znaleźc pracę nauczyciela z roku na rok jest coraz trudniej, dlatego moja kochana wykładowczyni nie mogła się pogodzic z moją sytuacją i zaczęła rozglądac się razem ze mną za pracą. Mam Jej maila do dziś i oto jego krótki fragment:

"Droga Pani E.,
Piszę na adres jaki widzę na blogu - choć pamiętam, że do niedawna był inny.
Ale mam nadzieję, że dotrze.
Musze przyznać, że Pani posty robią na mnie wstrząsające wrażenie i sama zaczynam wątpić w sens tego wszystkiego co robimy przygotowując Państwa do pracy w szkole i zachęcając do niej tak bardzo.
Anyway, ostatnio zaczęłam wypytywać wkoło różne osoby czy nie znalazłaby się dla Pani jakaś ciekawsza oferta, i oto co do mnie dotarło:[...]

Na pewno w końcu znajdzie Pani jakieś lepsze miejsce, gdzie będzie Pani mogła wykorzystać swój talent i pasję. DON'T EVER GIVE UP! 
Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki bardzo mocno."

Pomijając fakt, że treśc poniższego listu na zdjęciu się nie zmieniła. Dalej jestem pogodna, otwarta, motywująca, pełna swobody, zaskoczeń i dyscypliny zarazem.

Szkoda, że pan Dyrektor zapomniał albo na krótko uwierzył, że to co we mnie zobaczył 4 lata temu i chyba dlatego zatrudnił na stałe się nie zmieniło i ja to ciągle ja...


Nie pozwolę żadnemu rodzicowi by mi tak więcej ubliżał, podkopywał, gdy nie ma racji i łamie prawo.


niedziela, 9 czerwca 2013

Lekcja z życia wzięta.

Życie to ciągłe wyznaczanie sobie nowych celów. To bezustanny brak odpowiedzi na pytanie o jego sens, dlatego przy trudzie odnalezienia sensu wielu zdarzeń, lepiej wyznaczać sobie coraz to nowsze cele. Droga zawsze jest bezpieczniejsza, ciekawsza i bardziej inspirująca, gdy wiemy mniej więcej co jest na jej końcu. Bo czy jestem zła, że znów źle skręciłam i na końcu tego zakrętu nie czekała miłość? Normalnie zalewałabym teraz serce kubłami rozczarowania i rozgoryczenia, ale ciągle powtarzam sobie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a wszystko w życiu po coś się dzieje. Owszem można się nieźle wkurzać na życie, że każe nam się częściej uczyć na błędach, a nie dobrze podjętych decyzjach, ale trzeba wypełnić płuca powietrzem pozytywnych myśli, pierś wypiąć do przodu i iść przez życie zadowolonym z podjętych decyzji. Dlatego nie będę żałować, że walczyłam choć przegrałam. Oczywiście są i będą momenty, gdy będę czuć się jak skończona idiotka, że otworzyłam serce, stałam się znów bezbronna, pokazałam siebie, a drzwi przede mną i tak zatrzaśnięto, ale wiecie co? Nie każdego stać na taką odwagę uczuć, więc dziś, tak, jestem z siebie dumna.

Może właśnie po to, to było, przypomnieć sobie swoją prawdziwą naturę, duszę romantyka gotowego na wielkie gesty, ale czas wejść jeszcze raz do skorupy. Czas nabrać dystansu, nie słyszeć słowa „obietnica”, gdy ono nie pada, jednak nie zatrzymywać się, przeć dalej. Nie odcięto mi skrzydeł, dalej je mam i lecę na nich dalej. Mogę być swoim własnym bohaterem, inspiracją i źródłem siły i atrakcyjności. Wyznaczyłam sobie kolejny cel w życiu, będę zmierzać w stronę jego realizacji i tego będę się trzymać. Pamiętając by nie lokować uczuć w miejscach, gdzie nie ma z nich zysku. Na spokojnie, bez pośpiechu, aż w końcu może ktoś dla odmiany zajmie się mną i postara się o mnie równie jak bardzo ja jestem do tego skora i gotowa.

„Nauczyłam się, że nieważne co się wydarzy albo jak kiepski wydaje się dzisiejszy dzień, życie toczy się dalej, a jutro może być lepsze. Nauczyłam się, że można wiele powiedzieć o danej osobie po tym jak radzi sobie z tymi trzema sytuacjami: deszczowym dniem, zgubionym bagażem oraz zaplątanymi lampkami na choinkę. Nauczyłam się, że bez względu na relacje ze swoimi rodzicami, będziesz za nimi tęsknic, gdy ich zabraknie. Nauczyłam się, że zarabianie na życie, to nie to samo co życie. Nauczyłam się, że życie daje Ci drugie szanse. Nauczyłam się, że przez życie nie powinnyśmy iść z rękawicą łapacza w obu dłoniach; musisz być w stanie coś odrzucić. Nauczyłam się, że cokolwiek postanowię z otwartym sercem, zazwyczaj jest to dobra decyzja. Nauczyłam się, że nawet jeśli miewam bólem, to nie muszę się takowym stawać. Nauczyłam się, że każdego dnia musisz wyciągnąć dłoń i dotknąć kogoś. Ludzie kochają ciepłe przytulenie albo choć zwyczajne przyjacielskie poklepanie po plecach. Nauczyłam się, że nadal mam wiele do nauczenia. Nauczyłam się, że ludzie zapomną co mówiłeś, zapomną co robiłeś, ale nigdy nie zapomną to w jakie uczucia ich wprawiłeś”.

Zatem kolejna lekcja z życia zaliczona na szóstkę. Nie zamykać się, wychodzić do ludzi, chwytać mocno kierownicę i nie przejmować się zbyt długo wybojami na drodze. Co wypłakałam i pewnie jeszcze wypłaczę to moje, ale wyszłam w ten weekend do ludzi. Parłam do przodu, zadebiutowałam w swoich nowych legginsach, które okazały się strzałem w dziesiątkę, bo mnóstwo kobiet i mężczyzn się za mną obracało, chwyciłam ten moment i uśmiechnęłam się do siebie i dzień zakończyłam obiadem w miłym, bezpiecznym towarzystwie. I zostałam przytulona, gdy tego potrzebowałam. Nieświadomie. Dlatego pamiętajmy dotykać się psychicznie i fizycznie, nigdy nie wiesz, czy ktoś tego właśnie nie potrzebuje.


Czego Wy nauczyliście się w ten weekend?